Ze
snu wyrwał go krzyk Emily. Zerwał się jak poparzony z łóżka. Złapał swój kij do
baseballa i pobiegł do jej pokoju. Wpadł tam niczym huragan. Jednakże to, co
ujrzał odebrało mu zapał do dalszego działania.
Okno
było wybite. Po całej podłodze poniewierały się kawałki szkła oraz części framugi drewnianego okna. Przy łóżku
dziewczynki stała jakaś skulona postać. Usłyszawszy otwierane drzwi odwróciła
się. Chłopak lustrował zasuszoną twarz tej szkarady. Pożółkłe, połamane zęby,
ślepe oczy, dziura zamiast nosa. Nastolatek zaczął szczękać zębami.
Mała
dziewczynka do tej pory w nim śpiąca została pozbawiona kończyn górnych oraz
głowy. Lewa ręka odgryziona na wysokości łokcia, prawa nieco wyżej, obnażając
kruchą kość. Z szyi wystawały tętnice i rdzeń kręgowy. Zdawał się być
odgryziony jednym ruchem szczęki. Na twarzy dziewczynki na zawsze został
uwieczniony przerażający krzyk. Russell zwymiotował obok łóżka, potem jeszcze
raz zwracając posiłek z żółcią przez okno. Chwiejnym krokiem opuścił pokój.
-
Mój boże… - Powiedział, spojrzawszy wgłąb korytarza.
Tam
kłębiło się kilkanaście takich potworów. Poczuł, jak jego oddech przyspiesza,
serce tłoczy krew jak szalone.
-
Psst! Russell! – Usłyszał szept Spencera po lewej.
-
Co… Co to? – Zapytał pomimo wielkiego szoku.
-
Chodź tu. Po cichu.
Chłopak
wykonał to polecenie i szybko znalazł się obok swojego rudowłosego przyjaciela.
-
Idź po ojca. Ja się nimi zajmę. Daj mi to. – Wyrwał mu z ręki kij. – Idź.
Utoruję ci drogę.
-
Ale…
-
Nie ma żadnego ale. Jeśli ty tego nie zrobisz, to nikt. Idź już.
Spencer
wybiegł na korytarz i zaczął hałasować. Skupił na sobie uwagę wszystkich
potworów. Zaczął uciekać. Russell wykorzystał ten moment i pobiegł na plebanię.
-
Ojcze! Ojcze Marco! Proszę mi otworzyć! – Wołał waląc do drzwi.
Ksiądz
otworzył mu drzwi niemalże natychmiast.
-
Russell? Co ty tu robisz o tak późnej porze? Co się stało?
-
Tam… - Wskazał mały budynek sierocińca. Zaczerpnął oddechu. – Jakieś potwory…
One zabiły Emily…
-
Wejdź.
Ksiądz
i chłopak udali się szybko do jego pokoju. Mężczyzna spod łóżka wyjął strzelbę
i rewolwer oraz naboje.
-
Masz. – Podał blondynowi broń myśliwską oraz pas naboi. – Idziemy.
Obaj
wybiegli z plebanii i szybko znaleźli się w budynku przytułku. Rozdzielili się.
Russell udał się do miejsca, gdzie ostatnio widział Spencera. Znalazł go w
pralni. Zabijał stwory kijem. Blondyn szybko dołączył do niego.
-
O nie. – Powiedział rudowłosy chłopak. – Wystrzały mogły tu ściągnąć więcej
tych bestii. Uciekajmy stąd.
Wybiegli
na korytarz i nadziali się na kolejne stwory.
-
Idź. Znajdź Veronicę i zapewnij jej bezpieczeństwo.
-
Nie. One cię zabiją!
-
Spokojnie. Nie bój nic. Dam sobie radę. – Uśmiechnął się nieszczerze i ruszył
na potwory. – Ruszaj!
Russell
zawinął się i zaczął biegać po sierocińcu w poszukiwaniu swojej przyjaciółki.
Obszukawszy cały parter coś go tknęło by zejść do piwnicy. Zbiegł po schodkach
i otworzył drzwi.
Pod
ścianą siedziała Veronica.Jedną rękę przyciskała do brzucha by zatamować krwawienie. W ręku trzymała nóż. Bestie
postanowiły zając się szóstką dzieci skulonych pod ścianą. Zanim zdążyły
zaatakować, Russell zastrzelił jednego z nich. Skupił na sobie ich uwagę.
Biegał we wszystkie strony unikając ich ciosów, szponów, szczęk. Jakimś cudem
zabił je. Pobiegł do dziewczyny. Spojrzała na niego.
-
Uratuj dzieci. – Szepnęła.
-
A ty?
-
Mnie zostaw. I tak nie mogę się ruszać. – Pokazała mu swoją ogromną ranę, z
której wypływały jelita. – Idź. Uratuj… je.
Russell
patrzył, jak dziewczyna umiera. Jej głowa zawisła między ramionami, ręce
opadły. Zanim wpadł w rozpacz, do piwnicy zawitały kolejne cztery bestie.
Bezszelestnie dotarły do dzieci. Chłopak zorientował się o ich obecności dopiero,
gdy usłyszał krzyk dziecka.
Zanim
zdążył zabić potwory, one pozbawiły życia dzieci. Były bardzo silne. I
straszliwie śmierdziały. Chłopak poczuł to dopiero teraz, gdy znalazł się w
niewietrzonym pomieszczeniu. Ostatnio czuł ten smród kiedy, będąc dzieckiem,
znalazł w szopie zdechłego kota będącego w trakcie rozkładu. Od tamtej pory
zawsze miał wstręt do martwych zwierząt, a teraz uzmysłowił sobie, że walczy o
życie z rozkładającymi się ludzkimi zwłokami, które jakimś cudem poruszają się
po śmierci. Gdyby miał czym wymiotować, na pewno by to zrobił. Wybiegł stamtąd
najszybciej jak to tylko możliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz