Russell i Connor jechali powoli mimo, że ich konie już
odpoczęły. Czasami zostawiali je by pozabijać jakieś potwory. W ich sercach
obudzili się obrońcy praw zwierząt i poznali, co to jest troska o coś, co ma
sierść. I oczywiście pochodzi ze świata ludzi.
Łowcy popędzili swoje konie i wyjechali na główną ulicę
miasta – Miedzianą. To właśnie wzdłuż Miedzianej ciągnęły się domy
najbogatszych obywateli Sorix, sklepy z najdroższymi i najbardziej
ekskluzywnymi towarami w całej guberni, najlepsze restauracje i największe
kinoteatry na kontynencie. Ulica rozkoszy, powiedziałby niejeden. Teraz była to
ulica rzezi.
Tutaj Łowcy byli nieco wcześniej. Zginęło tutaj nie
więcej niż dwadzieścioro ludzi. I prawie trzy razy tyle potworów. Im więcej
ludu, tym więcej bydła zbiera się na darmową fetę. A im więcej bydła tym
groźniejsi są Łowcy. Teraz nie zostało im nic innego, jak mijać smutne trupy z
wykrzywionymi resztkami twarzy w grymasie przerażającego bólu.
Do ulicy Miedzianej równolegle biegła ulica Zielona. Nie
wiedzieli, skąd ta nazwa się wzięła, tak po prawdzie nikt nie wiedział, ale to
właśnie z Zielonej wybiegł galopujący kary koń.
Usłyszeli tętent za swoimi plecami. Odwrócili głowy.
Russell zdołał rozpoznać w siodle dwie kobiety. Tess i jakąś inną, najpewniej
szlachciankę. Ta druga, brunetka, niemalże stała w strzemionach i ponaglała
konia, Tess trzymała w dłoniach stary sztucer i mierzyła do potworów, które
siedziały im na ogonie. Nie zauważyły ich i wymieniły, niosąc ze sobą duży
podmuch wiatru. Skorpion i Szerszeń nie musieli zastanawiać się dwa razy.
- Teeeeess!!! – Wrzasnął blondyn. Tarcza strzelała do
wampirów. – Każ jej zwolnić!!!
Pośredniczka poklepała dziewczynę po ramieniu i
przekazała rozkaz. Koń zwolnił, a potwory zdezorientowały się.
Cztery lufy i ostrze skierowane w stronę osaczonych
Żelaznych nie wywarły na nich żadnego wrażenia. Trzy konie zataczały wokół nich
okręgi, zapędzając do środka koła. Kiedy jakiś skoczył w stronę kobiet, został
rozpłatany szybkim cięciem ostrza. Reszta została rozstrzelana.
Jeźdźcy zeskoczyli ze swoich wierzchowców. Dopiero, gdy
pośredniczki zbliżyły się do mężczyzn, rozpoznali w brunetce Sophie. Oniemieli.
- Co wy tu robicie? – Spytał Connor, kiedy brunetka
puściła go.
- Wypełniamy obowiązki – odparła Tess. – Dziękujemy za
ratunek.
- Nie ma za co. To nasza praca. Skąd jedziecie?
- Z kościoła świętego Maurycego. Odstawiłyśmy tam ze
dwadzieścia osób.
- Świetnie. To teraz tam wracajcie – rozkazał Russell.
- Wiesz, że musimy odmówić. Naszym zadaniem jest
ewakuacja ludzi. I się tym zajmiemy – odpowiedziała Sophie. – Nawet gdybyśmy chciały,
to nie możemy cię posłuchać. Pamiętaj, że to ja jestem wyżej niż ty.
Odpowiadasz przed trzema osobami…
- Przed Bogiem, szefem i pośredniczką. Wiem, wiem. Ale
nie mogę pozwolić, byście się narażały. Jeźdźcie do kościoła. I nie mów, że
dacie sobie radę – dodał, kiedy zauważył, że dziewczyna chce mu się sprzeciwić.
– Właśnie widziałem.
- Zgubiłybyśmy ich albo…
- Na pohybel wam, kurwie syny!!! – Ktoś wrzeszczał zza
rogu.
Nagle w ulicy pojawiła się Rose. W pełnym pędzie wyminęła
Łowców. Za nią jechał Adam. Zorientowała się, kogo właśnie niemalże stratowała.
- Russell? A co ty tu robisz? I wy?
- Stoimy i gadamy – odpysknął jej brat. – Takie tam
pogaduchy w środku bitewnej wrzawy. A ty tu czego, rudzielcu?
- Goniłam sforę Żelaznych, ale – rozejrzała się – chyba
ich znalazłam. To wy – wskazała pośredniczki – jechałyście wtedy konno?
- Tak. Powiem ci, nie pospieszyłaś się – powiedziała Tess
i założyła ręce na piersiach, czekając na wyjaśnienia.
- Chciałam je zajechać i odciąć je od was, ale jak widać,
nie zdążyliśmy. Gdzie jedziecie?
- Odstaw dziewczyny do kościoła świętego Maurycego –
rozkazał Skorpion. – My do centrum miasta.
- A macie jeszcze naboje? Ja zahaczyłam dopiero co o
kościółek, by zapakować ładownicę nowym srebrem. Wam też to doradzam.
- No to jedziemy wszyscy razem. Tylko przydałoby się
znaleźć Juana
- Da sobie radę. To świetny Rycerz. Zaufaj mu –
odpowiedział milczący do tej pory Adam i zwrócił konia ku północy. – W drogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz