piątek, 30 sierpnia 2013

Piętno przeszłości cz.2



Ze snu wyrwał go krzyk Emily. Zerwał się jak poparzony z łóżka. Złapał swój kij do baseballa i pobiegł do jej pokoju. Wpadł tam niczym huragan. Jednakże to, co ujrzał odebrało mu zapał do dalszego działania.
Okno było wybite. Po całej podłodze poniewierały się kawałki szkła oraz części framugi drewnianego okna. Przy łóżku dziewczynki stała jakaś skulona postać. Usłyszawszy otwierane drzwi odwróciła się. Chłopak lustrował zasuszoną twarz tej szkarady. Pożółkłe, połamane zęby, ślepe oczy, dziura zamiast nosa. Nastolatek zaczął szczękać zębami.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Piętno przeszłości cz.1



- Russeeeeell!
- Coo?!
- Pomożesz mi zanieść ten kosz z jabłkami do spiżarki?
- Nooo!
Chłopak odłożył grabki ogrodowe i wstał z klęczek. Otarł pot z czoła i założył poplamioną białą koszulkę. Łańcuszek z zawieszonym na nim srebrnym krzyżykiem włożył pod materiał i zwinnie przeskakując nad grządkami warzywnymi pobiegł do sadu, gdzie czekała na niego Veronica.

środa, 28 sierpnia 2013

Historia kołem się toczy



 Z podpokładu wybiegła Lily.
- Lily! Nie! – Krzyknął Connor.
- Bra… - Urwała, bo została przebita szponami przez jakiegoś latającego potwora Trzeciego Kręgu. 
Chłopaka zamurowało. Szeroko otworzył oczy i zaczął szybciej oddychać. Jego wargi drżały. Ożywił się po kilku sekundach.
- Lilyyyyyyy!!! – Zawołał rozpaczliwie i zaczął strzelać do bestii. Wpakował w nią resztę naboi, jakie mu pozostały. Ze stwora nie zostały nawet ochłapy.
- Connor! Uspokój się! – Russell złapał go za ramię.
- Zostaw mnie! – Chłopak wyrwał rękę z uścisku. Pobiegł ku umierającej dziewczynce. Uklęknął przy niej i położył ją sobie na kolanach. Wiedział, że umrze w przeciągu minuty.
- Trzymaj się malutka, wszystko będzie dobrze. – Przytulił do siebie dziecko i głaskał je po głowie.
- K… Ko… Kocha… - Odkaszlnęła krwią. Złapała kilka spazmatycznych oddechów. – Kocham cię. – Bezskutecznie kilkukrotnie wciągnęła powietrze w dziurawe płuca. – Braciszku. – Uśmiechnęła się.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Studnia z podwójnym dnem...



Nagle coś z ogromną siłą uderzyło w prawą burtę, a statek przechylił się na lewą stronę. Connor uderzył plecami w ścianę. Przy upadku pociągnął za sobą dziecko, które mocno do siebie przytulił, dzięki czemu ochronił ją przed uderzeniem. Russell zachwiał się na nogach.
- Musimy to sprawdzić. – Rzekł blondyn. – Odprowadź dzieciaka do tej rudej. Mała musi zaczekać. – Pobiegł do ich wspólnej kajuty po naboje.
Chłopak znów powierzył dziecko Lisie, a sam pobiegł w stronę wyjścia na pokład. Do klapy dotarł bardzo szybko. Otworzył ją i wyszedł. Jego twarz wyglądała jak twarz chorego na febrę.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Oni ZAWSZE mają problemy.

Podobno pierwsza noc w nowym miejscu jest najważniejsza, a gdyby była zapowiedzią całego rejsu, nikt nie odważyłby się wsiąść na ten pieprzony statek.
Była trzecia nad ranem, kiedy Łowcy zostali wyrwani ze snu. Oczywiście Russell tak się rozepchnął, że Connor został zmuszony do spania na skraju łóżka. O kołdrze mógł jedynie pomarzyć.
Obudził ich przeraźliwy krzyk jakiejś kobiety. Ocknęli się jednocześnie. Szerszeń spadł z posłania.
- Nic ci nie jest? – Spytał Russell.
- Nie. Co to było? – Rozejrzał się wokół siebie.
- Nie wiem, ale musimy to sprawdzić. Mam złe przeczucia.
Obaj zerwali się na równe nogi i ruszyli w stronę stolika, przy którym stały nesesery z ich broniami. Connor szybko przełożył paski kabur przez ramiona i plecy, po czym zabezpieczył je z przodu grubszym paskiem. Do kieszonek swoich spodenek włożył dwa magazynki. Russellowi złożenie karabinu snajperskiego nie zajęło piętnastu sekund.
- Ruszamy. – Rozkazał starszy z nich.

Mała niespodzianka



Tess długo stała na molo obserwując, jak statek, na którym byli jej przyjaciele, znikał na horyzoncie. W końcu straciła go z oczu. Odwróciła się i naciągnęła ciemnozielony kaptur na głowę.
- Ciekawe, jak poradzą sobie w jednej kajucie... – Uśmiechnęła się, po czym ruszyła w kierunku agencji.

sobota, 24 sierpnia 2013

Pierwszy dzień i same kłopoty...



Pierwszy kapitan przygotowywał się w swoim luksusowym gabinecie do rejsu. Na biurku ustawił zdjęcie żony i dziecka, zgiął mikrofon inercomu, poprawił ułożone w perfekcyjny stos papiery i właśnie wyglądał przez okno, kiedy ktoś zapukał w drzwi kajuty.
- Wejść. – Zaprosił gościa do środka.
Do gabinetu wszedł wysoki, szarooki blondyn w długim, skórzanym płaszczu. Wyglądał podejrzanie. Zamknął za sobą drzwi.

piątek, 23 sierpnia 2013

Odprawa



Okręt, który przybił do portu przypominał wielki parowiec. Biały, wysoki, z dwoma wielkimi kominami sterczącymi pośrodku pokładu, które od czasu do czasu wypuszczały obłoki dymu. Świetne atrapy. Kominy na tym statku nie były konieczne, ponieważ za napęd służyły mu bardzo mocne śruby i potężne silniki. Te wszystkie zabiegi były potrzebne po to, by nikt z Nowego Świata nie domyślił się, że technologia na tym świecie wyprzedza czasy epoki pary wodnej o jakieś dwieście lat. I, przede wszystkim rząd Archeonu nie mógł dopuścić aby prawda o genezie ludzi na Nowym Kontynencie wyszła na jaw.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Pożegnanie.



Przygotowania do wyjazdu przebiegały spokojnie bez przeszkód. Najpierw Russell i Connor musieli dostarczyć szefowi różne dokumenty m.in. zaległe raporty z misji. Starszy z przyjaciół zamówił bilety na rejs przez Internet, a młodszy wciskał sąsiadkom kwiaty, których i tak mieli w swoim mieszkaniu niewiele. Z miłą chęcią przyjmowały je od chłopaka, bo zawsze uważały, że jest porządny i bardzo miły młodzieniec. Miały o nim dobre zdanie, w przeciwieństwie o  jego współlokatorze. W przeddzień wyjazdu spakowali się. Każdy wziął dwie walizki z ubraniami i jedną z bronią.
W dzień rejsu zdali klucze u właściciela budynku i ruszyli w stronę portu. Po drodze zjedli śniadanie w jakiejś knajpie. Nie chciało im się gotować w domu. I tak nie mieli nic do jedzenia.
Chłopak usiadł na molo i machał nogami. Wyglądał jak małe dziecko siedzące na wysokim krześle. Russell zapalił papierosa i oparł się o słupek do cumowania. Nie odzywali się. Każdy z nich był zbyt podekscytowany wyjazdem. W dodatku niezwykła dla dużego miasta, przejmująca cisza panująca w porcie, urzekała ich swoim niezwykłym urokiem. Chcieli się nią napawać jak najdłużej.
W porcie zaczęli zbierać się pierwsi pasażerowie. Zaczęło robić się coraz głośniej. Jednak wszyscy oniemieli, kiedy w porcie pojawiła się ona.
- Mieliście zamiar odpłynąć tak bez pożegnania? Nieładnie to tak, chłopcy. To zupełnie nie w waszym stylu.
Obejrzeli się przez lewe ramię  jak na komendę. Z cienia budynku wyszła zakapturzona kobieta. Zmierzała w ich kierunku.
W takiej dziurze jak dzielnica portowa wyglądała jak gwiazda filmowa. Wszyscy obecni oglądali się za nią, lustrując ją spojrzeniami pełnymi pożądania i zazdrości. Zanim jakiś mężczyzna spojrzał w jej szafirowe oczy, zawiesił oko na jej dużych i kształtnych piersiach opiętych białą koszulą i grafitową kamizelką zapinaną pod biustem. Kiedy samiec śledził ją wzrokiem po tym, jak już obok niego przeszła i zalotnie puściła oczko (jeśli nie powodował u niej odruchów wymiotnych) obserwował zgrabny tyłeczek oraz biodra poruszające się w rytm marszu oraz zabójczo zgrabne i długie nogi kończące się wąskimi stopami i czerwonych szpilkach. Dotarłszy do Russella i Connora zdjęła ciemnozielony kaptur. Jej długie, złociste włosy zaczęły powiewać na wietrze.
Blondyn zgasił trzeciego już papierosa, wrzucając go do wody, a chłopak wstał z pomostu.
- Szlag. A już myślałem, że uda nam się przed tobą zwiać, Tess. – Powiedział Russell.
- Nie tak łatwo przede mną uciec, kochanie. – Odpowiedziała słodko kobieta. – A ty? - Zwróciła się do Connora. - Nie miałeś zamiaru wysłać chociaż SMS-a?
- Wysłałbym ci pocztówkę z Nowego Świata.
Blondyn tylko lekko się uśmiechnął. Wychował niezłą żmiję.
- Widzę, że dowcip ci się wyostrzył, skarbie. No cóż – westchnęła teatralnie -  chociaż ja o was pamiętałam, Łowcy. - Podeszła do młodszego z nich, przytuliła się i pocałowała w policzek, zostawiając na nim ślad po swojej krwistoczerwonej szmince w kolorze butów. - Dopilnuj, aby ten stary mop do podłogi wyglądał jako tako i nie wrócił tu zapuszczony jak najgorszy menel spod mostu.
- O to możesz być spokojna. - Wytarł ręką policzek, na którym i tak został czerwony rozmazany ślad.
Podeszła do stojącego tuż obok Russella. Jego też musiała odprawić.
- A ty pilnuj tego smarkacza, aby nie narozrabiał.
- Dobrze mamusiu.
Miała ochotę wymierzyć mu cios w policzek, jednak powstrzymała się. Musiała o siebie dbać. No i niedawno miała robiony dość kosztowny manicure. Co by było gdyby, nie daj bóg, odprysnął jej przez to lakier? Russell byłby martwy.
- No, na razie chłopaki. Uważajcie na siebie i wróćcie jak najszybciej, i w jednym kawałku. W końcu muszę na kimś zarabiać. – Uśmiechnęła się ironicznie.
- A ty dbaj o siebie i przede wszystkim o swoje dwa śliczne skarbki. – Russell wskazał podbródkiem jej biust przyglądając mu się z niemałym zaciekawieniem, niemalże z fascynacją, a potem bezczelnie spojrzał kobiecie prosto w oczy. Poczerwieniała ze złości i wymierzyła mu siarczysty cios w policzek. – Wiem, należało mi się. - Potarł ręką pulsujące od bólu miejsce.
- To dobrze że wiesz… I przestań się na nie gapić! – Odruchowo zasłoniła się rękami.
- Jak masz tak rozpiętą koszulę to jak mam się nie patrzeć?! – wskazał dwie duże wypukłości znów się na nie gapiąc.
- Zboczony idiota.
- Szurnięta kretynka.
- Stary mop do podłogi.
- Głupia małpa. – Russell rzucił ostatnie w tej słownej przepychance przezwisko. Tess musiała być „tą mądrzejszą”. Zapanowała krótka cisza, którą przerwał serdeczny śmiech przyjaciół.
- Kretyni. – Mruknął Connor do siebie.
- Wasz statek już jest. – Powiedziała Tess, kiedy już się uspokoili. Objęła ich jeszcze raz na pożegnanie. - To papa. Trzymajcie się i uważajcie na siebie.
- Dzięki. – Odpowiedział na te słowa Connor. – Russell, chodźmy już.
- Dobra. To narka Tess.
Wzięli swoje bagaże i poszli w kierunku statku, zostawiając swoją jedyną przyjaciółkę na molo. Kiedy mężczyźni ustawili się w kolejce, Connor ostatni raz nostalgicznie spojrzał na miasto, w którym mieszkał ponad dwa lata. Tutaj zostanie bardzo wiele jego wspomnień. Pomimo, że bardzo chciał wyjechać i zacząć nowe życie, już tęsknił za Varholdem. Ledwo zdążył przyzwyczaić się do wielkomiejskiego życia, a już musiał wyjechać gdzieś w nieznane. Chłopak miał nadzieję, że tam nie będzie gorzej niż tutaj, w stolicy Archeonu. Jakaś malutka cząstka jego serca zostanie tutaj na zawsze i będzie pragnęła wrócić, jednak cały on już nie mógł doczekać się wyjazdu.