poniedziałek, 2 września 2013

Cisza PO burzy



Connor nie spał spokojnie tej nocy. Miał koszmar.
Stał na polanie leśnej wraz z Lily i Gabrielle. Dziewczynki przeraźliwie się czegoś bały pomimo, że wokół było absolutnie cicho. Szerszeń nerwowo rozglądał się wokół siebie. Nic. Tylko nieprzenikniona ściana lasu. Nagle usłyszał szelest po swojej lewej. Wyjął pistolet i wymierzył w tamtym kierunku. To była zmyłka.
        Łowca usłyszał łopot skrzydeł nad głową. Potwór pojawił się tuż nad nimi i szykował się do ataku. Młodzieniec zareagował automatycznie. Wyjął drugi pistolet i wystrzelił kilkukrotnie w brzuch  bestii. Trup spadł z łoskotem na ziemię tuż przed ich nogami. Truchło momentalnie zamieniło się w proch. Kiedy Connor podniósł głowę, zobaczył, że i ich stronę pędzi kilka Czwartokręgowców. Załatwił je bez problemu, ale zanim zdążył opuścić broń, na polanie pojawiły się nowe stwory. Z czasem przestał nadążać z zabijaniem. Dziewczynki płakały, przez co chłopak nie mógł skoncentrować się na walce. Opadał z sił, ale nie mógł się poddać ze względu na dzieci. Wyczerpanie i troska o nie sprawiły, że nie trafiał celów. A potwory nie odpuszczały. Z każdą minutą starcia było ich coraz więcej i stawały się coraz silniejsze. Ludzie zostali osaczeni ciasnym kręgiem. Connor strzelał, lecz niepotrzebnie. Potwory nie zamierzały atakować, jednakże pomimo tego chłopak strzelał. Na miejscu zabitego pojawiały się dwa inne. Mimo to, Łowca nie poddawał się.
Stwory zaczęły rozchodzić się tworząc wąskie przejście.Nim w stronę ludzi zmierzało kilku Rozumnych. Jeden z nich, ubrany na czarno demon wyglądający jak arystokrata, pstryknął palcami. Z tłumu wyskoczyły dwie bestie Szóstego Kręgu i błyskawicznie pochwyciły dziewczynki. Na placyku nie brakło trzech silnych Żelaznych, którzy obezwładnili Łowcę. Troje Rozumnych stanęło przed chłopakiem. Demon - arystokrata, podszedł do Lily, a drugi, który okazał się być wampirem, do Gabrielle. Ostatni, upadły anioł, uśmiechał się sympatycznie do młodego mężczyzny. Złapał Connora za włosy i szarpnął jego głową, zmuszając go w ten sposób do patrzenia przed siebie. Rozumni zajęli się dziewczynkami. Ten, który trzymał rodzoną siostrę chłopaka, złapał ją za główkę i wyrwał ją wraz z rdzeniem kręgowym. Z jej szyi bryznęła krew, która pochlapała twarz Connora. Jednocześnie drugi Rozumny rozerwał ciało Lily na małe kawałeczki. Jej wnętrzności leżały u jego stóp. Na ten smakowity kąsek od razu rzuciły się Pomioty. Małe koralikowe oczka dziewczynki ze statku patrzyły martwym wzrokiem na Łowcę. Obie zginęły jednocześnie. Zanim jednak straciły życie, powiedziały:
- Dlaczego braciszku? Dlaczego nas nie obroniłeś? Dlaczego?
To pytanie przekrzykiwało głośną wrzawę. Było bardzo blisko, a jednocześnie tak daleko. Dobiegało zewsząd. Z końca polany, z końca świata, z końca wszystkich światów. Było też w jego głowie. Było wszędzie. Osaczało. Przytłaczało. Zamykało. Odbierało zmysły. W jego głowie zniknęło wszystko. Zostało tylko pytanie jego sióstr: „Dlaczego?”.
- Dość. Doość!!!
Chłopak otworzył oczy. Zerwał się jak oparzony. Był zlany potem i ciężko oddychał.
Russel też się obudził. Po kilku godzinach snu był nieco rozdrażniony. Przekręcił się na plecy.
- I czego drzesz japę z samego rana? – Zapytał, przecierając oczy. Nagle oprzytomniał. Usiadł obok kolegi. – Stało się coś?
- Nie, nic.
- Taaa jasne. Gdyby nic się nie stało, nie obudziłbyś się spocony i zdyszany tak, jakbyś uciekał przed rozwścieczoną Tess.
- To nic wielkiego. Miałem sen.
- Sen? - Spytał sarkastycznie. - Raczej koszmar.
- Skąd ten wniosek? – Zdziwiony chłopak popatrzył na przyjaciela i zmarszczył czoło.
- Osoba, która śni, nie krzyczy i nie wierci się w łóżku.
- Krzyczałem? – Zapytał zdziwiony.
- A to nie? Darłeś się tak, jakby obdzierano cię ze skóry żywcem.
- Poważnie?
- Nie. – Russell dostał poduszką w twarz. – To znaczy krzyczałeś. Trochę. Co ci się śniło?
- Nic takiego.
- Śniła ci się Gabrielle i Lily.
- Skąd wiedziałeś? – No to teraz chłopak zdębiał.
- Nie wiedziałem. To był blef, ale ty sam się wydałeś. – Russell wyszczerzył się.
- Ty sukinsynu.
- Poza tym lekko drgnąłeś i szerzej otworzyłeś oczy. Twoje ciało samo cię wydało.
- Jesteś cholernie spostrzegawczy - Brunet zmierzył go wzrokiem i uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
- Muszę mieć jakąś zaletę.
- Chociaż tą jedną. – Tym razem to Connor dostał poduszką w twarz.
Russell wyjął z szafki paczkę papierosów, wyciągnął z niej jednego i zapalił. Zaciągnął się.
Connor patrzył, jak przyjaciel pali. Raz na papierosa trzymanego między palcem wskazującym, a środkowym lewej dłoni, raz na usta wydmuchujące szary obłoczek gryzącego dymu. Chłopak wyjął używkę spomiędzy palców przyjaciela, przytknął do ust i głęboko się zaciągnął. Na początku Russell myślał, że jego młody przyjaciel brutalnie zgasi papierosa, bo wiedział jak to go drażni, ale gdy nastolatek zaczął palić, był w lekkim szoku.
A niech mnie. – Pomyślał. – Świętoszek Connor popala sobie na boku. I nie robi tego na pewno pierwszy raz. Ma wprawę jak wieloletni palacz… A mnie to się czepia!
- Eee… Od kiedy ty palisz? 
Connor popatrzył na używkę i na twarz zaskoczonego przyjaciela. Wzruszył ramionami.
- Okazjonalnie.
Taaa jasne. Takie kity wciskaj księdzu na spowiedzi. – Dodał blondyn w myślach.
- Co dzisiaj mamy do zrobienia? – Zapytał palący teraz Łowca.
- Musimy pogadać z kapitanem. W końcu trzeba wymyślić jakąś bajeczkę dla ludzi, którzy widzieli dzieciaka. No i trzeba zadzwonić do Tess.
Connor wziął z szafki nocnej komórkę i podał ją przyjacielowi.
- To dzwoń, cwaniaku.
- Ochujałeś do reszty? – Puknął się w czoło. - Chcesz umrzeć?
- To był twój pomysł. Hm… No to… Ty pogadaj z rządowymi. Wiesz jak ja nie trawię tych psów. A poza tym tobie lepiej wychodzi pastwienie się nad nimi. A ja zadzwonię do Tess. Mnie bardziej lubi.
- No taaa… Dobra. Która godzina?
Brunet sprawdził godzinę na telefonie.
- Wpół do dziesiątej.
- Jeść mi się chce. - Blondyn złapał się za burczący mu od kilku minut brzuch. - Wstajemy?
- Noo… W końcu kiedyś musimy. – Chłopak zgasił papierosa.
Obaj mężczyźni niechętnie wstali z łóżka. Jako pierwszy do łazienki wszedł Russell. W tym samym czasie jego przyjaciel założył spodnie i zapalił kolejnego papierosa. Nim Connor go zgasił, drugi Łowca wyszedł z łazienki. Uderzył chłopaka w głowę, a ten uciekł. Szerszeń skończył się myć po jakiś pięciu minutach, a po piętnastu obaj Łowcy byli gotowi do wyjścia. Opuścili kajutę i udali się do jadalni.
- Wiesz Russell, nie wiem jak ty tu przeżyjesz. – Powiedział Connor, gdy szli na stołówkę.
- O co ci chodzi?
- W menu nie znalazłem mrożonej pizzy.
- Ej! – Blondyn sprzedał przyjacielowi lekkiego kuksańca, po czym zaczęli się śmiać.
Wyszli na pokład. Był w stanie nienaruszonym.
- Fiu fiu… Kapitan zaprzągł do roboty chyba całą załogę, żeby to tak szybko sprzątnąć. Postarał się, chłopina.
- W końcu dostał rozkaz od Łowcy. Jakbyś kazał mu zabić własną matkę, to musiałby to zrobić bez słowa sprzeciwu.
- Uwielbiam mieć taką władzę.
Udali się do drugiej klapy i zeszli pod pokład użytkowy. Poszli do stołówki.
Jadalnia była bardzo duża. I bardzo ładna. Beżowe ściany ze złotymi zdobieniami, na nich w równych odstępach wisiały półokrągłe, kremowe kinkiety. W oknach zawieszono złote zasłony przewiązane beżowym sznurkiem lub odwrotnie. Podłoga była wyłożona ciemnymi panelami. Dwuosobowe stoły stały pod oknami, a sześcioosobowe pod ścianami. Czteroosobowe były rozproszone po całej sali.
Biała zastawa, srebrne sztućce i śnieżnobiałe obrusy znajdowały się na każdym stoliku. Środek dekorował mały bukiecik w wazoniku lub świecznik. Pod lewą ścianą ciągnęła się długa lada z wystawionym za szkłem jedzeniem. Całość wyglądała jak luksusowa kafejka w stylu retro. Zajęli jeden ze stolików pod oknem.
- Co zjesz? – Zapytał Russell przeglądając kartę dań.
- Sam nie wiem. W sumie, to nie jestem bardzo głodny.
W końcu poszli do lady i zamówili posiłek. Connor dostał zestaw wiosenny: twarożek ze szczypiorkiem, ogórki i rzodkiewkę pokrojoną w plasterki, pomidory z cebulką i trochę masła, a do popicia kompot z jabłek. Zamówił to, bo była wiosna. Russell natomiast był bardziej zdecydowany. Poprosił o jajecznicę z trzech jajek na boczku z grzankami i kawą do popicia.
Kiedy on zejdzie na zawał? – Zastanowił się chłopak po raz kolejny. Zawsze ponawiał to pytanie, gdy Skorpion niezdrowo się odżywiał.
Jedli rozmawiając o nieistotnych sprawach. To znaczy głównie mówił Russell. Oceniał dziewczyny siedzące przy najbliższych stolikach w skali od 1 do 10. Trzeba być naprawdę głupim, aby w ten sposób oceniać kobiety. Tak głupim jak Russell. Całe szczęście żadna nic nie usłyszała.
W trakcie śniadania kapitan nadał komunikat przez intercom:
- Chciałem oznajmić, iż z pewnego powodu rejs zostanie opóźniony o jeden dzień. Za utrudnienia szczerze przepraszamy.
Na sali tylko ci dwaj wiedzieli o co chodzi. Statek musiał zwolnić, aby transportowiec zdążył tu dopłynąć i zabrać ciała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz