I kolejny tydzień poszedł w niepamięć. Teraz tylko weekend. Do piątku śliwa już prawie zniknęła. Nie wiedziałem, jak ja pokażę się w barze, ale musiałem iść mimo wszystko. Oczywiście właściciel zapytał co się stało i wypuścił mnie na salę o dziesiątej. W mroku nic nie było widać, a tym bardziej, że większość gości była zdrowo podchmielona. Dzisiaj był wyjątkowo duży ruch, ale jakoś z ekipą się uporaliśmy. Sobota to był czas nauki. W poniedziałek miałem klasówkę z angielskiego, a w czwartek sprawdzian z geografii. Uczyłem się do czwartej. Musiałem jeszcze posprzątać i ugotować coś na jutro, bo wieczorem niczego nie przyrządzę. O dziewiątej miałem chwilę dla siebie. Włączyłem laptop i pogrzebałem trochę w Internecie.