Łowcy postanowili poznać ze sobą
dwie pośredniczki. Były ich jedynymi przyjaciółkami, więc fajnie by było, gdyby
się spotkały. No i w końcu były koleżankami po fachu. Może wymienią się paroma
ciekawymi spostrzeżeniami na temat Piesków.
- Hej. – Chłopak przywitał się z
koleżanką. Dziewczyna aż drgnęła, kiedy usłyszała Łowcę.
- H-hej. – Odwróciła wzrok i
udawała, że przegląda coś w papierach, które trzymała. Pomimo, że stali w
stołówce, ona miała jakieś dokumenty ze sobą. Łowcy czasem zastanawiali się, po
co ona nosi ze sobą wszędzie te papiery.
- Nie chciałabyś może wpaść do nas
dzisiaj na obiad? Będzie dobre żarełko. Sam ugotuję.
- Nie wiem. Jestem dziś bardzo zajęta. Chyba nie dam
rady. – Zagryzła wargi. Nie wiedziała za bardzo jak delikatnie go spławić.
- Naprawdę nie dasz rady? Szkoda.
Zależy mi, abyś była. – Chłopak wyglądał na rozczarowanego i… smutnego. Był
świetnym aktorem. Uczył się od mistrza. Dziewczyna, widząc to nie wytrzymała.
No i miała słabość do jego kuchni. Była u nich kilka razy na obiedzie i musiała
przyznać, że chłopak, pomimo młodego wieku, gotował jak mistrz kuchni.
- No dobrze… Przyjdę. Ale już przestań tak na mnie patrzeć! – Dodała
w myślach. A patrzył się wzrokiem małego szczeniaczka porzuconego w kartonie,
który aż prosił się o przygarnięcie i zabranie z deszczu.
- Świetnie. – Connor rozpromienił
się. – Będziemy na ciebie czekać. Przyjdź o piątej.
- Ok. – Kiwnęła z rezygnacją głową.
- Narka. – Chłopak wyszedł ze
stołówki.
- Boże, w co ja się wpakowałam. –
Dziewczyna westchnęła i poszła po swój lunch.
Przez cały dzień nie mogła skupić
myśli. Zastanawiała się kim jest ta kobieta, którą spotkała rano i po co Connor
zaprosił ją na obiad. Jeżeli mieli nadzieję na to, że pośredniczki zaprzyjaźnią
się, to byli w wielkim błędzie.
Szerszeń naprawdę postarał się na
dzisiejszy obiad. Przyrządził żeberka w miodzie, usmażył rybę i zrobił chłodnik
z ogórków, a na przystawkę koreczki z żółtego sera, oliwek i wędliny a także
tatara z polędwicy. Neyvie zlecił pokrojenie warzyw na surówkę i obranie
ziemniaków. Dziewczyna bardzo lubiła pomagać młodemu Łowcy w gotowaniu. Russell
na dzisiejsze spotkanie upiekł ciasto czekoladowe. Blondyn potrafił tylko piec
ciasta, które wychodziły mu fenomenalnie. I tylko piec. Chłopak i tak był pełen
obaw wpuszczając go do kuchni. Rok wcześniej, kiedy Skorpion próbował usmażyć
omlet, spalił połowę kuchni. Tess nawet nie zbliżała się do serca domu. Było
tam już i tak tłoczno. W ramach pomocy nakryła do stołu i wyczyściła całą
zastawę: talerze, sztućce i kieliszki do czerwonego wina. Łowcy poustawiali
potrawy na stole i zaczekali za Sophie. Dziewczyna była punktualna.
- O, jesteś już. Czekaliśmy na
ciebie. Wchodź. – Connor zaprosił pośredniczkę do mieszkania. Brunetka zdjęła
buty, które zostały zastąpione przez brązowe kapcie z cienkiej skórki, i weszła
wgłąb mieszkania. Chłopak zaprowadził ją do salonu. Pierwsze, co wpadło jej w
oczy to stół stojący na środku pokoju, który zastawiono półmiskami z parującym
jedzeniem oraz białą zastawą stołową. Następnie spojrzała na tajemniczą
kobietę, którą spotkała tego ranka. Blondynka siedziała w fotelu i rozmawiała z
Russellem. Obok mężczyzny siedziała ta mała dziewczynka, którą widziała
wcześniej kilka razy w mieszkaniu przyjaciół.
- Zapraszam wszystkich do stołu. –
Nonszalancko powiedział Connor i wskazał ręką stół. – Proszę, Sophie. – Odsunął
jedno z krzeseł i wskazał je dziewczynie. Krzesło, które stało po jej prawej,
zostało odsunięte przez Russella, a na nim usiadła tajemnicza blondynka. Łowcy
usiedli naprzeciwko kobiet, a Neyva usiadła u szczytu stołu.
- Na początku przedstawię was sobie.
Sophie, to jest Tess. – Chłopak wskazał kobietę. – Była naszą pośredniczką na Vaharze. Tess, to jest Sophie. Obecnie jest naszą pośredniczką.
- Och, doprawdy? – Kobieta oparła
łokieć o blat stołu, a twarz wsparła na palcach swojej prawej dłoni. Bacznie
przyglądała się dziewczynie. Doszła do wniosku, że to ta dziewczyna, która była
tu dziś rano. W życiu nie pomyślałaby, że jest ich pośredniczką. Po krótkiej
chwili wyprostowała się i podała Sophie dłoń. – Miło mi cię poznać. – Dodała ze
sztucznym uśmiechem.
- Mi też. – Brunetka uścisnęła
wyciągniętą ku niej dłoń.
- Moje miłe panie, ty – chłopak
skierował to „ty” do przyjaciela. – Życzę wam smacznego.
Zaczęła się feta. Najpierw wszyscy
zjedli chłodnik. Potem przyszedł czas na danie główne. Sophie i Tess, jak to
kobiety, nałożyły sobie skromne porcje mięsa i mikroskopijne ziemniaków,
natomiast nie żałowały sobie sałatki. Connor nakładał wszystko równomiernie,
natomiast Neyva miała niewiele na talerzu. Czekała na ciasto. Za to Russell,
jak prawdziwy facet, nie żałował sobie niczego. Może prócz sałatki. Do posiłku
wszyscy wypili po lampce wina. Co prawda Tess miała obiekcje co do picia
alkoholu przez dziecko, jednak Neyva zarzekała się, jaka ona już jest duża.
Miała całe czternaście lat, a za tydzień miała skończyć piętnaście. W końcu wszyscy uznali, że
lampka wina jej nie zaszkodzi. Po obiedzie wszyscy przesiedli się na zestaw
wypoczynkowy. Sophie i Neyva zajęły fotele, a Łowcy i Tess kanapę. Musieli
odpocząć po takiej wyżerce. Pogawędzili trochę, ale Russellowi i małej współlokatorce zaczęło brakować ciasta. Wstali ze swoich miejsc.
- Gdzie idziecie? – Zapytał Connor.
- Do kuchni. Pokroimy ciasto.
- Ciasto! – Krzyknęła dziewczyna z
wielkim uśmiechem na twarzy. Była AC – Anonimowym Czekoladoholikiem.
- To idę z wami. Chcecie coś do
picia? – Chłopak zapytał się kobiet.
- Ja poproszę o filiżankę zielonej
herbaty. – Poprosiła Tess.
- Myślisz, że my pijemy taki syf? – Spytał sarkastycznie blondyn i uśmiechnął się w prostackim uśmiechu.
- Mój najdroższy przyjaciel – Brunet
uderzył Russella w bark. Facet syknął z bólu – chciał przez to powiedzieć, że
nie mamy zielonej herbaty.
- Cóż, trudno. W takim układzie
napiję się zwykłej z cytryną. Tylko bez cukru.
- Wedle życzenia, pani. – Chłopak
zgiął się w pół. – A dla ciebie? – Spytał Sophie.
- Setkę wódki. Na trzeźwo nie wytrzymam z tym babskiem. – Pomyślała.
– Kawę.
- A ty, dorosła istoto? – Szerszeń
zmierzwił grzywkę Neyvy przytulonej do boku starszego Łowcy.
- Ciasto!
Cała trójka wyszła, zostawiając
kobiety same sobie.
- Ty zawsze taka jesteś? – Zapytała
Tess. Rozsiadła się wygodniej na kanapie i założyła nogę na nogę.
- O co ci chodzi? – Dziewczyna burknęła
niegrzecznie i przewróciła oczami. Traciła zepsuty już przez tą właśnie osobę
humor.
- Wkurzasz mnie. – Kobieta zmieniła
wyraz twarzy na bardziej groźny.
- Niby dlaczego? – Dziewczyna
starała się nie okazywać zdenerwowania i zdziwienia.
- Takie idiotki, jak ty zawsze mnie
wkurzają. Powiedz, ale szczerze, ty taka jesteś na co dzień, czy tylko przy
nich? – Wskazała głową kuchnię. – A może – oparła łokieć o kolano, a na dłoni
wsparła głowę – tu chodzi o mnie?
- Nie, wcale nie. – Speszona
dziewczyna zarumieniła się i odwróciła wzrok. Parzyła się na jakiś ciekawy
punkt na podłodze.
- Posłuchaj mnie. – Tess zerwała się
z kanapy i pochyliła się nad Sophie. Oparła ręce o poręcze fotela i nachyliła
się ku dziewczynie. Brunetka nie podniosła wzroku, co zirytowało kobietę.
Blondynka złapała ją za żuchwę i przekręciła jej głowę w swoją stronę,
zmuszając dziewczynę do spojrzenia sobie w oczy. – Patrz na mnie, kiedy do
ciebie mówię! – Warknęła. Jej spojrzenie było zimne i bezwzględne. Niebieskie
oczy pozbawione litości zdawały się wiercić dziury w czaszce Sophie. Po
krótkiej chwili Tess puściła jej szczękę. Kobieta miała pewność, że dziewczyna
nie spuści wzroku. – Słuchaj no mnie; nie wiem jakim cudem zostałaś ich
pośredniczką, ale masz teraz na smyczy dwa dzikie i nieobliczalne psy…
- Ale…
- Nie przerywaj mi! – Niemalże
krzyknęła. Spojrzała w stronę kuchni, by upewnić się, że nikt jej nie usłyszał.
- Te psy muszą być trzymane na krótkiej smyczy, bo jeśli poluzujesz pęta,
szybko owiną sobie ciebie wokół palca, a jak spuścisz swoje pieski ze smyczy to
uciekną, nie oglądając się na nic. Jesteś ich pośredniczką. Nawet nie zdajesz
sobie sprawy, jakie brzemię spoczywa na twoich barkach.
Wiesz, póki co twoje sznurki są
bardzo cienkie i źle trzymane. Jeśli niczego nie zmienisz, stracisz ich na
zawsze. – Złapała Sophie boleśnie za pierś. Nachyliła się jeszcze bardziej, a
swoje ponętne, czerwone usta zbliżyła do jej ucha. Dziewczyna syknęła z
bólu. – Pokaż im, że masz charakter. Musisz nad nimi zapanować i pokazać, kto w
tym związku jest panem, a kto psem. Przejmij nad nimi kontrolę, ale tak jak
dobry właściciel, troszcz się o nich i otaczaj swoją opieką, a od czasu do
czasu rozpieszczaj, dając im piłeczkę albo kostkę do gryzienia. – Tess oddaliła
się nieco i puściła pierś dziewczyny. - Łapiesz?
- Łapię.
- To świetnie. – Kobieta wstała i
usiadła na kanapie. – Weź sobie te rady do serca i zachowaj w swojej pamięci.
Niedługo po tej miłej pogawędce
przyszli gospodarze wieczoru z paterą wypełnioną ciastem oraz z tacą z
ustawionymi na niej napojami. Connor rozstawił filiżanki i talerzyki, a Russell
i Neyva pałaszowali ciasto. Sophie zjadła jeden kawałek i wypiła swoją kawę.
Tess zachowywała się jak gdyby nigdy nic: chichotała, żartowała sobie z Łowcami, wdzięczyła się do nich. Młodsza pośredniczka wstała i zaczęła kierować się do wyjścia. Nie mogła już wytrzymać z tą
dwulicową suką w jednym pomieszczeniu.
- Niestety, muszę was opuścić.
Dziękuję za gościnę. Miło było panią poznać. – Zwróciła się do Tess. Kobieta
uśmiechnęła się. Za tą „panią” miała ochotę ją rozszarpać. Wiedziała, że
dziewczyna robi to z premedytacją.
- Odprowadzę cię. – Russell wstał z
kanapy i udał się za koleżanką. Zaraz za nimi wybiegła Neyva. Cudem oderwała
się od deseru.
Connor i Tess zostali sami. Chłopak
widział, jak kobietę rozpiera duma. Wygrała jakieś swoje osobiste starcie, o
którym nie wiedział.
- Czego jej nagadałaś? – Zapytał Łowca.
Grzebał łyżeczką w cieście.
- Nic szczególnego. Dałam jej kilka
wskazówek. – Kobieta wyglądała, jakby w myślach przypominała sobie przebieg
rozmowy z dziewczyną. Z każdą sekundą uśmiechała się coraz bardziej.
- Do widzenia. Pa Connor. –
Krzyknęła Sophie na wyjściu.
- Narka. – Odpowiedział.
- I jak? Co o niej myślisz? –
Zapytał Russell, kiedy wrócił do salonu.
- Nie jest idealnym materiałem na
waszą pośredniczkę, ale jest do urobienia.
Blondyn spojrzał na przyjaciela. Ten
tylko pokręcił głową. Zapowiadało to niemałe kłopoty.
- W takim układzie, kto jest?
- Taka ja. – Kobieta pokraśniała z
dumy.
- Nie dzięki, nie skorzystam już z
twoich usług. – Odparł blondyn.
- Nie wiesz co tracisz. – Założyła
ręce na piersiach i odwróciła głowę. Strzeliła fochazmelodyjkąprzytupemifanfaraminapięćminut.
- Nie wiesz, co zyskuję. – Łowca
wyszczerzył zęby w uśmiechu. Tess zacisnęła szczęki. O mało krew jej nie zalała.
- To niby co? – Zapytała ironicznie.
- Wolność. – Mężczyzna uśmiechnął
się, a potem cieszył jak głupek, kiedy kobieta straciła cierpliwość.
Resztę dnia spędzili na sprzątaniu
po obiedzie. Każdy był najedzony i czuł się wspaniale. Wieczorem wszyscy prócz
Neyvy poszli spać. Dziewczyną rzucało po ilości cukru doprawionej alkoholem,
który dzisiaj przyjęła. Zasnęła nad ranem.
- Nigdy więcej cukru. – Powiedziała
do siebie przed zaśnięciem. Zamknęła oczy. – Kogo ja oszukuję. – Uśmiechnęła
się i odwróciła do ściany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz