Neyva obudziła się tuż przed świtem. Leżała na czymś miękkim. Przypominało trochę łóżko, tylko że jakiś barłóg dla plebsu. Usiadła na posłaniu, które głośno skrzypnęło i rozejrzała się po
pokoju. Pod ścianą ktoś leżał. Chyba mężczyzna. Na początku myślała, że to
barbarzyńca, bo był przykryty skórą, jednak zmieniła zdanie, gdy się jej
przyjrzała. Materiał był dobrej jakości, porządnie wyprawiony, a po jego bokach
biegły szwy. Popełniła małe faux pas,
ale specjalnie się tym nie przejęła. Wstała z posłania i podeszła do okna.
Obserwowała wschód słońca. Był przepiękny. Nigdy nie widziała czegoś równie
pięknego. Stojąc tak przed oknem robiło jej się coraz zimniej. Biała koszulka
nocna nie ogrzewała dziewczyny nawet w najmniejszym stopniu. Wróciła do łóżka i
owinęła się kocem.
Po upływie kilkudziesięciu minut usłyszała skrzypnięcie
drzwi, a potem stękanie podłogi pod naciskiem czyichś kroków. Bardzo powoli i
po cichu odwróciła się. Był to mężczyzna. Chyba… Trochę dziwny, bo miał bardzo
długie, blond włosy. Nigdy nie widziała mężczyzny z takimi włosami, ale uznała,
że moda tutaj jest trochę inna.
- A ten pacan jeszcze śpi? –
Powiedział do siebie, patrząc na osobę leżącą na ziemi. Spojrzał na
dziewczynę. Uśmiechnął się. Wziął jedno krzesło i usiadł przy łóżku. – No hej
kiciu. - Powiedział do niej. Neyva zmierzyła go zimnym, podejrzliwym wzrokiem. –
Zaraz mnie zabijesz tym jadowitym spojrzeniem! – Żartował sobie. – Tylko
czasami mnie nie podrap, bo zostanie ślad. – Pogroził jej palcem. Facet
głupkowato się uśmiechał. Założył ręce na piersi i bacznie przyglądał się dziewczynie.
- Proszę sobie ze mnie nie żartować.
To niesmaczne i nie na miejscu. – Panienka popatrzyła mu prosto w oczy i
zacisnęła zęby.
- Dobrze, już dobrze. Powiesz mi,
jak masz na imię? – Mężczyzna siedział przodem do oparcia. Oparł głowę na dłoni
prawej ręki, której łokieć spoczywał na oparciu.
- Neyva. – Powiedziała ledwie
słyszalnym szeptem. Nie miała ochoty przedstawiać się takiemu prostakowi jak on, jednakże etykieta nakazywała odpowiedzieć na pytanie.
- Ładnie. – Facet, pomimo tego, że
był chamem, był nawet uprzejmy. Dziewczyna nie spodziewała się, że on to
usłyszy. Nieco ją to zaintrygowało. Kim on był?
Młodzieniec śpiący na podłodze właśnie
się obudził. Usiadł i przeciągnął się tak, aż strzyknęło mu w kościach pomimo
jego młodego wieku.
- O, wstałaś już? – Zapytał
półprzytomnie. – Chcesz coś do jedzenia? – Pokręciła głową w odpowiedzi.
- Lepiej idź na targ i kup jej
jakieś ciuchy. – Rzucił starszy mężczyzna. – Przecież nie może paradować w
piżamie.
- No tak. – Chłopak wstał z podłogi
i założył koszulę. Był ubrany tylko od pasa w dół. – Ja pójdę i coś ci kupię, a
ty w tym czasie zostań z Russellem. – Przeczesał włosy grzebieniem i wyszedł.
- Gdzie ja jestem? – Zapytała
mężczyznę, który miał na imię Russell. Była bardzo osłabiona. Ledwo mówiła.
- W gospodzie, w miejscowości
Rosebelt.
- Jak ja się tu znalazłam?
- Connor cię tu przyniósł.
- Dziękuję. – Nie zadawała więcej
pytań. Położyła się i usnęła. Russell został przy niej. Wyszedł na balkon i
zapalił papierosa. I tak nie miał nic lepszego do roboty.
Connor wrócił po godzinie z masą
damskich fatałaszków. Nie znał się na modzie, więc kupował pierwsze lepsze
ciuchy. Neyva już nie spała, a blondyn czytał książkę.
- Nie wiem, jaki nosisz rozmiar i co
ci się podoba, więc kupiłem kilka ciuchów, które mi się spodobały. Wybierz coś
sobie. Russell – zwrócił się do czytającego - chodźmy na dół po jakieś
jedzenie.
- Nie chce… - Chłopak podszedł do
przyjaciela i złapał go za włosy, po czym pociągnął za sobą ku drzwiom. – Ał,
ał, ał, ał, ałłł! Dobra! Już idę.
Zostawili dziewczynę samą. Kiedy
wrócili z gorącym śniadaniem, Neyva już była ubrana. Wybrała kremową koszulę
z fiszbinami na dekolcie, ciemnozieloną kamizelkę z żółtymi grubymi szwami i
guzikami, czarną, falbaniastą spódniczkę, pod którą miała białą halkę złożoną z
drobniejszych niż na spódnicy falbanek. Jej nogi zasłaniały
czarno-zielono-fioletowe zakolanówki w paski z małymi kokardkami na ściągaczach,
a stopy były w sznurowanych, brązowych trzewiczkach na małych obcasach. Szyję
przewiązała czerwoną wstążką. Włosy związała w dwa kucyki po bokach głowy,
które zwieńczyła karminowymi kokardkami. Wyglądała przeuroczo.
- Masz. – Blondyn podał jej talerz
ze smażoną fasolą. – Zjedz coś, bo nam tu zejdziesz. – Dziewczyna zjadła
wszystko w zastraszającym tempie. Ku jej zdziwieniu bardzo jej smakowało
tutejsze jedzenie.
- Jesteś Neyva, prawda? – Zapytał młodszy mężczyzna. – On mi tak powiedział. Powiedz mi, czy masz jakąś rodzinę? Kogoś,
komu moglibyśmy cię oddać pod opiekę?
Białowłosa pokręciła głową.
- No cóż, trudno. – Russell wzruszył
ramionami. - My dzisiaj wyjeżdżamy, a ty rób, co chcesz. Nie dziękuj… - Dodał
ozięble. Uroczy jak zawsze.
Po śniadaniu mężczyźni spakowali
się, a następnie cała trójka wyszła z pokoju. Connor opłacił kwatery i
podziękował karczmarzowi za gościnę. Nie obeszło się bez napiwku. Gospodarz
lubił te małe, miedziane krążki z wizerunkiem króla
Wyszli z karczmy i skierowali się na
południe. Neyva towarzyszyła im aż do samej stacji kolejowej, która mieściła
się jakąś godzinę drogi od Rosebelt.
- To na razie. – Blondyn pożegnał
się z dziewczyną i poszedł na peron. Po przejściu kilkunastu kroków zorientował
się, że jest sam. Odwrócił się i zobaczył, jak Connor nadal rozmawia z Neyvą.
- Chodź już! – Zawołał przyjaciela.
- Już idę! – Odpowiedział mu,
przerywając ciszę panującą na stacji. – Pamiętaj, o czym ci mówiłem. –
Powiedział do panienki. Kiwnęła głową w zrozumieniu.
Kupili bilety u konduktora w
pociągu. Zajęli sobie jeden przedział i pojechali do Sorix. Do stolicy dotarli
na wieczór. Zahaczyli o agencję po odbiór zapłaty. Będąc tam postanowili, że
skorzystają z łazienki w pensjonacie. Obaj kleili się od brudu. Wrócili do
mieszkania o dziesiątej. Russell otworzył drzwi i obaj weszli do środka. Zdjęli
buty i poszli do salonu. Skorpiona zatkało, gdy zobaczył Neyvę na swojej
kanapie. Leżała i czytała książkę.
- O, witajcie. – Rzuciła
przyjacielsko i zamknęła książkę z założonym w niej palcem.
- Yyy… - Wydobył z siebie Russell. –
Możemy cię zostawić na minutkę?
- Uhm. – Energicznie kiwnęła głową i
wróciła do lektury.
Łowca złapał swojego przyjaciela
za rękę i zaprowadził do jego pokoju.
- Co to ma kuźwa znaczyć?! – Zapytał
wkurzony blondyn. – Ja się ciebie pytam, co ona tu do jasnej cholery robi?!
- A co miałem zrobić? – Szerszeń
wyrwał się z kowalskiego uścisku mężczyzny. – Nie mogłem jej tak zostawić.
Ona nie ma nikogo. Musiałem się nią zaopiekować. Tylko jak ona tu weszła...
- A ty co? Fundacja charytatywna?
Twój instynkt macierzyński mnie przeraża. – Russell spojrzał w pełne troski czekoladowe
oczy. Musiał się poddać. Nie miał szans wygrać z przyjacielem.
Westchnął. – Dobra. Niech zostanie, ale tylko na kilka dni.
- Naprawdę? Zgadzasz się? Dzięki! –
Poklepał kolegę po ramieniu. Wybiegł z pokoju i wpadł do salonu.
Poinformował gościa o sytuacji. Była przeszczęśliwa. Kiedy blondyn wszedł
do pokoju dziennego, Neyva przytuliła się do niego. Lekko go to zdziwiło.
- Dziękuję, proszę pana.
- Nie ma za co. – Odparł niechętnie. Był sceptycznie
nastawiony do jej osoby, ale było już za późno.
Łowcy i Neyva udali się na spoczynek
po dniu pełnym atrakcji. Dziewczyna spała na kozetce w pokoju Russella, co
jeszcze bardziej pogorszyło jego samopoczucie. Nic na to nie mógł poradzić.
Sex drugs and rock 'n' roll oraz dramatyczna ucieczka przed ciemnymi stronami życia na krawędzi. Erin, od zawsze żyjąca w cieniu despotycznego męża, pragnąc uwolnić się od niego wpada wprost w objęcia nałogu. Zdesperowana kobieta szuka rozwiązań, które pomogą jej odzyskać utracony spokój. Czy zdoła uratować swoje małżeństwo i przede wszystkim, ocalić własne życie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i serdecznie zapraszam!
www.breakthruu.blogspot.com
PS. Bardzo dziękuję za dodanie do linków mojego pierwszego bloga! Niezwykle miła niespodzianka! :*
Nie ma za co :) to ja cieszę się, że mam wsparcie. Ale na następny raz proszę umieszczać ogłoszenia w zakładce: do autora". Dziękuję za komentarz.
OdpowiedzUsuń