poniedziałek, 9 września 2013

Transport cz.2



Wpadł do kajuty kapitana niemalże wyważając drzwi. Rządowy obserwował wszystko przez okno.
- Co się stało?
- Masz szablę od swojego munduru reprezentacyjnego?
- Tak, ale po co ci ona?
- Dawaj.
- Ale…
- Dawaj. – Powtórzył Russell z dodatkowym naciskiem.
Kapitan otworzył szafę i wyjął z niej duże pudło. Otworzył je, a w nim spoczywał mundur oraz szabla. Wręczył ją Łowcy.
- Potrzebuję jeszcze przenośnego zestawu do nurkowania.
- Po co ci on?
- Ciągle tylko pytasz: po co i po co. Potrzebuję i już.
Kapitan westchnął i wyminął Łowcę. Kazał mu iść za nim.
Zeszli na niższe poziomy udostępnione tylko dla załogi. Po krótkim czasie dotarli do magazynu. Znajdowało się tam wszystko, co potrzebne do ratowania ludzi. Koła, deski ratunkowe, dmuchane pontony, a nawet kombinezony do nurkowania. Russell porwał maskę oraz jedną butlę z tlenem.
- Na ile mi starczy?
- Jakieś dziesięć minut.
- Ok. A, i nie gwarantuję, że wróci w takim stanie. – Zastrzegł się na wyjściu podnosząc ostrze.
- To co mam powiedzieć przełożonym? – Zapytał wystraszony kapitan.
- Że zabiłem nią Wodnika. – Odparł ze stoickim spokojem.
Russell wyszedł ze składziku trzymając wszystko w rękach. Zmierzał na górę. Kapitan próbował go gonić i o coś pytać, ale było to tak efektywne jak łapanie wiatru.
- Zatrzymaj statek. – Rozkazał gdy wydostali się na pokład.
- Co? Nie mogę zatrzymać statku.
- Zatrzymaj statek. – Powtórzył tonem nie uznającym sprzeciwu.
Kapitan przez chwilę popatrzył na Łowcę. Zastanawiał się, czy mówi poważnie. Nie musiał.
- Tak jest. – Odwrócił się i udał  na mostek.
Skorpion podszedł do burty i zawołał dwóch pozostałych Łowców. Zjawili się bardzo szybko u jego boku. Blondyn zaczął się rozbierać.
- Co ty robisz? - Zapytał Trevor zanim Russell zdążył cokolwiek wyjaśnić.
- Schodzę na dół. A wy pilnujcie liny. Kiedy szarpnę, wyciągnijcie mnie. I sprowadźcie Connora na górę.
- A co z łodzią?
- Ta łajba teraz mnie najmniej obchodzi. Nie ma tam nic cennego wartego ratowania. Dla mnie liczy się tylko bezpieczeństwo mojego człowieka. A nic nie jest cenniejsze niż ludzkie życie. I mam prośbę. – Dodał, gdy zakładał butlę na plecy.
- Jaką?
- Sprowadźcie go gdy będę już w wodzie.
- Dlaczego?
Russell zanim odpowiedział na to pytanie przewiązał się liną i stanął za burtą przyciskając do siebie obnażoną szablę. Odezwał się, gdy umilkły silniki.
- Bo inaczej w życiu nie zgodziłby się na to.
Założył maskę.
I skoczył.
Russell zanurzył się w wodzie. Stwierdził, że nie zaciął się ostrzem przy wejściu do wody. Póki co to dobrze. Podpłynął w stronę Wodnika. Przyjrzał mu się zanim cokolwiek zrobił. Cielsko było całe opancerzone, nawet nie draśnięte. Skorpion uzmysłowił sobie, że ma do czynienia z przebiegłą bestią. Stwór ostatniego wieczoru wycofał się tylko dlatego, że wiedział, iż zagraża mu niebezpieczeństwo.
Łowca chciał podejść stwora od dołu, gdzie nie ma pancerza, ale Wodnik szybko zorientował się, co jest na rzeczy. Zwrócił się w stronę mężczyzny zanim zdążył cokolwiek zrobić. Russell stracił pole manewru. Wodnik go zauważył, ale póki co nie zamierzał atakować. Nagle go olśniło.
Connor, wybacz mi. – Pomyślał i wcielił swój plan w życie.
Postanowił sprowokować potwora. Przejechał kciukiem po szabli rozcinając skórę. Rozprowadził krew wokół siebie. Wodnik szybko się skusił. Wyczuł krew z odległości kilkudziesięciu metrów i postanowił pochwycić zwierzynę, która sama podaje mu się na talerzu.
Bestia szarżowała na Łowcę z rozdziawioną paszczą ukazując wszystkie zęby, jakie tylko posiadała.
Russell przełknął ślinę
In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti. Amen. – Pomyślał i zamknął oczy. Otworzył je dopiero, gdy szczęki potwora zacisnęły się za nim.





- Ej, Connor, Właź na górę. – Zawołał Seth znad jego głowy.
- Ale miałem zostać na kutrze.
- Russell zmienił rozkazy. Właź.
- No dobra.
Chłopak przewiesił shotguna przez ramię i zabrał do niego trochę naboi. Wspiął się szybko po drabince i znalazł się na pokładzie. Rozejrzał się i sprawdził listę obecności. Uczeń Russell Reewse – nieobecny!
- Gdzie jest Russell? – Spytał chłopaka. Posmutniał i przemilczał pytanie.
- Strzelaj do gargulców. Cały czas się cholery pojawiają. Strasznie ich tu dużo…
Odwrócił się, ale Connor był dużo szybszy i odwrócił go z powrotem zanim zdążył uciec.
- Gdzie jest Russell? – Wycedził przez zęby patrząc Sethowi prosto w oczy.
- Pod wodą. – Odparł zrezygnowany i odwrócił wzrok.
 Szerszeń szeroko otworzył oczy. Ogarnęło go bezgraniczne zdziwienie oraz lęk. 
- Coś ty powiedział? Jak to pod wodą?- Zadrżał mu głos.
- No normalnie. Spójrz. – Wskazał mu miejsce, gdzie stał Trevor.
Connor zostawił chłopaka w spokoju i pobiegł do burty. Trev wszystko mu wyjaśnił. Szerszeń był rozchwiany emocjonalnie. Z rozpaczy płynnie przechodził w wściekłość, a z niej w strach. Obawiał się o życie przyjaciela, ale kiedy już się wynurzy to rozszarpie go na miliard kawałków.
- Co za idiota, głupek, debil, kretyn! – Wrzeszczał chłopak waląc pięściami w burtę.
- Uspokój się. Nic mu nie będzie.
- Ta kurwa, jasne. Ty nie znasz tego imbecyla. Zawsze, ale to zawsze jak robi coś na własną rękę to ledwie z tego wychodzi. Nieraz tak było. Głupek! – Strzelił w wodę.
- Co ty robisz?! Jeszcze go trafisz! A wtedy to na pewno nie wróci.
- I dobrze. Może ten baran wreszcie się czegoś nauczy. – Connor oparł się o burtę i powoli uspokoił się. – Co to za lina?
- Russell jest do niej przywiązany.
- To dlaczego pływa luzem po powierzchni?
Sznur unosił się spokojnie na wodzie, a jego koniec był urwany. Łowcy wiedzieli co to znaczy.



Russell znalazł się w paszczy potwora. Przynajmniej było tu względnie sucho, pomijając oczywiście naturalny lepki śluz stwora. Rozejrzał się i wyjął jeden z noży przywiązany do uda. Musiał znaleźć sobie oparcie. Mógł wbić się w język, ale wtedy rozwścieczyłby potwora. Trafienie w podniebienie dolne niewiele by mu dało. Wodnik zmiażdżyłby go językiem. Zęby zbyt ciasno do siebie przylegały by móc się ich złapać. Potwór zdecydował za niego. Próbował go przeżuć i połknąć. Łowca, by nie dać się zjeść, wbił się nożem w język. I ku jego przewidywaniom rozwścieczył tylko bestię. Zaczęła szamotać się w amoku. A Russell latał niczym liść na wietrze. Wodnik zadarł głowę, a mężczyzna zaczął zjeżdżać po języku tworząc na nim coraz większe rozcięcie. Pogorszyło to tylko sytuację. Dotarłszy do wędzidła postanowił odciąć język. Ciął powoli i nierówno, a szamotanie się potwora nie ułatwiało zadania. Operacja amputacji języka trwała kilka cennych minut.
Zdychaj, suko. – Pomyślał, gdy język leciał w stronę gardła i znalazł się pod podniebieniem miękkim. Pomógł bestii w odejściu na tamten świat i rozciął je oraz kilkukrotnie wbił szablę po rękojeść.
Wodnik uspokoił się i rozwarł szczęki. Russell musiał szybko wydostać się z paszczy, po wraz ze zwłokami szedł na dno. Im niżej się znajdował, tym bardziej odczuwał zmiany ciśnienia. I coraz gorzej je znosił. Będąc na granicy przytomności wypłynął na powierzchnię i złapał się drabinki.
- Jest! – Krzyknął radośnie Seth. – Wypłynął! Żyje!
- Idę po niego. – Powiedział Connor i zdjął płaszcz.
- Nie dasz rady go udźwignąć. A tym bardziej wejść z nim po drabince. – Powstrzymał go Trev.
- Oczywiście, że dam. Już nieraz go nosiłem, kiedy się zachlał. – Odparł chłopak z lekkim oburzeniem.
- Te zdechnięte zwłoki trzeba będzie tarmosić po drabince na górę. A on ci nie pomoże. Zostań tu, ja zejdę.
Connor zrezygnował i dał Trevorovi wolną rękę. Mężczyzna zszedł z liną najszybciej jak tylko umiał i dźwignął Russella w górę. Blondyn nadal ściskał w garści szablę. Trevor przywiązał ich razem i powoli wszedł z nieprzytomnym Łowcą na górę. Kiedy znaleźli się przy burcie, Connor szybko rozciął liny i wciągnął swojego przyjaciela. Odrzucił szablę i ściągnął z niego zestaw do nurkowania. Sprawdził oddech i ledwie wyczuwalne tętno. Od razu przystąpił do reanimacji. Wystarczyło tylko kilkanaście naciśnięć na klatkę piersiową, by Russell wypluł wodę i złapał oddech.
Kiedy blondyn otworzył oczy, nad swoją twarzą widział Connora. Znał ten wyraz twarzy.
- Russell, wszystko w porządku?
- Tak. – Odparł słabo.
- Ty idioto! Głupku, kretynie, debilu, imbecylu, pojebie, barnie jeden! – Krzyczał uderzając go lekko pięściami w pierś. Gdy się uspokoił oparł czoło na jego klatce piersiowej.
- Też się cieszę, że cię widzę. – Powiedział cicho Russell i przytulił chłopaka do siebie.
- Ja i Terv załatwimy resztę gargulców. – Zaoferował się Seth i pociągnął za sobą partnera.
- Ale…
- Idziemy.
- Dlaczego to zrobiłeś, pacanie? – Spytał Connor. Wydawał się być słabszy niż Russell.
- Bo jestem Łowcą. – Na twarzy blondyna pojawił się cień uśmiechu. – Daj mi odpocząć.
Szerszeń długo siedział przy swoim przyjacielu i zabijał latające stwory, zanim wszystko się uspokoiło.
Kiedy na niebie nie było już znaku pozaziemskiego życia, a pokład gęsto wyścielały trupy latających bestii, Trevor i Seth odpłynęli, a Russell z Connorem wrócili do swojej kajuty.
A rządowi znów musieli posprzątać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz