środa, 28 sierpnia 2013

Historia kołem się toczy



 Z podpokładu wybiegła Lily.
- Lily! Nie! – Krzyknął Connor.
- Bra… - Urwała, bo została przebita szponami przez jakiegoś latającego potwora Trzeciego Kręgu. 
Chłopaka zamurowało. Szeroko otworzył oczy i zaczął szybciej oddychać. Jego wargi drżały. Ożywił się po kilku sekundach.
- Lilyyyyyyy!!! – Zawołał rozpaczliwie i zaczął strzelać do bestii. Wpakował w nią resztę naboi, jakie mu pozostały. Ze stwora nie zostały nawet ochłapy.
- Connor! Uspokój się! – Russell złapał go za ramię.
- Zostaw mnie! – Chłopak wyrwał rękę z uścisku. Pobiegł ku umierającej dziewczynce. Uklęknął przy niej i położył ją sobie na kolanach. Wiedział, że umrze w przeciągu minuty.
- Trzymaj się malutka, wszystko będzie dobrze. – Przytulił do siebie dziecko i głaskał je po głowie.
- K… Ko… Kocha… - Odkaszlnęła krwią. Złapała kilka spazmatycznych oddechów. – Kocham cię. – Bezskutecznie kilkukrotnie wciągnęła powietrze w dziurawe płuca. – Braciszku. – Uśmiechnęła się.
Dostała przedśmiertnych drgawek.
Umarła.
Chłopak nie mógł w to uwierzyć. Jego historia znów się powtórzyła.
- N… N-ni… Nieeeeeeeee!!! – Krzyknął po czym zaczął łkać. Przycisnął ciało dziecka do siebie. Na jego koszulce wykwitała coraz większa plama krwi Lily.
- Nie… Nie pozwolę… Nieee-eee!!! 
Z jego oczu zaczęły wypływać duże, słone łzy przepełnione bólem. Russell podszedł do niego i próbował zabrać ciało dziewczynki.
- Zostaw!!!! Nie ruszaj! – Connor popadał w obłęd.
- Ona nie żyje! Rozumiesz?! – Ryknął na przyjaciela i potrząsnął nim. – Zostaw ją. – Dodał spokojniej.
- Nie… NIE!!!
Russell wymierzył mu policzek. Chłopak zatoczył się w bok i tam pozostał.
- Ona nie żyje. Oprzytomniej wreszcie. – Powiedział spokojnym już głosem.
Connor dostał tak mocno, że aż zobaczył gwiazdki przed oczami. Cios był dla niego jak kubeł zimniej wody. Odsunął ciało dziecka od siebie. Podał je przyjacielowi. Wstał z klęczek i ze spuszczoną głową zszedł pod pokład. Russell położył ciało przy burcie i udał się do kapitana, który czekał na mostku z pozostałymi wysłannikami rządu.

Do centrum dowodzenia wszedł zakrwawiony Łowca w czarnych spodenkach i bronią przewieszoną przez lewe ramię.
- Możecie sprzątać. Już po przedstawieniu. – Miał już zamiar wyjść, gdy odwrócił się i dodał. – Pod lewą burtą leży ciało dziewczynki. Była córką tej dwójki zamordowanych dzisiaj ludzi. Złóżcie ją obok nich i wywieźcie. Wykonać.
- Rozkaz! – Odpowiedzieli chórem rządowi.
Russell patrzył, jak kapitanowie sprzątają. Gdyby nie okoliczności, sprawiałoby mu wielką radochę wywyższanie się ponad nich.
Rządowi uwijali się jak w ukropie. Ciała stworów obciążali kamieniami, po czym wyrzucali je przez burtę. Kiedy brakło im obciążników, postanowili je palić. Truchła mniejszych demonów lądowały w wodzie. Zanim wstanie pierwszy pasażer, trup zostanie zniesiony gdzieś ku lądowi. Albo zjedzony przez mewy. Najgorzej wyglądała sprawa z deskami pokładu. Musieli jakoś doszorować zakrwawiony i zarzygany parkiet, ale to już nie było zmartwieniem Łowcy. W końcu znudziło mu się to i zszedł pod pokład. Nie chciał iść do swojej kajuty, chociaż wiedział, że musiał. Nie mógł uciekać w nieskończoność. W końcu dotarł do swojego pokoju. Westchnął i wszedł.
Jego przyjaciel siedział na łóżku. Wyglądał jak kupka nieszczęścia. Zapłakany, brudny, wyczerpany. Obraz nędzy i rozpaczy. Blondyn podszedł do niego i zajął miejsce obok swego współlokatora.
- To wszystko przeze mnie. To moja wina, że ta mała nie żyje. – Chłopak mówił drżącym głosem. Patrzył na swoje skąpane w szkarłacie ręce.
- Nie obwiniaj się. Nic nie mogłeś zrobić.
- Mogłem! – Popatrzył na przyjaciela zrozpaczonym, obłąkanym wzrokiem. - Mogłem ją ochronić! Mogłem… Mogłem… - Jego głos łamał się przez nowe łzy wypływające małym strumykiem z jego oczu. Przełknął ślinę. – Dlaczego to przytrafia się właśnie mi?! – Schował twarz w dłoniach. Russell przysunął się do niego i przytulił chłopaka do siebie. Jego twarz przycisnął do klatki piersiowej. Jedną ręką głaskał przyjaciela po głowie, drugą objął go w talii. Chłopak objął blondyna w szyi. Wypłakiwał się w brudny od krwi potworów, goły tors przyjaciela.


- Nie powstrzymuj łez. To nie ma sensu. – Chłopak uspokajał się. Russell odchylił się, nadal obejmując Connora. Spojrzał mu  w oczy. - Pamiętaj. Nie jestem tylko twoim partnerem w pracy. – Mówił ciepłym i spokojnym, nie podobnym do niego, głosem. - Jestem też twoim przyjacielem, a także bratem i ojcem. Masz tylko mnie na tym popieprzonym świecie. – Znów go przytulił. – Zapamiętaj to sobie: nigdy cię nie opuszczę w potrzebie. Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję, Russell. – Uwolnił się z jego objęć. – Dziękuję.
- Idź się wykąpać. Jesteś cały we krwi.
- Masz rację. Już idę.
Connor wytarł oczy i poszedł do łazienki. Russell zapalił papierosa.
- Co ja mam z tym dzieciakiem? – Zaciągnął się i pokręcił głową. – Co ja z nim mam…
Chłopak stał pod prysznicem. Na rękach miał jeszcze krew Lily i jej rodziców. Starał się o tym wszystkim nie myśleć, jednak wspomnienia były od niego silniejsze. Ta mała bardzo przypominała mu Gabrielle, jego siostrę, która skończyła tak jak Lily dzisiaj. Obie, kiedy zginęły, były w podobnym wieku.
Zimna woda uspokajała jego rozbiegane myśli, jednak pomimo tego, z oczu nadal leciały niechciane, pojedyncze łzy. Kiedy niepożądane myśli przestały go nękać, umył swoje ciało mydłem, a włosy szamponem. Spłukawszy pianę z ciała, zorientował się, że nie wziął ze sobą czystych ubrań na zmianę.


- Ruuuusseeeeeeellllll! Przynieś mi jakieś ciuchy na przebranie! – Poprosił przyjaciela.
- Dobraa!
Blondyn wyjął z jego walizki krótkie, zielone spodenki i zaniósł je do łazienki. Przez chropowate szkło kabiny prysznicowej zobaczył niewyraźny zarys ciała przyjaciela, a także usłyszał dźwięk lecącej wody. Chłopak nie skończył się myć.
- Kładę na umywalce.
- Ok. Dzięki.
Chłopak zakręcił wodę i wytarł się ręcznikiem. Założył spodenki i rozczesał włosy. Wyszedł z łazienki.
- Skończyłem. Teraz ty.
- Ok.
Chłopak był zbyt skonany, by czekać na kumpla. Położył się i krzyknął:
- Dobranoc Russell.
- Dobranoc Connor. – Jego głowa wychyliła się zza drzwi. - Śpij już.
Skorpion odkręcił zimną wodę. Po takich przeżyciach potrzebował takiego otrzeźwienia. Nigdy nie widział swojego przyjaciela w takim stanie. Chciał zapomnieć o tym widoku jak najszybciej. Woda leciała wprost na głowę. Moczyła jego zakrwawione włosy, po czym spływała po gorącym karku i plecach. Jego zahartowane ciało nie reagowało na niską temperaturę. Oparł ręce o ścianę kabiny.
- „Dlaczego to przytrafia się właśnie mi?” – Zacytował przyjaciela. – Właśnie Connor: Dlaczego?
Russell zamknął oczy, a po jego policzku spłynęła duża, ciepła i niechciana łza.

1 komentarz:

  1. Witaj!
    Twoja reklama zostanie opublikowana w najbliższą sobotę (31.08.2013) na łamach naszego bloga.

    Pozdrawiam,
    główna administrator
    {Reklamownica}

    OdpowiedzUsuń