czwartek, 3 kwietnia 2014

Wyciszenie



Adam zrzucił płaszcz. Miał już dosyć bycia Łowcą, narażania się na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, a przede wszystkim strzelania. To było takie okrutnie. I złe. Zasiadł za swoim biurkiem i zaczął wydawać dyrektywy. Neyva została pod okiem sanitariuszek, a Łowcy udali się do miasta szukać ludzi. Brakowało tylko pośredniczek, ale diabli wiedzieli, gdzie one teraz są. On sam rozsiadł się w fotelu i napił się whisky. Powinien się umyć, ale nie miał na to siły. Wyjrzał przez okno, rozchylając żaluzje. Pod oknami straszny syf, wszędzie trupy. Sprzątacze wzięli się już za robotę. Zbierają ciała i wywożą, ekipy strażaków jeżdżą wozami i opłukują ulice, powoli ruszyła oczyszczalnia wody.
Russell i Connor spotkali się w mieście. Potem działali razem. Odnaleźli kilka schronów, wrócili do agencji, zabrali Neyvę i wraz z Rose udali się do domu. Bez energii, bez jakiejkolwiek chęci na działanie sunęli niczym cienie po ulicach miasta, co rusz potykając się o trupy. Całe szczęście mała wampirzyca spała do tej pory, więc nie musiała tego wszystkiego widzieć.
Słonce stało tuż nad linią horyzontu, kiedy dotarli do swojej kamienicy. Wspięli się na górę i weszli do mieszkania. Connor wszedł do salonu. Tam w fotelu drzemała Sophie. Była nadal w swoich porannych ciuchach. Ona także dopiero co wróciła do domu. Obudziła się, kiedy brunet nachylił się nad nią.
- Czy to… - zamrugała i przetarła oczy. – Connor?
- We własnej żywej osobie.
- Cieszę się, że… – podniosła się, ale z racji tego, że na nosie nie miała okularów źle oceniła odległość i zderzyła się z Łowcą. – Przepraszam! Niewiele widzę.
- Spokojnie, nic się nie stało – popatrzył na nią zmęczonym wzrokiem.
- Gdzie ona jest? – Spytał Russell.
- W twoim pokoju. Czeka tam na ciebie.
Łowca zostawił swoich przyjaciół bez chwili zastanowienia i poszedł skonfrontować się z najgorszym. Właśnie przeżył piekło, ale to było nic w porównaniu do tego, co go teraz czeka.
Wszedł cicho do pokoju. Tess wyglądała przez okno balkonowe. Jedną rękę miała na szybie, drugą obejmowała swój brzuch.
Nie usłyszała kiedy podszedł. Nie usłyszała, kiedy brał głęboki oddech tuż za jej plecami. O jego obecności dowiedziała się dopiero, gdy objął ją w talii i splótł palce z jej palcami. Z początku zaskoczyło ją to, ale potem zatopiła się w jego ciepłym uścisku, niemalże zawiesiła na jego rękach. Nie odzywali się. Nie było takiej potrzeby.
W pewnym momencie blondynka odwróciła się. Zawiesiła na szyi swojego przyjaciela. Być może kogoś więcej. Popatrzyli sobie w oczy.
- Wróciłeś.
- Taa. Obiecałem. Bałem się złamać dane ci słowo.
- Cieszę się, że jesteś cały.
- A ja cieszę się, że znów mogę cię widzieć.
Podniósł jej podbródek, potem rękę położył na szyi. Pochylił się i wyszeptał prosto w jej usta:
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mogę spłacić swój dług.

Connor, Rose i Sophie siedzieli w salonie. Milczeli. Od czasu do czasu któreś z nich popijało wodę.
- Idę do łazienki – oznajmiła w pewnym momencie Rose i wstała z fotela.
Kiedy wyszła z toalety, stanęła naprzeciwko drzwi pokoju swojego brata. Kobieta była bardzo wścibska i ciekawska. Rozejrzała się by upewnić, czy nikt nie patrzy i zajrzała przez dziurkę od klucza. Wyprostowała się i uśmiechnęła do siebie. Weszła do salonu.
- No ekipa! Zbieramy się! – Powiedziała niepasującym do sytuacji dziarskim tonem.
- Co? Niby gdzie? – Spytał zdziwiony Connor. Sophie patrzyła na nią jak na wariatkę.
- Na spacerek. Bierz młodą na ręce i idziemy. – Kobieta ruszyła do wyjścia.
- No ale…
- Idziemy. – Powtórzyła z naciskiem udowłosa Łowczyni. Była uparta jak jej brat. Gołym okiem widać, że są rodzeństwem.
Szybko ubrali się i wyszli zamykając mieszkanie na klucz.
- To w końcu doczekam się odpowiedzi? Gdzie my idziemy?
- Hm… - Rose musiała zastanowić się nad odpowiedzią. Była w mieście kilka dni i nie znała go zbyt dobrze. – Do agencji! Musimy złożyć raport.
- Przecież Adam uczestniczył w walce. – Odpowiedział Connor.
Zasępiła się.
- Yyy… Ale dobrze by było, gdyby pod jego raportem podpisał się jakiś Łowca.
- Po pierwsze, on też jest Łowcą, a po drugie…
- Dobra, dobra, nie wymądrzaj się, szczeniaku. Pójdziemy do pensjonatu, umyjemy się i coś zjemy. No i pogadamy z innymi Łowcami. Trzeba się uspołeczniać, nie?
- Akurat po wykańczającej walce? – Spytał z ironią.
- Nie pyskuj! Kurde, jak cię braciak wychował, to ja nie wiem. – Pokręciła głową i wsadziła ręce do kieszeni.
Dotarli do siedziby organizacji po kilkunastu minutach. Łowcy podpisali się pod raportem, po czym poszli do pensjonatu. Connor zostawił Neyvę pod opieką Sophie i razem z Rose poszli się umyć.
Kiedy rudowłosa kobieta wycierała się, ktoś zapukał do drzwi jej łazienki.
- Wejść. – Powiedziała.
Do pomieszczenia wszedł Connor. Oparł się o futrynę drzwi prowadzących do natrysku. Miał mokre włosy, a na biodrach zawiązany ręcznik. Założył ręce na piersi i przyglądał się Rose kiedy owijała się ręcznikiem.
- Po co ten cały cyrk? – Zapytał.
- Hm… Wiesz… - Podeszła do chłopaka. Oplotła rękami jego szyję. Przechyliła głowę na bok. – Jestem siostrą Russella i wiem, co jest najlepsze dla mojego braciszka.
- Co ty pieprzysz? – Łowca uśmiechnął się drwiąco jednym kącikiem ust i pokręcił głową. Kropelki wody z jego włosów poleciały na twarz Łowczyni. Kobieta stanęła u boku młodzieńca. Rękę trzymała na jego ramieniu.
- Widzisz… - szepnęła do z boku jego głowy -  siostry z natury są ciekawskie i… - uwodzicielsko powiodła palcem po jego klatce piersiowej ozdobioną po lewej stronie tatuażem przedstawiającym szerszenia oraz twardych mięśniach brzucha tworzących na nim lekki zarys kaloryferka i jednym szybkim ruchem zdjęła ręcznik chłopaka. Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust spojrzawszy w dół, mocno naciągając mięśnie mimiczne.  – wścibskie. Wiem, co tam się teraz dzieje. Zaufaj mi. - Zrobiła dwa kroki do przodu i odwróciła się. Chłopak podniósł ręcznik i znów zawiązał go na biodrach. Przyglądała się temu pięknemu młodemu ciału z lekką ekscytacją.
- O co ci chodzi? – Odwrócił się do kobiety. Nie było mu do śmiechu.
- Ech… - Westchnęła. – Widzę, że muszę być nieco bardziej bezpośrednia. – Postąpiła dwa kroki i przywarła do Connora. Wyszeptała coś do jego ucha. – Kiedy my tutaj sobie gawędzimy, mój braciszek właśnie pieprzy się z Tess. Przyda im się chwila samotności, nie?
Łowca odsunął się od kobiety i popatrzył na nią jak na wariatkę. Zaśmiał się.
- Co? Że niby oni? Razem? Hehe, nie bądź śmieszna.
- Nie wierzysz mi?
- Niestety, ale tak.
- Sam wiesz, że nie kłamię. Nie mam powodów.
- Niby tak, ale skąd niby możesz to wiedzieć?
Rose lekko się zarumieniła i uśmiechnęła do swoich niedawnych wspomnień. Zrobiła krok w tył by dać mężczyźnie odrobinę swobody.
- Kiedy wychodziłam z toalety, zajrzałam przez dziurkę od klucza w drzwiach braciszka. Wtedy prowadził małą grę wstępną. – Spojrzała w bok i zagryzła figlarnie wargi. Chłopak był zdziwiony. Siostry były naprawdę wścibskie. Wzruszył ramionami. Przez chwilę zastanowił się, jaka byłaby teraz Gabrielle, ale szybko odpędził od siebie te myśli.
- Niech ci będzie. – Westchnął. - To ich sprawa. Chodźmy stąd. Robi się zimno.
Chłopak otworzył drzwi i puścił przodem rudowłosą kobietę. Poszli do dwóch pokoi i wzięli stamtąd ubrania udostępnione Łowcom przez agencję.
 Cała czwórka spędziła tam resztę dnia. Connor i Rose poszli w ślady Neyvy i zasnęli w salonie na kanapie. Sophie wykąpała się a potem pomagała w  biurze. Postanowili wrócić do mieszkania kolejnego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz