piątek, 30 sierpnia 2013

Piętno przeszłości cz.2



Ze snu wyrwał go krzyk Emily. Zerwał się jak poparzony z łóżka. Złapał swój kij do baseballa i pobiegł do jej pokoju. Wpadł tam niczym huragan. Jednakże to, co ujrzał odebrało mu zapał do dalszego działania.
Okno było wybite. Po całej podłodze poniewierały się kawałki szkła oraz części framugi drewnianego okna. Przy łóżku dziewczynki stała jakaś skulona postać. Usłyszawszy otwierane drzwi odwróciła się. Chłopak lustrował zasuszoną twarz tej szkarady. Pożółkłe, połamane zęby, ślepe oczy, dziura zamiast nosa. Nastolatek zaczął szczękać zębami.
Bestia miała bardzo wyczulony słuch. Przekrzywiła głowę i zdawała się nasłuchiwać. Na jej twarzy pojawił się groźny grymas. Ruszyła na szarżującego ku niej młodzieńca. Russell zaczął okładać ludzkich kształtów stworzenie tak długo, dopóki nie została z niego mokra plama. Na odchodnym kopnął nieruchome zwłoki. Przeszedł nad nimi i dostał się do łóżka.
Mała dziewczynka do tej pory w nim śpiąca została pozbawiona kończyn górnych oraz głowy. Lewa ręka odgryziona na wysokości łokcia, prawa nieco wyżej, obnażając kruchą kość. Z szyi wystawały tętnice i rdzeń kręgowy. Zdawał się być odgryziony jednym ruchem szczęki. Na twarzy dziewczynki na zawsze został uwieczniony przerażający krzyk. Russell zwymiotował obok łóżka, potem jeszcze raz zwracając posiłek z żółcią przez okno. Chwiejnym krokiem opuścił pokój.
- Mój boże… - Powiedział, spojrzawszy wgłąb korytarza.
Tam kłębiło się kilkanaście takich potworów. Poczuł, jak jego oddech przyspiesza, serce tłoczy krew jak szalone.
- Psst! Russell! – Usłyszał szept Spencera po lewej.
- Co… Co to? – Zapytał pomimo wielkiego szoku.
- Chodź tu. Po cichu.
Chłopak wykonał to polecenie i szybko znalazł się obok swojego rudowłosego przyjaciela.
- Idź po ojca. Ja się nimi zajmę. Daj mi to. – Wyrwał mu z ręki kij. – Idź. Utoruję ci drogę.
- Ale…
- Nie ma żadnego ale. Jeśli ty tego nie zrobisz, to nikt. Idź już.
Spencer wybiegł na korytarz i zaczął hałasować. Skupił na sobie uwagę wszystkich potworów. Zaczął uciekać. Russell wykorzystał ten moment i pobiegł na plebanię.
- Ojcze! Ojcze Marco! Proszę mi otworzyć! – Wołał waląc do drzwi.
Ksiądz otworzył mu drzwi niemalże natychmiast.
- Russell? Co ty tu robisz o tak późnej porze? Co się stało?
- Tam… - Wskazał mały budynek sierocińca. Zaczerpnął oddechu. – Jakieś potwory… One zabiły Emily…
- Wejdź.
Ksiądz i chłopak udali się szybko do jego pokoju. Mężczyzna spod łóżka wyjął strzelbę i rewolwer oraz naboje.
- Masz. – Podał blondynowi broń myśliwską oraz pas naboi. – Idziemy.
Obaj wybiegli z plebanii i szybko znaleźli się w budynku przytułku. Rozdzielili się. Russell udał się do miejsca, gdzie ostatnio widział Spencera. Znalazł go w pralni. Zabijał stwory kijem. Blondyn szybko dołączył do niego.
- O nie. – Powiedział rudowłosy chłopak. – Wystrzały mogły tu ściągnąć więcej tych bestii. Uciekajmy stąd.
Wybiegli na korytarz i nadziali się na kolejne stwory.
- Idź. Znajdź Veronicę i zapewnij jej bezpieczeństwo.
- Nie. One cię zabiją!
- Spokojnie. Nie bój nic. Dam sobie radę. – Uśmiechnął się nieszczerze i ruszył na potwory. – Ruszaj!
Russell zawinął się i zaczął biegać po sierocińcu w poszukiwaniu swojej przyjaciółki. Obszukawszy cały parter coś go tknęło by zejść do piwnicy. Zbiegł po schodkach i otworzył drzwi.
Pod ścianą siedziała Veronica.Jedną rękę przyciskała do brzucha by zatamować krwawienie. W ręku trzymała nóż. Bestie postanowiły zając się szóstką dzieci skulonych pod ścianą. Zanim zdążyły zaatakować, Russell zastrzelił jednego z nich. Skupił na sobie ich uwagę. Biegał we wszystkie strony unikając ich ciosów, szponów, szczęk. Jakimś cudem zabił je. Pobiegł do dziewczyny. Spojrzała na niego.
- Uratuj dzieci. – Szepnęła.
- A ty?
- Mnie zostaw. I tak nie mogę się ruszać. – Pokazała mu swoją ogromną ranę, z której wypływały jelita. – Idź. Uratuj… je.
Russell patrzył, jak dziewczyna umiera. Jej głowa zawisła między ramionami, ręce opadły. Zanim wpadł w rozpacz, do piwnicy zawitały kolejne cztery bestie. Bezszelestnie dotarły do dzieci. Chłopak zorientował się o ich obecności dopiero, gdy usłyszał krzyk dziecka.
Zanim zdążył zabić potwory, one pozbawiły życia dzieci. Były bardzo silne. I straszliwie śmierdziały. Chłopak poczuł to dopiero teraz, gdy znalazł się w niewietrzonym pomieszczeniu. Ostatnio czuł ten smród kiedy, będąc dzieckiem, znalazł w szopie zdechłego kota będącego w trakcie rozkładu. Od tamtej pory zawsze miał wstręt do martwych zwierząt, a teraz uzmysłowił sobie, że walczy o życie z rozkładającymi się ludzkimi zwłokami, które jakimś cudem poruszają się po śmierci. Gdyby miał czym wymiotować, na pewno by to zrobił. Wybiegł stamtąd najszybciej jak to tylko możliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz