Dwa dni później Russell i Tess musieli
przechwycić posłańców, by przekazać im swoje przesyłki. Oboje osiągnęli swój
cel dzięki dużej sile perswazji. Pośredniczka użyła kilku swych atutów i
wdzięków, aby uwieść kuriera. Znała mężczyzn na wylot. Wystarczy tylko założyć
spódniczkę z przesadnie długim rozcięciem na udzie i trochę za bardzo rozpiąć
koszulę, aby facet zrobił dla ciebie wszystko. Łowca polegał na swojej…
nietypowej zdolności manipulacji. Wystarczy tylko nastraszyć kolesia tak, aby
narobił ze strachu w spodnie i może trochę powymachiwać nożem przed nosem, aby
facet zrobił dla ciebie wszystko. Każdy ma swoje sposoby.
Po dwóch tygodniach Russell zgodnie
z oczekiwaniami otrzymał swoją przesyłkę. Bladoróżowy płyn w litrowym flakonie
zachęcał Łowców do użycia go przy następnym starciu z demonami. Tym razem musieli oszczędzać. W końcu 500
lorenów nie chodzi piechotą, a nie mieli ochoty znów napełnić portfela
pośredniczki łatwymi pieniędzmi. Naczynie z feromonem spoczęło w walizce z
odczynnikami chemicznymi i miało tam
czekać tak długo, aż któryś z nich będzie potrzebował tej niesamowitej
substancji w swojej pracy.
Tego samego dnia otrzymali długo
wyczekiwaną zapłatę.
- No, to teraz musimy rozliczyć się
z Sophie. – Powiedział Connor.
- Faktycznie! Zapomniałbym.
Każdy z Łowców wydzielił 10% od
swojej wypłaty i udali się do pośredniczki.
- Dobrze, że Tess nie załatwiła nam
tego zlecenia. – Rzucił Russell.
- Wtedy nie upolowalibyśmy aż tyle.
– Odparł Connor, po czym obaj roześmiali się.
Znaleźli dziewczynę pracującą przy
swoim biurku. Wypełniała jakieś papiery.
- O, witajcie panowie. – Przywitała
się. – Co was do mnie sprowadza?
- Dostaliśmy dzisiaj pieniądze za
nasze pierwsze zlecenie. – Odpowiedział chłopak. – Proszę, twoja działka. –
Położył na blacie biurka pokaźny pliczek banknotów.
- Ile tu jest? – Zapytała zdziwiona
pośredniczka. Co prawda szef wspominał jej, że Łowcy oskubali go już pierwszego
dnia, ale nie mówił ile dokładnie zarobili.
- 1000 rin. 10%. Zgodnie z umową. –
Odparł blondyn.
Brunetka wytrzeszczyła oczy i szybko
zamrugała. Przenosiła wzrok z Russella na Connora.
- Wy na serio tyle zarobiliście?
- Nie, na niby. Bierz.
- O-ok. Dzięki, chłopaki. – Schowała
pieniądze do torebki.
- To my ci dziękujemy. Narka.
Pożegnali się i poszli zagrać w
bilard. Nie mieli dzisiaj żadnego zlecenia ani innej twórczej pracy. Czekali w
gotowości na wezwanie.
Pewnego cudownego ranka ktoś
zadzwonił dzwonkiem do mieszkania Tess. Kobieta o tak wczesnej godzinie jak
11:45 smacznie jeszcze spała. Lekko poirytowana tym, że ktoś wyrwał ją z
odmładzającego snu, ociężale podniosła się z łóżka, przetarła oczy i
przeciągnęła się. Na swoją seksowną, prześwitującą koszulkę nocną włożyła
jedwabny szlafroczek w kolorze błyszczącego srebra, a stopy wsunęła w różowe
kapcie z futerkiem. Zaspana ruszyła do przedpokoju. Musiała otworzyć natrętowi
te cholerne drzwi i zobaczyć, kto ją nęka. Przed nimi stał pracownik poczty z
przesyłką dla niej.
- Tak? – Zapytała półprzytomna.
- Pani Teresa Woodlock? – Zapytał
nieco speszony facet. Kiwnęła głową. – Mam dla pani przesyłkę z Nowego Świata.
- O, świetnie. – Szybko się ocknęła
na wieść o pieniądzach, które właśnie do niej przyszły. Szykują się udane
zakupy.
- Proszę tu podpisać. – Podał
kobiecie zaświadczenie odbioru i pokazał, gdzie ma podpisać. Złożyła zamaszysty
podpis. – Dziękuję, życzę miłego dnia. – Odwrócił się i ruszył korytarzem.
Blondynka zamknęła drzwi i spojrzała
na duże pudełko, które trzymała w rękach. Patrząc na paczkę, poszła do salonu.
- Co to jest? – Usiadła na skórzanej
sofie. – Aby wysłać pieniądze wystarczy włożyć je w dużą kopertę.
Postawiła przesyłkę na szklanej
ławie i bardzo ostrożnie rozwiązła sznurek. Delikatnie rozwinęła papier
wysyłkowy. Powoli uniosła wieko. Musiała zachować szczególną ostrożność. Po tym
wrednym blondynie można było spodziewać się wszystkiego. Zajrzała do pudełka.
Na samym środku leżały równo ułożone i spięte banknoty. Wyjęła je i szybko
przeliczyła. Przynajmniej jej nie oszukali. Jednak w pudełku musiało coś
jeszcze być. Biały papier, który je wyściełał, wybrzuszał się w kilku
miejscach. Wyjęła te śmieci i oniemiała ujrzawszy cacko leżące na dnie pudełka.
Był to srebrny diadem wysadzany kamieniami.
W centralnym miejscu korony znajdował się największy, lekko różowy
kamień, a po jego bokach umieszczono dwa mniejsze – białe. Te bez wątpienia
były prawdziwe. Resztę tiary ozdobiono mniejszymi, najpewniej fałszywymi
kamyczkami. Była przepiękna. Tess włożyła ją na głowę i poszła się przejrzeć.
Wyglądała wspaniale. Wróciła do salonu i jeszcze raz zajrzała do przesyłki. W
środku była jeszcze mała karteczka złożona na pół. Rozłożyła ją, a na niej
równiutkimi literkami napisano kilka słów:
„For Tess,
our Beautiful Queen.”
Kiedy Łowcy rozgrywali partyjkę
bilarda, zadzwonił telefon. Przy stole był młodszy z przyjaciół, więc blondyn
został zmuszony do odebrania.
- Słucham.
- Russell? – W słuchawce zapytał
głos Tess. Był dziwny. Taki… podekscytowany.
- Nie. Dodzwoniła się pani do
agencji towarzyskiej „Hotel Rozkosz”.
- Żarty trzymają się ciebie jak
nigdy.
- To po co głupio pytasz? –
Mężczyzna usiadł na komodzie, na której stał aparat. Zapowiadała się ciekawa
pogawędka.
- Dla pewności, debilu.
- Taaa… dzięki wielkie. Uprzejma
jesteś jak cholera. Po co dzwonisz?
- Dotarła do was moja przesyłka? –
Odpowiedziała pytaniem na pytanie. Wiedziała, jak Russell tego nienawidzi.
- Oczywiście. – Odparł lekko
poirytowany faktem, że został zignorowany. Poranek był zbyt piękny, by go psuć
taką błahostką. Tylko głęboko odetchnął. – Postarałaś się jak nigdy. A nasza?
- Oczywiście.
- I jak? Podoba ci się?
- No pewnie, że tak! – Nakręcała
się. Uwielbiał to. – Jest cudowny! Ale niepotrzebnie wydawaliście tyle
pieniędzy na ten prezencik. Bo domyślam się, że nie był tani.
- Jasneee... A jak dorzuciłbym od
nas jakiś badziewny pierścionek, to przy naszym następnym spotkaniu
zwyzywałabyś mnie od największych skner.
- Hihi. Masz rację. Dziękuję, jest
prześliczny. A najpiękniejsze są w nim te duże kamienie.
- Złożyłem specjalne zamówienie, by
je wykonano. Symbolizują naszą trójkę. Największy symbolizuje ciebie, a te
mniejsze mnie i Connora.
- A czy ten, który symbolizuje
ciebie, nie powinien być brzydszy?
- Haha, śmieszne bardzo.
- Przecież wiesz, że żartuję. Ja
kończę. Muszę iść jeszcze do pracy.
- To narka.
- Papulki. I ucałuj ode mnie
Connora.
- Nie ma sprawy.
Łowca odwiesił słuchawkę na widełki.
- Czego chciała? – Zapytał chłopak.
Russell podszedł do niego, oparł się
o blat stołu i pocałował przyjaciela w policzek. Chłopak szybko zamrugał i
uniósł brwi. Niespodziewane zachowanie kolegi bardzo go zaskoczyło.
- Yyy… - Czekał na wyjaśnienia.
- Tess kazała cię ucałować. -
Russell uśmiechnął się figlarnie.
- Ale wiesz, że to tylko
przenośnia?! - Chłopak spojrzał na niego z rozbawieniem.
- Serio? – Ironizował blondyn. – W
życiu bym się nie domyślił.
- Graj. Twoje rozbicie, sukinsynu. –
Powiedział chłopak, po czym odsunął się od stołu i dźgnął go końcówką kija,
brudząc mu kredą kamizelkę. Uśmiechnął się. Jego przyjaciel był bardzo uroczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz