poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Oni ZAWSZE mają problemy.

Podobno pierwsza noc w nowym miejscu jest najważniejsza, a gdyby była zapowiedzią całego rejsu, nikt nie odważyłby się wsiąść na ten pieprzony statek.
Była trzecia nad ranem, kiedy Łowcy zostali wyrwani ze snu. Oczywiście Russell tak się rozepchnął, że Connor został zmuszony do spania na skraju łóżka. O kołdrze mógł jedynie pomarzyć.
Obudził ich przeraźliwy krzyk jakiejś kobiety. Ocknęli się jednocześnie. Szerszeń spadł z posłania.
- Nic ci nie jest? – Spytał Russell.
- Nie. Co to było? – Rozejrzał się wokół siebie.
- Nie wiem, ale musimy to sprawdzić. Mam złe przeczucia.
Obaj zerwali się na równe nogi i ruszyli w stronę stolika, przy którym stały nesesery z ich broniami. Connor szybko przełożył paski kabur przez ramiona i plecy, po czym zabezpieczył je z przodu grubszym paskiem. Do kieszonek swoich spodenek włożył dwa magazynki. Russellowi złożenie karabinu snajperskiego nie zajęło piętnastu sekund.
- Ruszamy. – Rozkazał starszy z nich.
Wybiegli z pokoju. Znów usłyszeli rozdzierający ciszę krzyk. Tym razem męski.
- Tam. – Blondyn wskazał lufą swej broni kierunek, w który mieli zamiar się udać.
Ruszyli biegiem, po czym zbiegli po schodach na dół. Wpadli na korytarz 2 podpokładu z kajutami II klasy. Ludzie zaczęli wychodzić z pokoi, jednak gdy zobaczyli dwójkę pędzących przed siebie młodzieńców z bronią w ręku, chętnie ustępowali. Tylko jedna stara kobieta w szlafroku i papilotach na głowie, która dopiero co wyszła ze swojego lokum, nie zauważyła dwójki mężczyzn. O mało jej nie stratowali. Wyminęli ją bardzo zwinnie i zgrabnie niczym dwa koty przeszkodę.
- Wybaaacz!- Krzyknął chłopak z ciemnymi włosami.
Wreszcie dobiegli do kajuty, za drzwiami której miała miejsce straszliwa rzeź.
Russell zdecydowanym szarpnięciem otworzył drzwi i wpadł do środka. Connor był tuż za nim. Zatrzasnął drzwi.
W pokoju było 6 demonów. Ciało kobiety, której krzyk słyszeli przed dwoma minutami, leżało bezwładnie koło łóżka, a jej wnętrzności były rozciągnięte po całej podłodze kajuty. Demon Czwartego Kręgu unosił się tuż pod sufitem, trzymając w swych szponach mężczyznę. Jeden z demonów Trzeciego Kręgu zdążył już rozpruć brzuch ofiary i ją wypatroszyć. Pomioty zabierały się za ciepłe jeszcze flaki mężczyzny. Pozostałe piły krew poprzedniej ofiary. Gdy Łowcy wpadli do pokoju, facet jeszcze żył i właśnie oglądał swoje jelita.
Działali jak jeden mechanizm. Russell obrał za cel 4-Kręgowca. Wystrzelił. Raz. Wystarczyło. Potwór został pozbawiony głowy. Potem pomógł przyjacielowi, który w tym samym czasie zajął się potworami 1 i 3 Kręgu. Starcie nie trwało dłużej niż 20 sekund.
Za drzwiami zbierali się ludzie zaciekawieni całą sytuacją i przyciągnięci wystrzałami. Komentowali całe zajście, opowiadali sobie nawzajem o tym, jak zostali obudzeni. W końcu przybiegł ktoś z załogi statku. Skorpion miał już wyjść i uciszyć zbierający się motłoch, kiedy nagle usłyszał przeraźliwy płacz dziecka. Pod jednym z okien kajuty siedziała mała dziewczynka. Właśnie do niej dotarło, co się stało.
- Stań przy drzwiach i pilnuj, żeby nikt tu nie wszedł. - Polecił Connor. Russell bez słowa wykonał polecenie. Młodszy Łowca podszedł do dziecka, zachowując jednak pewien dystans. Mężczyzna odwrócił wzrok. Nie przepadał za dziećmi.
- Hej malutka. – Zaczął ciepło. Dziewczynka nie zwracała jednak na niego większej uwagi. Obserwowała, jak w blasku księżyca połyskiwała krew wylewająca się z ciał jej rodziców. Łowca podszedł do dziewczynki i zasłonił jej oczy.
- Nie powinnaś tego oglądać.
Mała, nadal płacząc, przytuliła się do chłopaka z całych sił i wypłakiwała swoje koralikowe oczka w jego koszulkę.
- No już, cichutko, spokojnie. – Mówił do niej spokojnym i przyjacielskim głosem. Od razu wzbudzał zaufanie. U tej dziewczynki także.
Łowca w końcu usiadł na kolanach, pozwalając małej się wypłakać. Przytulił ją mocno do siebie i głaskał dziewczynkę po główce. Dziecko powoli się uspokajało.
- Jak masz na imię?
- Li… Li… Lily. – Odparła, łkając i przecierając oczy piąstkami.
- Masz prześliczne imię. Wiesz, od dzisiaj będę twoim starszym braciszkiem. Zaopiekuję się tobą, a w razie potrzeby obronię. Dobrze?
Dziewczynka popatrzyła na niego maślanym wzrokiem.
. Był dla niej niczym anioł, który będzie się nią opiekował. Od razu przekonała się do tego młodzieńca.
- Mhm. – Mała pokiwała głową.
- Chodźmy stąd. – Powiedział do swojego przyjaciela czuwającego pod drzwiami.
Wziął dziewczynkę na ręce, a jej twarz przycisnął do swojej szyi tak, aby nic nie widziała. Ruszył ku wyjściu. Przyjaciel otworzył mu drzwi.
Kiedy ludzie zobaczyli uzbrojonych mężczyzn i dziecko skąpanie we krwi podnieśli straszny krzyk.
- Ło Jezus Maryja!!! Co się stało?
- Matuchno kochana!
- Wszyscy Anieli Pańscy!
Z każdym oddechem motłoch robił coraz większy hałas, wcale tym nie pomagając.
- Co tu się stało? – Zapytał chłopak z obsługi statku.
- Ruszaj dupsko i biegiem mi po kapitana! - Ryknął Russell. Chłopak nie zamierzał się sprzeciwiać.
W Łowcy było coś, co onieśmielało ludzi i zmuszało ich do słuchania, kiedy mówił. Zacięcie przywódcze. Gdy ktoś patrzył w jego oczy od razu widział w nich bezwzględnego przywódcę narodu. No i oczywiście jego wygląd zewnętrzny. Jak ktoś mógł sprzeciwić się wysokiemu, dobrze zbudowanemu i groźnie wyglądającemu facetowi, który i tak był już wkurzony całą zaistniałą sytuacją? A w dodatku komuś z bronią w ręku? Nieszybko znajdzie się taki odważny szaleniec.
- Pójdę po chemię. – Powiedział blondyn i ruszył w kierunku ich kajuty. Connor kiwnął tylko głową.
- Panie! Co tu się dzieje?! Co to za dziecko? Co tam się stało? – Ludzie przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Nie ułatwiali zadania.
- Zamknąć się! I jazda do kajut! – Krzyknął gniewnie, lecz nieskutecznie. Popatrzył na ludzi i szybko znalazł broń na ten bezmyślny tłum. – Nie widzicie, że ta mała dziewczynka płacze?!
Wszyscy zamilkli jak zaklęci. Otoczyli Łowcę z dzieckiem na rękach półokręgiem, przypierając go do drzwi. Brakowało tylko wideł i pochodni.
- Na co czekacie?
- Na wyjaśnienia. – Odpowiedział jeden z odważniejszych pasażerów.
- Nie ma czego wyjaśniać. Rozejdźcie się do kajut. Albo nie… Stójcie tak sobie do usranej śmierci. I tak wam nic nie powiem. – Odwrócił głowę i patrzył w bok.
Niektórzy zniechęceni rozeszli się do swoich pokoi, jednak na korytarzu i tak została dość liczna grupa gapiów. Korytarzem właśnie nadchodził Russell z małą walizką, którą mocno ściskał w prawej dłoni.
- Co to za zbieranina? Mięso rozdają za darmo, czy co? Rozejść się, to nie festiwal! - Wrzasnął.
Tym razem prawie wszyscy rozeszli się. Zostało kilka najodważniejszych osób. Ciekawscy wyglądali zza uchylonych drzwi swoich kajut.
- Idź wszystko przygotować. Ja poczekam na kapitana. – Powiedział Skorpion..
- Ok. – Chłopak podszedł do młodej, rudej dziewczyny. – Jak ma pani na imię?
- Lisa.
- Świetnie. Czy mogłaby pani zaopiekować się nią przez jakiś czas? Zaraz po nią wrócę. – Poprosił i popatrzył na kobietę wzrokiem szczenięcych oczu.
- Ależ oczywiście.
Chłopak schylił się do dziewczynki.
- Słuchaj Lily. Teraz będę bardzo bardzo bardzo zajęty. Zostawię cię pod opieką cioci Lisy. Zaraz po ciebie wrócę.
- Ale ja nie chcę!
- Spokojnie. Za kilka minutek przyjdę po ciebie.
- Ale ja nie chcę, braciszku! - Dziewczynka gniewnie tupnęła nogą, a na jej twarzy zagościł przeuroczy grymas oznaczający całkowity sprzeciw dziecka.
- Jak zostaniesz z ciocią Lisą, to kupię ci jutro największego na świecie, kolorowego lizaka. Dobrze?
Dziewczynka rozpromieniła się i kiwnęła głową. Puścił jej małą rączkę, którą ujęła Lisa.
- Dzięki. – Puścił do dziewczyny zalotne oczko.
- Nie ma sprawy. – Uśmiechnęła się i lekko zarumieniła.
Popatrzył, jak dziewczyna i dziecko odchodzą do jej kajuty. Odwrócił się i wziął z rąk przyjaciela mały srebrny neseser, a następnie wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Postawił walizkę pod ścianą i zabrał się do sprzątania. Przeciągnął ciało mężczyzny pod okno kajuty, a jego wnętrzności niedbale włożył do jamy brzusznej. Ciało kobiety, a raczej krwawe ochłapy, które z niej zostały, zebrał i położył obok zwłok mężczyzny. Oba trupy przykrył prześcieradłem. Ciała demonów ułożył w przeciwległym kącie kajuty w małych odstępach. Czekał na przyjaciela.
Tymczasem Russell czekał na kapitana statku, który raczył stawić się po 15 minutach.
- Rany boskie! Co się dzieje? – Zapytał poirytowany. – Zaraz, czy pan był dzisiaj u mnie w sprawie kajuty? – Spytał po przyjrzeniu się Łowcy.
- Taa…
- Co się stało?
Russell popatrzył na chłopaka lodowatym, bezlitosnym wzrokiem seryjnego mordercy.
- Won.
Majtek biegł tak szybko, że o mało nie zgubił butów.
- Zapytam wprost: jest pan kapitanem rządowym czy cywilnym?- Spytał blondyn.
Marynarz rozejrzał się, upewniając, czy nikt go nie słyszy.
- Rządowym.
- Świetnie. Jest ktoś jeszcze?
- Reszta kapitanów.
- To dobrze. Przydadzą się.
- Do czego? Dowiem się wreszcie co się stało?
Russell nachylił się do kapitana i rozejrzał na boki by upewnić się, że nikt nie podsłuchuje.
- Pana statek zaatakowały demony. Są ofiary śmiertelne.
Facet zrobił się biały jak płótno.
- A-ale jak to?
- Ja i mój kolega już się ich pozbyliśmy.
- Dzięki bogu.
Cholera, czy ja jestem na statku z samymi sekciarzami? - Pomyślał Łowca.
Do kapitana właśnie dotarło, z kim rozmawia. Mężczyzna jeszcze bardziej zbladł, o ile można być jeszcze bardziej bladym.
- Rejs potrwa jeszcze 11 dni. Zanim dopłyniemy do celu, ciała, pomimo umieszczenia ich w jakiejś chłodni, zaczną gnić. Pan i reszta rządowych ma za zadanie zabezpieczyć ciała i załatwić im transport. Rozumiemy się?
- Tak jest!
- A teraz idź po kapitanów i zabierz trupy, a potem przyślij kogoś zaufanego do sprzątania pokoju. Truchłami demonów zajmiemy się my. Wykonać!
Kapitan wyprężył się jak struna, zasalutował i biegiem ruszył po resztę rządowych.
Blondyn wszedł do pokoju. Connor wszystko przygotował. Zanim przystąpią do pracy, muszą poczekać, aż zabiorą ciała ludzi. Tym razem kapitanowie byli na miejscu dużo szybciej. Mieli ze sobą nosze.
- Tam. – Chłopak wskazał ruchem głowy trupy przykryte prześcieradłem.
Rządowi weszli do pokoju bez słowa. Położyli przykryte zwłoki na noszach i je wynieśli. Nikt nie odważył się zajrzeć pod przesiąknięte już krwią płótno. Pierwszemu kapitanowi zbierało się na mdłości.
- Łazienka jest tam. – Blondyn kciukiem wskazał drzwi po prawej stronie kajuty. Mężczyzna wbiegł za nie, po czym przywitał się z sedesem i pożegnał z wczorajszą kolacją.
Kiedy wyszedł, Łowcy zabrali się za robotę. Connor otworzył neseser. W środku było kilkanaście buteleczek z odczynnikami oraz podstawowy sprzęt laboratoryjny. Wyjął cztery z nich, małą probówkę, zakraplacz i parę lateksowych rękawiczek. Do szkła wpuścił dwadzieścia kropli pierwszego specyfiku, po dziesięć kropli drugiego i trzeciego i trzy krople czwartego. Zatkał naczynie korkiem, a następnie delikatnie zamieszał. Pochował odczynniki i zamknął neseser.
Russell w tym czasie wyjął z szafy kilka ubrań, zwinął je i związał sznurkiem znalezionym w jednej z walizek. Przeciągnął go pod uchylonymi drzwiami i wyciągnął na korytarz. Uszczelnił dwa okna taśmą klejącą i ubraniami. Pokój został odizolowany od dostaw świeżego powietrza.
- Już? – Zapytał Connora po chwili. Chłopak w odpowiedzi kiwnął głową.
Blondyn wyszedł z pokoju, zabierając walizkę z odczynnikami i kilka ciuchów. Szerszeń podchodził do każdego trupa potwora i na kilku kluczowych miejscach jego zwłok puszczał po kilka kropli mieszanki z probówki. Skończywszy pracę wybiegł z pokoju, bo pierwsze ciała zaczęły reagować z silnym kwasem.
- Zamykaj! – Krzyknął do Russella.
Mężczyzna trzasnął drzwiami. Łowcy złapali za sznurki i przyciągnęli zwinięte ubrania pod szczelinę w drzwiach, uszczelniając je. Dla dodatkowego zabezpieczenia ułożyli jeszcze te ciuchy, które zabrał Russell. Zmordowani usiedli pod drzwiami. Czekali, aż będzie po wszystkim. Po kilkunastu minutach weszli do pokoju. Po trupach nie było ani śladu. Substancja skutecznie rozpuściła ciała potworów. Prócz tego, że pokój był skąpany we krwi, to wszystko było już w porządku. Można sprzątać.
- Wracajmy już. – Powiedział Connor.
- Dobra, tylko nie zapomnij odebrać dzieciaka od tej rudej ślicznotki.
- No tak! – Uderzył się rozłożoną dłonią w czoło. Zapomniał. - Racja.
Chłopak poszedł do kajuty dziewczyny i zapukał. Kiedy drzwi się otworzyły, zza nich wybiegła dziewczynka. Od razu przytuliła się do swojego nowego przyjaciela. Connor podziękował kobiecie za opiekę nad małą i załapał dziecko za rękę. Dołączyli do Russella, a potem ruszyli korytarzem.

3 komentarze:

  1. Niestety, ale na Twoim blogu nie ma specjalnej zakładki, dlatego umieszczam mój komentarz tutaj.

    {SPAM}

    Reklama (z łac. reclamo, reclamare) – informacja połączona z komunikatem perswazyjnym. Zazwyczaj ma na celu skłonienie do nabycia lub korzystania z określonych towarów czy usług, popierania określonych spraw lub idei (np. promowanie marki).
    źródło: www.wikipedia.pl

    REKLAMOWNICA to miejsce, gdzie w prosty sposób możesz zareklamować swoje opowiadanie, ocenialnię, analizatornię bądź poradnik. Skorzystasz z takiej okazji?

    reklamownica.blogspot.com!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za link. Skorzystam :)

      Usuń
    2. Oczywiście nie ma za co :) Przypominam, że jednym z warunków darmowej reklamy na REKLAMOWNICY jest dodanie buttonu/linku do odpowiedniej zakładki/paska bocznego.

      Pozdrawiam,
      Veronika

      Usuń