sobota, 26 października 2013

Russell vs. koń



Po ostatniej misji Connor przysiągł, że zaciągnie Russella za kudły do stadniny koni i nauczy go jeździć na wierzchowcu. Skorpion,  kiedy zobaczył pięknego, karego ogiera, bał się podejść, a potem ledwie na niego się wgramolił, po tym, jak przyjaciel osiodłał zwierza. Zresztą, spadł z grzbietu co najmniej cztery razy zanim wyjechali z zagrody, a o walce nie było nawet mowy. Connor cały czas pilnował, aby blondyn nie spadł i nie zabił się.
- Co jest? Ostatnio przecież normalnie jeździłeś konno. Co prawda, osiodłać konia to ty nie umiałeś, ale jakoś tam powoli jechałeś, a teraz? Ej, no co się dzieje?
- Wtedy to był inny koń. Ten jest jakiś taki… Dziki. A tamten to byłą stara, spokojna klacz. Nie ruszała się, dało się jej dosiąść jakoś normalnie. A ten? Cały czas się szarpie! Trochę się go boję… - Spojrzał niepewnie na konia, który wykręcił się do niego zadem.
Connor jedynie westchnął i zamienili się.
Tak jak obiecał, tak też zrobił. Znaleźli się w stajni i wybrał najbardziej krnąbrnego dzianeta, jakiego tylko mógł. Pomógł przyjacielowi przełamać pierwszy strach. Powoli podeszli do zwierzęcia. Młodzieniec  trzymał blondyna za nadgarstek i zmusił do podejścia. Wyciągnął jego rękę i nakazał, by pogłaskał konia po pysku. Russell delikatnie musnął skórę białobrązowego ogiera, potem przełamał się i podszedł bliżej, patrząc mu prosto w oczy. Pogłaskał go po grzywie i grzbiecie, znów po pysku. Nabrał zaufania do konia. Szerszeń zapytał, czy mogą już osiodłać wierzchowca. Russell skinął jedynie głową.
Brunet podał mu siodło i poinstruował. Skorpion położył siodło na grzbiecie i, przesuwając w stronę zadu, znalazł stabilne miejsce. Zapiął popręg z prawej strony, potem wyregulował z lewej. Sprawdzili jeszcze, czy siodło jest stabilne i wyprowadzili konia ze stajni. Connor wyszedł ze swoim po kilku minutach. Dosiedli koni. Ogier Russella stawiał opór, ale brunet szybko powiedział mu, jak nad nim zapanować. Powoli ruszyli. Zrobili kilka okrążeni. Potem lekko przyspieszyli. Blondyn miał lekkie problemy z zapanowaniem nad dzianetem. Momentalnie zwolnili i zaczęli od początku. Znów wolno i przyspieszenie. Dopóki Starszy jeździec perfekcyjnie nie panował nad koniem biegnącym w każdym tempie. A potrwało to dość długo. Co prawda, kiedy zeszli z siodeł, strasznie bolały ich zadki, ale chłopak zauważył, że Skorpion zyskał nowego przyjaciela.
- Nie ciesz się… Jutro strzelanie. – Młody Łowca uśmiechnął się szyderczo i klepnął go w ramię, zanim się oddalił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz