Tess wytarła oczy i westchnęła. Po co ja to zrobiłam? Tylko dołożyłam mu
zmartwień, myślała i roztargniona chciał wrócić do salonu, ale z łazienki
wyszła Sophie.
Miała na sobie ciemnozieloną kamizelkę opinającą jej
biust i uwydatniającą talię. Pod nią śnieżnobiała koszula, ze spiętym broszką z
czerwonym kamieniem, w którym była wygrawerowana lilia, błękitnym żabotem. Na
piersi miała symbol pośredniczek – tarczę z mieczem wpisaną w okrąg zwieńczonym
u dołu liściem akantu. Na dłoniach skórzane rękawice jeździeckie. I przede
wszystkim dziewczyna ubrała się w spodnie. A damie nie przystało nosić spodni,
chyba, że zachodzi taka potrzeba. Na głowie miała gogle z optycznymi szkłami.
Włosy związała w koński ogon. Tess z rozdziawioną buzią patrzyła na młodą
pośredniczkę w osłupieniu.
- I czego się tak gapisz? – rzekła i poszła do pokoju.
- Gdzie ty się wybierasz?
Sophie lekceważąco popatrzyła na nią przez ramię.
- W miasto. – Wzruszyła ramionami i wyjęła z torby
strzelbę oraz mieszek z nabojami. – Mam obowiązki.
- Idę z tobą – oznajmiła blondynka i poczekała na
reakcję.
- Po co? Będziesz mi tylko przeszkadzać.
- Jakbyś zapomniała też jestem pośredniczką i mam takie
same obowiązki jak ty.
Sophie z pokrowca wyjęła szpadę i przyczepiła ją do paska
spodni. Zastanawiała się co zrobić z nabojami do strzelby.
- No i co z tego? Nie poradzisz sobie. Nawet konno
jeździć nie umiesz – załadowała broń i wysypała z mieszka naboje. Włożyła kule
do kieszeni, ale szybko się rozmyśliła. Sięgnęła do torby.
- A niby skąd ta pewność? – Spytała uniesionym głosem.
- Bo jesteś z Vahary. Russell też nie umiał – ponownie
wzruszyła ramionami i przyczepiła do paska po prawej stronie wojskową kieskę na
naboje w kształcie pudełka i wsypała je tam. – A poza tym, co miałabyś tam robić?
- Jak to co? Bronić i pomagać ludziom, rzecz jasna.
Ponadto może mi nie uwierzysz, ale umiem strzelać z dziewiętnastowiecznego
sztucera. Idę z tobą.
- Nie. Będziesz mi tylko zawadzać.
- To pójdę sama, jeśli tak bardzo nie chcesz się ze mną
pokazywać.
- Dobrze – podeszła do niej i spojrzała jej prosto w
oczy. Widziała w nich strach i obawę. Dziewczyna złapała ją za pierś i zbliżyła
wargi do jej ucha. – Pójdziesz ze mną, ale pod jednym warunkiem: udowodnisz,
że jesteś warta więcej niż kolekcja twoich lakierów do paznokci. Masz się mnie
słuchać i być bezwzględnie posłuszna moim rozkazom. To ja tu rządzę, a ty nawet
nie piśniesz, kiedy każę ci coś zrobić. W końcu nie możesz pozwolić, by ON się
o ciebie martwił. – puściła ją i odsunęła się. Puściła do niej oczko.
Tess była zaskoczona zachowaniem brunetki. Pokazała
klasę, której jej brakowało od czasu pierwszego spotkania. I charakter. A gdy
usłyszała tę kwestię o NIM, myślała, że zemdleje.
- A ty skąd niby wiesz?
- Miałam wyjść z łazienki wcześniej, ale nim wyszłam, wychyliłam
się i zobaczyłam was w korytarzu. Postaraj się dla niego.
- Dobrze. Idziemy?
- Owszem, ale jeszcze jedno. – Sophie wyjęła szpadę i
rozcięła jednym, płynnym ruchem suknię Tess wzdłuż jej nóg niemalże od bioder
aż do końca. Nie spodobało jej się to.
- Zniszczyłaś moją suknię!
- Jeśli chcesz jeździć konno, musisz mieć swobodne nogi.
Przy bieganiu suknia też ci nie pomoże. A na przebieranki nie ma czasu. Chodź!
Obie pośredniczki wybiegły z mieszkania i niemalże
zeskoczyły ze schodów. Wypadły na ulicę i omiotły wzrokiem okolicę. Na bruku
leżało bardzo dużo trupów potworów i ludzi. Sophie założyła gogle i dobyła
szpady. Oddała Tess sztucer i kieskę z nabojami. Zapięła ją na wysokości bioder
blondynki i lekko poprawiła. Pognała w kierunku filii organizacji. Po drodze
znalazły grupkę kilkunastu ludzi.
- Chodźcie za nami! – Wrzasnęła Sophie. – Pokażemy wam
schronienie.
- Niby gdzie? – Spytała zaskoczona Tess cicho.
- W kościele świętego Maurycego – rzekła pośredniczka do
wszystkich – zorganizowany jest azyl dla pokrzywdzonych. Wiem, bo obie
pracujemy z Wyzwolicielami. Chodźcie za mną jeśli chcecie żyć!
Korowód piętnastu osób z Sophie na czele, a Tess na tyle
ruszył ku agencji. Po drodze byli świadkiem masakry. Powywlekane ludzkie
szczątki, rozczłonkowane korpusy poniewierające
się po chodnikach, kończyny w połowie obgryzione przez potwory, ściany
kolorowych kamieniczek upstrzone w szkarłacie i czerni posoki żyjących do
niedawna stworzeń. Matki zasłaniały dzieciom oczy, a mężczyźni spluwali na
zwłoki stworów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz