sobota, 25 stycznia 2014

Druga twarz Sophie



Tess wytarła oczy i westchnęła.  Po co ja to zrobiłam? Tylko dołożyłam mu zmartwień, myślała i roztargniona chciał wrócić do salonu, ale z łazienki wyszła Sophie.
Miała na sobie ciemnozieloną kamizelkę opinającą jej biust i uwydatniającą talię. Pod nią śnieżnobiała koszula, ze spiętym broszką z czerwonym kamieniem, w którym była wygrawerowana lilia, błękitnym żabotem. Na piersi miała symbol pośredniczek – tarczę z mieczem wpisaną w okrąg zwieńczonym u dołu liściem akantu. Na dłoniach skórzane rękawice jeździeckie. I przede wszystkim dziewczyna ubrała się w spodnie. A damie nie przystało nosić spodni, chyba, że zachodzi taka potrzeba. Na głowie miała gogle z optycznymi szkłami. Włosy związała w koński ogon. Tess z rozdziawioną buzią patrzyła na młodą pośredniczkę w osłupieniu.
- I czego się tak gapisz? – rzekła i poszła do pokoju.
- Gdzie ty się wybierasz?
Sophie lekceważąco popatrzyła na nią przez ramię.
- W miasto. – Wzruszyła ramionami i wyjęła z torby strzelbę oraz mieszek z nabojami. – Mam obowiązki.
- Idę z tobą – oznajmiła blondynka i poczekała na reakcję.
- Po co? Będziesz mi tylko przeszkadzać.
- Jakbyś zapomniała też jestem pośredniczką i mam takie same obowiązki jak ty.
Sophie z pokrowca wyjęła szpadę i przyczepiła ją do paska spodni. Zastanawiała się co zrobić z nabojami do strzelby.
- No i co z tego? Nie poradzisz sobie. Nawet konno jeździć nie umiesz – załadowała broń i wysypała z mieszka naboje. Włożyła kule do kieszeni, ale szybko się rozmyśliła. Sięgnęła do torby.
- A niby skąd ta pewność? – Spytała uniesionym głosem.
- Bo jesteś z Vahary. Russell też nie umiał – ponownie wzruszyła ramionami i przyczepiła do paska po prawej stronie wojskową kieskę na naboje w kształcie pudełka i wsypała je tam. – A poza tym, co miałabyś tam robić?
- Jak to co? Bronić i pomagać ludziom, rzecz jasna. Ponadto może mi nie uwierzysz, ale umiem strzelać z dziewiętnastowiecznego sztucera. Idę z tobą.
- Nie. Będziesz mi tylko zawadzać.
- To pójdę sama, jeśli tak bardzo nie chcesz się ze mną pokazywać.
- Dobrze – podeszła do niej i spojrzała jej prosto w oczy. Widziała w nich strach i obawę. Dziewczyna złapała ją za pierś i zbliżyła wargi do jej ucha. – Pójdziesz ze mną, ale pod jednym warunkiem: udowodnisz, że jesteś warta więcej niż kolekcja twoich lakierów do paznokci. Masz się mnie słuchać i być bezwzględnie posłuszna moim rozkazom. To ja tu rządzę, a ty nawet nie piśniesz, kiedy każę ci coś zrobić. W końcu nie możesz pozwolić, by ON się o ciebie martwił. – puściła ją i odsunęła się. Puściła do niej oczko.
Tess była zaskoczona zachowaniem brunetki. Pokazała klasę, której jej brakowało od czasu pierwszego spotkania. I charakter. A gdy usłyszała tę kwestię o NIM, myślała, że zemdleje.
- A ty skąd niby wiesz?
- Miałam wyjść z łazienki wcześniej, ale nim wyszłam, wychyliłam się i zobaczyłam was w korytarzu. Postaraj się dla niego.
- Dobrze. Idziemy?
- Owszem, ale jeszcze jedno. – Sophie wyjęła szpadę i rozcięła jednym, płynnym ruchem suknię Tess wzdłuż jej nóg niemalże od bioder aż do końca. Nie spodobało jej się to.
- Zniszczyłaś moją suknię!
- Jeśli chcesz jeździć konno, musisz mieć swobodne nogi. Przy bieganiu suknia też ci nie pomoże. A na przebieranki nie ma czasu. Chodź!
Obie pośredniczki wybiegły z mieszkania i niemalże zeskoczyły ze schodów. Wypadły na ulicę i omiotły wzrokiem okolicę. Na bruku leżało bardzo dużo trupów potworów i ludzi. Sophie założyła gogle i dobyła szpady. Oddała Tess sztucer i kieskę z nabojami. Zapięła ją na wysokości bioder blondynki i lekko poprawiła. Pognała w kierunku filii organizacji. Po drodze znalazły grupkę kilkunastu ludzi.
- Chodźcie za nami! – Wrzasnęła Sophie. – Pokażemy wam schronienie.
- Niby gdzie? – Spytała zaskoczona Tess cicho.
- W kościele świętego Maurycego – rzekła pośredniczka do wszystkich – zorganizowany jest azyl dla pokrzywdzonych. Wiem, bo obie pracujemy z Wyzwolicielami. Chodźcie za mną jeśli chcecie żyć!
Korowód piętnastu osób z Sophie na czele, a Tess na tyle ruszył ku agencji. Po drodze byli świadkiem masakry. Powywlekane ludzkie szczątki, rozczłonkowane korpusy  poniewierające się po chodnikach, kończyny w połowie obgryzione przez potwory, ściany kolorowych kamieniczek upstrzone w szkarłacie i czerni posoki żyjących do niedawna stworzeń. Matki zasłaniały dzieciom oczy, a mężczyźni spluwali na zwłoki stworów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz