Najpierw pojechali tramwajem na
przedmieścia. Co prawda dwaj faceci w długich brązowych płaszczach ze skóry i
bronią w ręku wyglądali dość dziwnie, ale nie chciało im się iść. Co prawda według miejskich plotek tak wyglądali Wyzwoliciele - osoby, które bronią ludzi przed Złem, więc każdy odbierał ich jestestwo inaczej. Jedni mieli nadzieję, że to właśnie oni, inni traktowali odgórnie.
Około piętnastej wrócili do pracy. Przez pięć godzin
pozbyli się wszystkich demonów z zewnętrznych dzielnic. Zostało im tylko
Centrum. Tam sprawa wyglądała najgorzej, bo właśnie w tej dzielnicy mieszkały
najsilniejsze demony, jednak nie ma stwora, którego by nie sprzątnęli.
Pojawiające się stwory nie stanowiły większego problemu. Strategia ta sama. Jeżeli potwór był silny, Connor wysuwał się naprzód, Russell ostrzeliwał go zza pleców przyjaciela. Jeśli było ich więcej, Tarcza odwracała uwagę potworów od Miecza, by on w tej sytuacji mógł spokojnie pozbyć się przeciwników. I tak w kółko na każdym zleceniu. Chyba, ze trafiały się bestie mądrzejsze i silniejsze. Wtedy zdawali się na swoje instynkty i sprawność psychofizyczną. Ale takie przypadki nie zdarzały się często, a już na pewno nie w mieście.
Po
trzech godzinach Centrum stało się miejscem wolnym od potworów.
W międzyczasie około 21-ej do Adama
zadzwonił Kierownik I filii organizacji.
- Jak tam moje pieski się
sprawdzają? – Zapytał Kierownik po przywitaniu się.
- Dzisiaj wysłałem ich na małe
polowanko. Niech się chłopaki rozerwą.
- Co tam kazałeś im zrobić?
- Powiedziałem im, żeby pozabijali
demony w mieście.
- Ile im zaoferowałeś?
- 10 rin za jednego.
- O! Nie za dużo? – Zapytał
zdziwiony.
- Nie, no co pan? Nie tacy jak oni
tu byli. Najlepsi potrafili upolować co najwyżej 150. I oni więcej nie upolują.
Łącznie. - Odpowiedział Adam pewny
swego.
- Uważaj, żebyś się nie przeliczył.
- Spokojna głowa. Demony w miastach,
a zwłaszcza w Sorix, są bardzo bojaźliwe. Nie wyjdą, nawet jeśli nasi Łowcy
zaczęliby świecić gołymi tyłkami na środku placu targowego.
- Hehe. – Rozmówca parsknął
śmiechem. – Oni są lepsi niż myślisz.
- Cóż. Zobaczymy, na co ich stać.
Przełożony Adama zakończył połączenie.
Redfield nalał sobie whisky. Pracę skończył jakąś godzinę temu. Musiał czekać
na Łowców.
Russell i Connor wrócili do agencji
przed dziesiątą. Byli wykończeni jak nigdy, ale i też szczęśliwi. Poszli do
szefa, aby złożyć raport.
- Wejść. – Powiedział kierownik, gdy
ktoś zapukał do drzwi jego gabinetu. – No, jak wam poszło? – Zapytał, gdy do
pokoju weszli jego dwaj nowi podwładni. Rozgościli się na krzesłach, które
stały przed biurkiem. Z bliska zauważył, że są brudni od kurzu i krwi, a
poczuł od nich zapach potu pomieszany z wonią prochu.
- Nie było źle. – Zaczął blondyn. –
Ja osobiście jestem z siebie zadowolony.
- Mogło być lepiej. – Odparł ponuro
chłopak.
- Ile ich zabiliście? – Zapytał
Adam, po czym znów nalał sobie jego ulubionego trunku do szklanki i wziął mały
łyk.
- Ja – zaczął Russell – pozbyłem się
269 demonów. – Redfield gwałtownie połknął whisky i prawie się zakrztusił. –
Ale to i tak nic w porównaniu do mojego przyjaciela. On jest prawdziwym
mistrzem! - Connorowi spodobał się ten komplement. Lekko uniósł kącik ust.
Kierownik odstawił szklankę na
biurko, bo jego ręka za bardzo się
trzęsła, by mogła utrzymać kryształowe naczynie.
- A… ty? – Spytał niepewnym, głosem.
- 721 stworów z różnych Kręgów.
Adamowi zrobiło się słabo.
- Czyli razem…
- 990 potworków. – Dokończył blondyn
i wyszczerzył zęby w słodkim, promiennym uśmiechu.
- To niemożliwe! – Ich przełożony
zaczął protestować. – Jak to?
- Jeśli nam nie wierzysz, to
zapoznaj się z raportami Sprzątaczy. Dokumentowali wszystko. – Odpowiedział na
to Connor. - A w dodatku byliśmy kilka razy w zbrojowni. Zapisywaliśmy, ile
wzięliśmy naboi. Niewiele ich zostało...
- Ale skąd wiecie który ile zabił?
- Mamy swoje sposoby. Zresztą to i
tak my dzielimy się całością między sobą. – Odparł Russell.
- D-dobrze… Sprawdzę to.
- Kiedy będą pieniądze? – Spytał
zimno Connor. Profesjonalista w każdym calu.
- Za kilka tygodni. Ja osobiście nie
dysponuję tak wielką sumą pieniędzy. Muszę złożyć odpowiedni wniosek do
Centrali, a także wysłać raporty i dokumenty. To trochę potrwa.
- W porządku. – Odpowiedział
chłopak. – To wszystko?
- Tak.
- W takim układzie życzymy dobrej
nocy. – Powiedział blondyn. Obaj wstali i opuścili biuro.
Po wyjściu z gabinetu szefa obaj
przybili piątkę i zaczęli cieszyć się jak idioci.
- Jesteśmy bogaci. – Powiedział
Russell.
- Uhm. Mamy już na ładne mieszkanie
w Północnej Dzielnicy i na półroczny czynsz. – Potwierdził jego przyjaciel.
- Kurde, chcę dwa i pół tysiąca
dniówki.
- A ja ponad siedem.
- Szkoda, że nasz szef nie da nam
już takiego zlecenia.
- To byłoby zbyt piękne.
Łowcy udali się do pensjonatu. Przed
snem obaj wzięli porządny prysznic. Cuchnęli, jakby nie myli się przez tydzień.
Gdyby Tess zobaczyła ich w takim stanie zabiłaby ich na miejscu, po czym
wyściskałaby za wszystkie czasy w podziękowaniu za dochód, jaki dzięki nim by
zarobiła. Dobrze, że dostali takie zlecenie po zmianie pośredniczki.
Po wyjściu Łowców, Adam zadzwonił do
swojego szefa.
- Przyślij mi 10 tysięcy.
- Cooo?! Po co ci tyle forsy?! –
Spytał zaskoczony.
- Muszę im jakoś zapłacić za robotę.
- A reszta?
- Za resztę kupię sobie drinka, za
którego zapłacę 10 rin. Albo kilka piw.
- Nieźle się spisali.
- Nieźle?! – Krzyknął Redfield do
słuchawki. Jego rozmówca tylko przetarł ucho palcem. – O czymś takim nawet
nigdy nie czytałem! Rozumiem: gdzieś na jakimś zadupiu i w dodatku w pobliżu
gniazda albo portalu, ale żeby w mieście?!
- Mówiłem ci, żebyś nie mierzył ich
jedną miarą, co wszystkich.
- Zapamiętam to sobie.
- Pieniądze wyślę pojutrze przez
posłańca, ale najpierw dla formalności muszę dostać jakieś papiery. Tamci z Ministerstwa będą suszyć mi głowę.
- Oczywiście. Przygotuję wszystko do
wysyłki w jakieś dwa dni. Dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co. Wiesz, chciałbym
zobaczyć twoją minę.
- Wolałbyś zobaczyć Russella i
Connora.
- Niewątpliwe. Życzę ci spokojnej
nocy. Bo u was jest noc, prawda? – Opuścił żaluzję, bo poranne słońce świeciło
mu w oczy.
- Tak. Dziękuję i do usłyszenia.
Kierownik I filii rozłączył się.
Adama czekała bardzo pracowita noc.
Łowcy musieli zadzwonić do Tess.
Postanowili zrobić to kolejnego dnia, ponieważ bali się że ją obudzą. W
Archeonie powinna być jakaś dziesiąta rano, a o tej porze ich księżniczka
jeszcze spała. Russell postanowił zadzwonić do niej kolejnego dnia. Wolał być
pewny, że jej nie obudzi. Nie spieszyło mu się do grobu.
Kiedy Tess wyszła spod prysznica,
usłyszała dzwonek swojego telefonu. Zastanawiała się, kto może ją nękać
telefonami o jedenastej w nocy. Poszła do salonu i bez zbędnego sprawdzania,
kim jest ten natręt, odebrała komórkę.
- Słucham. - Powiedziała zimnym
tonem.
- No hej Tess. Nie śpisz jeszcze? -
Spytał, kiedy kobieta odezwała się w słuchawce.
- O hej, misiaczku. - Powiedziała
zgryźliwie. - Czy ty masz pojęcie, która godzina?
- Wybacz. U nas jest wpół do jedenastej rano.
Mam do ciebie sprawę.
- Czego potrzebujecie? - Jej ton
złagodniał.
- Masz jeszcze wabik?
- Uhm, a co?
- Skończył nam się.
- Co? Całe 200 ml? Przecież mówiłam
wam, żebyście używali go oszczędnie. Na jedno polowanie starczy jedno
psiknięcie. Nie trzeba wylewać na siebie całej butli, tak jak ty to pewno
zrobiłeś, aby podziałało. – Zirytowało to ją. Zawsze ciężko nad nim pracowała,
a oni ot tak wylewali go na siebie jak najtańszą kolońską z bazaru za 5
lorenów.
- Po pierwsze, fiolka była już w
połowie pusta, a po drugie byliśmy na polowaniu przez 12 godzin, a to twoje
pachnidło szybko wietrzeje. Musieliśmy się pryskać co jakieś 20 minut.
- Przede wszystkim nie pachnidło,
tylko feromony. Ech… - Westchnęła i z rezygnacją pokręciła głową. - Trochę.
TROCHĘ zmienia to postać rzeczy. Ok. wyślę wam. Ile chcecie?
- A ile możesz nam dać naraz?
- Ile tylko chcecie.
- Dobra. Wyślij nam litr.
- Litr? – Niemalże podskoczyła. - Po
co wam aż tyle?
- Żeby nie zawracać ci więcej tej
twojej ślicznej główki. Ile musimy ci zapłacić?
- Hm... Poczekaj. - Usłyszał, sygnał
zawieszenia rozmowy. Tess zapewne włączyła w telefonie kalkulator i przeliczała
na nim sumy. - Jakieś 750 lorenów.
- Dobra. Słuchaj. Niedługo kierownik
wyśle tutaj posłańca z pieniędzmi. Podrzuć mu fiolkę. My zapłacimy za
przesyłkę. Z naszej strony też ktoś zostanie wysłany. Damy mu pieniądze dla
ciebie.
- Okay. Papa i dobranoc. Pozdrów
Connora.
- Ok. Dzięki.
Tess rozłączyła się. Po zakończeniu
rozmowy ubrała się i wyszła ze swojego apartamentu i zeszła do swojego
laboratorium mieszczącego się w piwnicy. Czuła, że spędzi całą noc na
przygotowywaniu specyfiku. Rzadko kiedy pracowała w tym miejscu tak
intensywnie, ale czego nie robi się dla swoich papierowych przyjaciół?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz