Z podpokładu wybiegła Lily.
- Lily!
Nie! – Krzyknął Connor.
- Bra… -
Urwała, bo została przebita szponami przez jakiegoś latającego potwora
Trzeciego Kręgu.
Chłopaka zamurowało. Szeroko otworzył oczy i zaczął szybciej oddychać. Jego wargi drżały. Ożywił się po kilku sekundach.
-
Lilyyyyyyy!!! – Zawołał rozpaczliwie i zaczął strzelać do bestii. Wpakował w nią resztę naboi, jakie
mu pozostały. Ze stwora nie zostały nawet ochłapy.
- Connor!
Uspokój się! – Russell złapał go za ramię.
- Zostaw
mnie! – Chłopak wyrwał rękę z uścisku. Pobiegł ku umierającej dziewczynce.
Uklęknął przy niej i położył ją sobie na kolanach. Wiedział, że umrze w
przeciągu minuty.
- Trzymaj
się malutka, wszystko będzie dobrze. – Przytulił do siebie dziecko i głaskał je
po głowie.
- K… Ko…
Kocha… - Odkaszlnęła krwią. Złapała kilka spazmatycznych oddechów. – Kocham
cię. – Bezskutecznie kilkukrotnie wciągnęła powietrze w dziurawe płuca. – Braciszku. –
Uśmiechnęła się.
Dostała przedśmiertnych drgawek.
Umarła.
Chłopak
nie mógł w to uwierzyć. Jego historia znów się powtórzyła.
- N… N-ni…
Nieeeeeeeee!!! – Krzyknął po czym zaczął łkać. Przycisnął ciało dziecka do
siebie. Na jego koszulce wykwitała coraz większa plama krwi Lily.
- Nie… Nie
pozwolę… Nieee-eee!!!
Z jego oczu zaczęły wypływać duże, słone łzy
przepełnione bólem. Russell
podszedł do niego i próbował zabrać ciało dziewczynki.
-
Zostaw!!!! Nie ruszaj! – Connor popadał w obłęd.
- Ona nie
żyje! Rozumiesz?! – Ryknął na przyjaciela i potrząsnął nim. – Zostaw ją. –
Dodał spokojniej.
- Nie…
NIE!!!
Russell
wymierzył mu policzek. Chłopak zatoczył się w bok i tam pozostał.
- Ona nie
żyje. Oprzytomniej wreszcie. – Powiedział spokojnym już głosem.
Connor
dostał tak mocno, że aż zobaczył gwiazdki przed oczami. Cios był dla niego jak
kubeł zimniej wody. Odsunął ciało dziecka od siebie. Podał je przyjacielowi.
Wstał z klęczek i ze spuszczoną głową zszedł pod pokład. Russell położył ciało
przy burcie i udał się do kapitana, który czekał na mostku z pozostałymi
wysłannikami rządu.
Do centrum
dowodzenia wszedł zakrwawiony Łowca w czarnych spodenkach i bronią przewieszoną
przez lewe ramię.
- Możecie
sprzątać. Już po przedstawieniu. – Miał już zamiar wyjść, gdy odwrócił się i
dodał. – Pod lewą burtą leży ciało dziewczynki. Była córką tej dwójki
zamordowanych dzisiaj ludzi. Złóżcie ją obok nich i wywieźcie. Wykonać.
- Rozkaz!
– Odpowiedzieli chórem rządowi.
Russell
patrzył, jak kapitanowie sprzątają. Gdyby nie okoliczności, sprawiałoby mu
wielką radochę wywyższanie się ponad nich.
Rządowi
uwijali się jak w ukropie. Ciała stworów obciążali kamieniami, po czym
wyrzucali je przez burtę. Kiedy brakło im obciążników, postanowili je palić.
Truchła mniejszych demonów lądowały w wodzie. Zanim wstanie pierwszy pasażer,
trup zostanie zniesiony gdzieś ku lądowi. Albo zjedzony przez mewy. Najgorzej
wyglądała sprawa z deskami pokładu. Musieli jakoś doszorować zakrwawiony i
zarzygany parkiet, ale to już nie było zmartwieniem Łowcy. W końcu znudziło mu
się to i zszedł pod pokład. Nie chciał iść do swojej kajuty, chociaż wiedział,
że musiał. Nie mógł uciekać w nieskończoność. W końcu dotarł do swojego pokoju.
Westchnął i wszedł.
Jego przyjaciel
siedział na łóżku. Wyglądał jak kupka nieszczęścia. Zapłakany, brudny,
wyczerpany. Obraz nędzy i rozpaczy. Blondyn podszedł do niego i zajął miejsce
obok swego współlokatora.
- To
wszystko przeze mnie. To moja wina, że ta mała nie żyje. – Chłopak mówił
drżącym głosem. Patrzył na swoje skąpane w szkarłacie ręce.
- Nie
obwiniaj się. Nic nie mogłeś zrobić.
- Mogłem!
– Popatrzył na przyjaciela zrozpaczonym, obłąkanym wzrokiem. - Mogłem ją
ochronić! Mogłem… Mogłem… - Jego głos łamał się przez nowe łzy wypływające
małym strumykiem z jego oczu. Przełknął ślinę. – Dlaczego to przytrafia się
właśnie mi?! – Schował twarz w dłoniach. Russell przysunął się do niego i
przytulił chłopaka do siebie. Jego twarz przycisnął do klatki piersiowej. Jedną
ręką głaskał przyjaciela po głowie, drugą objął go w talii. Chłopak objął blondyna w szyi. Wypłakiwał się w brudny od krwi potworów,
goły tors przyjaciela.
- Nie
powstrzymuj łez. To nie ma sensu. – Chłopak uspokajał się. Russell odchylił
się, nadal obejmując Connora. Spojrzał mu w oczy. - Pamiętaj. Nie jestem tylko twoim partnerem w
pracy. – Mówił ciepłym i spokojnym, nie podobnym do niego, głosem. - Jestem też
twoim przyjacielem, a także bratem i ojcem. Masz tylko mnie na tym popieprzonym
świecie. – Znów go przytulił. – Zapamiętaj to sobie: nigdy cię nie opuszczę w
potrzebie. Zawsze możesz na mnie liczyć.
-
Dziękuję, Russell. – Uwolnił się z jego objęć. – Dziękuję.
- Idź się
wykąpać. Jesteś cały we krwi.
- Masz
rację. Już idę.
Connor
wytarł oczy i poszedł do łazienki. Russell zapalił papierosa.
- Co ja
mam z tym dzieciakiem? – Zaciągnął się i pokręcił głową. – Co ja z nim mam…
Chłopak
stał pod prysznicem. Na rękach miał jeszcze krew Lily i jej rodziców. Starał
się o tym wszystkim nie myśleć, jednak wspomnienia były od niego silniejsze. Ta
mała bardzo przypominała mu Gabrielle, jego siostrę, która skończyła tak jak
Lily dzisiaj. Obie, kiedy zginęły, były w podobnym wieku.
Zimna woda
uspokajała jego rozbiegane myśli, jednak pomimo tego, z oczu nadal leciały
niechciane, pojedyncze łzy. Kiedy niepożądane myśli
przestały go nękać, umył swoje ciało mydłem, a włosy szamponem. Spłukawszy pianę z ciała, zorientował się, że nie wziął ze sobą czystych ubrań na zmianę.
-
Ruuuusseeeeeeellllll! Przynieś mi jakieś ciuchy na przebranie! – Poprosił
przyjaciela.
- Dobraa!
Blondyn
wyjął z jego walizki krótkie, zielone spodenki i zaniósł je do łazienki. Przez
chropowate szkło kabiny prysznicowej zobaczył niewyraźny zarys ciała
przyjaciela, a także usłyszał dźwięk lecącej wody. Chłopak nie skończył się
myć.
- Kładę na
umywalce.
- Ok.
Dzięki.
Chłopak
zakręcił wodę i wytarł się ręcznikiem. Założył spodenki i rozczesał włosy.
Wyszedł z łazienki.
-
Skończyłem. Teraz ty.
- Ok.
Chłopak
był zbyt skonany, by czekać na kumpla. Położył się i krzyknął:
- Dobranoc
Russell.
- Dobranoc
Connor. – Jego głowa wychyliła się zza drzwi. - Śpij już.
Skorpion
odkręcił zimną wodę. Po takich przeżyciach potrzebował takiego otrzeźwienia.
Nigdy nie widział swojego przyjaciela w takim stanie. Chciał zapomnieć o tym
widoku jak najszybciej. Woda leciała wprost na głowę. Moczyła jego zakrwawione włosy,
po czym spływała po gorącym karku i plecach. Jego zahartowane ciało nie
reagowało na niską temperaturę. Oparł ręce o ścianę kabiny.
-
„Dlaczego to przytrafia się właśnie mi?” – Zacytował przyjaciela. – Właśnie
Connor: Dlaczego?
Russell
zamknął oczy, a po jego policzku spłynęła duża, ciepła i niechciana łza.
Witaj!
OdpowiedzUsuńTwoja reklama zostanie opublikowana w najbliższą sobotę (31.08.2013) na łamach naszego bloga.
Pozdrawiam,
główna administrator
{Reklamownica}