- Connor, Connor, Connor, Connor, Connor…
- Czego ty do cholery chcesz?! – Spytał
młodzieniec z irytacją, kiedy Russell wbiegł do mieszkania i zaczął wokół niego
krążyć.
- Tess ma niedługo urodziny. – Oznajmił z
grobową miną.
Szerszeń podzielił jego entuzjazm i zbladł.
- I co teraz?
- Musimy coś przygotować. Chcę pożyć.
- Ja też. Tylko co?
- Wiem! – Krzyknęli obaj jak jeden mąż i
pobiegli podzielić się swoim odkryciem. Spotkali się twarzą w twarz na
korytarzu. Całe szczęście Connor był prawie głowę niższy od Russella, więc nie
zderzyli się czołami.
- Co masz?
- A ty?
- Wyślijmy jej paczkę z napisem: „Sto lat.
Niewiele ci już brakuje”. A do środka spakujmy jej leki na reumatyzm, korzonki,
jakieś ziółka.
Blondyn mocno oberwał w głowę.
- Ochujałeś? Sam mówiłeś, że chcesz pożyć. A
gdyby coś takiego dostała, tępaku, to jak myślisz, gdzie byś skończył?
- 102?
- Dokładnie. Sto metrów od domu, dwa pod
ziemią.
- No co? Zawsze jestem dla niej wredny, więc
nie zrobiłoby jej to różnicy.
- Ale mi tak.
- No dobra. – Westchnął. – To jaki ty masz
pomysł?
- Gdzie pracujemy? – Spytał brunet znienacka.
- Co?
- No odpowiedz.
- W organizacji?
- Taaak?
- W agencji?
- Bliżej…
- W filii w Sorix…
- Które…?
Russell stracił wątek. Zrobił dziwną minę i
podrapał się w głowę.
- Które?
- Jest gdzie?
- Na Yeni?
- Które jest…
- Kolonią Archeonu?
- Uuu – Syknął i skrzywił się. – Coś innego?
- Hmm… Zacofane?
- Brawo! – Connor zaczął klaskać. – A filia?
- Co filia?
- Co jest w filii? Co ją wyróżnia od
pozostałych budynków. Nawet od naszego mieszkania.
- Yyy… Kanalizacja?
- Blisko, ale nie to.
- Prąd!
- Brawo! A ponadto?
- Yyy…
Connor popatrzył z nadzieją na przyjaciela,
ale kiedy zobaczył, że jego mózg się przegrzewa, zmrużył oczy. Następnie uniósł
jedną brew.
- Ma swoją satelitę. Ma telefony bezprzewodowe,
łączność, Internet.
- Serio?
- Taaaa.
Connor uderzył się dłonią w czoło i
przejechał nią po twarzy.
- Serio, tępaku. I wpadłem na pomysł, by
wykonać do niej połączenie internetowe przez Gadułę. Powinna się ucieszyć, bo
nie będzie się spodziewać. Zresztą, nawet ty nie wiedziałeś o satelicie, a tu
mieszkasz. Powinno się udać. Tylko teraz musimy poprosić Adama o możliwość
rozmowy i napisać jej jakieś fajne życzenia. Co ty na to?
- Paczka byłaby fajniejsza… - Dostał w głowę.
– Ała! Dobra. Realizujemy twój pomysł.
- Świetnie! – Chłopak uśmiechnął się
promiennie i wstał z podłogi. – Pogadam z Adamem… Ty z nim pogadasz, a JA
napiszę życzenia. – Podreptał do swojego pokoju i zamknął się w nim.
Russell pojechał do domu swojego szefa, by
poprosić go o otworzenie im łącza internetowego na godzinę w dzień urodzin
przyjaciółki. Adam to twardy zawodnik i zgodził się po drugiej butelce. Łowca
został zabrany przez Connora o jedenastej, kiedy Wendy zadzwoniła i
poinformowała o małej libacji mężczyzn. Chłopak cudem wytarmosił go z domu
szefa i zaciągnął do samochodu, który należał do Redfielda. Przynajmniej będą
mieli dostęp do Internetu wybranego dnia.
Tess szykowała się właśnie na imprezę, kiedy
na ekranie laptopa pojawił się komunikat o wideorozmowie internetowej z kimś
nieznanym o nicku yeni_03. Zmarszczyła brwi, ale postanowiła odebrać. Na
ekranie pokazały się czerwone róże.
- Halo? – Spytała niepewnie.
Kwiaty zniknęły, a w ich miejscu pojawiły się
uśmiechnięte twarze jej dwóch przyjaciół.
- Wszystkiego najlepszego!!! – Krzyknęli
obaj.
Oddalili się i, potwornie fałszując,
odśpiewali sto lat. Tess zaśmiała się i z niedowierzaniem patrzyła na
wygłupiających się mężczyzn. Potem Connor odczytał życzenia, które sam napisał:
- Dla naszej najlepszej pośredniczki na świecie. Takiej jak ty ze świecą próżno szukać. Jesteś najwspanialszą kobietą, jaką było nam dane poznać. Dlatego życzymy ci, abyś jak najdłużej wytrwała w swoim zawodzie. Jesteśmy przekonani, że poprowadzisz jeszcze niejednego Łowcę. Obyś nigdy nie zmieniła siebie i swoich przekonań. Jesteś niepowtarzalną osobą i życzymy ci, abyś się nie zmieniła. Życzymy ci również szczęścia w życiu prywatnym. Wspaniałego chłopaka, może męża. Po prostu pięknej i odwzajemnionej miłości. Mnóstwa przyjaciół, sukcesów w każdym aspekcie twojego życia.
Kobieta zarumieniła się, a jej oczy zaszkliły. Otarła łzy i podziękowała za życzenia. Zapytała, jak w ogóle połączyli się z nią przez Internet.
- Normalnie. – Wyjaśnił lakonicznie Connor. –
Agencja ma swoją satelitę, dzięki której może komunikować się z Archeonem.
Między innymi mają dostęp do Internetu. Russell przekonał Adama, by pozwolił
nam skorzystać z kompa i oto jesteśmy.
- Nieźle. Dziękuję wam. Bardzo cieszę się, że
pamiętaliście. A w ogóle, co tam u was?
- W porządku. – Odparł Russell. – Mamy spoko
szefa, własne mieszkanie. Już trochę jeździliśmy po naszej guberni. Straszna
dziura, ale jakoś da się żyć. Normalnie średniowiecze, zresztą widzisz. – Wstał
i zaprezentował swój strój, czyli białą koszulę z podniesionym kołnierzykiem i
czarną, spinaną na plecach kamizelkę.
- Faktycznie. Ty w kamizelce i koszuli
wyglądasz naprawdę dziwnie. Zbyt poważnie.
- Ej!
- Dobra, dobra. Przecież wiesz, o co mi
chodzi. A jak wam się powodzi? – Zmieniła skrzętnie temat.
- Jakoś leci. Mamy nowego szefa, jest
naprawdę super.
- Dla ciebie na pewno. – Odparł zgryźliwie
Connor.
- O co ci chodzi? – Blondyn popatrzył na
chłopaka z wyrzutem. On odwzajemnił się wymownym spojrzeniem, które powinno wyrazić wszystko.
- Mam opowiadać, co stało się tydzień temu?
- A co się stało? Co się stało, no co, no co?
– Pytała niecierpliwie solenizantka.
- No to…
Russell zamknął mu usta, a młodzieniec
wykręcił się. Skorpion obezwładnił go i przycisnął do biurka boleśnie
wykręcając rękę.
- Nic nie mów.
- Dobra.
- Puść go w tej chwili! – Rozkazała Tess, a
ucisk momentalnie zelżał. – Skoro ci tak bardzo na tym zależy to znaczy, że
działo się coś kompromitującego… Już nie mogę się doczekać, kiedy się dowiem! –
Na jej twarzy pojawił się słodki uśmiech uradowanego z prezentu dziecka.
- A co u ciebie, ślicznotko? – Mężczyzna puścił
do niej zalotne oczko, na co skrzywiła się.
- Jakoś leci. Dostałam Trevora i Setha pod
opiekę. Chyba ich poznaliście. Mówili, że natrafili na was, podczas gdy musieli
płynąć na wasz statek, więc raczej się nie minęliście. Są nawet w porządku.
Seth jest bardziej pracowity niż Trev, ale on za to ma więcej doświadczenia.
Obaj są trochę upierdliwi, ale są w porządku. Chociaż nie wiem na jak długo tu
zostaną. Teraz w organizacji jest bardzo dużo zamieszania i przesunięć. A! –
klasnęła w dłonie - Zapomniałabym. Mam dla was miłą wiadomość. Wywalili
wieprza!
Na twarzach rozmówców pojawiły się szerokie
uśmiechy.
- Serio? Naprawdę? – Pytał z niedowierzaniem
Connor przepełniony euforią.
- Tak. Szefuńcia przenieśli do Sarevii w
trybie natychmiastowym. A wiecie dlaczego?
- No skąd mamy wiedzieć?
- Dyscyplinarka. Zachlał się i jeszcze płacił
grubą forsę za panienki z kasy organizacji. I nareszcie się doczekał! – Cała trójka
okazała skrajną radość i Tess ponowiła opowieść gdy uspokoili się. – W zamian
dostaniemy kogoś nowego. Przeglądałam tylko jego akta, jeszcze nie zaczął
pracy. Ma na imię Zeyne i ma naprawdę bardzo dobre referencje. Był komendantem
komendy głównej w Varholdzie i ma chyba stopień pułkownika. Pomimo młodego
wieku ma duże doświadczenie w prowadzeniu tego typu działalności. Wydaje się
być rozgarnięty.
- To wspaniale. – Russell uśmiechnął się. –
Jak cię kiedyś odwiedzimy, to może go poznamy.
- Może, może. – Gorliwie pokiwała głową.
- Gdzie idziesz? – Spytał brunet ze względu
na jej wieczorowy wygląd.
- A tam. – Machnęła ręką. – Miałam iść z
kumpelami do klubu, ale zadzwoniliście. Daruję sobie.
- Nie. Jak chcesz to idź. My nie
zatrzymujemy. Baw się dobrze.
- Dziękuję wam, że pamiętaliście. Do
zobaczenia, Łowcy. Dbajcie o siebie.
- Ty też, ślicznotko. – Powiedział Russell i
uśmiechnął się dobrotliwie.
Pożegnali się i rozłączyli. Uznali, że
prezent spodobał się przyjaciółce. Doszli do wniosku, że misja została zakończona
sukcesem. Jak po każdej akcji przybili piątkę i wyszli z piwnicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz