Po
ostatniej misji Connor przysiągł, że zaciągnie Russella za kudły do stadniny
koni i nauczy go jeździć na wierzchowcu. Skorpion, kiedy zobaczył pięknego, karego ogiera, bał
się podejść, a potem ledwie na niego się wgramolił, po tym, jak przyjaciel
osiodłał zwierza. Zresztą, spadł z grzbietu co najmniej cztery razy zanim
wyjechali z zagrody, a o walce nie było nawet mowy. Connor cały czas pilnował,
aby blondyn nie spadł i nie zabił się.
- Co
jest? Ostatnio przecież normalnie jeździłeś konno. Co prawda, osiodłać konia to
ty nie umiałeś, ale jakoś tam powoli jechałeś, a teraz? Ej, no co się dzieje?
- Wtedy
to był inny koń. Ten jest jakiś taki… Dziki. A tamten to byłą stara, spokojna
klacz. Nie ruszała się, dało się jej dosiąść jakoś normalnie. A ten? Cały czas
się szarpie! Trochę się go boję… - Spojrzał niepewnie na konia, który wykręcił
się do niego zadem.
Connor
jedynie westchnął i zamienili się.
Tak jak
obiecał, tak też zrobił. Znaleźli się w stajni i wybrał najbardziej krnąbrnego dzianeta,
jakiego tylko mógł. Pomógł przyjacielowi przełamać pierwszy strach. Powoli
podeszli do zwierzęcia. Młodzieniec trzymał
blondyna za nadgarstek i zmusił do podejścia. Wyciągnął jego rękę i nakazał, by
pogłaskał konia po pysku. Russell delikatnie musnął skórę białobrązowego
ogiera, potem przełamał się i podszedł bliżej, patrząc mu prosto w oczy.
Pogłaskał go po grzywie i grzbiecie, znów po pysku. Nabrał zaufania do konia.
Szerszeń zapytał, czy mogą już osiodłać wierzchowca. Russell skinął jedynie
głową.
Brunet
podał mu siodło i poinstruował. Skorpion położył siodło na grzbiecie i,
przesuwając w stronę zadu, znalazł stabilne miejsce. Zapiął popręg z prawej
strony, potem wyregulował z lewej. Sprawdzili jeszcze, czy siodło jest stabilne
i wyprowadzili konia ze stajni. Connor wyszedł ze swoim po kilku minutach.
Dosiedli koni. Ogier Russella stawiał opór, ale brunet szybko powiedział mu,
jak nad nim zapanować. Powoli ruszyli. Zrobili kilka okrążeni. Potem lekko
przyspieszyli. Blondyn miał lekkie problemy z zapanowaniem nad dzianetem.
Momentalnie zwolnili i zaczęli od początku. Znów wolno i przyspieszenie. Dopóki
Starszy jeździec perfekcyjnie nie panował nad koniem biegnącym w każdym tempie.
A potrwało to dość długo. Co prawda, kiedy zeszli z siodeł, strasznie bolały
ich zadki, ale chłopak zauważył, że Skorpion zyskał nowego przyjaciela.
- Nie
ciesz się… Jutro strzelanie. – Młody Łowca uśmiechnął się szyderczo i klepnął
go w ramię, zanim się oddalił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz