Tej
nocy dotarła łódź, która miała zabrać ciała. Oczywiście Łowcy musieli przy tym
być.
Łódź
podpłynęła kilka minut po północy. Był to raczej większy kuter rybacki niż
łódź. Miał pomieścić sześcioro ludzi i trzy ciała, a do tego nadawał się
idealnie. Marynarze i załoga kutra połączyły ze sobą statki linami przywiązując
łódź do jednej z drabinek. Kapitanowie przynieśli ciała spakowane w czarne
worki. Nosze przywiązano i powoli spuszczono je na dół. Załoga kutra złożyła
ciała pod pokładem w specjalnie przygotowanej chłodni. Zanim rozłączono oba
statki Łowcy zeszli na dół by podpisać dokumenty.
-
Witajcie, koledzy. – Odezwał się ten, który wyglądał na starszego. Mógł mieć
maksymalnie trzydzieści lat. On i jego partner spojrzeli na ich przypinki
umiejscowione po lewej stronie na piersi. Prócz herbu Archeonu, były tam także
broszki z ich Znakiem.
-
A więc to wy jesteście Skorpion i Szerszeń – najsłynniejszy duet na Vaharze. –
Stwierdził z nieudawanym zachwytem młodszy z nich, na oko dwudziestopięciolatek.
-
Eee… Gdzieżby tam najsłynniejszy. – Odparł lekceważąco Russell.
-
A ty rzeczywiście jesteś taki młody jak głoszą plotki. – Powiedział starszy miętosząc twarz Connora. – Najmłodszy Łowca od prawie czterystu lat. Kurde, nadal nie wierzę.
-
Mi także jest miło was poznać. – Chłopak wyrwał się i pomasował policzki. –
Jestem Connor.
-
Ja Russell.
-
A no tak, gdzie nasza kultura. – Przypomniał sobie starszy Łowca. Zaśmiał się
nerwowo. – Jestem Trevor, a to mój partner Seth.
Wszyscy uścisnęli sobie dłonie.
- Czyli wy najpierw urzędowaliście w
Varholdzie, tak? – Spytał Seth, a Russell i Connor potwierdzili krótkimi
skinieniami. Jego twarz rozpromieniła. – Ale się cieszę, że was spotkałem. Nie wiem, czy zdajecie sobie
sprawę ze swojej sławy, ale mówią o was w całym kraju. Jesteście niesamowici!
- No, już, nie nakręcaj się młody. –
Trevor klepnął chłopaka w plecy. – Chyba będziemy musieli już płynąć.
- Fajnie się gadało, ale faktycznie:
czas wracać. No panowie, powodzenia. – Powiedział Russell i uśmiechnął się
półgębkiem.
Nagle Connor ożywił się. Rozejrzał
się dookoła i podszedł do burty.
- Co jest?
- Zamknąć się wszyscy. – Rozkazał,
po czym wsłuchał się w ciszę. Podniósł głowę i popatrzył spłoszonym wzrokiem na
Russella. – On tu jest.
- Co? To niemożliwe. Jesteś pewien?
- Tak. Zaraz zaatakuje.
I
wykrakał. W tym momencie kuter zachwiał się na wzburzonej wodzie, a statkiem
pasażerskim wstrząsnęło silne uderzenie.
- Co się dzieje? – Zapytał
spanikowany Seth.
- To Wodnik. – Odparł blondyn.
- I ma wsparcie. – Dodał jego
partner wskazując na niebo.
Wśród obłoków nocy leciało
kilkadziesiąt stworzeń. Miały nietoperze skrzydła, wielkie łby z wystającym
garniturem zębów, krótkie łapki uzbrojone w ostre jak brzytwa szpony. To mogło
oznaczać tylko jedno: kłopoty.
- Co robimy?
- Posłuchajcie…
- Nie będę nikogo słuchał! – Odparł
oburzony Trevor. To nie na nerwy Skorpiona.
Russell podszedł do niego i szarpnął
za kołnierz koszuli.
- Posłuchaj mnie kolego… - Warknął
przysunąwszy go do siebie.
Obaj usłyszeli dźwięk
odbezpieczanego pistoletu. Trevor poczuł na potylicy zimną lufę broni.
- Jeżeli ktoś ma uratować nas i ten
statek – odezwał się zza jego pleców Connor – to będzie to tylko on. Z naszej czwórki to on jest najstarszy stażem, a na
potworach wysokich Kręgów zna się jak mało kto. A ponadto ma Znak, Hm? - Dodał z wrednym uśmieszkiem na twarzy, który błyskawicznie zniknął.
Russell przechylił głowę i spojrzał
na przyjaciela. Chłopak miał spuszczoną głowę i mówił do swoich butów. Pistolet
trzymał sztywno w wyprostowanej w łokciu ręce. Jego twarz była ściągnięta
niczym maska i śmiertelnie poważna. Skorpion tylko raz widział u niego tę twarz
psychopaty i nigdy więcej nie chciał jej widzieć. Opuścił broń dopiero, gdy
Trevor przyznał mu rację.
- Connor obstawia kuter, a my
idziemy na górę i trzeba będzie załatwić gargulce. Potem zajmiemy się
Wodnikiem.
- A co jeśli zaatakuje kuter?
- Hm…
- W tamtym kufrze jest shotgun i
paczka naboi. Chyba umiesz z tego strzelać, co?
- Tak. Dzięki, Trev. – Chłopak lekko
uśmiechnął się i poszedł po broń.
Pozostali
Łowcy oraz załoga kutra udali się na górę.
Russell,
Trevor i Seth rozpierzchli się po pokładzie. Naprzemiennie strzelali do
latających stworzeń i do wody. Po trzecim ataku Wodnika pojawił się kapitan.
Wezwał do siebie Skorpiona.
-
Statek dłużej nie wytrzyma, jeśli czegoś nie zrobicie. Jeszcze kilka uderzeń
tego stwora, a pójdziemy na dno.
-
Robimy wszystko, co w naszej mocy, bo je pozabijać, ale to nie jest takie łatwe,
jakby mogło się zdawać.
-
Pospieszcie się, proszę.
Russell
kiwnął głową i wrócił na deski pokładu. Trev i Seth zajęli się gargulcami. On
nareszcie mógł zająć się Wodnikiem na poważnie. Częstotliwość jego ataku
wynosiła trzydzieści dwa więc w przybliżeniu pół minuty. Prawie tak samo jak
ostatnio. I to jest jego główna cecha. Dokładność. Tylko, że tym razem uderzał
w różne miejsca. Potwór najwyraźniej chciał osłabić całą konstrukcję statku.
Blondyn chodził dookoła burty cały czas starając się namierzyć potwora. Nie
było to takie łatwe jak ostatnio. Bestia wiedziała, że trafiła na kogoś
mądrzejszego niż marynarze.
Niestety
Skorpion nie zauważył co było głównym celem Wodnika.
Z
zamyślenia wyrwały go strzały z shotguna. Podbiegł szybko do drabinki spojrzał
na mniejszy statek.
Connor
strzelał do wody próbując trafić stwora z głębin. Był przy tym
śmiertelnie spokojny. Nawet nie pomylił się przy przeładowaniu. Wodnik dał mu
spokój, gdy wraz z innymi Łowcami wpakował do wody ponad trzydzieści kul.
-
Wszystko gra? – Zawołał Skorpion.
-
Taa. Gra i tańczy.
-
Zabiliśmy go? – Spytał Seth.
-
Wątpię, ale spłoszyliśmy, może przy odrobinie szczęścia któryś trafił w głowę i
go ogłuszył. – Odpowiedział mu Trevor.
Russell
wyłączył się. Ożywił się, gdy przebrzmiały ostatnie słowa Łowcy. Zaczął biec w
stronę mostka.
-
A ty gdzie?
-
Zajmijcie się wszystkim. Zaraz będę. Łap. – Rzucił Sethowi swój karabin. –
Przyda ci się. – Odpiął ładownice i pobiegł na mostek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz