sobota, 24 sierpnia 2013

Pierwszy dzień i same kłopoty...



Pierwszy kapitan przygotowywał się w swoim luksusowym gabinecie do rejsu. Na biurku ustawił zdjęcie żony i dziecka, zgiął mikrofon inercomu, poprawił ułożone w perfekcyjny stos papiery i właśnie wyglądał przez okno, kiedy ktoś zapukał w drzwi kajuty.
- Wejść. – Zaprosił gościa do środka.
Do gabinetu wszedł wysoki, szarooki blondyn w długim, skórzanym płaszczu. Wyglądał podejrzanie. Zamknął za sobą drzwi.
- Coś się stało? – Zagadnął przybysza marynarz.
- Tak. Kiedy zamawiałem bilety na rejs przez Internet, zarezerwowałem jedną kajutę dwuosobową z dwoma łóżkami, a tymczasem dostałem klucze do pokoju dwuosobowego z jednym łóżkiem. Dlaczego doszło do takiego błędu?
Kapitan był przejęty. Nigdy coś takiego mu się nie przytrafiło.
- Dobrze, zaraz sprawdzę w bazie danych.
Mężczyzna w białym mundurze podszedł do komputera i włączył go. Usiadł na miękkim biurowym krześle.
- Proszę usiąść. – Wskazał gościowi krzesło pod ścianą.
- Dziękuję, postoję. – Odpowiedział mężczyzna. Kapitan wzruszył ramionami. Ukradkiem obserwował mężczyznę. Czuł się trochę niepewnie w jego obecności.
Po chwili mężczyźni usłyszeli ciche buczenie komputera i sygnał startu systemu. Po załadowaniu się ekranu startowego, użytkownik włączył jakiś program, po czym na ekranie pojawiła się długa lista nazwisk i liczb.
- Nazwisko?
- Russell Reewse.
Kapitan zaczął wpisywać dane w pasku wyszukiwania.
- R-u-s-s-e-l – przez dwa „l”?
- Tak.
- R-e-e-w-s – z „e” na końcu?
- Uhm. – Mruknął ze złością. Blondyna trochę irytowały takie urzędnicze pytania. Jak można napisać imię „Russell” przez jedno „l”?!
- Już szukam.
Wynik pojawił się błyskawicznie. Użytkownik dwukrotnie wcisnął nazwisko, które się pojawiło. Na ekranie ukazała się strona z danymi pasażera. Zaczął czytać.
- Z tego co tu mam zapisane wynika, że zarezerwował pan kajutę z jednym dwuosobowym łóżkiem.
- To niemożliwe.
- To niech pan sam sprawdzi.
Russell podszedł do biurka. Nachylił się i spojrzał w monitor. Zaczął czytać:
         Dane pasażera i rejsu:
         Imię i nazwisko: Russell Reewse
         Data urodzenia: 27.03.1989r.
         Kurs: Nowy Świat, Port White Sails.
         Czas trwania rejsu: 12 dni.
         Forma podróży: I klasa ekonomiczna.
         Pozostałe dane:
         Kajuta: Małżeńska.
         Obsługa: All inclusive
         Data złożenia rezerwacji: 20.04.2018r.
Pod spodem były jeszcze jakieś nieistotne informacje, których nie chciało mu się przeglądać. Zatkało go. Odsunął się od komputera.
- Czyyy… Nie da się zmienić kajuty na takiej z dwoma łóżkami?
- Niestety nie. Wszystkie kajuty są zajęte. Bardzo mi przykro z tego powodu, ale niestety nic nie możemy z tym zrobić.
- No cóż… Dziękuję. Do widzenia. – Lekko ukłonił się i ruszył do wyjścia.
- Do wi… - Uciął – Proszę pana! Już wiem dlaczego zaszło to nieporozumienie.
- Dlaczego?
- Ktoś zmienił rezerwację. A dokładnie 21 kwietnia.
- Co?! Kto to był?
- Nie wiem. Nie ma tu nic napisane. Podano tylko, że ktoś dokonał zmiany rezerwacji w pana imieniu.
- Zamorduję. – Mruknął.
- Co?
- Nic! – Russell szybko odwrócił się i opuścił gabinet kapitana, zatrzaskując za sobą drzwi.

***

Zanim starszy Łowca wrócił do kajuty, przeszedł się po statku. Nie chciał psuć sobie nerwów krzykami swojego współlokatora. Zamiast tego wolał powdychać świeże powietrze, pocieszyć się widokami, popatrzeć na ładne studentki… Oczywiście to były tylko wytwory jego chorej wyobraźni. W rzeczywistości powietrze śmierdziało spalinami z silnika statku, wokół była sama woda, która nie była zbyt ekscytująca, a na niego naszczekał bury pekińczyk jakieś starej pudernicy. Podniosła straszny krzyk, kiedy mężczyzna kopnął psa. To było tylko lekkie szturchnięcie nogą. A to, że zwierzę wylądowało za burtą, nie było jego winą. Po prostu futrzak był za lekki, a bramka przypadkowo była otwarta. A nienawiść Russella do takich pokrak, jak tamten pekińczyk, nie miała tu nic do rzeczy. Co prawda panika, którą siała ta stara raszpla, sprawiała Łowcy niemałą frajdę. Jednak w końcu przyszedł jakiś marynarz i zszedł po drabince, by bohatersko uratować psa. Tamta kobieta nakrzyczała na blondyna i domagała się od niego przeprosin. W wyrazie swego szacunku wobec jej osoby dmuchnął kobiecie dymem papierosowym prosto w twarz. A w ramach przeprosin nie zgasił na jej płomiennie rudym czerepie niedopałka, tylko wyrzucił go do wody. Odwrócił się na pięcie i ruszył ku zejściu pod pokład z częścią mieszkalną.
Szedł pewnym krokiem po linoleum przykrywającym podłogę korytarza, które cicho skrzypiało pod każdym jego krokiem. Organizacja na statku była perfekcyjna. Nie płynęli nawet godzinę, a wszyscy byli już w swoich pokojach. Korytarze podpokładów stały się upiornie ciche. Tylko z pokojów dobiegały ciche szmery i odgłosy rozmów. Blondyn przyłapał się na wsłuchiwaniu się w nie a także na zwalnianiu kroku. A robił to tylko dlatego, by opóźnić swój powrót do pokoju. Nie chciało mu się gadać z rozhisteryzowanym nastolatkiem, któremu buzują hormony. W końcu dotarł pod drzwi z numerem 111B. Przystanął i głęboko westchnął. Nadeszła chwila prawdy. Złapał za klamkę, którą potem nacisnął. Drzwi lekko uchyliły się, a na korytarz wydostała się mała wstęga słonecznego światła. Blondyn niepewnie zajrzał do środka.
- I co? – Zapytał Connor, kiedy przyjaciel przekroczył próg pokoju.
- Musimy tu zostać. – Odpowiedział z wyraźną rezygnacją.
- Jak to?
- Tak to. Nie ma wolnych kajut, aby je zamienić. Ale nie martw się, jakoś damy sobie radę. – Próbował bezskutecznie pocieszyć kolegę.
- TY dasz sobie radę. Nie pamiętasz co się stało rok temu, gdy musieliśmy spać razem?
- Nie…
- Nie? Zapomniałeś już, jak byliśmy na misji w Malavi? – Zapytał wkurzony chłopak. Nakręcał się jak katarynka. – Musieliśmy spać w jednym łóżku, bo nie było innych wolnych miejsc w hotelu. Podczas pierwszej nocy tak się wierciłeś i kopałeś, że aż złamałeś mi żebro, a potem jeszcze zrzuciłeś mnie z łóżka, przez co zwichnąłem nadgarstek!
- Aaa… to… Nadal to pamiętasz? – Russell był wyraźnie zakłopotany. Podrapał się po potylicy.
- Ciężko coś takiego zapomnieć.
- Nie było tak źle…
- Przez miesiąc gniłem w domu nie mogąc wstać z łóżka! A przez kolejne dwa miesiące nie mogłem pracować.
- Taaa wiem… Już cię przepraszałem. Nie pamiętasz? Nawet ci kwiatki przyniosłem do szpitala.
- Te zdechnięte chwasty wyrwane w ogródku jakiejś staruszki? No jasne, że pamiętam. Pacjent, który leżał ze mą w jednym pokoju, był na nie uczulony. Dostał wstrząsu anafilaktycznego. Ledwo go odratowali.
- No, mniejsza o to. Wiesz dlaczego mamy jedną kajutę?
- Nie.
- Ktoś zmienił naszą rezerwację.
- Co? – Chłopak był wyraźnie zdziwiony. – Niby kto?
- Nie wiem. W bazie danych nie było nazwiska.
- Kim do cholery jest ten dowcipniś? – Spytał raczej retorycznie niż kogoś.
- Skąd mam wiedzieć? Ale jeżeli go spotkamy, to będzie mógł dzwonić po karetkę. – Odparł z wyraźną żądzą mordu w głosie. Westchnął. - No cóż, trudno. Jakoś wytrzymamy te dwa tygodnie. Mogło być gorzej. – Dodał po chwili i klepnął przyjaciela w ramię. Usiadł obok niego na łóżku.
- Ciekawe niby jak?
- Mogli nam dać kajutę z jednoosobowym łóżkiem.
- Wiesz Russell, w sumie nie jest aż tak źle. Damy radę.
Rozpakowali się, po czym poszli na spacer po statku. Wieczorem zjedli kolację w jadalni, po czym poszli spać. Byli zbyt znużeni, by zrobić cokolwiek innego.

1 komentarz:

  1. Cieszę się, że trafiłam tutaj stosunkowo wcześnie (Nie lubię nadganiać;p) Zaintrygował mnie początek i na pewno jeszcze tutaj zajrzę. Czekam na nową notkę :)
    Jeśli masz ochotę: www.mallory.blogujaca.pl
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń