czwartek, 22 sierpnia 2013

Pożegnanie.



Przygotowania do wyjazdu przebiegały spokojnie bez przeszkód. Najpierw Russell i Connor musieli dostarczyć szefowi różne dokumenty m.in. zaległe raporty z misji. Starszy z przyjaciół zamówił bilety na rejs przez Internet, a młodszy wciskał sąsiadkom kwiaty, których i tak mieli w swoim mieszkaniu niewiele. Z miłą chęcią przyjmowały je od chłopaka, bo zawsze uważały, że jest porządny i bardzo miły młodzieniec. Miały o nim dobre zdanie, w przeciwieństwie o  jego współlokatorze. W przeddzień wyjazdu spakowali się. Każdy wziął dwie walizki z ubraniami i jedną z bronią.
W dzień rejsu zdali klucze u właściciela budynku i ruszyli w stronę portu. Po drodze zjedli śniadanie w jakiejś knajpie. Nie chciało im się gotować w domu. I tak nie mieli nic do jedzenia.
Chłopak usiadł na molo i machał nogami. Wyglądał jak małe dziecko siedzące na wysokim krześle. Russell zapalił papierosa i oparł się o słupek do cumowania. Nie odzywali się. Każdy z nich był zbyt podekscytowany wyjazdem. W dodatku niezwykła dla dużego miasta, przejmująca cisza panująca w porcie, urzekała ich swoim niezwykłym urokiem. Chcieli się nią napawać jak najdłużej.
W porcie zaczęli zbierać się pierwsi pasażerowie. Zaczęło robić się coraz głośniej. Jednak wszyscy oniemieli, kiedy w porcie pojawiła się ona.
- Mieliście zamiar odpłynąć tak bez pożegnania? Nieładnie to tak, chłopcy. To zupełnie nie w waszym stylu.
Obejrzeli się przez lewe ramię  jak na komendę. Z cienia budynku wyszła zakapturzona kobieta. Zmierzała w ich kierunku.
W takiej dziurze jak dzielnica portowa wyglądała jak gwiazda filmowa. Wszyscy obecni oglądali się za nią, lustrując ją spojrzeniami pełnymi pożądania i zazdrości. Zanim jakiś mężczyzna spojrzał w jej szafirowe oczy, zawiesił oko na jej dużych i kształtnych piersiach opiętych białą koszulą i grafitową kamizelką zapinaną pod biustem. Kiedy samiec śledził ją wzrokiem po tym, jak już obok niego przeszła i zalotnie puściła oczko (jeśli nie powodował u niej odruchów wymiotnych) obserwował zgrabny tyłeczek oraz biodra poruszające się w rytm marszu oraz zabójczo zgrabne i długie nogi kończące się wąskimi stopami i czerwonych szpilkach. Dotarłszy do Russella i Connora zdjęła ciemnozielony kaptur. Jej długie, złociste włosy zaczęły powiewać na wietrze.
Blondyn zgasił trzeciego już papierosa, wrzucając go do wody, a chłopak wstał z pomostu.
- Szlag. A już myślałem, że uda nam się przed tobą zwiać, Tess. – Powiedział Russell.
- Nie tak łatwo przede mną uciec, kochanie. – Odpowiedziała słodko kobieta. – A ty? - Zwróciła się do Connora. - Nie miałeś zamiaru wysłać chociaż SMS-a?
- Wysłałbym ci pocztówkę z Nowego Świata.
Blondyn tylko lekko się uśmiechnął. Wychował niezłą żmiję.
- Widzę, że dowcip ci się wyostrzył, skarbie. No cóż – westchnęła teatralnie -  chociaż ja o was pamiętałam, Łowcy. - Podeszła do młodszego z nich, przytuliła się i pocałowała w policzek, zostawiając na nim ślad po swojej krwistoczerwonej szmince w kolorze butów. - Dopilnuj, aby ten stary mop do podłogi wyglądał jako tako i nie wrócił tu zapuszczony jak najgorszy menel spod mostu.
- O to możesz być spokojna. - Wytarł ręką policzek, na którym i tak został czerwony rozmazany ślad.
Podeszła do stojącego tuż obok Russella. Jego też musiała odprawić.
- A ty pilnuj tego smarkacza, aby nie narozrabiał.
- Dobrze mamusiu.
Miała ochotę wymierzyć mu cios w policzek, jednak powstrzymała się. Musiała o siebie dbać. No i niedawno miała robiony dość kosztowny manicure. Co by było gdyby, nie daj bóg, odprysnął jej przez to lakier? Russell byłby martwy.
- No, na razie chłopaki. Uważajcie na siebie i wróćcie jak najszybciej, i w jednym kawałku. W końcu muszę na kimś zarabiać. – Uśmiechnęła się ironicznie.
- A ty dbaj o siebie i przede wszystkim o swoje dwa śliczne skarbki. – Russell wskazał podbródkiem jej biust przyglądając mu się z niemałym zaciekawieniem, niemalże z fascynacją, a potem bezczelnie spojrzał kobiecie prosto w oczy. Poczerwieniała ze złości i wymierzyła mu siarczysty cios w policzek. – Wiem, należało mi się. - Potarł ręką pulsujące od bólu miejsce.
- To dobrze że wiesz… I przestań się na nie gapić! – Odruchowo zasłoniła się rękami.
- Jak masz tak rozpiętą koszulę to jak mam się nie patrzeć?! – wskazał dwie duże wypukłości znów się na nie gapiąc.
- Zboczony idiota.
- Szurnięta kretynka.
- Stary mop do podłogi.
- Głupia małpa. – Russell rzucił ostatnie w tej słownej przepychance przezwisko. Tess musiała być „tą mądrzejszą”. Zapanowała krótka cisza, którą przerwał serdeczny śmiech przyjaciół.
- Kretyni. – Mruknął Connor do siebie.
- Wasz statek już jest. – Powiedziała Tess, kiedy już się uspokoili. Objęła ich jeszcze raz na pożegnanie. - To papa. Trzymajcie się i uważajcie na siebie.
- Dzięki. – Odpowiedział na te słowa Connor. – Russell, chodźmy już.
- Dobra. To narka Tess.
Wzięli swoje bagaże i poszli w kierunku statku, zostawiając swoją jedyną przyjaciółkę na molo. Kiedy mężczyźni ustawili się w kolejce, Connor ostatni raz nostalgicznie spojrzał na miasto, w którym mieszkał ponad dwa lata. Tutaj zostanie bardzo wiele jego wspomnień. Pomimo, że bardzo chciał wyjechać i zacząć nowe życie, już tęsknił za Varholdem. Ledwo zdążył przyzwyczaić się do wielkomiejskiego życia, a już musiał wyjechać gdzieś w nieznane. Chłopak miał nadzieję, że tam nie będzie gorzej niż tutaj, w stolicy Archeonu. Jakaś malutka cząstka jego serca zostanie tutaj na zawsze i będzie pragnęła wrócić, jednak cały on już nie mógł doczekać się wyjazdu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz