czwartek, 22 sierpnia 2013

Kolacja



Po odebraniu nędznej zapłaty za zlecenie, chłopak poszedł do domu. Wszedł do apartamentowca, w którym mieszkał, przeszedł hol i minął starego, wiecznie śpiącego portiera. Czasami zastanawiał się czy facet jeszcze żyje, ale wątpliwości chłopaka zawsze były rozwiewane przez przeraźliwie głośne chrapanie. Niewiele myśląc, młody mężczyzna wszedł do windy i na panelu wcisnął przycisk z cyfrą 6.
Muzyczka w windzie tak go irytowała, że miał ochotę wyjąć pistolet i rozwalić głośniki, a potem kamerę monitorującą. Tak do kompletu. Po kilkunastu sekundach dostał się na szóste piętro. Wysiadł i ruszył do swojego mieszkania. Stanął przed drzwiami z numerem 27 i z kieszeni płaszcza wyjął klucze. Wybrał jeden z nich i włożył go do zamka, po czym otworzył drzwi.
- Jestem. – Zameldował się posłusznie w progu.
- No siema. – Z głębi mieszkania odpowiedział mu głos jego przyjaciela.
- Jest coś do jedzenia? – Zapytał, gdy zdejmował buty.
- Taaa. Odgrzej sobie pizzę w mikrofali.
- Rany! – Poszedł do salonu i oparł się o futrynę drzwi pokoju. – Czy ty chociaż raz w życiu nie możesz czegoś ugotować? – Zapytał leżącego na kanapie mężczyznę popijającego piwo z puszki i palącego papierosa.
- Yyy… Zastanówmy się… – Facet na chwilę oderwał wzrok od arcyciekawego reality-show, by spojrzeć na poirytowanego już kumpla. – Nie.
- Dzięki Russell, wielkie dzięki. – Chłopak odwrócił się i poszedł do kuchni by przygotować coś, co dało się zjeść.
- Oj Connor, nie złość się. – Mężczyzna zgasił papierosa, postawił piwo na ławie i wstał z miękkiej, skórzanej sofy, po czym poszedł w ślad za przyjacielem.
- Jak mam się nie denerwować?! – Chłopak podwijał rękawy koszuli. – Przychodzę zjebany z roboty jak chłop po żniwach, chciałbym coś zjeść, napić się piwa przed telewizorem i w ogóle odpocząć, ale nie, zamiast tego – wyjął z szafki patelnię, a z lodówki warzywa i piersi z kurczaka – muszę COŚ ugotować, bo nie mam zamiaru jeść czwarty dzień z rzędu tej twojej ulubionej mrożonej pizzy. A po kolacji będę musiał choć trochę tu ogarnąć. – Schylił się po garnek i paczkę makaronu. Wlał do naczynia wodę, którą posolił i postawił na płycie kuchennej, by ją zagotować. – Nie no, widzę, że poodkurzałeś. Gratuluję.
Russell go nie słuchał. Znał tą śpiewkę na pamięć. Usiadł na krześle przodem do oparcia i patrzył na kolegę z rozbawieniem. Z jednej ręki zrobił „kłapiącą jadaczkę” i poruszał nią, kiedy kolega mówił.
- Już? – Zapytał mężczyzna, gdy jego przyjaciel skończył swój irytujący monolog. Chłopak głęboko odetchnął.
- Taa... – Odpowiedział zrezygnowany.
- Obiecuję, jutro, albo jeszcze dzisiaj, posprzątam w kuchni i łazience oraz ogarnę trochę salon. Dobrze?
Przyjaciel popatrzył się na niego przez ramię i lekko kiwnął głową.
- Cieszę się. Lepiej opowiadaj, jak tam na zleceniu?
Connor pokroił warzywa i kurczaka. Do gotującej wody wsypał makaron, a na patelnię wlał kilka kropli oleju.
- Chujowo.
- Dlaczego?
- Dwanaście potworów, Czwarty i Piąty Krąg.
- Co? Czwarty i Piąty? Tylko mi nie mów, że były razem.
Chłopak nie odpowiedział. Nie musiał. Wymowna cisza odpowiedziała za niego.
- O kuźwa… Jak dałeś sobie z nimi radę tymi twoimi pukawkami?
Connor zignorował uwagę odnośnie jego broni.
- Dwa strzały w głowę na jednego. Kilka nie trafiło.
- Czyli musiałeś przeładować.
- Taa… - Wrzucił na patelnie mięso i je podsmażył. Następnie dodał warzywa i przyprawy.
- Nie zaatakowały?
Na twarzy chłopaka pojawił się przepiękny perlisty uśmiech obnażający niemalże cały garnitur górnych zębów.
- Nie zdążyły.
- Hm. Zajebiście szybki z ciebie sukinsyn. - Russell wyszczerzył zęby w pięknym, szczerym uśmiechu.
- Wiem. – Spodobał mu się ten komplement. – Ale nie to było najgorsze.
- To niby co? – Spytał lekko zdziwiony mężczyzna.
- Cywile. - Chłopak spoważniał.
- Nie mów mi, że…
- Para nastolatków. Tak w zasadzie to oni je tam zwabili.
- Nic im się nie stało?
- Jeszcze nie, ale są już pod opieką organizacji. – Odlał wodę z makaronu, wyłączył kuchenkę i wyjął dwa talerze. Zaczął nakładać.
- Szkoda mi ich.
- Mi też.
- A co z wynagrodzeniem? Mam nadzieję, że nieźle ci zapłacili. – Mężczyzna próbował zmienić temat. Wolał nie wnikać w to, co organizacja robiła ze świadkami. Zastanawiał się tylko, czy dziewczyna była ładna. Kiedy ci z organizacji z nią skończą, już nie będzie.
Connor popatrzył na przyjaciela jak na debila. Z kieszeni spodni wyjął cienki rulonik banknotów. Przypominał trochę rurkę do wciągania kokainy. Rzucił go Russellowi.
- Ile tu jest?
- 640 lorenów.
- Co?! - Mężczyzna omalże zerwał się z krzesła. - Oni są żałośni. Co zrobiłeś?
- Gotowe. – Chłopak wziął talerze z jedzeniem oraz sztućce i postawił je na stole. Odsunął krzesło i usiadł na nim. Jedną porcję przysunął do siebie. Zaczął jeść, bo kiszki zaczęły grać mu marsza. Russell odwrócił swoje krzesło i przysunął się do stołu. – A co miałem zrobić? Gdybym zaczął protestować, to dostałbym dwa razy mniej.
- Baran z tego idioty, który śmie nazywać się naszym szefem. Mam nadzieję, że jak wyjedziemy, to już nigdy nie zobaczymy jego zakazanej mordy.
- A tak w ogóle, kazał cię pozdrowić, Skorpionie.
- Ojej jakież to urocze. - Powiedział ironicznie i skrzywił się. Nie wiedział, co się stało, ale ten tłusty wieprz był tego wieczoru nadzwyczaj miły. A to nie było zbyt przyjemne. - A z mojego Szerszenia zrobił posłańca, tak? Nie chciało mu się nawet zadzwonić? – Prychnął. – Pewnie już cyferek nie widzi przez tłuszcz zasłaniający jego oczy.
Chłopak lekko uśmiechnął się i próbował sobie wyobrazić jak jego szef gabarytów upasionego wieprza korzysta z telefonu.
- Też wolałbym zostać w Nowym Świecie, ale, znając życie, ściągną nas najszybciej, jak to tylko możliwe.
- Fakt. Wracając do tematu; już rozliczyłeś się z Tess. Prawda? - Pokręcił głową. Russell o mało nie zakrztusił się marchewką.
- Że co?! To ile ci zostanie?
- Nie rozliczam się z nią. Zleconko prosto od szefuńcia. - Wycedził z ironią.
- To zmienia postać rzeczy, ale i tak dostałeś o wiele za mało.
- I dlatego chcę wyjechać.
Resztę posiłku zjedli przy rozmowie o ich wyjeździe. Kiedy skończyli, Connor poszedł wziąć prysznic, a Russell związał swoje długie do pasa blond włosy z tyłu głowy, podciągnął rękawy bluzy i zaczął zmywać naczynia. Czekał go bardzo pracowity wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz