Sorix było ciekawe. W końcu było
miastem wielokulturowym. W północnych dzielnicach miasta mieszkała burżuazja.
Było tam cicho i spokojnie. Ludzie byli dla siebie mili i zachowywali się
kulturalnie. Po ich wyglądzie i zachowaniu widać było gołym okiem, że to
arystokracja.
Wschodnie
dzielnice
miasta to imperium handlu. Było tam mnóstwo sklepów i zakładów rzemieślniczych.
Nie brakowało spichlerzy i różnych
składowisk. Odbywały się tam targi miejskie. Przede wszystkim znajdował się tam
port rzeczny. W dokach stały statki handlowe gotowe do rejsu.
Zachodnia dzielnica to azyl dla
przestępców. Connor o mało nie został siedem razy okradziony, a molestowało go
co najmniej dwanaście prostytutek. To nie jest miejsce na rodzinny spacerek.
Bez broni ani rusz. Kiedy przechodził obok jakiejś speluny prawie dostał w
głowę krzesłem, które z impetem wyleciało przez okno rozbijając szybę w drobny
mak. Gdyby nie był Łowcą, skończyłby w szpitalu. Jednakże w takiej dzielnicy
jest to mało prawdopodobne. Prędzej zostałby okradziony i dobity swoją własną
bronią. To wszystko przywoływało nostalgiczne wspomnienia. Czuł się tam jak w porcie
Varholdu.
Nareszcie dotarł do Centrum. Była to
najburzliwsza część miasta. Tutaj spotykali ludzie ze wszystkich dzielnic.
Nietrudno było tu o awantury. Niezły kocioł. A zwłaszcza na cotygodniowym
jarmarku. Pierwszego dnia pobytu tutaj był świadkiem całej tej szopki. Na jego
oczach jakieś dwie baby pokłóciły się o wielki kawał schabu pochodzącego
najprawdopodobniej ze świni. O mało nie zagryzły się na śmierć.
Wieczorem poszedł do baru w
Zachodniej Dzielnicy. Jak głosił szyld, odbywały się tam najlepsze imprezy w
mieście. Kupił piwo i posiedział trochę przy barze obserwując wszystko to, co
działo się wokół niego. Całość przypominała tanią dyskotekę w Varholdzie.
Ludzie tańczący w dziwny, nie do opisania sposób, dilerzy handlujący lewą amfą
i dziwki naciągające frajerów na forsę. Tylko że tutaj ludzie tańczyli
zazwyczaj w parach, po kątach ukrywali się szulerzy, a wraz z nimi chłopcy
handlujący lewym towarem, a do ludzi siedzących przy ławach podchodziły kobiety
oferujące swoje usługi. Aby wykonywać taką pracę i to w takim miejscu musiały
ją naprawdę lubić. Albo te kobiety bardzo dobrze tu zarabiały. Czego ludzie nie
zrobią dla paru groszy... Pobiją się o sękaty mieszek, pójdą z kimś do łóżka,
okradną jakiegoś nieszczęśnika, ewentualnie zabiją kilka potworów z narażeniem
własnego życia...
Do Connora dosiadła się dziewczyna.
Miała nie więcej niż 25 lat. Była ubrana w czarną, krótką sukienkę z falbankami a na nogach
miała cienkie, beżowe pończochy. Talię podkreślał ciasno zaciśnięty gorset. Chodziła w butach na wysokim obcasie. Chłopak
nie wiedział na co patrzeć. Miał do wyboru pełne, pomalowane czerwoną szminką
usta, duże, brązowe oczy oraz krągłe piersi wychodzące jej z koronkowego
stanika, którego nie zakrywał głęboki dekolt zdzirowatej kreacji. Gdyby był
Russellem wybór nie byłby trudny. Prawdopodobnie była dziwką lub puszczalską
nimfomanką. O to, że pieprzyła się z każdym na lewo i prawo, nie było żadnej
wątpliwości. Connor nie miał ochoty na takie towarzystwo.
- Mogę się dosiąść? – Zapytała
zalotnie.
- Rób co chcesz. Jesteś wolnym
człowiekiem. – Wzruszył ramionami i upił łyk złocistego alkoholu ze szklanki.
Posadziła swój krągły tyłeczek na
krześle barowym stojącym tuż obok chłopaka.
- Jesteś tu sam?
- Może...
- Niemożliwe! – Zrobiła teatralną,
zdziwioną minę. – Co taki przystojny, atrakcyjny mężczyzna robi tu sam? –
Wiedziała jak owijać sobie mężczyzn wokół palca. Miała ochotę go przelecieć.
- Siedzi i pije piwo. – Był dla niej
dość szorstki. Nie lubił tego typu kobiet.
- Hihi. – Obróciła to w żart. –
Napijesz się ze mną drinka?
- Nie, dzięki.
- Barman! Dwa razy Błękitna Laguna!
– Puściła oczko do obsługującego ich mężczyzny. Chciała być niezauważona,
jednak zbyt spostrzegawczemu oku Łowcy nie ucieknie nawet najmniejszy
mankament. – Jak masz na imię? - Zagadnęła swojego nowego towarzysza.
- Michael. – Nie miał ochoty
zdradzać jej swojego prawdziwego imienia.
- A ja jestem Natalie.
- Miło mi.
Przed nimi stanęły dwa drinki. Były
wyjątkowo kiepskie, bo zamiast pełnego, niebieskiego koloru, miały barwę buroniebieską.
Błękitna Laguna Zanieczyszczona Ściekami. Nazwa byłaby wprost idealna.
Dziewczyna miała pecha, bo chłopak pił tego drinka miliony razy, a nawet umiał
go zrobić. Intensywnie myślał nad tym, czego barman dodał do ich napoi.
- Zdrowie. – Natalie stuknęła swoją
szklanką w szklankę z jego „kolorowym” alkoholem.
- Zdrowie. – Odpowiedział Connor, po
czym zasłonił naczynie tak, by nie było widać poziomu cieczy. Przytknął słomkę
do ust i zassał płyn. Wylot zatkał językiem i drink bezpiecznie wrócił do
szklanki.
- Zatańczymy?
- Nie mam… - Nie dokończył, bo
dziewczyna złapała go za rękę i zaciągnęła na parkiet.
Muzyka, którą teraz grał zespół,
była bardzo egzotyczna. Brzmiała jak ludowa muzyka plemienna z krajów Trzeciego
Kontynentu. Natalie zaczęła wyginać się i ocierać o Connora. Nie podobało mu
się to, jednak udawał, że się świetnie bawi i zaczął robić to co reszta.
Amfa.
– Pomyślał.-
Amfa na bazie marihuany, bo niemożliwe,
by ktoś zachowywał się w ten sposób na trzeźwo. W dodatku jak nic sprowadzana z Vahary. tylko jak?
„Tańczyli” dość długo, aż w pewnym
momencie dziewczyna przytuliła się do młodzieńca i wyszeptała mu na ucho pytanie.
- Fajny jesteś. Masz może ochotę na
mały numerek? – Pocałowała go w szyję.
- Sorki, ale nie.
Zdziwiło ją to. Był pierwszym
facetem, który jej odmówił.
- Dlaczego?! – Szeroko otworzyła
swoje pomalowane oczy. Wyglądały jak oczy oszukanego wierzyciela. Ewentualnie sowy.
- Bo nie i już. Nie musisz wiedzieć.
– Nie miał ochoty na seks z nimfomanką jej pokroju.
- Łaski bez, gówniarzu. – Odwróciła
się i zostawiła go samego.
Ci, którzy znali Natalie, byli mocno
zaskoczeni, kiedy modliszka zostawiła swoją ofiarę.
Wrócił do baru i dopił swoje piwo.
Zapłacił i wyszedł z tej meliny. Wolnym krokiem wrócił do agencji.
- Jak ci minął dzień? – Zapytał już
zdrowy Russell, gdy odwiedził go kumpel.
- Normalnie. – Wzruszył ramionami. -
Zwiedziłem miasto. Nic ciekawego.
- Czyli, w skrócie, zanudzimy się tu
na śmierć.
- Nie no, jest tu kilka knajpek, ale
żeby fajnie - i bezpiecznie – dodał w
myślach – spędzić wieczór, trzeba nieźle się zakręcić.
- To tak jak zwykle.
- Lepiej. Dzisiaj o mało nie
zostałem nafaszerowany lewą amfą.
- To teraz wiesz już, dlaczego nie
należy łazić samemu po takich klubach.
- A z tobą byłbym bezpieczniejszy?
- No to nie?
- Ty akurat byłbyś pierwszym, który
sprowokowałby bójkę.
- Przesadzasz. Która godzina?
Chłopak spojrzał na swój zegarek.
- 22:35.
- Kładźmy się spać, bo jutro
zaczynamy robotę. Ku chwale ojczyzny! – Zasalutował Łowca.
- Ku chwale. – Chłopak zrobił to
samo, co przyjaciel. Uśmiechnął się.
- Zgaś światło, jak będziesz
wychodzić.
- Ok. Dobranoc.
- Dobranoc.
Po dniu pełnym atrakcji Connor padł
jak zabity.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz