poniedziałek, 9 grudnia 2013

Niebezpieczna konfrontacja



Łowcy postanowili poznać ze sobą dwie pośredniczki. Były ich jedynymi przyjaciółkami, więc fajnie by było, gdyby się spotkały. No i w końcu były koleżankami po fachu. Może wymienią się paroma ciekawymi spostrzeżeniami na temat Piesków.
Connor ledwo znalazł Sophie w biurze. Wyglądała, jakby ukrywała się przed nimi.
- Hej. – Chłopak przywitał się z koleżanką. Dziewczyna aż drgnęła, kiedy usłyszała Łowcę.
- H-hej. – Odwróciła wzrok i udawała, że przegląda coś w papierach, które trzymała. Pomimo, że stali w stołówce, ona miała jakieś dokumenty ze sobą. Łowcy czasem zastanawiali się, po co ona nosi ze sobą wszędzie te papiery.
- Nie chciałabyś może wpaść do nas dzisiaj na obiad? Będzie dobre żarełko. Sam ugotuję.
- Nie wiem.  Jestem dziś bardzo zajęta. Chyba nie dam rady. – Zagryzła wargi. Nie wiedziała za bardzo jak delikatnie go spławić.
- Naprawdę nie dasz rady? Szkoda. Zależy mi, abyś była. – Chłopak wyglądał na rozczarowanego i… smutnego. Był świetnym aktorem. Uczył się od mistrza. Dziewczyna, widząc to nie wytrzymała. No i miała słabość do jego kuchni. Była u nich kilka razy na obiedzie i musiała przyznać, że chłopak, pomimo młodego wieku, gotował jak mistrz kuchni.
- No dobrze… Przyjdę. Ale już przestań tak na mnie patrzeć! – Dodała w myślach. A patrzył się wzrokiem małego szczeniaczka porzuconego w kartonie, który aż prosił się o przygarnięcie i zabranie z deszczu.
- Świetnie. – Connor rozpromienił się. – Będziemy na ciebie czekać. Przyjdź o piątej.
- Ok. – Kiwnęła z rezygnacją głową.
- Narka. – Chłopak wyszedł ze stołówki.
- Boże, w co ja się wpakowałam. – Dziewczyna westchnęła i poszła po swój lunch.
Przez cały dzień nie mogła skupić myśli. Zastanawiała się kim jest ta kobieta, którą spotkała rano i po co Connor zaprosił ją na obiad. Jeżeli mieli nadzieję na to, że pośredniczki zaprzyjaźnią się, to byli w wielkim błędzie.

Szerszeń naprawdę postarał się na dzisiejszy obiad. Przyrządził żeberka w miodzie, usmażył rybę i zrobił chłodnik z ogórków, a na przystawkę koreczki z żółtego sera, oliwek i wędliny a także tatara z polędwicy. Neyvie zlecił pokrojenie warzyw na surówkę i obranie ziemniaków. Dziewczyna bardzo lubiła pomagać młodemu Łowcy w gotowaniu. Russell na dzisiejsze spotkanie upiekł ciasto czekoladowe. Blondyn potrafił tylko piec ciasta, które wychodziły mu fenomenalnie. I tylko piec. Chłopak i tak był pełen obaw wpuszczając go do kuchni. Rok wcześniej, kiedy Skorpion próbował usmażyć omlet, spalił połowę kuchni. Tess nawet nie zbliżała się do serca domu. Było tam już i tak tłoczno. W ramach pomocy nakryła do stołu i wyczyściła całą zastawę: talerze, sztućce i kieliszki do czerwonego wina. Łowcy poustawiali potrawy na stole i zaczekali za Sophie. Dziewczyna była punktualna.
- O, jesteś już. Czekaliśmy na ciebie. Wchodź. – Connor zaprosił pośredniczkę do mieszkania. Brunetka zdjęła buty, które zostały zastąpione przez brązowe kapcie z cienkiej skórki, i weszła wgłąb mieszkania. Chłopak zaprowadził ją do salonu. Pierwsze, co wpadło jej w oczy to stół stojący na środku pokoju, który zastawiono półmiskami z parującym jedzeniem oraz białą zastawą stołową. Następnie spojrzała na tajemniczą kobietę, którą spotkała tego ranka. Blondynka siedziała w fotelu i rozmawiała z Russellem. Obok mężczyzny siedziała ta mała dziewczynka, którą widziała wcześniej kilka razy w mieszkaniu przyjaciół.
- Zapraszam wszystkich do stołu. – Nonszalancko powiedział Connor i wskazał ręką stół. – Proszę, Sophie. – Odsunął jedno z krzeseł i wskazał je dziewczynie. Krzesło, które stało po jej prawej, zostało odsunięte przez Russella, a na nim usiadła tajemnicza blondynka. Łowcy usiedli naprzeciwko kobiet, a Neyva usiadła u szczytu stołu.
- Na początku przedstawię was sobie. Sophie, to jest Tess. – Chłopak wskazał kobietę. – Była naszą pośredniczką na Vaharze. Tess, to jest Sophie. Obecnie jest naszą pośredniczką.
- Och, doprawdy? – Kobieta oparła łokieć o blat stołu, a twarz wsparła na palcach swojej prawej dłoni. Bacznie przyglądała się dziewczynie. Doszła do wniosku, że to ta dziewczyna, która była tu dziś rano. W życiu nie pomyślałaby, że jest ich pośredniczką. Po krótkiej chwili wyprostowała się i podała Sophie dłoń. – Miło mi cię poznać. – Dodała ze sztucznym uśmiechem.
- Mi też. – Brunetka uścisnęła wyciągniętą ku niej dłoń.
- Moje miłe panie, ty – chłopak skierował to „ty” do przyjaciela. – Życzę wam smacznego.
Zaczęła się feta. Najpierw wszyscy zjedli chłodnik. Potem przyszedł czas na danie główne. Sophie i Tess, jak to kobiety, nałożyły sobie skromne porcje mięsa i mikroskopijne ziemniaków, natomiast nie żałowały sobie sałatki. Connor nakładał wszystko równomiernie, natomiast Neyva miała niewiele na talerzu. Czekała na ciasto. Za to Russell, jak prawdziwy facet, nie żałował sobie niczego. Może prócz sałatki. Do posiłku wszyscy wypili po lampce wina. Co prawda Tess miała obiekcje co do picia alkoholu przez dziecko, jednak Neyva zarzekała się, jaka ona już jest duża. Miała całe czternaście lat, a za tydzień miała skończyć piętnaście. W końcu wszyscy uznali, że lampka wina jej nie zaszkodzi. Po obiedzie wszyscy przesiedli się na zestaw wypoczynkowy. Sophie i Neyva zajęły fotele, a Łowcy i Tess kanapę. Musieli odpocząć po takiej wyżerce. Pogawędzili trochę, ale Russellowi i małej współlokatorce zaczęło brakować ciasta. Wstali ze swoich miejsc.
- Gdzie idziecie? – Zapytał Connor.
- Do kuchni. Pokroimy ciasto.
- Ciasto! – Krzyknęła dziewczyna z wielkim uśmiechem na twarzy. Była AC – Anonimowym Czekoladoholikiem.
- To idę z wami. Chcecie coś do picia? – Chłopak zapytał się kobiet.
- Ja poproszę o filiżankę zielonej herbaty. – Poprosiła Tess.
- Myślisz, że my pijemy taki syf? – Spytał sarkastycznie blondyn i uśmiechnął się w prostackim uśmiechu.   
- Mój najdroższy przyjaciel – Brunet uderzył Russella w bark. Facet syknął z bólu – chciał przez to powiedzieć, że nie mamy zielonej herbaty.
- Cóż, trudno. W takim układzie napiję się zwykłej z cytryną. Tylko bez cukru.
- Wedle życzenia, pani. – Chłopak zgiął się w pół. – A dla ciebie? – Spytał Sophie.
- Setkę wódki. Na trzeźwo nie wytrzymam z tym babskiem. – Pomyślała. – Kawę.
- A ty, dorosła istoto? – Szerszeń zmierzwił grzywkę Neyvy przytulonej do boku starszego Łowcy.
- Ciasto!
Cała trójka wyszła, zostawiając kobiety same sobie.
- Ty zawsze taka jesteś? – Zapytała Tess. Rozsiadła się wygodniej na kanapie i założyła nogę na nogę.
- O co ci chodzi? – Dziewczyna burknęła niegrzecznie i przewróciła oczami. Traciła zepsuty już przez tą właśnie osobę humor.
- Wkurzasz mnie. – Kobieta zmieniła wyraz twarzy na bardziej groźny.
- Niby dlaczego? – Dziewczyna starała się nie okazywać zdenerwowania i zdziwienia.
- Takie idiotki, jak ty zawsze mnie wkurzają. Powiedz, ale szczerze, ty taka jesteś na co dzień, czy tylko przy nich? – Wskazała głową kuchnię. – A może – oparła łokieć o kolano, a na dłoni wsparła głowę – tu chodzi o mnie?
- Nie, wcale nie. – Speszona dziewczyna zarumieniła się i odwróciła wzrok. Parzyła się na jakiś ciekawy punkt na podłodze.
- Posłuchaj mnie. – Tess zerwała się z kanapy i pochyliła się nad Sophie. Oparła ręce o poręcze fotela i nachyliła się ku dziewczynie. Brunetka nie podniosła wzroku, co zirytowało kobietę. Blondynka złapała ją za żuchwę i przekręciła jej głowę w swoją stronę, zmuszając dziewczynę do spojrzenia sobie w oczy. – Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię! – Warknęła. Jej spojrzenie było zimne i bezwzględne. Niebieskie oczy pozbawione litości zdawały się wiercić dziury w czaszce Sophie. Po krótkiej chwili Tess puściła jej szczękę. Kobieta miała pewność, że dziewczyna nie spuści wzroku. – Słuchaj no mnie; nie wiem jakim cudem zostałaś ich pośredniczką, ale masz teraz na smyczy dwa dzikie i nieobliczalne psy…
- Ale…
- Nie przerywaj mi! – Niemalże krzyknęła. Spojrzała w stronę kuchni, by upewnić się, że nikt jej nie usłyszał. - Te psy muszą być trzymane na krótkiej smyczy, bo jeśli poluzujesz pęta, szybko owiną sobie ciebie wokół palca, a jak spuścisz swoje pieski ze smyczy to uciekną, nie oglądając się na nic. Jesteś ich pośredniczką. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie brzemię spoczywa na twoich barkach.
Wiesz, póki co twoje sznurki są bardzo cienkie i źle trzymane. Jeśli niczego nie zmienisz, stracisz ich na zawsze. – Złapała Sophie boleśnie za pierś. Nachyliła się jeszcze bardziej, a swoje ponętne, czerwone usta zbliżyła do jej ucha. Dziewczyna syknęła z bólu. – Pokaż im, że masz charakter. Musisz nad nimi zapanować i pokazać, kto w tym związku jest panem, a kto psem. Przejmij nad nimi kontrolę, ale tak jak dobry właściciel, troszcz się o nich i otaczaj swoją opieką, a od czasu do czasu rozpieszczaj, dając im piłeczkę albo kostkę do gryzienia. – Tess oddaliła się nieco i puściła pierś dziewczyny. - Łapiesz?
- Łapię.
- To świetnie. – Kobieta wstała i usiadła na kanapie. – Weź sobie te rady do serca i zachowaj w swojej pamięci.
Niedługo po tej miłej pogawędce przyszli gospodarze wieczoru z paterą wypełnioną ciastem oraz z tacą z ustawionymi na niej napojami. Connor rozstawił filiżanki i talerzyki, a Russell i Neyva pałaszowali ciasto. Sophie zjadła jeden kawałek i wypiła swoją kawę. Tess zachowywała się jak gdyby nigdy nic: chichotała, żartowała sobie z Łowcami, wdzięczyła się do nich. Młodsza pośredniczka wstała i zaczęła kierować się do wyjścia. Nie mogła już wytrzymać z tą dwulicową suką w jednym pomieszczeniu.
- Niestety, muszę was opuścić. Dziękuję za gościnę. Miło było panią poznać. – Zwróciła się do Tess. Kobieta uśmiechnęła się. Za tą „panią” miała ochotę ją rozszarpać. Wiedziała, że dziewczyna robi to z premedytacją.
- Odprowadzę cię. – Russell wstał z kanapy i udał się za koleżanką. Zaraz za nimi wybiegła Neyva. Cudem oderwała się od deseru.
Connor i Tess zostali sami. Chłopak widział, jak kobietę rozpiera duma. Wygrała jakieś swoje osobiste starcie, o którym nie wiedział.
- Czego jej nagadałaś? – Zapytał Łowca. Grzebał łyżeczką w cieście.
- Nic szczególnego. Dałam jej kilka wskazówek. – Kobieta wyglądała, jakby w myślach przypominała sobie przebieg rozmowy z dziewczyną. Z każdą sekundą uśmiechała się coraz bardziej.
- Do widzenia. Pa Connor. – Krzyknęła Sophie na wyjściu.
- Narka. – Odpowiedział.
- I jak? Co o niej myślisz? – Zapytał Russell, kiedy wrócił do salonu.
- Nie jest idealnym materiałem na waszą pośredniczkę, ale jest do urobienia.
Blondyn spojrzał na przyjaciela. Ten tylko pokręcił głową. Zapowiadało to niemałe kłopoty.
- W takim układzie, kto jest?
- Taka ja. – Kobieta pokraśniała z dumy.
- Nie dzięki, nie skorzystam już z twoich usług. – Odparł blondyn.
- Nie wiesz co tracisz. – Założyła ręce na piersiach i odwróciła głowę. Strzeliła fochazmelodyjkąprzytupemifanfaraminapięćminut.
- Nie wiesz, co zyskuję. – Łowca wyszczerzył zęby w uśmiechu. Tess zacisnęła szczęki. O mało krew jej nie zalała.
- To niby co? – Zapytała ironicznie.
- Wolność. – Mężczyzna uśmiechnął się, a potem cieszył jak głupek, kiedy kobieta straciła cierpliwość.
Resztę dnia spędzili na sprzątaniu po obiedzie. Każdy był najedzony i czuł się wspaniale. Wieczorem wszyscy prócz Neyvy poszli spać. Dziewczyną rzucało po ilości cukru doprawionej alkoholem, który dzisiaj przyjęła. Zasnęła nad ranem.
- Nigdy więcej cukru. – Powiedziała do siebie przed zaśnięciem. Zamknęła oczy. – Kogo ja oszukuję. – Uśmiechnęła się i odwróciła do ściany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz