czwartek, 2 stycznia 2014

Najgorsza prawda jest lepsza niż najpiękniejsze kłamstwo



- Jak to możliwe? – Zapytał zszokowany Russell. – Dlaczego nam nie powiedziałaś wcześniej?
- Nigdy nie pytaliście. – Odparła Neyva tonem niewinnego dziecka. Gapiła się na swoje trzewiki.
- Jasny gwint. – Opadł na fotel i złapał się za głowę. – A mówiłem ci, że to zły pomysł. – Blondyn spojrzał z wyrzutem na przyjaciela.
- To niby moja wina, tak? – Spytał lekko nabuzowany chłopak
- A niby czyja? – Mężczyzna złapał się podłokietników i podciągnął się na nich, nachylając w stronę przyjaciela.
- To nie jest niczyja wina. – Rzekła dziewczyna, przerwać tę bezsensowną kłótnię. Spojrzeli na nią jednocześnie. – To nie moja wina, że jestem taka, jaka jestem. Ani tym bardziej wasza.
- A może to podstęp, co? – Russell zapytał podejrzliwie. – Może specjalnie nam nie powiedziałaś, że jesteś wampirem, by po twojej przemianie, w trakcie pierwszej pełni po twoich urodzinach, zamordować nas wszystkich, wysysając z nas krew do ostatniej kropli, co? Rany! – Westchnął i wstał z fotela ze splecionymi rękami. - Jaki ja byłem głupi, że pozwoliłem ci zostać. A ty jeszcze głupszy! – Krzyknął na przyjaciela.
- Przestań pieprzyć głupoty! Przecież to absurdalne. – Powiedział Szerszeń ze stoickim spokojem.
- Ale prawdopodobne. – Odparł i podszedł do okna by pogapić się w jakiś punkt na horyzoncie. Connor podszedł do niego i odwrócił do siebie.
- Wierzysz w to? Wierzysz, że ta dziewczyna byłaby w stanie nas pozabijać? 
Chłopak potrząsnął przyjacielem i spojrzał mu prosto w oczy.
- Właśnie takie osoby są najczęściej winne. Popełniłeś duży błąd, przyjmując ją pod nasz dach. Wiedziałem, że będziemy tego żałować.
- Przeginasz…
- On ma rację. – Neyva przerwała Connorowi w pół zdania. – Kiedy zmienię się w wampira, obudzi się we mnie morderczy instynkt, którego nie będę w stanie kontrolować, a moja żądza krwi popchnie mnie do zabójstwa was wszystkich. Nie mogę tu zostać. Muszę uciekać.
- O nie, moja panno. Nigdzie się nie wybierasz. – Powiedział stanowczo Russell.
- Co? – Zapytali jednocześnie Connor i Neyva.
- Jak to? Ale przecież… - Zaczął brunet.
- Lepiej, żeby była pod okiem dwójki doświadczonych Łowców, którzy będą potrafili zainterweniować podczas jej przemiany, niż miała szwendać się po świecie i mordować niewinnych ludzi, nieprawdaż? 
 Connor i Neyva patrzyli na niego tępym wzrokiem. Nie rozumieli go za grosz. Był zmienny jak kobieta. Dziewczyna od razu coś podejrzewała podczas ich pierwszego spotkania…
- W sumie masz rację. - Odparł po chwili zastanowienia.
- Kiedy jest następna pełnia?
- Za dziewięć dni. Do tego czasu w mieście rozpęta się straszliwa rzeź. – Odparła.
 Dziewczyna patrzyła przed siebie pustym, niewidzącym wzrokiem. Zdawała się nie dopuszczać do siebie żadnych dźwięków poza męskimi głosami. Wyprężona w fotelu jak struna, siedziała dumnie, z podniesioną głową. Po jej bladej skroni zaczęły ściekać kropelki zimnego potuWyglądała, jakby była pogrążona w transie.
- O czym ty…
- Nie udało im się mnie zabrać do Królestwa Wampirów, więc wrócą tu po mnie. Najprawdopodobniej w dzień przed pełnią. Wampiry lubią zostawiać wszystko na ostatnią chwilę.
- Jesteś pewna? – Energicznie pokiwała głową. - Musimy o tym zameldować. Zostańcie tu, a ja wykonam kilka potrzebnych telefonów. - Connor wyszedł z salonu do przedpokoju. Zadzwonił do Adama.
- Nienawidzi mnie pan? – Spytała bardzo cicho.
- Eee… 
To pytanie było tak niespodziewane, że Russellowi odjęło mowę. Prawda była taka, że miał mieszane uczucia. Jako Łowca powinien zabić ją tu i teraz, jednak jako On pokochał to niewinne dziecko. Nie mógł tego zrobić Mimo wszystko, postanowił ją chronić za wszelką cenę. – Nie, to znaczy…
- Wiem, że mnie pan nienawidzi i pan się mną brzydzi. W końcu jest pan Łowcą. To pana praca, aby zbijać potwory takie jak ja. – Neyva wstała z fotela i kucnęła przed blondynem, który nadal stał przed oknem. Z pochwy przytwierdzonej do jego uda wyjęła nóż i wcisnęła do jego dłoni. Przytknęła ostrze do swego gardła. – Proszę to zrobić. Śmiało, Łowco.
- Nigdy więcej… - Russell nachylił się ku niej i docisnął nóż lekko raniąc wampirzycę w szyję. Spojrzał jej w oczy. Jego wzrok był zimny i bezwzględny. Neyva żegnała się z życiem. – Nie mów do mnie „pan”. – Łowca schował broń. 
Dziewczynę zatkało. Była przekonana, że w tym momencie będzie wykrwawiać się na tym dywanie. Myślała, że ten mężczyzna ją zabije, chociażby ze względu na poczucie obowiązku, które na nim spoczywało. Usiadła z powrotem na fotelu. Russell podszedł i kucnął przed nią. 
– Nie mógłbym cię zabić, głuptasie. – Uśmiechnął się i sprzedał jej lekkiego prztyczka w jej zadarty, mały nosek. Wstał i usiadł na kanapie. Nie miał zamiaru nic mówić. Nie było potrzeby. Wszystko zostało powiedziane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz