Nazajutrz w mieszkaniu Łowców
pojawił się nowy współlokator. W kamienicy, w której mieszkała Sophie,
przeprowadzano deratyzację toksycznymi środkami i poproszono lokatorów, aby
znaleźli sobie zastępcze miejsca zamieszkania na jakieś dwa tygodnie. Same
wybijanie szczurów mogło zająć kilka dni, ale wywietrzenie tych chemikaliów
trochę trwało. Russell przyjął przyjaciółkę pod swój dach, ponieważ Connor
pozwolił zamieszkać Neyvie w ich domu, nie pytając nikogo o zgodę. Był remis.
Chłopak nie był zachwycony tym pomysłem, a Tess aż kipiała ze złości, ale jej
gniew sięgnął zenitu, kiedy musiała spać razem z tą idiotką w jednym łóżku.
Obie kobiety zgodziły się na to tylko i wyłącznie wtedy, gdy Connor będzie spał
pomiędzy nimi. Russellowi byłoby za dobrze. No i nie wiedziały, czego się po
tym starym zbereźniku spodziewać. W tej jednej kwestii były zgodne. I tylko pod tym jednym względem.
Po którejś z kolei kłótni Connor zatykał uszy rękami, Russell zanurzał nos w gazecie i w arcyciekawej rubryce sportowej, a Neyva po prostu wyszła, trzaskając drzwiami. Nagle zadzwonił telefon. i koleja sprzeczka: o to, która z kobiet odbierze.
- Słucham. - Powiedział Connor ze stoickim spokojem do słuchawki. Wraz z wysłuchaniem wiadomości jego mina stawała się weselsza. - Dzięki wielkie! Zaraz będziemy. - Rzucił słuchawkę na widełki. - Russell, bujaj dupę w troki! Robota je... - zaczął wrzeszczeć radosnym tonem, ale szybko odchrząknął, gdy pośredniczki sparaliżowały go wzrokiem. - Znaczy się. Mamy zlecenie do wykonania. - Oświadczył formalnie. - Adam powiedział, ze są jakieś problemy z Szarkowcami na przedmieściach. A teraz przepraszamy - ukłonił się. - Drogi przyjacielu, czy zechcesz mi towarzyszyć w tej misji?
- Ależ oczywiście. Moje panie, czas na nas. - Obaj zawinęli się bo wyklepaniu tych formalnych formułek do swoich kwater i szybko zebrali swoją broń. W brązowych płaszczach wypruli z mieszkania najszybciej, jak tylko się dało.
- I co? Łyso ci? - Spytała sarkastycznie Sophie. - Nawet oni mają tego wszystkiego dosyć!
- Wszystko było cacy, dopóki ty się tu nie zjawiłaś! Nie masz innych przyjaciół? Nie mogłaś czegoś wynająć? Jest przecież tyle rozwiązań, ale nie nasza przemądrzała Soczewa musiała uprzeć się na mieszkanie z Łowcami! Ha! No przecież! Ktoś musi im pomatkować. tylko, że ty do tego kompletnie się nie nadajesz!
- Zazdrościsz? - Spytała z przekąsem.
- Niby czego?
- Że wolą mnie od ciebie. Niejednokrotnie dziękowali mi za uwolnienie spod twojej dyktatorskiej jurysdykcji!
- Ooo, patrzcie ją! Podłapała kilka mądrych słówek w radiu i od razu wzięło ją na filozofanie! I myślisz, że nie wiem co to znaczy? Bo jestem blondynką, tak? To wybacz dziecko, ale się trochę pomyliłaś w stosunku do mnie.
- Najmocniej przepraszam, proszę pani. - Dziewczyna pokłoniła się w pas i zachichotała.
Tess zaczęła wrzeć.
- A idź stąd w cholerę!
- Pieprzona blondyna.
- Tępa brunetka.
Obie odwróciły się na pięcie i zajęły się domowymi obowiązkami. Sophie zrobiła pranie, a Tess umyła podłogi. Szkoda, ze dziewczyny aż tak bardzo się nienawidziły i robiły sobie nieznośne psikusy.
- Zniszczyłaś moje koszule! - Wrzasnęła blondynka, kiedy zobaczyła na sznurku jej ubrania. Zerwała trzy z nich i podstawiła pod nos współlokatorce. - Uprałaś je na tarce! Ty tępa kretynko! To jest czysty jedwab! Można prać go w ręku i niskich temperaturach. A teraz nadaje się do śmieci.
- Przynajmniej nie umyłam nimi podłogi jak ty moją najlepszą sukienką. - Warknęła i poszła po firanki.
Dziewczyna podstawiła sobie krzesło pod karniszem i zdjęła stare, śmierdzące dymem firanki i chciała zawiesić nowe. Ledwo sięgała do żabek. Rozejrzała się po pokoju.
- Potrzebujesz czegoś? - Spytała Tess zza jej pleców.
- Przydałoby się wyższe krzesło...
Nim skończyła zdanie, blondynka pojawiła się w salonie z nowym krzesłem.
- Masz to. - Podstawiła i chciała wyjść.
- A co to? Dzień dziecka?
- Wiesz - prychnęła -nawet zwierzęta mają swój dzień dobroci. - Uśmiechnęła się szyderczo i poszła do kuchni, jednakże szybko wróciła, gdy usłyszała krzyk brunetki.
Młoda pośredniczka leżała na ziemi, nie ruszała się. Od krzesła odpadła noga. Tess już wiedziała, co się stało.
- Ej, Sophie. - Powiedziała i lekko ją szturchnęła. Dziewczyna trzymała się za głowę.Podniosła dłoń do twarzy. Zobaczyły krew. Brunetka zza swoich okularów spojrzała na kobietę wzrokiem płonącym nienawiścią.
- Zrobiłaś to celowo! Rozumiem, drobne sprzeczki, ale to?! Mogłaś mnie zabić!
- Ja wcale nie...
- Och, zamknij się już i wynoś się!
Chciała wstać, ale przewróciła się. Ból w głowie nasilił się. Zaczęło jej dwoić się przed oczami, powoli traciła poczucie rzeczywistości. Odpływała.
- Hej. Hej! - Wrzasnęła Tess i powoli wpadała w panikę. - Spokojnie, kobito, wyluzuj. - Wykonała kilka wdechów. - Dobra. - Sprawdziła funkcje życiowe poszkodowanej. Oddychała. A to już jakiś pozytyw sytuacji. Na głowie miała otwartą ranę. Musiałą uderzyć się o kant szafki. Mogła dostać wstrząśnienia mózgu. A najgorsze, ze wszystko poszłoby na konto Tess...
Musiała szybko działać. Zabandażowała jej głowę, położyła na czole kompres, poczekała, aż odzyska przytomność.
Sophie pamiętała tylko tyle, że miała powiesić firanki. Nie przypominała sobie, aby kładła się spać. Otworzywszy oczy, ujrzała sylwetkę jej rywalki.
- Co się... - Zaczęła i chciałą wstać.
- Nie ruszaj się. Spadłaś z krzesła i rozbiłaś sobie głowę. - Skłamała. - Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - Dodała, uspokajającym tonem.
- Ty...
- Jesteśmy same, a ja byłam w kuchni. Zareagowałam natychmiastowo.
- Serio? - kiwnięcie głową. - Dziękuję. Tess?
- Tak?
- Czy mogłabyśprzynieść mi szklankę wody.
- Oczywiście.- Powiedziała i prawie w podskokach poszła do kuchni.
Sophie miała reset pamięci. Nic nie pamiętała, a więc na Tess nie spadnie żadna odpowiedzialność. No i być może Sophie trochę zmieni się w stosunku do niej.
Dziewczyna doszła do siebie po kilkunastu minutach. Blondynka odprowadziła ją na kanapę i kazała położyć.Zaopiekowała się nią i trwałą przy łóżku. Zajęła się czytaniem gazety.
Russell i Connor wrócili do domu w dobrych humorach. Potwory niższych Kręgów nie stanowiły dla nich żadnego wyzwania. Po misji poszli na piwo i trochę odsapnęli od napiętej sytuacji w domu. Po dwóch kolejkach stawili się pod drzwiami mieszkania. Szerszeń nacisnął klamkę i wśliznął się do środka. Cisza. Zero wrzasków, awantur, nawet płaczu. Nic a nic. Rozejrzał się i cicho wszedł głębiej.
- Halo? - Zawołał.
- Ooo, wróciliście.- Przywitałą ich blondynka. - Chcecie napić się czegoś?
- Nie, dzięki. - Odpowiedział Russell.
- No taak - przyciągnęła obydwu mężczyzn do siebie, jak się chlało piwsko to nawet nie ma ochoty nawet na lemoniadę. - Puściła ich i westchnęła. - Co tak stoicie Właźcie do środka.
- Ej, co tu się stało?
- A co miało się stać?
- Jest tu tak...Cicho. Zero awantur, tłuczonych talerzy (swoją drogą wytłukłyście nam chyba prawie całą starą zastawę) ani nic.
- Cicho. Sophie śpi. Spadła z krzesła kiedy wieszała firanki. Odpoczywa.
- Coś się jej stało? - Spytał chłopak z przejęciem.
- Będzie miała guza i bliznę po rozcięciu. I chyba doznała wstrząśnienia mózgu. Bądźcie cicho.
Reszta dnia upłynęła w zbawiennej i nietypowej dla ostatnich dni ciszy. Nawet Neyva, kiedy wróciła, zachowywała się jak mysz pod miotłą. Po tym dniu Tess nieco złagodniała, a Sophie w ramach wdzięczności odkupiła jej zniszczone rzeczy i podziękowała za udzielenie pomocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz