wtorek, 27 sierpnia 2013

Studnia z podwójnym dnem...



Nagle coś z ogromną siłą uderzyło w prawą burtę, a statek przechylił się na lewą stronę. Connor uderzył plecami w ścianę. Przy upadku pociągnął za sobą dziecko, które mocno do siebie przytulił, dzięki czemu ochronił ją przed uderzeniem. Russell zachwiał się na nogach.
- Musimy to sprawdzić. – Rzekł blondyn. – Odprowadź dzieciaka do tej rudej. Mała musi zaczekać. – Pobiegł do ich wspólnej kajuty po naboje.
Chłopak znów powierzył dziecko Lisie, a sam pobiegł w stronę wyjścia na pokład. Do klapy dotarł bardzo szybko. Otworzył ją i wyszedł. Jego twarz wyglądała jak twarz chorego na febrę.
Po pokładzie biegały demony Drugiego Kręgu, małe Pomioty biły się o zwiniętą linę, która jakimś cudem przypominała im wnętrzności. Wokół kominów latały demony Trzeciego i Czwartego Kręgu, próbujące namierzyć jakąś zdobycz. Z łodzi ratunkowych wychodziły jakieś potwory. To cud, że się w nich nie pozabijały. Były też i te z Piątego Kręgu, ale one akurat były spokojne. Wszystkich było około dziewięćdziesiąt. Na czoło chłopaka wstąpiły kropelki zimnego potu.
- O kurwa… - Zdążył powiedzieć, zanim zorientował się, że ściągnął na siebie uwagę wszystkich żyjących stworzeń pętających się po pokładzie.
Kilkaset par oczu patrzyło w jego stronę wzrokiem zaciekawionych wygłodniałych wilków gotowych na przypuszczenie szybkiego i bezlitosnego ataku. Szybko otrząsnął się z szoku i pobiegł za skrzynki, które stały po prawej stronie. Wyjął pistolety, odbezpieczył i zaczął strzelać. Najpierw za cele obrał będące najbliżej Czwartokręgowce, które miały zamiar przypuścić atak. Musiał oszczędzać naboje. Zabijał tylko te, które mu zagrażały. Pomioty, które zbliżały się do jego nóg, dostawały solidne kopniaki. Jednemu z nich udało się ugryźć chłopaka.
- Szlag! - Syknął. – Russell, pośpiesz się, do cholery.
Naboje w pistoletach skończyły się szybciej, niż przypuszczał. Wymienił magazynki i zaczął zabijać zbliżające się potwory. Statek po raz drugi przechylił się akurat w momencie, kiedy Connor oddawał strzał. Spudłował.
- Cholera jasna! Akurat wtedy, kiedy kończą mi się naboje! Russell ty dupku, gdzie jesteś?!
Amunicji starczyło mu jeszcze na kilka minut starcia. Całe szczęście, zanim doszło o wyczerpania się naboi, na pokład wbiegł Russell.
- Ja pierdole… - Powiedział, ujrzawszy hordę demonów. Po jego plecach przebiegł zimny dreszcz.
Chłopak przebiegł tuż przed przyjacielem. Wyrwał z jego ręki ładownice z nabojami, a wolną ręką złapał go za przegub i pociągnął za sobą.
- Za mną.
Szerszeń biegł w stronę budki sternika, która znajdowała się na rufie statku. Znajdowała się w obniżeniu pokładu, co dawało im dodatkowe schronienie. Connor przeładował pistolety dopiero, gdy znaleźli się w obniżeniu pokładu. Ładownice zapiął na biodrach.
- Jak sytuacja? – Zapytał Russell.
- Musimy dostać się do prawej burty. Tam atakuje ten potwór. Musimy się go pozbyć jak najszybciej. Wiesz co to może być?
- To chyba Wodnik.
- Co?! Demon Siódmego Kręgu tutaj? Jak to w ogóle możliwe? Przecież one występują w kilku miejscach na świecie.
- Potwory są trochę jak zwierzęta. Migrują. - Odparł po krótkim zastanowieniu.
- To cho… - Urwał, bo Wodnik znów uderzył. Russell upadł na swojego przyjaciela.
- Musimy załatwić je jak najszybciej. – Powiedział blondyn klęcząc nad leżącym chłopakiem.
- Ale priorytetem jest Wodnik, którego zostawiam na twojej głowie.
Skorpion kiwnął głową, po czym wstał i pomógł podnieść się przyjacielowi. Wyskoczyli z obniżenia i pobiegli ku prawej stronie statku. Po dotarciu na miejsce, Russell zdjął z ramienia karabin, usiadł na burcie i zabezpieczył się lewą nogą przed upadkiem. Wymierzył broń w taflę wody. Connor stanął w lekkim rozkroku i osłaniał partnera.
Wodnik znów uderzył. Łowca wystrzelił w wodę. Chybił.
- Trafiłeś?
- Nie.
Russell czekał na kolejny atak. Po krótkim czasie potwór znów zaatakował.
- A teraz?
- Pudło.
- Cholera, Russell! Skup się!
- Trzy, cztery… - Blondyn zaczął liczyć powoli ściszając głos.
- Co ty do cholery robisz?! Ochujałeś na starość?! – Wrzasnął w porywie nerwów. To nie był czas na żarty.
- Zamknij mordę. Dziewięć, dziesięć…
Connor poddał się.
Uderzenie.
- Dwadzieścia siedem! – Wykrzyknął starszy Łowca.
- Co? – Chłopak odwrócił się do przyjaciela. Blondyn stracił równowagę i upadł na kolegę. Obaj leżeli na pokładzie.
- Trafiłeś chociaż? – Spytał chłopak leżącego na nim przyjaciela.
- Nie-e…
- Wsta… - Connorowi przerwało przeciągłe syczenie.
Obaj odchylili głowy tak, aby zobaczyć, co wydało ten dźwięk tuż za ich głowami.
Ku nim pełznął wielki stwór przypominający węża najeżonego kolcami i ostrymi kłami w pysku.
- Wijec. – Powiedzieli równocześnie. Obaj wymierzyli w stwora. Wystrzelili jednocześnie. Połowa Pięciokręgowca zniknęła, a jego wnętrzności rozbryznęły się w promieniu dziesięciu metrów od miejsca egzekucji.
Russell wstał i pomógł towarzyszowi. Zajęli swoje pozycje. Wodnik znów zaatakował. Starszy Łowca zaczął liczyć. Młodszy znów wymienił magazynki. Postanowił urządzić sobie polowanie na kaczki i strzelał do latających demonów.
- Dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem! – Krzyknął blondyn, po czym dwukrotnie wystrzelił. Oba pociski trafiły do celu.
- Zabiłeś go?
- Chyba nie, ale Wodnik jest zbyt osłabiony by zaatakować.
- I tak dobrze. Zabieraj się za silniejsze potworki. Mamy kupę roboty.
Blondyn przeładował broń. Zostali zmuszeni do zmiany pozycji. Dobiegli do jednego z kominów. Strzelali do wszystkiego, co się ruszało. Trupy gęsto wyścielały pokład, a krew brudziła dosłownie wszystko. Co chwila któryś przeładowywał broń. Najczęściej trafiali w głowę, pozbawiając potwory mózgów, które lądowały w promieniu kilku metrów od miejsca śmierci. Inne, które dostawały niżej, swoich wnętrzności mogły szukać w wodzie. Bronie miały ogromną siłę rażenia. Normalnemu człowiekowi pocisk wystrzelony z pistoletu Connora rozwaliłby głowę. Naboje Russella były dużo mocniejsze.
Po trzydziestu minutach krwawe starcie dobiegło końca. Łowcy brodzili we krwi i wnętrznościach potworów zanurzając stopy po kostki. Próbowali wydostać się z pokładu zachowując przy tym szczególną ostrożność, gdyż istniało ryzyko, że któryś z tych śmieci przeżył, a w tym momencie stali się najlepszym celem.
Nagle usłyszeli skrzypienie schodków pod pokładem. Ktoś miał zamiar do nich wyjść. Klapa otworzyła się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz