- Jak to możliwe? – Zapytał
zszokowany Russell. – Dlaczego nam nie powiedziałaś wcześniej?
- Nigdy nie pytaliście. – Odparła Neyva tonem niewinnego dziecka. Gapiła się na swoje trzewiki.
- Jasny gwint. – Opadł na fotel i
złapał się za głowę. – A mówiłem ci, że to zły pomysł. – Blondyn spojrzał z
wyrzutem na przyjaciela.
- To niby moja wina, tak? – Spytał lekko nabuzowany chłopak
- A niby czyja? – Mężczyzna złapał
się podłokietników i podciągnął się na nich, nachylając w stronę przyjaciela.
- To nie jest niczyja wina. – Rzekła dziewczyna, przerwać tę bezsensowną kłótnię. Spojrzeli na nią jednocześnie. –
To nie moja wina, że jestem taka, jaka jestem. Ani tym bardziej wasza.
- Przestań pieprzyć głupoty!
Przecież to absurdalne. – Powiedział Szerszeń ze stoickim spokojem.
- Ale prawdopodobne. – Odparł i podszedł do okna by pogapić się w jakiś punkt na
horyzoncie. Connor podszedł do niego i odwrócił do siebie.
- Wierzysz w to? Wierzysz, że ta
dziewczyna byłaby w stanie nas pozabijać?
Chłopak potrząsnął przyjacielem i
spojrzał mu prosto w oczy.
- Właśnie takie osoby są najczęściej
winne. Popełniłeś duży błąd, przyjmując ją pod nasz dach. Wiedziałem, że
będziemy tego żałować.
- Przeginasz…
- On ma rację. – Neyva przerwała
Connorowi w pół zdania. – Kiedy zmienię się w wampira, obudzi się we mnie
morderczy instynkt, którego nie będę w stanie kontrolować, a moja żądza krwi
popchnie mnie do zabójstwa was wszystkich. Nie mogę tu zostać. Muszę uciekać.
- O nie, moja panno. Nigdzie się nie
wybierasz. – Powiedział stanowczo Russell.
- Co? – Zapytali jednocześnie
Connor i Neyva.
- Jak to? Ale przecież… - Zaczął brunet.
- Lepiej, żeby była pod okiem dwójki
doświadczonych Łowców, którzy będą potrafili zainterweniować podczas jej
przemiany, niż miała szwendać się po świecie i mordować niewinnych ludzi,
nieprawdaż?
Connor i Neyva patrzyli na niego tępym wzrokiem. Nie rozumieli go
za grosz. Był zmienny jak kobieta. Dziewczyna od razu coś podejrzewała podczas
ich pierwszego spotkania…
- W sumie masz rację. - Odparł po
chwili zastanowienia.
- Kiedy jest następna pełnia?
- Za dziewięć dni. Do tego czasu w
mieście rozpęta się straszliwa rzeź. – Odparła.
Dziewczyna patrzyła przed siebie pustym, niewidzącym wzrokiem. Zdawała się nie dopuszczać do siebie żadnych dźwięków poza męskimi głosami. Wyprężona w fotelu jak struna, siedziała dumnie, z podniesioną głową. Po jej bladej skroni zaczęły ściekać kropelki zimnego potuWyglądała, jakby była pogrążona w transie.
- O czym ty…
- Nie udało im się mnie zabrać do
Królestwa Wampirów, więc wrócą tu po mnie. Najprawdopodobniej w dzień przed
pełnią. Wampiry lubią zostawiać wszystko na ostatnią chwilę.
- Jesteś pewna? – Energicznie pokiwała głową. - Musimy o tym zameldować. Zostańcie tu, a ja
wykonam kilka potrzebnych telefonów. - Connor wyszedł z salonu do przedpokoju.
Zadzwonił do Adama.
- Nienawidzi mnie pan? – Spytała bardzo cicho.
- Eee…
To pytanie było tak
niespodziewane, że Russellowi odjęło mowę. Prawda była taka, że miał mieszane
uczucia. Jako Łowca powinien zabić ją tu i teraz, jednak jako On pokochał
to niewinne dziecko. Nie mógł tego zrobić Mimo wszystko, postanowił ją chronić
za wszelką cenę. – Nie, to znaczy…
- Wiem, że mnie pan nienawidzi i pan
się mną brzydzi. W końcu jest pan Łowcą. To pana praca, aby zbijać potwory
takie jak ja. – Neyva wstała z fotela i kucnęła przed blondynem, który nadal
stał przed oknem. Z pochwy przytwierdzonej do jego uda wyjęła nóż i wcisnęła do jego dłoni. Przytknęła ostrze do swego gardła. – Proszę to zrobić. Śmiało,
Łowco.
- Nigdy więcej… - Russell nachylił
się ku niej i docisnął nóż lekko raniąc wampirzycę w szyję. Spojrzał jej w
oczy. Jego wzrok był zimny i bezwzględny. Neyva żegnała się z życiem. – Nie mów
do mnie „pan”. – Łowca schował broń.
Dziewczynę zatkało. Była przekonana, że w
tym momencie będzie wykrwawiać się na tym dywanie. Myślała, że ten mężczyzna ją
zabije, chociażby ze względu na poczucie obowiązku, które na nim spoczywało.
Usiadła z powrotem na fotelu. Russell podszedł i kucnął przed nią.
– Nie
mógłbym cię zabić, głuptasie. – Uśmiechnął się i sprzedał jej lekkiego
prztyczka w jej zadarty, mały nosek. Wstał i usiadł na kanapie. Nie miał
zamiaru nic mówić. Nie było potrzeby. Wszystko zostało powiedziane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz