wtorek, 10 września 2013

Pierwsze przygody w Nowym Świecie



Po trzynastodniowym rejsie zeszli ze statku z niemałą ulgą. Trochę chwiali się na nogach, jednak nic im nie było.
White Sails było małym miastem portowym położonym na zachodnim wybrzeżu Nowego Świata. Bielone wapnem budynki miasta wyglądały przepięknie na tle lazurowej, czystej wody. Samo miasteczko wyglądało jak prowincjonalna wieś. Wszystko wyglądało tu tak, jakby czas zatrzymał się tu jakieś dwieście lat temu.
- Witaj Nowy Świecie! – Powiedział Russell, rozkładając szeroko ręce w geście obejmującym cały świat.
Przechadzali się ulicami miasta. Było zadbane i schludne. Wzdłuż alejek rosły drzewa, na balkonach rosły pelargonie i inne kwiaty w odcieniach różu, fioletu i czerwieni. W powietrzu unosił się smakowity zapach pieczywa i smażonej ryby. Widać było gołym okiem, że mieszkańcy troszczą się o własność wspólną. Albo mają wysokie kary za niszczenie mienia.
Po spacerze zakwaterowali się w hotelu. Pokój, który dostali, był dość skromny. W skład umeblowania kwatery wchodziły dwa łóżka przykryte włochatą kapą z frędzlami, dwudrzwiowa szafa, mały stolik i dwa zydle. W oknie powiewała śnieżnobiała firanka.
Connor rzucił się na jedno z łóżek.
-Nareszcie! – Wtulił twarz w poduszkę. – Nareszcie się wyśpię!
Russell postawił walizki pod ścianą i zapalił papierosa. Nie musieli się wypakowywać. I tak chcieli tu zostać na jedną noc.
Następnego dnia udali się na dworzec kolejowy by dostać się do stolicy Nowego Świata – Sorix. Z przyzwyczajenia Russell szukał na dworcu budki z fast-foodami. Przynajmniej miał trochę ruchu.
Ich pociąg miał zjawić się o 9.32. Dwie minuty przed czasem na dworzec wtoczyła się wielka, czarna lokomotywa. Za nią pojawiły się dwa wagony z węglem i trzydzieści pasażerskich. Obecni na peronie odruchowo cofnęli się przed maszyną. Pociągi były stosunkowo nowym wynalazkiem.
Na dworcu było tylko dwoje ludzi, których nie zdziwił i nie przestraszył widok pociągu. Connor i Russell. Młodszy z nich prawie biegł do jednego z wagonów, ale straszy skutecznie go powstrzymywał. Ludzie raczej ostrożnie podchodzili do wielkiej czarnej maszyny, która co jakiś czas z komina wypuszczała kłęby gęstego dymu przypominając przy tym szkaradę z najgorszych dziecięcych koszmarów. A poza tym osiemnastolatek biegający jak małe dziecko wyglądałby co najmniej dziwnie, a Łowcom nie zależało na odstawaniu z tłumu. Russell chwycił Connora za ramię i powoli skierowali się do wagonu drugiej klasy. Po krótkich poszukiwaniach znaleźli jeden wolny przedział. Swoje bagaże ułożyli na półkach znajdujących się nad siedzeniami, a walizki z bronią postawili pod oknem. Woleli ją mieć przy sobie. Tak na wszelki wypadek. Obaj zajęli miejsca naprzeciwko siebie.
- Ciekawe, jak szybko dojedziemy do stolicy. – Zastanawiał się blondyn.
- Zejdzie się jakieś kilka godzin.
- Ugh… Zanudzę się tu! – Zaczął zrzędzić. Russell położył łokieć na małej półeczce przyśrubowanej pod oknem i oparł twarz na dłoni.
W końcu usłyszeli gwizdek motorniczego, a pociąg ruszył. Na początku wlókł się jakieś 20 m/h, ale z czasem przyspieszał. Strasznie hałasował, ale do tego dało się przyzwyczaić. Hałas maszyny parowej był niczym przy godzinach szczytu w Varholdzie.
Po czterdziestu minutach ktoś zapukał w szybę drzwi przedziału.
- Czy są tu wolne miejsca? – Zapytała ładna, nawet nieźle obdarzona przez naturę piegowata brunetka w okularach. Mówiła z dziwnym akcentem, ale bez problemu ją zrozumieli.
Przyjaciele spojrzeli na siebie, a na ich ustach pojawiły się szerokie uśmiechy.
- Ależ oczywiście. – Odpowiedział blondyn za obydwu.
- Chodźcie tutaj! – Brunetka spojrzała w lewo i machnęła zapraszająco ręką.
Za dziewczyną do przedziału weszło trzech rosłych mężczyzn i dwoje starszych ludzi. Na widok nowo przybyłych uśmiechy zniknęły z twarzy Łowców. Nie byli zachwyceni obecnością pozostałych. Jechali w milczeniu przez jakiś czas. Wszyscy byli nieco skrępowani.
- Dokąd jedziecie? – Connor zagadał do dziewczyny, siedzącej obok Russella.
Nagle jeden z mężczyzn siedzących po lewej chłopaka wstał i stanął przed nim.
- Masz coś do niej!? – Niski, tubalny głos rozszedł się echem po całym wagonie, a oddech wzbogacony intensywną wonią czosnku, cebuli i wielu innych obrzydliwie śmierdzących specjałów o mało nie pozbawił chłopaka przytomności. Łowca był całkowicie oszołomiony i nie mógł wydobyć z siebie głosu. – Zadałem ci pytanie!
- Ja tylko…
- Masz coś do niej!? – Osiłek ponowił pytanie.
- Nie! – Łowca gwałtownie wstał i wydarł się na faceta. Obaj patrzyli sobie prosto w oczy. Connor wygrał.
- Karl! Siadaj! I to już! – Brunetka szarpnęła koszulę osiłka. – I lepiej się już nie odzywaj.
Facet spuścił głowę i zajął swoje miejsce. Connor oraz dziewczyna odprowadzili go wzrokiem, po czym usiedli.
- Najmocniej przepraszam za mojego brata. On po prostu troszczy się o mnie.
- Ahaaaa… Rozumiem… - Chłopak zmarszczył czoło i pokiwał głową, a blondyn parsknął krótkim śmiechem.
- Pytał pan dokąd jedziemy, prawda? – Kiwnął głową. – Do Loriax. Do rodziny.
Connor szybko przewertował przewodnik, który jak dotąd bezczynnie spoczywał w jego kieszeni. Na małej mapie Nowego Świata odnalazł rzeczoną miejscowość. Był przerażony, ale nie dał tego po sobie poznać. Zaznaczył miejsce ołówkiem.
- Spójrz na to.
Podał książkę przyjacielowi. Russell bez problemu odszukał Loriax. Była to jedna z sypialni stolicy. Łowca wyglądał jakby miał za chwilę zejść na zawał, lecz zauważył to tylko Connor. Przyjaciel oddał mu przewodnik.
- A panowie to nietutejsi? – Zapytała, sepleniąc się, stara kobieta. Nie miała… Miała nie więcej niż cztery zęby. Kiedy zadawała to pytanie, opluła siebie i starszego mężczyznę. Ten demonstracyjnie wytarł swój policzek.
Łowcy wymienili nerwowe spojrzenia.
- Yyy… No my… - Jąkał się Connor.
- Bo my jesteśmy ze Wschodu. – Dodał szybko Russell. Czytał trochę na temat tamtych krain, więc w razie potrzeby mógł odpowiedzieć na niewygodne pytania, ale po krótkiej chwili uzmysłowił sobie, że to nie będzie konieczne.
- Aaa…- Młodzi mężczyźni, którzy byli braćmi dziewczyny oraz ich rodzice wybałuszyli oczy ze zdziwienia. Patrzyli na dwójkę współpasażerów jak na górę złota. Fakt ten nie poruszył tylko brunetki, która najwyraźniej jako jedyna z całej rodziny była wykształcona.
- Ze Wschooodu? – Zapytali bracia jednocześnie.
- A jak tom jest? – Spytał jeden z nich.
- A jokie kobity mojom? – Zapytał kolejny.
- A ja słyszołem – zaczął ten, który naskoczył na Connora – że tom ładne dupy som! I do tego czorne!
Roześmiali się wszyscy trzej. Potem wywiązała się między nimi jakaś rozmowa. Jednak Łowcy przez dialekt rozmówców niczego nie zrozumieli. Wraz z rozwojem „dyskusji” dziewczyna robiła się coraz bardziej czerwona na twarzy.
- Chłopaki! Przestańcie! – Krzyknęła na swoich braci. – Tej chamskiej rozmowy mam już powyżej uszu. Jesteście okropni!
Dziewczyna nakrzyczała na nich, ale mężczyźni jej nie słuchali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz