poniedziałek, 18 listopada 2013

Trzeci lokator



Neyva nienawidzi spać do późna. Obudziła się o świcie. Russell spał jeszcze głęboko, gdy przywdziewała ubrania. Wymknęła się z pokoju jak najciszej i udała się do kuchni. Zobaczyła, co jest w chłodni i w szafkach. W ramach podzięki za gościnę postanowiła przyrządzić jakieś śniadanie. Znalazła jajka, trochę tłustego mięsa, zielone warzywa, paprykę, trochę mąki w słoiku, a na parapecie rosły świeże zioła w doniczkach.  Starając się nie hałasować, wyjęła patelnię i rozpaliła piecyk. Przyrządziła ciasto na omlety i wylała je na patelnię. Gotowe placki nadziała papryką i podsmażonym wcześniej mięsem. Wszystko udekorowała listkami świeżego oregano. Omlety ułożyła na dwóch talerzach. Do filiżanek nalała zaparzonej kawy, a do szklanek soku z wyciśniętych pomarańczy. Skompletowane zestawy zostawiła na szafkach nocnych właścicieli. Sama przegryzła dwa sucharki i udała się do wyjścia. Nacisnęła klamkę, a drzwi odskoczyły. 
Nim zdążyła je pociągnąć do siebie, czyjaś życzliwa ręka zamknęła je.
- A dokąd to się panienka wybiera? – Spytał Connor z uśmiechem na twarzy. Osaczył ją nie dając możliwości manewru. Nieopodal stał Russell i przyglądał się wszystkiemu z pochmurną miną. Kręcił głową. Dziewczyna stała niewzruszona.
- W świat. Nie mogę spędzić u was całego życia. Dlatego żee… - została odwrócona i odprowadzona do salonu – gnam?
- Żadne mi żegnam. – Powiedział brunet śmiertelnie poważnie. – Dopóki nie znajdziemy ci jakiegoś miejsca zostajesz tutaj.
- Ale nie jestem tu mile widzianym gościem. – Rzekła, zerkając na Skorpiona.
- Ja niewiele mam tu do powiedzenia. – Westchnął i wzruszył ramionami. – Naszym zadaniem jest między innymi ochrona ludzi. Zostań, dopóki nie zapewnimy ci bezpieczeństwa. – Odwrócił się. – I dzięki za śniadanie.
- Czyli, że ja mam tu zostać na stałe? Nie na jedną noc? Bo już kompletnie nic nie rozumiem. – Powiedziała, gdy mężczyzna wyszedł.
- Jasne, że tak. Od razu ci to mówiłem. W Rosebelt, pamiętasz?
- Tak, ale myślałam, że „zostań u nas” – zrobiła cudzysłów – oznaczało jedną noc.
- To po co kazałbym ci przyjeżdżać tu taki kawał drogi? – Białowłosa nie odpowiedziała, a młodzieniec uśmiechnął się i trącił ją przyjacielsko w nos. Podniósł się z kucek i udał do swojej sypialni, by zjeść śniadanie.
Mężczyźni ubrali się i wyszli do pracy, zostawiając swojego gościa samego w domu. Panienka postanowiła posprzątać w mieszkaniu. Przebrała się w szare spodnie i założyła lnianą koszulę, w której podwinęła rękawy. Włosy związała w kucyk i wzięła się do pracy. Zamiotła podłogi i umyła je. Zrobiła porządek w szafkach kuchennych, wyrzucając z nich zepsute przetwory i zjełczałe masło. Poukładała bibeloty na półkach w salonie i wytarła kurze. Weszła do sypialni Russella. W środku strasznie śmierdziało dymem papierosowym, a w pokoju panował bałagan. Miała wrażenie, że kiedy wstawała, to pokój był w nieco lepszym stanie niż znajdował się teraz. Leżące wszędzie ubrania poskładała i ułożyła w równym stosiku na łóżku. Wywietrzyła pomieszczenie i zdjęła firanki. Wyprała je i, gdy trochę przeschły, powiesiła je z powrotem na drewnianych karniszach. Wytarła kurz na półkach.
Sytuacja w pokoju sąsiada wyglądała lepiej. Izba była wysprzątana, ubrania w szafie były poukładane, a powietrze nie gryzło przy każdym wdechu. Tylko przydałoby się wytrzeć kurze, ponieważ na półkach zalegała już gruba brązowa warstwa. Dziewczyna przystawiła sobie krzesło stojące przy sekretarzyku i wspięła się na nie. Przeniosła ciężar na przednie nogi mebla. Nagle prawa zaczęła niebezpiecznie chwiać się, ale zanim Neyva zdążyła cokolwiek zrobić, odłamała się od siedzenia. Dziewczyna zdążyła złapać za półki, ale upadek i tak był nieunikniony. Gwoździe nie wytrzymały jej ciężaru i białowłosa spadła wraz z książkami na krzesło. Krzyknęła i położyła się na boku, odczołgując się od krzesła.
- Neyva! – Usłyszała krzyk młodszego właściciela.
Connor wpadł do swojego pokoju niczym huragan. Dziewczyna leżała pod ścianą w otoczeniu książek przygnieciona półką. Zwijała się z bólu, ale o dziwo nie płakała. Wydostał ją spod ciężarów i spojrzał jej w oczy.
- Neyva, słyszysz mnie? – Kiwnęła głową, krzywiąc się. – Gdzie cię boli?
- Bok. Uderzyłam się… w bok. – Wystękała. – Ale nie boli, nie przejmuj się…
Chłopak wziął ją na ręce i położył na łóżku. Poszedł po apteczkę i coś chłodnego.
- W moim pokoju też byłaś? – Spytał Russell. Kiwnęła głową.
Blondyn wyszedł i zostawił małą cierpiącą istotkę samą sobie. Po chwili wrócił Connor. Opatrzył jej zadrapany policzek i rozbity łuk brwiowy. Poprosił dziewczynę o podwinięcie koszuli.
- No, no… Ty to nie umiesz sobie znaleźć stosownej chwili na podglądanie małolat. – Parsknął Skorpion.
- Wyjdź stąd, póki mnie nie zdenerwowałeś. – Warknął młodzieniec i ponowił prośbę. – Wstydzisz się? – Gość kiwnął głową. – Muszę zobaczyć, co się dzieje. Mogłaś sobie coś złamać albo poważnie uszkodzić.
Neyva zacisnęła zęby i podwinęła koszulę, lekko rumieniąc się. Cały lewy bok zaczął sinieć. Starszy właściciel gwizdnął.
- Niezłego będziesz miała siniaka. Masz. – Owinął zimną tuszkę wołową cienką ścierką i przyłożył do krwiaka. – I tak trzymaj. A ty tu posprzątaj. Obiorę ziemniaki. – Oznajmił i wyszedł z pokoju.
- Co ty tu robiłaś?
- Posprzątałam w mieszkaniu. Nie zauważyłeś?
- Nie zdążyłem.
- Uprałaś mi firanki? – Spytał Russell krzycząc z drugiego pokoju. – Dzięki. Przydało im się.
- Postarałaś się, skoro nawet on zauważył.
- Ej!
- Chciałam wytrzeć półki i podstawiłam krzesło, ale noga się złamała…
- Wzięłaś to krzesło stojące przy sekretarzyku? Przecież ono jest stare i rozklekotane! Używam go jedynie jako stojaka na ciuchy.
- Zanim na nie weszłaś mogłaś sprawdzić, czy jest stabilne, a teraz będziemy musieli płacić za naprawę i właścicielowi za uszkodzenia. – Skarcił ją Russell.
- Wynocha stąd. Pamiętaj, że mam pistolety w kaburach…
- Dobra, już się nie odzywam. Nawet we własnym domu nie mam zdania. – Wymruczał i wrócił do swojego pokoju.
- Leż, odpoczywaj. I dziękuję, że posprzątałaś.
Łowcy zajęli się przygotowaniem posiłku. Po obiedzie trochę odpoczęli. Neyva poczuła się lepiej i wstała z łóżka o trzeciej. Zaoferowała się, że pójdzie po zakupy.
- Na pewno? Nie powinnaś jeszcze poleżeć?
- Jak tak bardzo jej śpieszno, to niech idzie.
- Ja cię chyba dzisiaj na serio zamorduję…
- Na pewno. – Odpowiedziała szybko. – Co mam kupić?
- Kawę, herbatę, imbir, liść laurowy, sól, bo się kończy, i mąkę. Przydałyby mi się jeszcze goździki, jak mam upiec piernik. I czy my mamy cynamon?
- Coś się znajdzie. Spiszę ci to wszystko na kartce.
- Masz tu pięćdziesiąt rin. Powinno ci starczyć. A jak nie to nie bierz liścia laurowego. Obejdzie się. Tylko nie zgub.
- Dobrze.
Russell popatrzył, jak mała kuśtyka do drzwi. Wyjął z kieszeni kilka monet.
- Kup jeszcze krówki. Chyba lubisz słodycze, nie? Tylko nie mów tamtej zrzędzie. - Uśmiechnął się frywolnie i puścił oczko.
Dziewczynie zaświeciły się oczy i odwzajemniła uśmiech. Do sieni przyszedł Connor i wręczył jej listę i koszyk na zakupy. Wyszła z mieszkania i raźnym, trochę bolesnym krokiem ruszyła do sklepu.
Zanim znalazła to, czego chciała, krążyła po pawilonie kilkanaście minut. Mogła od razu podejść do sklepowej i poprosić o wszystko, jednak wolała wykazać się samodzielnością.
- A jak masz na imię, kotku? – Zagadnęła przyjaźnie sprzedawczyni. Poczciwa kobieta w podeszłym wieku wydała się być przyjaźnie nastawiona do świata. Wzbudziła zaufanie „kotka”. – Wcześniej cię tu nie widziałam.
- Neyva. – Odparła zapytana. – Przyjechałam do swojego wuja na wakacje. - Skłamała bez zająknięcia.
- Aha. – Kobieta pokiwała głową. – A gdzie mieszkasz? – Policzyła na liczydle należność za kawę.
- W takiej ceglanej kamienicy porośniętej bluszczem. Tuż za rogiem. A co?
- Nic. Tak pytam. Jestem bardzo ciekawa. Tak samo ciekawi mnie, dlaczego jesteś podrapana na twarzy, hm?
- Wycierałam kurze i spadłam z krzesła, na którym stałam. Rozcięłam sobie jeszcze łuk brwiowy.
- Ooo… - Westchnęła ze współczuciem sprzedawczyni. – To musiało boleć.
- Nie tak bardzo. Zważyłaby mi pani jeszcze trochę krówek? Tak z dziesięć uncji.
- Dobrze, kochanie. – Ekspedientka odważyła należną część cukierków i podliczyła. – To razem wyjdzie czterdzieści siedem rin.
- Dziękuję. – Neyva zapakowała wszystko do koszyka i pożegnała się.
-Tylko uważaj na siebie. – Usłyszała za plecami i wróciła do mieszkania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz