czwartek, 28 listopada 2013

Plotka plotkę pogania



- Jak ja się martwię o tą dziewczynkę. – Westchnęła sklepowa, gdy w lokalu pojawił się jej mąż.
- Jaką znowu dziewczynkę? – Spytał zdziwiony.
- No taka mała, przychodzi tu od niedawna. Do wuja przyjechała na wakacje, to i jej nie znam za dobrze.
- A to co takiego się dzieje?
- Zawsze przychodzi jakaś poobijana, posiniaczona, ale mówi, że to sprzątała i się uderzyła, a to z dzieciakami się bawiła. Ale ja jej jakoś nie wierzę.
- A co ty się cudzymi dziećmi martwisz? Swoje masz, to ich doglądaj. A właśnie… Byłaś z dziewczynkami na kweście?
- Nie. A to dzisiaj niedziela?
- Jutro dopiero, ale dzisiaj przyjeżdża kupiec zza morza i trza remanent zrobić, a ty począć przygotowania do kwesty. To nie taka prosta sprawa! Musisz przygotować protokoły i…
- Wiem, jak przeprowadza się kwestę, zakuty łbie! Co jak co, ale liczyć i rachunki prowadzić to ja umiem. A teraz idź no na zewnątrz do straganu, bo ludzie pewno będą czekać niedługo.
Małżeństwo sklepikarzy przygotowało się do cotygodniowego jarmarku. Rozstawili na zewnątrz sklepu stragan ze świeżymi produktami, a w środku urządzili wystawki. Handel szedł dzisiaj jak szalony. Ludzie zjechali się chyba z całej guberni, bo tak tłoczno było. Z tego dnia utarg był wysoki, a jeszcze mieli czas, by przyjąć nowy, na poniedziałek.
Neyva pojawiła się w sklepie dwa razy. Rano, by kupić świeże warzywa do chrupiącego pieczywa kupionego w piekarni oraz konfitury i po południu po półtora funta jabłek.
- Ale ty dzisiaj zalatana jesteś. – Odezwała się do niej sprzedawczyni gdy ważyła owoce.
- Tak to już jest żyć na zaścianku u wuja. – Odparła melancholijnie. – Ale bardzo go lubię. Ile się należy?
- Cztery riny. Coś jeszcze?
- Nie. Dziękuję. Ma pani otwarte w niedzielę?
- Tylko rano, do jedenastej.
- Dobrze. Do widzenia!
Dziewczyna wyleciała ze sklepu jak proca. Kobieta przeczuwała, że wróci kolejnego dnia. I nie pomyliła się. Dziewczyna pojawiła się w sklepie o dziewiątej. Miała podbite oko.
- Jezus Maryja! Co ci się stało, kruszynko?! – Krzyknęła przerażona kobieta i odruchowo przeżegnała się.
- Chodzi pani o tę śliwę? Pobiłam się z takim jednym chłopakiem, którego wcześniej sprałam. Napadł na mnie, kiedy wracałam od pani ze sklepu. Co za łotr! Przez niego wysypałam jabłka. A żeby go licho wzięło.
Tymczasem do mieszkania Łowców ktoś zapukał. Z racji tego, że byłą dość wczesna pora, mężczyźni dopiero co ubierali się.
- Otworzę. – Zaoferował się młodszy z nich i podszedł do drzwi i nie zaglądając przez wizjer otworzył.
- Dzień dobry, zbie… - zaczęła jedna z dziewczyn ubrana w szarą sukienkę, ale zacięła się. – Zbie…
- Tak?
Obie dziewczyny spąsowiały i spuściły głowę. Connor nie miał na sobie koszuli, a po torsie spływały kropelki wody, które nie zostały dokładnie wytarte po porannej toalecie.
- Macie czerwone opaski na rękach, więc jesteście sanitariuszkami, czyż nie?
Nie odpowiedziały.
- Z kim ty tam gadasz? – U boku bruneta pojawił się jego przyjaciel. Dziewczyny widząc dwóch mężczyzn, z czego jeden nie był do końca ubrany, a drugi rozpiętą koszulę, wpadły w panikę i uciekły. – A te co napadło? – Podrapał się w głowę i wrócił do łazienki, by uczesać potargane przez sen włosy.
Sanitariuszki uciekły najszybciej jak się dało. Wybiegły z kamienicy i pod drzwiami wpadły na jakąś nieznajomą dziewczynę. Nie zdążyły przyjrzeć się jej, ale zapamiętały, że miała białe włosy. Szybkim krokiem poszły do sklepu swojej mamy i opowiedziały o całym zdarzeniu. O tym, jak spotkały dwóch żyjących bez żon pod jednym dachem mężczyzn, którzy nago paradowali po swych włościach. Stara sklepowa przeżegnała się tylko i zwyzywała ich od zboczeńców.
- Zaraz… mówiłyście, że gdzie oni mieszkają?
- W najemówce, szóste mieszkanie. – Odparła starsza siostra.
- Ale przecież tam mieszka Neyva! Nie dość, że zboczeńcy, to jeszcze zbóje!
- I czego się drzesz? – Do sklepu wszedł mąż i po chwili wysłuchał trzech przekrzykujących się wzajemnie kobiet, mówiących o jakichś dwóch mężczyznach bijących dziewczynkę – bratanicę bodajże któregoś z nich – i którzy dodatkowo żyli razem jak mąż i żona, tylko, że kobiety nie było.
- Że dwaj faceci? Sami? W jednym domu? I jeszcze pobita dziewczynka? Toż to nie do wiary! Pójdę tam. To dla dobra wspólnoty sąsiadów.
- Z księdzem idź. On tu może coś poradzi.  A przynajmniej ci okrutnicy nic ci nie zrobią.
- A kto takich bezbożników wie. Ale i ty rację masz po trochu. Z księdzem pójdę.
To i zaraz sklepikarz poleciał na plebanię i zdał szczegółową relację proboszczowi, który cierpliwie wysłuchał historii o małej, maltretowanej dziewczynce, nad którą pastwi się wuj i jego konkubin. Włosy stawały mu dęba, kiedy słuchał o ranach dziecka po przypaleniach pogrzebaczem i sińcach na całym ciele. A modlić zaczął dopiero, gdy mężczyzna przedstawił mu szczegółowy opis związku dwóch bezbożnych zboczeńców zamieszkujących w najemówce. I do swych perwersji mieli rzekomo wykorzystywać dziewczynkę. Obaj wybiegli z plebani uzbrojeni w krucyfiksy i pismo święte i udali się pod wskazany przez sklepikarza adres. Wbiegli szybko po schodach i zaczęli łomotać do drzwi. Otworzył im ciemnowłosy młodzieniec w młodym wieku. Mógł mieć tyle, co najstarsze dziecko małżeństwa prowadzącego wspólnie sklep. Uśmiechnął się pogodnie i z czystą ciekawością w oczach zapytał o co chodzi.
- To tu mieszka dziewczyna? – Wydyszał ksiądz.
- Jaka dziewczyna?
- Ano taka, co do mojego sklepu często przychodzi. Żona się martwi, a i od córek, co tu rano były, się nasłuchałem.
- A czego, jeśli można wiedzieć?
- A że pan bratanicę swoją bijesz!
- Kogo? – Spytał z nieskrywanym zaskoczeniem. Pokręcił głową. - Może panowie wejdą, bo coś czuję, że nasza pogawędka się przedłuży.
Goście weszli i zostali pokierowani do salonu. Ksiądz usiadł na fotelu, a sklepikarz stanął za nim. Łowcy usiedli na kanapie, a przedmiot sprawy naprzeciwko kapłana. Westchnął widząc sponiewieraną, zmasakrowaną twarz dziecięcia.
- To teraz słucham.
Obaj mężczyźni zaczęli przekrzykiwać się jeden przez drugiego. Connor zdołał usłyszeć coś o torturach, oddawaniu czci Szatanowi, różnych zboczeniach i chyba o niewolnictwie.
- Ale powoli, spokojnie, bo tak nigdy nie dojdziemy do konsensusu.
- To ja może zacznę. Żona mi opowiadała, że ta o dzierlatka – wskazał głową Neyvę – że ona zawsze jakaś postrącana przychodzi do sklepu i zawsze się wymiguje. Na każde pytanie ma  odpowiedź i łże jak z nut!
- To może wyjaśnię, bo to o mnie chodzi. Pierwszego dnia po moim przyjeździe postanowiłam trochę posprzątać w domu. Chciałam zetrzeć kurz z półki i przez nieuwagę wzięłam rozklekotane krzesło. Rozjechało się, a ja – wskazała łuk brwiowy – rozcięłam sobie brew i otarłam się lekko. Potem, kilka dni później, poszłam na dwór i pobawiłam się trochę z takimi dzieciakami, które spotkałam na jednym  z podwórek. Przyszło czterech drabów, to poturbowałam ich przywódcę, który dwa dni później zaatakował mnie na ulicy i uderzył prosto w oko. Oddałam mu, tylko że on, w przeciwieństwie do mnie, nie wyszedł z tego cało. Może i nie wyglądam, ale umiem się bić. Wychowywałam się z samymi chłopakami i musiałam walczyć o swoje. Wiem, gdzie uderzyć. I od razu zaręczam: żadna krzywda mi się tu nie dzieje. Kocham swojego wujka i kuzyna, który jest synem najstarszego brata mojego wuja, który…
- Dobrze, starczy już. – Powstrzymał ją Russell. – Jak słyszeliście. Nic tu się nie dzieje. Neyva to jeszcze dziecko i czasami się poobija.
- No a wy podobno… że wy..,
- No co?
- Że wy jak mąż z żoną żyjecie! – Krzyknął sklepikarz i szybko zakrył usta dłońmi.
- Że co proszę? – Powiedzieli obaj z niedowierzaniem. – Nie, to jakaś bzdura. – Uzupełnił blondyn. – Jak Neyva wcześniej wspomniała, Connor to mój bratanek. Studiuje w Sorix i mieszka u mnie na stancji. Nic złego tu się nie dzieje. Zapewniam panów. A te plotki, które gdzieś usłyszeliście, są czyimś chorym wymysłem. – Wstał. – Idę zapalić z  tych nerwów.
- I my też już sobie pójdziemy. Przepraszam, że niepokoiliśmy. Do widzenia państwu! – Ukłonili się i wyszli. Kiedy Connor zamknął drzwi, obaj wybuchli głupim śmiechem, a białowłosa poszła do kuchni napić się kompotu, bo zaschło jej w gardle od tej bezsensownej przemowy. Wychyliwszy trzecią szklankę, zaczęła się śmiać. Do wieczora opowiadali sobie o tym zajściu, a dziewczyna uzupełniła tę historię faktami sprzed kilku dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz