Wpadł
do kajuty kapitana niemalże wyważając drzwi. Rządowy obserwował wszystko przez
okno.
-
Co się stało?
-
Masz szablę od swojego munduru reprezentacyjnego?
-
Tak, ale po co ci ona?
-
Dawaj.
-
Ale…
-
Dawaj. – Powtórzył Russell z dodatkowym naciskiem.
Kapitan
otworzył szafę i wyjął z niej duże pudło. Otworzył je, a w nim spoczywał mundur
oraz szabla. Wręczył ją Łowcy.
-
Potrzebuję jeszcze przenośnego zestawu do nurkowania.
-
Po co ci on?
-
Ciągle tylko pytasz: po co i po co. Potrzebuję i już.
Kapitan
westchnął i wyminął Łowcę. Kazał mu iść za nim.
-
Na ile mi starczy?
-
Jakieś dziesięć minut.
-
Ok. A, i nie gwarantuję, że wróci w takim stanie. – Zastrzegł się na wyjściu
podnosząc ostrze.
-
To co mam powiedzieć przełożonym? – Zapytał wystraszony kapitan.
-
Że zabiłem nią Wodnika. – Odparł ze stoickim spokojem.
Russell
wyszedł ze składziku trzymając wszystko w rękach. Zmierzał na górę. Kapitan
próbował go gonić i o coś pytać, ale było to tak efektywne jak łapanie wiatru.
-
Zatrzymaj statek. – Rozkazał gdy wydostali się na pokład.
-
Co? Nie mogę zatrzymać statku.
-
Zatrzymaj statek. – Powtórzył tonem nie uznającym sprzeciwu.
Kapitan
przez chwilę popatrzył na Łowcę. Zastanawiał się, czy mówi poważnie. Nie
musiał.
-
Tak jest. – Odwrócił się i udał na
mostek.
Skorpion
podszedł do burty i zawołał dwóch pozostałych Łowców. Zjawili się bardzo szybko
u jego boku. Blondyn zaczął się rozbierać.
-
Co ty robisz? - Zapytał Trevor zanim Russell zdążył cokolwiek wyjaśnić.
-
Schodzę na dół. A wy pilnujcie liny. Kiedy szarpnę, wyciągnijcie mnie. I
sprowadźcie Connora na górę.
-
A co z łodzią?
-
Ta łajba teraz mnie najmniej obchodzi. Nie ma tam nic cennego wartego
ratowania. Dla mnie liczy się tylko bezpieczeństwo mojego człowieka. A nic nie
jest cenniejsze niż ludzkie życie. I mam prośbę. – Dodał, gdy zakładał butlę na
plecy.
-
Jaką?
-
Sprowadźcie go gdy będę już w wodzie.
-
Dlaczego?
Russell
zanim odpowiedział na to pytanie przewiązał się liną i stanął za burtą
przyciskając do siebie obnażoną szablę. Odezwał się, gdy umilkły silniki.
-
Bo inaczej w życiu nie zgodziłby się na to.
Założył
maskę.
I
skoczył.
Russell
zanurzył się w wodzie. Stwierdził, że nie zaciął się ostrzem przy wejściu do
wody. Póki co to dobrze. Podpłynął w stronę Wodnika. Przyjrzał mu się zanim
cokolwiek zrobił. Cielsko było całe opancerzone, nawet nie draśnięte. Skorpion
uzmysłowił sobie, że ma do czynienia z przebiegłą bestią. Stwór ostatniego
wieczoru wycofał się tylko dlatego, że wiedział, iż zagraża mu
niebezpieczeństwo.
Łowca
chciał podejść stwora od dołu, gdzie nie ma pancerza, ale Wodnik szybko
zorientował się, co jest na rzeczy. Zwrócił się w stronę mężczyzny zanim zdążył
cokolwiek zrobić. Russell stracił pole manewru. Wodnik go zauważył, ale póki co
nie zamierzał atakować. Nagle go olśniło.
Connor,
wybacz mi. – Pomyślał i wcielił swój plan w życie.
Postanowił
sprowokować potwora. Przejechał kciukiem po szabli rozcinając skórę.
Rozprowadził krew wokół siebie. Wodnik szybko się skusił. Wyczuł krew z
odległości kilkudziesięciu metrów i postanowił pochwycić zwierzynę, która sama
podaje mu się na talerzu.
Bestia
szarżowała na Łowcę z rozdziawioną paszczą ukazując wszystkie zęby, jakie tylko
posiadała.
Russell
przełknął ślinę
In nomine Patris, et
Filii, et Spiritus Sancti. Amen. – Pomyślał i zamknął
oczy. Otworzył je dopiero, gdy szczęki potwora zacisnęły się za nim.
-
Ej, Connor, Właź na górę. – Zawołał Seth znad jego głowy.
-
Ale miałem zostać na kutrze.
-
Russell zmienił rozkazy. Właź.
-
No dobra.
Chłopak
przewiesił shotguna przez ramię i zabrał do niego trochę naboi. Wspiął się
szybko po drabince i znalazł się na pokładzie. Rozejrzał się i sprawdził listę
obecności. Uczeń Russell Reewse – nieobecny!
-
Gdzie jest Russell? – Spytał chłopaka. Posmutniał i przemilczał pytanie.
-
Strzelaj do gargulców. Cały czas się cholery pojawiają. Strasznie ich tu dużo…
Odwrócił
się, ale Connor był dużo szybszy i odwrócił go z powrotem zanim zdążył uciec.
-
Gdzie jest Russell? – Wycedził przez zęby patrząc Sethowi prosto w oczy.
-
Pod wodą. – Odparł zrezygnowany i odwrócił wzrok.
Szerszeń szeroko otworzył oczy. Ogarnęło go bezgraniczne zdziwienie
oraz lęk.
-
Coś ty powiedział? Jak to pod wodą?- Zadrżał mu głos.
-
No normalnie. Spójrz. – Wskazał mu miejsce, gdzie stał Trevor.
Connor
zostawił chłopaka w spokoju i pobiegł do burty. Trev wszystko mu wyjaśnił.
Szerszeń był rozchwiany emocjonalnie. Z rozpaczy płynnie przechodził w
wściekłość, a z niej w strach. Obawiał się o życie przyjaciela, ale kiedy już
się wynurzy to rozszarpie go na miliard kawałków.
-
Co za idiota, głupek, debil, kretyn! – Wrzeszczał chłopak waląc pięściami w
burtę.
-
Uspokój się. Nic mu nie będzie.
- Ta kurwa, jasne. Ty nie znasz tego imbecyla. Zawsze, ale to zawsze jak robi coś
na własną rękę to ledwie z tego wychodzi. Nieraz tak było. Głupek! – Strzelił w
wodę.
-
Co ty robisz?! Jeszcze go trafisz! A wtedy to na pewno nie wróci.
-
I dobrze. Może ten baran wreszcie się czegoś nauczy. – Connor oparł się o burtę
i powoli uspokoił się. – Co to za lina?
-
Russell jest do niej przywiązany.
-
To dlaczego pływa luzem po powierzchni?
Sznur
unosił się spokojnie na wodzie, a jego koniec był urwany. Łowcy wiedzieli co to
znaczy.
Russell
znalazł się w paszczy potwora. Przynajmniej było tu względnie sucho, pomijając oczywiście naturalny lepki śluz stwora. Rozejrzał się i
wyjął jeden z noży przywiązany do uda. Musiał znaleźć sobie oparcie. Mógł wbić
się w język, ale wtedy rozwścieczyłby potwora. Trafienie w podniebienie dolne
niewiele by mu dało. Wodnik zmiażdżyłby go językiem. Zęby zbyt ciasno do siebie
przylegały by móc się ich złapać. Potwór zdecydował za niego. Próbował go
przeżuć i połknąć. Łowca, by nie dać się zjeść, wbił się nożem w język. I ku
jego przewidywaniom rozwścieczył tylko bestię. Zaczęła szamotać się w amoku.
A Russell latał niczym liść na wietrze. Wodnik zadarł głowę, a mężczyzna zaczął
zjeżdżać po języku tworząc na nim coraz większe rozcięcie. Pogorszyło to tylko
sytuację. Dotarłszy do wędzidła postanowił odciąć język. Ciął powoli i
nierówno, a szamotanie się potwora nie ułatwiało zadania. Operacja amputacji
języka trwała kilka cennych minut.
Zdychaj, suko. – Pomyślał,
gdy język leciał w stronę gardła i znalazł się pod podniebieniem miękkim.
Pomógł bestii w odejściu na tamten świat i rozciął je oraz kilkukrotnie wbił
szablę po rękojeść.
Wodnik
uspokoił się i rozwarł szczęki. Russell musiał szybko wydostać się z paszczy, po
wraz ze zwłokami szedł na dno. Im niżej się znajdował, tym bardziej odczuwał
zmiany ciśnienia. I coraz gorzej je znosił. Będąc na granicy przytomności
wypłynął na powierzchnię i złapał się drabinki.
-
Jest! – Krzyknął radośnie Seth. – Wypłynął! Żyje!
-
Idę po niego. – Powiedział Connor i zdjął płaszcz.
-
Nie dasz rady go udźwignąć. A tym bardziej wejść z nim po drabince. –
Powstrzymał go Trev.
-
Oczywiście, że dam. Już nieraz go nosiłem, kiedy się zachlał. – Odparł chłopak
z lekkim oburzeniem.
-
Te zdechnięte zwłoki trzeba będzie tarmosić po drabince na górę. A on ci nie
pomoże. Zostań tu, ja zejdę.
Connor
zrezygnował i dał Trevorovi wolną rękę. Mężczyzna zszedł z liną najszybciej jak
tylko umiał i dźwignął Russella w górę. Blondyn nadal ściskał w garści szablę.
Trevor przywiązał ich razem i powoli wszedł z nieprzytomnym Łowcą na górę.
Kiedy znaleźli się przy burcie, Connor szybko rozciął liny i wciągnął swojego
przyjaciela. Odrzucił szablę i ściągnął z niego zestaw do nurkowania. Sprawdził
oddech i ledwie wyczuwalne tętno. Od razu przystąpił do reanimacji. Wystarczyło tylko
kilkanaście naciśnięć na klatkę piersiową, by Russell wypluł wodę i złapał
oddech.
Kiedy
blondyn otworzył oczy, nad swoją twarzą widział Connora. Znał ten wyraz twarzy.
-
Russell, wszystko w porządku?
-
Tak. – Odparł słabo.
-
Ty idioto! Głupku, kretynie, debilu, imbecylu, pojebie, barnie jeden! –
Krzyczał uderzając go lekko pięściami w pierś. Gdy się uspokoił oparł czoło na jego
klatce piersiowej.
-
Też się cieszę, że cię widzę. – Powiedział cicho Russell i przytulił chłopaka
do siebie.
-
Ja i Terv załatwimy resztę gargulców. – Zaoferował się Seth i pociągnął za sobą
partnera.
-
Ale…
-
Idziemy.
-
Dlaczego to zrobiłeś, pacanie? – Spytał Connor. Wydawał się być słabszy niż
Russell.
-
Bo jestem Łowcą. – Na twarzy blondyna pojawił się cień uśmiechu. – Daj mi
odpocząć.
Szerszeń
długo siedział przy swoim przyjacielu i zabijał latające stwory, zanim wszystko
się uspokoiło.
Kiedy
na niebie nie było już znaku pozaziemskiego życia, a pokład gęsto wyścielały
trupy latających bestii, Trevor i Seth odpłynęli, a Russell z Connorem wrócili
do swojej kajuty.
A rządowi znów musieli posprzątać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz