czwartek, 14 sierpnia 2014

Mały medyk

    I kolejny tydzień poszedł w niepamięć. Teraz tylko weekend. Do piątku śliwa już prawie zniknęła. Nie wiedziałem, jak ja pokażę się w barze, ale musiałem iść mimo wszystko. Oczywiście właściciel zapytał co się stało i wypuścił mnie na salę o dziesiątej. W mroku nic nie było widać, a tym bardziej, że większość gości była zdrowo podchmielona. Dzisiaj był wyjątkowo duży ruch, ale jakoś z ekipą się uporaliśmy. Sobota to był czas nauki. W poniedziałek miałem klasówkę z angielskiego, a w czwartek sprawdzian z geografii. Uczyłem się do czwartej. Musiałem jeszcze posprzątać i ugotować coś na jutro, bo wieczorem niczego nie przyrządzę. O dziewiątej miałem chwilę dla siebie. Włączyłem laptop i pogrzebałem trochę w Internecie.

niedziela, 15 czerwca 2014

Za pięć portal


Pojawienie się Egzorcystów w mieście jedynie podsycało panujący wśród mieszkańców narastający od kilku tygodni niezrozumiały niepokój. Udali się do kościoła. Na wejściu przeżegnali się i podeszli bliżej, do ołtarza. Naprzeciw wyszedł im proboszcz parafii, kapitan Egzorcysta Dicardi.
- Witajcie, ekscelencjo, siostro – skinął im głową i pocałował wyciągnięty ku niemu biskupi pierścień. - O waszym przybyciu wiem już od miesiąca. Gratuluję awansu.
- Dziękuję. Jak sytuacja w promieniu trzech mil od portalu?

czwartek, 12 czerwca 2014

Pan pedagog

W poniedziałek lekcje przebiegły normalnie. Na historii pani Sparks mnie nie zapytała. Chyba coś do niej dotarło. Nareszcie, koniec męki z historią. Na wf-ie mieliśmy gimnastykę. Coś nowego. Robiliśmy przewroty, przez co o mało nie złamałem karku. Na informatyce Ray znów coś pisał. Nawet nie zastanawiałem się co to może być. A na biologii mieliśmy kartkówkę. W sumie nie poszło mi tragicznie. Może nawet dostanę trójkę. Byłoby fajnie. Dostać trzy u pani Walker. To nazywałby się sukces życia.

niedziela, 8 czerwca 2014

Małe miasteczko


Spotkali się o świcie w hangarze. Christina spakowała walizy z ubraniami na pakę, a broń na tylne siedzenia.
- Jedziemy tylko na kilka dni. Nie musisz brać na zmianę tylu ciuchów – powiedział pół żartem Rafael. Nawet wywołał na twarzy kobietki lekki uśmiech.
- Racja. Bo po co się stroić? Pokora przede wszystkim, ojcze – odparła, niezauważalnie ironizując.
Biskup nie odebrał tego jako docinkę. Zajrzał do samochodu i spod fotela kierowcy wyjął zawiniątko z szarego papieru pakowego.
- To dla ciebie – podał dziewczynie paczkę.
- Co to?
- Rozpakuj.

czwartek, 5 czerwca 2014

Dziwne pojęcie sprawiedliwości


Wtorek zaczął się normalnie. Na pierwszej lekcji mieliśmy francuski. S’il vous plaît, bonjour i tak dalej. Po niej była fizyka, a między zajęciami była przerwa, która na trwałe wyryła się w mojej pamięci.
Przed lekcją do klasy wpadło pięciu chłopaków. Każdy miał co najmniej metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, był szeroki w barach i owłosiony na twarzy. Trzech z nich trzymało podkute żelazem pałki, a jeden podkładkę z plikiem kartek. Każdy miał na sobie czarną kurtkę ze znakiem szkoły na piersi wyszywanym złotymi nićmi. Rozejrzeli się po klasie wypełnionej przerażonymi uczniami.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Undertaker


     -… a jego historia jest tak długa i tak czarna jak jego włosy. Czyli mroczna niczym listopadowa noc.
     - A jego życie to ciągłe pasmo ciągłych nieszczęść.
   - Najpewniej to jedynie wielkomiejska legenda o jakimś szaleńcu sprzed skażenia.
     - Ale są świadkowie, ponoć ktoś go widział.
     - Wydaje mi się, że to bardzo mało prawdopodobne.
  

niedziela, 25 maja 2014

Mam dość

    Obudził się z potwornym bólem krzyża w środku nocy. Wyprężył się, przeciągnął na tyle mocno, by skrzypnęły kości, i przeszedł po pokoju. Położył się na łóżku i leżał na wznak bardzo długo. Kiedy tylko zamykał oczy, od razu widział twarz Christiny. Chciał jak najszybciej wymazać ten obraz z głowy i pozbyć się zbędnych uczuć oraz reakcji mu towarzyszącym, przez co wiercił się, gdy próbował usnąć, nie mógł znaleźć wygodnej pozycji do snu. Zażywszy środki nasenne, usnął z wielkim trudem. Zanim odpłynął do krainy wiecznej szczęśliwości, ból pleców dał mu o sobie znać. Pocieszała go jedynie myśl, że nie tylko on będzie cierpiał następnego dnia.

piątek, 23 maja 2014

Czarne Róże



Przez cały tydzień poznawałem zasady panujące w szkole. Oczywiście wymyślili je uczniowie. Wśród licealistów była ustalona hierarchia. Najpierw samorząd, potem trzecioklasiści, sportowcy i cheerleaderki, drugoklasiści, kujony, dilerzy i pierwszoklasiści. Na samym siwym końcu dyndałem ja – nowy. Snake powiedział, że jestem szczęściarzem, bo mam kogoś, kto jest w stanie zająć się mną. W ten sposób chciał wyrobić we mnie poczucie winy za to, że mi pomaga a także zrobić sobie ze mnie niewolnika. Mnie to nie rusza. Ja nie prosiłem go o pomoc (za którą jestem mu bezgranicznie wdzięczny). Cóż, piątek się skończył, a ja musiałem pouczyć się na poniedziałek i odrobić wszystkie lekcje.

niedziela, 18 maja 2014

Konwenanse

   - Biegnij!
   - Łap linę! – Krzyknął Rafael i rzucił końcówkę sznura z obciążnikiem. Christina skoczyła n ściągnęła zacisk na szyi dwumetrowej Żabnicy.
   Okrążyli potwora dookoła, dusząc go i pętając. Egzorcystka wskoczyła na jej płaski jak deska łeb i zsunęła po jej kręgosłupie, zadzierając głowę potwora do góry na tyle wysoko, by ksiądz mógł przeciąć jego gardło jednym, zamaszystym cięciem. Truchło padło załamane swym ciężarem.
   - Brawo – powiedziała Ravenga i zawiesiła się na ramieniu towarzysza.
   - Gratulacje.
   Ignorując cuchnące, zaczynające się rozkładać zwłoki, odwrócili się i udali się do samochodu.
   Po powrocie Banderotii złożył raport u przeora i udał się na spoczynek.

środa, 14 maja 2014

Nowy


      Pierwszy marca. Super. To początek mojej kariery w nowej szkole. Trochę się stresuję, ale mam nadzieję, że jakoś zniosę naukę i mieszkanie tutaj. A przynajmniej chciałbym w to wierzyć…
      Ta szkoła to coś w rodzaju zakładu poprawczego. Tylko, że tutaj nie ma strażników, krat więziennych i godzin odwiedzin, ale za to trafiają tu kryminaliści w wieku licealnym, którzy w większości mieszkają w przyszkolnym internacie. Tak mi się poszczęściło, że zamiast iść do mamra, trafiłem tu, ponieważ wyraziłem chęć nauki i poprawy. Po prostu chwyciłem Boga za nogi. Teraz czekają mnie dwa i pół roku w szkole dla kryminalistów, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone.

niedziela, 11 maja 2014

Zaufanie to podstawa



- I jak? – zapytał arcybiskup, kiedy Rafael raczył zdać raport z zakończonej misji.
- Niezła jest. Powiedziałbym, bardzo dobra. Tylko brakuje jej ogłady. I nosi cywilne ubrania bez zezwolenia.
- Ale w walce się sprawdza, tak? – dopytał, by rozwiać wszelkie wątpliwości rodzące się w głowach obydwu księży.
- Owszem. Nieźle się rusza, ma bardzo krótki czas reakcji. Ma celne oko i sprawny, czysto kalkulacyjny, zimny umysł. Myśli nad tym co robi i planuje swoje posunięcia. Ale nie słucha się mnie, jest opryskliwa i działa na własną rękę. Jeżeli ma pomóc przy zamykaniu portalu, to musimy zacząć współpracować.
- Rozumiem.

wtorek, 6 maja 2014

Epilog

- Że co? - Spytał Russell z niedowierzaniem.
- Jajco. – warknął Connor
- Niby gdzie chcesz wyjechać? Po co? – Spytała Tess.
- Wyjeżdżam do Karajewa, stolicy Sarevii. Może kiedyś przeniosę się bardziej na wschód. Łowcy są tam dużo bardziej potrzebni niż tutaj. Dwójka całkowicie wystar… - przerwał i skrzywił się  nieznacznie demonstrując nikły ból spowodowany przez kopnięcie go w piszczel przez Skorpiona.
- Dwójka? – przeciągnęła kobieta. – Chyba kiepsko szła ci matma w szkole. Cztery minus jeden to trzy, nie dwa - uśmiechnęła się jak dobra matka do swojego dziecka.
- Ja nic nie wiem – odparł szybko – nic nie powiedziałem – odwrócił głowę.
- Czego nie wiesz?- uśmiech znikł z tej zwykle surowej twarzy.
Connor znał ten ton. Wiedział, że jeżeli nic nie powie, w najbliższym czasie będzie mógł pożegnać się z życiem.

niedziela, 4 maja 2014

Test



   Po załatwieniu wszystkich formalności i zakwaterowania dla Egzorcystki, rozpoczęła się misja Rafaela. A jego celem było oswojenie krnąbrnej zakonnicy. Najpierw musiał wiedzieć co tak naprawdę potrafi i do czego zdolna jest jego podopieczna. W tym celu załatwił łatwą misję niedaleko stolicy. Wyruszyli nazajutrz. Oboje w mundurach, uzbrojeni, odhaczyli się w koszarach i pojechali do małej miejscowości pod miastem. Ravenga miała ze sobą tajemniczą, czarną walizkę półtorametrowej długości.
 

piątek, 2 maja 2014

Czas powrotu

Czarny helikopter Organizacji pojawił się przed południem. Łowcy, Tess i Adam zbliżyli się do lądowiska i w bezpiecznej odległości poczekali, aż pilot posadzi maszynę na ziemi. Podmuch wiatru rozwiał im włosy i poderwał kobietom sukienki. Furgoczący silnik zgasł, a śmigła powoli zwolniły. Z kabiny wyskoczył wysoki, chody pilot, a z części dla pasażerów trójka Łowców – dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Szybko wymienili serdeczności z kolegami po fachu i udali się za szefem. Nowi pasażerowie dali odpocząć pilotowi i jeszcze chwilę nacieszyli się czystym powietrzem Yeni. W miarę czystym, biorąc pod uwagę, że powietrze na całej planecie jest zanieczyszczone przez dwutlenek węgla, freon i spaliny z samochodów w bardziej cywilizowanych częściach świata.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Pierwszy dzień



  - Chyba nie myślałeś, że pojedziesz na tak niebezpieczną misję sam? – mina, jaką miał Banderotti sugerowała, że właśnie tak myślał. – To zbyt duże ryzyko. Nie możemy pozwolić sobie na stratę tak dobrze zapowiadającego się Egzorcysty.
  - No dobrze, ale – wyciągnął fotografię, która była załączona do dokumentów – dlaczego na partnera daliście mi to dziecko?! – Cisnął ją z hukiem na blat biurka. Odsłonił twarz młodziutkiej dziewczyny o głębokim spojrzeniu fiołkowych oczu. – mam robić za Egzorcystę czy niańkę, na krwawiące serce Pana?! I dlaczego akurat kobieta? Wiesz, jakie one są, ekscelencjo. Głośne, upierdliwe…

czwartek, 24 kwietnia 2014

Z życia Tess




Kiedy nastał dzień wyjazdu Łowcy i Tess zostali zabrani na lądowisko dla helikopterów. Pilot miał przylecieć za jakiś czas. Tymczasem Russell i Connor rozmawiali z Adamem, a Rose nie chciała wypuścić brata z objęć. Zawiesiła się na jego ramieniu i słuchała rozmowy. Neyva i Sophie siedziały w cieniu drzewa, wachlując się.
Tess siedziała na ławeczce i rozmyślała o tym, co się wydarzyło w przeciągu ostatnich miesięcy. Utopiła się w tych wspomnieniach, zatracając poczucie rzeczywistości.
 

niedziela, 20 kwietnia 2014

Pisanki

Nim przejdziemy do opowiadania, pragnę złożyć Wam, mała garstko moich czytelników/czytelniczek, najserdeczniejsze życzenia z okazji świąt Wielkanocy. Niech te święta upłyną Wam w rodzinnej atmosferze,w ciszy i spokoju. Aby te święta były dla Was czasem wypoczynku i był dla was miło spędzony w towarzystwie najbliższych. Życzę Wszystkim smacznego jajka i mokrego dyngusa, świetnej zabawy w lany poniedziałek (niekoniecznie w śniegu :) ).
Erviel

czwartek, 17 kwietnia 2014

Żądza


- Jakie? – spytał Russell.
- Macie transport. Za tydzień. Znajdę wam jakieś ostatnie zlecenia. W końcu tradycji musi stać się zadość, nie? – uśmiechnął się blado.
- Serio? To świetnie! 
Łowcy spojrzeli się po sobie i zaczęli cieszyć się jak dzieci z cukierka. Nagle Connor zwrócił przyjacielowi uwagę na twarz swojego szefa. Nie była zbyt radosna.
- Ej, Adam, co jest?
- Nic – strapił się. Podrapał po potylicy i udał do wyjścia. – Pożegnajcie się ze wszystkimi i spakujcie się. Na razie – wyszedł, nie czekając na odpowiedź.
- Zachowaliśmy się jak ostatnie dupki – skwitował brunet. – Głupio wyszło.
- No. Jutro pójdziemy, pożegnamy się jak należy, weźmiemy coś mocniejszego, nie sądzisz?
- Po co czekać do jutra? Chodźmy dzisiaj. Zgarniemy dziewczyny i porządnie się pożegnamy.
- Byle nie tak, jak się witaliśmy, bo kolejnego takiego kaca to chyba nie przeżyję – westchnął przypomniawszy sobie ledwie zapamiętany wieczór.
- Nie martw się – Szerszeń poklepał mężczyznę po policzku. – teraz jesteś na uwięzi i wątpię, aby twoja właścicielka popuściła ci pasa – uśmiechnął się łajdacko.
- Szlag – mruknął i wyszedł z mieszkania.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Zamiary Neyvy



Russell i Rose szybko podnieśli się i poszli do pokoju najmłodszego domownika. Pośredniczki, które do tej pory były w kuchni, poczekały, aż Łowcy znajdą się u boku wampira. Mimo wszystko wolały trzymać się z daleka.
Dziewczyna powoli otworzyła oczy. Connor siedział przy niej, a w prawej dłoni podtrzymywał jej. W lewicy miał Skorpiona. Rose miała w pogotowiu Prawego, a Russell nóż. Czekali, aż się odezwie.
- Gdzie… Gdzie ja jestem? – wystękała z trudem.
- Pamiętasz mnie? – Spytał Connor ciepło, lecz stanowczo.
- Co-connor. Tak, pamiętam. Co się stało?
- Wolisz skróconą wersje czy wszystko ze szczegółami?
- Konkrety, śmiertelniku – odparła zimno.
- Zabiłaś swojego ojca i wypiłaś jego krew. Potem wymordowałaś większość wampirzych oficerów. Tak w skrócie.
- Dziękuję, możesz odejść.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Misje



Rankiem udał się Do Natarvii. Tym razem nikt nie zatrzymywał go na bramce i bez problemu dostał się do kancelarii. Podszedł do recepcjonisty.
- Przyszedłem po…
- Do ekscelencji – przerwał mu pracownik biura – osobiście. Proszę chwilę zaczekać.
Mężczyzna zapukał do drzwi i wszedł do środka. Po chwili wyszło stamtąd kilku księży. Mieli różne stopnie, od proboszcza do wikariusza. Rafael został poproszony o wejście do gabinetu.

środa, 9 kwietnia 2014

Sekret Rose



Tego dnia było wyjątkowo ponuro i przygnębiająco. W mieście panowała cisza. Upiorna cisza. Ulice były niemalże puste. Krzątali się po nich nieliczni Sprzątacze, którzy zmywali krew z bruku, pracownicy biura i urzędnicy z rady miasta spisywali straty, między budynkami przemykali pojedynczy cywile, którzy odwracali wzrok od trupów. Wszystkie ciała były wywożone za miasto. Trupy potworów i te niezidentyfikowane były zasypywane we wspólnej mogile lub palone. Te ciała, które dało się rozpoznać, oddawano rodzinom, a te, które ewidentnie należały do mieszkańców miasta, ale nie znalazły swoich rodzin, pochowano we wspólnej mogile w towarzystwie księdza w naprędce poświęconej ziemi.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Codzienność



Zmierzał korytarzami Bazyliki Wielkiej w Draven, a za nim niosło się echo stukania obcasów jego butów o podłogę. Zdjął skórzane rękawice i wsadził je do kieszeni sutanny. Do arcybiskupa stolicy Państwa Kościelnego nie wypadało iść z zasłoniętymi dłońmi. Mimo, że był już wikariuszem generalnym, a awans to tylko kwestia czasu, nadal musiał korzyć się przed o dwa stopnie wyższym od niego duchownym.
Dwaj strażnicy odsunęli halabardy gdy go zobaczyli. Może i był młody, ale już osiągnął stopień majora, a na jego mundurze tuż obok krzyża wielkości całego torsu znajdowały się odznaczenia wojskowe. Wikariusz zapukał lekko, nienachalnie.

czwartek, 3 kwietnia 2014

Ogłoszenie

Ogłoszenie: od niedzieli 6 kwietnia rusza "nie-dzielna seria". Będą tu umieszczane jakieś krótkie historie w tym charakterze i utrzymane w podobnej konwencji. najpierw ruszy opowiadanie o innej frakcji Łowców - Egzorcystach. Mimo, że historia jest osadzona w świecie z poprzedniej serii, jest luźno powiązana z całym światem, ale należy znać podstawy działania uniwersum. Oto zapowiedź do pierwszego opowiadania z serii:
"Młody Egzorcysta dostał od samego papieża Pierre'a XV bardzo ważne zadanie. Ma zamknąć portal, przez który na powierzchnie wydostają się bardzo silne potwory. Zadanie niemalże niemożliwe do zrealizowania, ale nie dla człowieka tak silnej wiary jak jego. Jednakże w całej misji tkwi malutki haczyk..."

Wyciszenie



Adam zrzucił płaszcz. Miał już dosyć bycia Łowcą, narażania się na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, a przede wszystkim strzelania. To było takie okrutnie. I złe. Zasiadł za swoim biurkiem i zaczął wydawać dyrektywy. Neyva została pod okiem sanitariuszek, a Łowcy udali się do miasta szukać ludzi. Brakowało tylko pośredniczek, ale diabli wiedzieli, gdzie one teraz są. On sam rozsiadł się w fotelu i napił się whisky. Powinien się umyć, ale nie miał na to siły. Wyjrzał przez okno, rozchylając żaluzje. Pod oknami straszny syf, wszędzie trupy. Sprzątacze wzięli się już za robotę. Zbierają ciała i wywożą, ekipy strażaków jeżdżą wozami i opłukują ulice, powoli ruszyła oczyszczalnia wody.

niedziela, 30 marca 2014

Strata



Łowcy nie mieli dużo więcej do roboty. Potwory zmyły się tak szybko, jak się pojawiły, a nawet jeszcze szybciej. Wampiry, czyli przywódcy szturmu, ogarnęła anarchia po utracie wszystkich przywódców. Magiczne stworzenia naprędce otwierały portale tylko po to, by wynieść się z siedliska ludzi. Te słabsze zostawały tylko po to, by pogłębić rzekę krwi, utworzoną z posoki wszystkiego, co dzisiaj zginęło.
Connor zgarnął Neyvę i osłaniany przez Rose szedł za dowódcą. Pozostali Łowcy zabijali potwory niższych Kręgów, jeśli atakowały.

niedziela, 23 marca 2014

I rodzinka w komplecie



A ona stała na małym balkoniku i obserwowała wszystko z obrzydzeniem do rasy ludzkiej, ale także i swojej. To przez wampiry ludzie stali się tacy… dzicy. Niczym zaszczute zwierzęta w klatce - lesie pełnym kłusowników. Donikąd ucieczki, znikąd nadziei. Zostaje tylko załamać się i poddać.
O nie, nie tym razem – skarciła się w myślach i otarła łzę z policzka. Stała pod wielką ciemnozieloną płachtą rozciągniętą nad kamienną półką, która miała stać się w najbliższej przyszłości balkonem. Póki co nawet barierek nie było. Zeskoczyła z budynku. Miękko wylądowała na bruku. Zacisnęła pięści i ze spuszczoną głową ruszyła przed siebie przedzierając się przez środek bitwy. Szła w kierunku wampirzego generała. Nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi. Najpierw zauważyła Russella i Connora zwróconych do siebie plecami, potem Rose i jakiegoś mężczyznę, który ciągle wydawał jej rozkazy oraz dwóch innych, młodych Łowców. Starała się o nich nie myśleć. Nie w tym momencie. Po policzkach ciągle spływały duże, słone krople, których nie ocierała. Przystanęła w połowie drogi i rozejrzała się. Musiała powstrzymać dalszy rozlew krwi.
- Dość – powiedziała cicho do siebie. – Dość. – Powtórzyła nieco głośniej, ale nadal była niezauważalna jak powietrze.

środa, 19 marca 2014

Prawdziwa potęga przeciwnika



Kiedy pośredniczki wybiegły z mieszkania, Neyva poczuła się strasznie samotna. Opuszczona jak powojenna sierota. Próbowała znaleźć sobie jakiś kąt, ale przytłaczająca cisza stawała się nie do zniesienia. Wiedziała, dlaczego to wszystko się dzieje, gdzie tak naprawdę się znajduje. Spod koszuli wyjęła swoją jedyną własność – srebrny wisiorek w kształcie kuli. W środku znajdował się sproszkowany Kwiat Północy, który dawał jej ochronę przed promieniami świetlnymi. Nie mogła otworzyć kulki, bo utknęłaby w cieniu na zawsze,  a tego chciała za wszelką cenę uniknąć. Toczyła wisiorek między palcami, siedząc pod parapetem w pokoju Russella tylko po to, by zapomnieć o tym, co dzieje się za oknem, tuż obok. Nie chciała wstać i spojrzeć na to, do czego doprowadziła. Bała się. Ale i wstydziła. Cały czas wsłuchana we wrzaski mordowanych ludzi i potworów siedziała skulona w tym jednym tylko kącie. Nie ruszała się. Nie chciała się narażać na gniew Łowcy. Wyraźnie powiedział, że ma zostać w domu.

niedziela, 16 marca 2014

Skleroza nie boli



- Wiesz, mam wrażenie, że o czymś zapomniałyśmy – powiedziała Sophie, gdy wyglądała przez wielkie witrażowe okno, siedząc we wnęce okna znajdującego się nad ładnymi organami osadzonymi w wiśniowym drewnie.
Tess zajęła się opatrywaniem rannych i segregowaniem zapasów. Na górze poza nimi siedziało jeszcze kilku mężczyzn, którzy dopiero co wrócili z miasta i dwie siostry zakonne. Blondynka owijała właśnie rękę jednego z mieszczan bandażem, kiedy doszło do niej to, co usłyszała.
- A niby o czym miałyśmy zapomnieć?
- Sama pomyśl – zeskoczyła z wnęki i miękko wylądowała na parkiecie. -  Nie brakuje ci czegoś? Ja mam jakieś nieodparte wrażenie, że o czymś zapomniałyśmy.
- Ale o czym? Gotowe – poklepała mężczyznę po ramieniu i uśmiechnęła się. Zajęła się skrzynkami z amunicją. – Chłopaki w polu, miasto w miarę możliwości zabezpieczone, ludzie poukrywani po domach i azylach. My, a przynajmniej ja - podkreśliła - opiekujemy się rannymi. Czego jeszcze chcesz?

czwartek, 6 marca 2014

Decyzje



- Rose?
Przed nią stał Russell. W dłoni ściskał jedną z rzutek, a przez ramię miał przewieszony karabin. Nieco wystraszony, patrzył na nią w niemym osłupieniu.
- Dlaczego do mnie mierzysz? – spytał nerwowo?
- Bo mogę – burknęła, ale nie schowała broni.
- Proszę cię, Rose, schowaj to – poprosił stanowczo, acz z lekką nutką strachu w głosie. Nie do końca był zdecydowany i pewny swych słów.
- Zastanowię się – odparła.
- Radziłbym ci mierzyć przed siebie. Czekają na nas – wskazał jej grupkę pomniejszych demonów. Wyjął jeszcze trzy rzutki do rzucania i miotnął nimi w grupkę potworów. Powalił kilka, dwa zostały zranione.
A ona stała i tylko się zastanawiała.              

piątek, 28 lutego 2014

Dziwny czas na rozmowy



Czwórka Łowców powoli udała się w kierunku południa. Dotarli do rozwidlenia drogi. Russell, jako dowódca, miał zadecydować, co dalej. Milczał.
- I co dalej, dowódco? – spytała Rose, nieco ironicznie.
- Connor?
- Najwięcej jest ich w tamtym kierunku – wskazał palcem lewą ścieżkę. – Ale tam też ich nie brakuje – dodał szybko, wskazując druga drogę. – Ogólnie najwięcej wyczuwam ich w okolicach Centrum.
- Dobrze. Zatem ja i Connor udamy się na Wschód, wy bierzecie Zachód. Za pół godziny spotykamy się na rynku.
- Rozkaz! – usłyszał w odpowiedzi.

poniedziałek, 24 lutego 2014

W imię wiary...



Bez ogona się nie obyło. Nim dotarli do azylu, natrafili na sforę Odyńców, które trzeba było załatwić, ale z racji tego, że było ich z półtora tuzina, a każda ze sztuk ważyła co najmniej trzysta funtów, nie było mowy o frontalnym starciu. Najpierw jechali Rose i Adam, za nimi pośredniczki, na końcu Russell i Connor. Oni dwaj skupili na sobie potwory. Odbili w lewo, by odciągnąć od pozostałych potwory. Większość z nich pobiegła za nimi, ale pięć sztuk udało się za pozostałymi. Jednego załatwiła Sophie, resztę Łowcy. Te, które pobiegły za Skorpionem i Szerszeniem były wykańczane powoli. Nie były tak zwrotne jak konie, więc kiedy mężczyźni gwałtownie skręcili, dwa z nich zaryły w ścianę jakiegoś budynku i zabiły się, rozbijając sobie czaszki. Jeden zginął, ponieważ nadział się na ogrodzenie, którego nie był w stanie przeskoczyć. Resztę powoli wystrzelali. Aby je wszystkie wykończyć, krążyli wokół kościoła i małego placu ze studnią w centrum.

środa, 12 lutego 2014

Nieoczekiwane spotkanie



Russell i Connor jechali powoli mimo, że ich konie już odpoczęły. Czasami zostawiali je by pozabijać jakieś potwory. W ich sercach obudzili się obrońcy praw zwierząt i poznali, co to jest troska o coś, co ma sierść. I oczywiście pochodzi ze świata ludzi.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Różne oblicza walki



Russell na grzbiecie łaciatego konia z ciapkami na nogach wyglądał jak przywódca rewolucji. Wściekły przywódca wściekłej rewolucji.  Co rusz krzyczał do Connora i wydawał Juanowi nowe polecenia które nie zawsze były przyjmowane. On i jego Tarcza strzelali do wampirów z szybkością dźwięku czasami tylko pudłując. Na koniach poruszali się bardzo szybko i bardzo szybko uciekali przed chmarami coraz to nowych potworów.
Znaleźli się przed budynkiem banku który był otoczony ze wszystkich stron szerokimi ulicami.
- Bierz mojego konia i krąż wokół banku. Będę na dachu. – Zarządził Russell i zeskoczył z grzbietu swojego ulubionego dzianeta który nawet doczekał się swojego imienia – Koper.

czwartek, 30 stycznia 2014

Zapowiedź #2

Na blogu właśnie pojawił się pięćdziesiąty post. Co każdą pięćdziesiątkę będzie pojawiała się kolejna zapowiedź. Oto kolejne opowiadanie, które ruszy po zakończeniu obecnej serii.

Niektórzy wierzą, że istnieje niebo. I piekło. Utarło się powiedzenie "Piekło na ziemi". jest używane rzecz jasna przenośnie, a definiuje różne pojęcia "piekła". Jednakże na ziemi są i takie miejsca, które z powodzeniem możemy nazwać Piekłem.
A oto i jedno z nich. Bloodline. Amerykańsko-meksykańska kolonia karna położona miedzy tymi dwoma krajami. Niegdyś to było więzienie i ośrodek wychowawczy dla nieletnich, ale z czasem zamieniło się małe miasto, potem malutkie, nic nieznaczące państewko. Złożone z samych więźniów i ich potomków. To miejsce gdzie prawem określa się prawo pięści i pieniędzy. To miejsce, gdzie dla niewinnych nie ma miejsca.

sobota, 25 stycznia 2014

Druga twarz Sophie



Tess wytarła oczy i westchnęła.  Po co ja to zrobiłam? Tylko dołożyłam mu zmartwień, myślała i roztargniona chciał wrócić do salonu, ale z łazienki wyszła Sophie.
Miała na sobie ciemnozieloną kamizelkę opinającą jej biust i uwydatniającą talię. Pod nią śnieżnobiała koszula, ze spiętym broszką z czerwonym kamieniem, w którym była wygrawerowana lilia, błękitnym żabotem. Na piersi miała symbol pośredniczek – tarczę z mieczem wpisaną w okrąg zwieńczonym u dołu liściem akantu. Na dłoniach skórzane rękawice jeździeckie. I przede wszystkim dziewczyna ubrała się w spodnie. A damie nie przystało nosić spodni, chyba, że zachodzi taka potrzeba. Na głowie miała gogle z optycznymi szkłami. Włosy związała w koński ogon. Tess z rozdziawioną buzią patrzyła na młodą pośredniczkę w osłupieniu.

sobota, 18 stycznia 2014

W przedsionku piekła...



Kolejny świt. Kolejny dzień niepewności. Chociaż z drugiej strony, jeśli wampiry miały w ogóle zaatakować, to właśnie poprzedniej nocy. Lub tej, która nastanie po dzisiejszym zachodzie. Ten dzień to jedna wielka zagadka, której nikt nie umiał rozwiązać.

środa, 8 stycznia 2014

Przemiana



I się zaczęło. Strzelnica, siłownia, zlecenia, dom. I to wszystko po to, by przygotować się do masakry, która będzie miała miejsce w najbliższym czasie. Prawdopodobnie w pierwszą bądź drugą noc pełni. Lub nawet przed. Nikt nic nie wiedział. Łowcy byli przekonani jedynie o tym, że wampiry nie zaatakują w dzień. Na pewno nie. Nie…

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Kto znowu?!



Adam zadzwonił po posiłki do innych miast. W dziewięć dni mógł ściągnąć kogo chciał, a ci z Centrali, choćby mieli się zesrać, musieli mu pomóc w ochronie Sorix. W trakcie tych kilku dni przygotowań, do miasta zjechało ośmiu Łowców. W pensjonacie nie było miejsca dla wszystkich, więc Redfield zaproponował jednemu z nich gościnę u siebie. Drugi niezakwaterowany Łowca znalazł inne rozwiązanie tego problemu…
Cztery dni przed pełnią, do mieszkania Łowców ktoś zapukał.

czwartek, 2 stycznia 2014

Najgorsza prawda jest lepsza niż najpiękniejsze kłamstwo



- Jak to możliwe? – Zapytał zszokowany Russell. – Dlaczego nam nie powiedziałaś wcześniej?
- Nigdy nie pytaliście. – Odparła Neyva tonem niewinnego dziecka. Gapiła się na swoje trzewiki.
- Jasny gwint. – Opadł na fotel i złapał się za głowę. – A mówiłem ci, że to zły pomysł. – Blondyn spojrzał z wyrzutem na przyjaciela.
- To niby moja wina, tak? – Spytał lekko nabuzowany chłopak
- A niby czyja? – Mężczyzna złapał się podłokietników i podciągnął się na nich, nachylając w stronę przyjaciela.
- To nie jest niczyja wina. – Rzekła dziewczyna, przerwać tę bezsensowną kłótnię. Spojrzeli na nią jednocześnie. – To nie moja wina, że jestem taka, jaka jestem. Ani tym bardziej wasza.