niedziela, 23 marca 2014

I rodzinka w komplecie



A ona stała na małym balkoniku i obserwowała wszystko z obrzydzeniem do rasy ludzkiej, ale także i swojej. To przez wampiry ludzie stali się tacy… dzicy. Niczym zaszczute zwierzęta w klatce - lesie pełnym kłusowników. Donikąd ucieczki, znikąd nadziei. Zostaje tylko załamać się i poddać.
O nie, nie tym razem – skarciła się w myślach i otarła łzę z policzka. Stała pod wielką ciemnozieloną płachtą rozciągniętą nad kamienną półką, która miała stać się w najbliższej przyszłości balkonem. Póki co nawet barierek nie było. Zeskoczyła z budynku. Miękko wylądowała na bruku. Zacisnęła pięści i ze spuszczoną głową ruszyła przed siebie przedzierając się przez środek bitwy. Szła w kierunku wampirzego generała. Nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi. Najpierw zauważyła Russella i Connora zwróconych do siebie plecami, potem Rose i jakiegoś mężczyznę, który ciągle wydawał jej rozkazy oraz dwóch innych, młodych Łowców. Starała się o nich nie myśleć. Nie w tym momencie. Po policzkach ciągle spływały duże, słone krople, których nie ocierała. Przystanęła w połowie drogi i rozejrzała się. Musiała powstrzymać dalszy rozlew krwi.
- Dość – powiedziała cicho do siebie. – Dość. – Powtórzyła nieco głośniej, ale nadal była niezauważalna jak powietrze.

- Dooooooość!!! – usłyszał Connor za swoimi plecami. Odwrócił się.
Zapłakana i roztrzęsiona Neyva stała na środku placu. Wszyscy zastygli wpół ruchu kiedy ją zobaczyli. 
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy? – Powiedział dowódca z uśmiechem na twarzy. – Witaj córciu.
- Cześć tato. – Odpowiedziała, patrząc pod jego nogi.
- Wasza Wysokość… - Do wampira w mundurze podszedł jakiś Rozumny i padł na kolana.
- Nie trzeba. – Zatrzymał go gestem ręki i pozwolił wstać z klęczek.
Łowcy byli co najmniej zdziwieni całą sytuacją. Dowódcę potworów bawiło to.
- Nie wiecie kim ona jest? – Wampir zapytał ludzi z rozbawieniem. – No córciu, przedstaw się przyjaciołom. – Tę informację wyczytał we wspomnieniach Connora i zauważył ślad po ugryzieniu na szyi Russella. - Nie tak cię wychowałem.
Dziewczyna podniosła głowę i dumnie się wyprostowała.
- Nazywam się Neyva. Córka władcy wampirów Koriusa VI, I księżniczka Królestwa Wampirów i prawowita następczyni tronu, a także pretendentka do tronu Wielkiego Imperium Pandory.
Po tym wyznaniu Russella, Connora i Rose zamurowało.
- Grzeczna dziewczynka. – Powiedział dobrodusznie król wampirów. - A teraz chodź do tatusia. – Ceremonialnie rozłożył ręce.
- Nigdy w życiu.
- Sprzeciwiasz mi się? Wróć ze mną. W końcu masz objąć tron.
- Nie chcę. Wybierz kogoś innego. Nie jestem jedyną, która może pełnić tą funkcję.
- Ale ja wybrałem akurat ciebie i nie zmienię zdania.
Dziewczyna głośno westchnęła.
- Cóż… W takim układzie. – Wyprężyła się. – Biorę wszystkich tu obecnych za świadków. – Jej ton był bardzo uroczysty. – Zrzekam się prawa do tronu Królestwa Wampirów i kandydatury na władcę Wielkiego Imperium Pandory.
- Ładna mowa. – Wampir w mundurze uśmiechnął się ironicznie.
- Teraz nie mogę zostać ani Królem Wampirów ani władczynią Wielkiego Imperium. – Była z siebie zadowolona.
- Wiesz, że mogę zmienić to w jednej chwili, prawda?
- Nie, proszę! – Krzyknęła niemalże błagając. Wiedziała, jak silna jest tego Manipulacja Wspomnień.
- Hm… Zastanowię się, ale póki co chodź ze mną.
- Nie chcę!
- Łap. – Król wampirów rzucił dziewczynie małe lusterko. Przetarła je ręką i wymamrotała jakieś zaklęcie. To, co zobaczyła w małym zwierciadle, przeraziło ją. Na tafli lustra pojawiły się legiony wampirów czekające nieopodal miasta. – One wszystkie są gotowe zaatakować. Wystarczy jeden mój rozkaz. Jeśli chcesz uratować tych wszystkich ludzi, wróć ze mną do zamku i zostań Królem Wampirów oraz Władcą Imperium Pandory.
Dziewczyna stała przed nim ze spuszczoną głową. Ogarniała ją bezradność.
- Brać ją. – Ojciec Neyvy wydał rozkaz.
- Nie zbliżać się! – Krzyknęła, po czym spojrzała w oczy jednego z nadciągających wampirów. W jej oczach pojawił się złoty refleks. Rozumny wyprostował się. Miał kamienną twarz. Nagle zawył z bólu. Zgiął się w pół. Tarzał się po ziemi zwijając się w cierpieniu. Wydawało mu się, że jego trzewia są rozrywane przez stado wygłodniałych wilkołaków. Dziewczyna stała spokojnie, używając bardzo niewielkich pokładów swojej ogromnej mocy. Mogła go zabić jednym skinieniem głowy.
- Przestań! Proszę. – Rozumny zaczął płakać. Przygniotła go do ziemi, jednak nie zabiła go.
- Starczy już. Nie podejdziemy. Sama podejmij decyzję. – Powiedział do niej król.
- Wiem, że ten porucznik znaczy dla ciebie więcej niż ja. – Spuściła głowę. Intensywnie myślała nad swoim położeniem. W końcu postąpiła jeden krok naprzód.
- Neyva! Nie rób tego! – Connor zrobił kilka kroków w jej kierunku.
- Mówiłam, żeby nikt się nie zbliżał! – Księżniczka użyła na Łowcy Kontroli Umysłów. Chłopak zgiął się w pół i zaskowyczał z bólu. – Przepraszam. – Powiedziała do niego. Zacisnęła wargi. – Jeśli – zwróciła się do ojca – pójdę z wami, to zostawisz tych ludzi?
- Oczywiście, słoneczko. – Powiedział spokojnie, a w jego tonie ironia była niemalże namacalna.
Dziewczyna ze spuszczoną głową ruszyła w stronę Władcy Wampirów.
- Nie! Nie idź tam! – Krzyknął Szerszeń w akcie rozpaczy. Próbował ją powstrzymać pomimo, że ledwo stał na nogach. Nie słuchała go. 
Powoli szła w kierunku swojego ojca. Dotarła do niego po dwóch minutach. To były dwie najdłuższe minuty jej krótkiego życia. W trakcie marszu dała znak Russellowi, który wcześniej ustalili. Zgięła mały palec lewej ręki. Tylko blondyn to zauważył. Znaczyło to „Uważaj”,  Jednak tutaj mogło oznaczać, „Bądź gotowy do ataku”. Mężczyzna przechwycił znak i z nieukrywanym zdziwieniem przekazał go reszcie.
- Dobra dziewczynka. – Kiedy wampirzyca doszła do swojego ojca, objął ją swoim ramieniem i przycisnął do siebie. – Zabić ich. – Powiedział do potworów. – I zaszalejcie trochę w mieście. To ma być rzeź stulecia! – Roześmiał się.
- Ale… - Księżniczka była zdezorientowana. – Nie daruję ci tego! – Tylko Russell w tym wezwaniu wyczuł teatralną sztuczność.
Z dwóch pochew, które miała ukryte pod spódniczką, wyjęła dwa noże należące do Skorpiona. Prawy obróciła w dłoni i wbiła go w bok wampira. Następnie nóż trzymany w lewej dłoni wbiła w serce swojego ojca. Wampir upadł bez ruchu.
Łowcy bez zastanowienia ruszyli na pozostałych oficerów, Neyva przyjęła bojową postawę i poczekała, aż ktoś ją zaatakuje. Długo nie zwlekano. Osiem Demonów Służnych otoczyło ją ciasnym okręgiem. Ona była zbyt dobrze wyszkolona by sobie z taki fantem nie poradzić. Jednocześnie potrafiła wykonywać uniki, parować ciosy, a także atakować nieostrożne demony. Powoli wybiła wszystkich i wyzwoliła się z okrągłej klatki. Podeszła do swojego ojca. Jeszcze żył.
- A teraz zdychaj w męczarniach, tatusiu – wyszeptała wprost do jego ucha. – Pozdrów Verrana, kiedy będziesz już po drugiej stronie.
- Ty mała…
- Dziwko? Smarkulo? Gówniaro? Masz coś oryginalniejszego? Bo jeśli tak, to chętnie posłucham, ale pospiesz się, bo dużo czasu to ty nie masz.
- Jeszcze… pożałujesz.
Korius IV sczezł na rękach swojej oprawczyni w świecie ludzi. Czy kogokolwiek mogłaby spotkać większa hańba?
Neyva zrobiła jeszcze jedno. Podniosła ciało swojego ojca i wbiła się kłami w jego szyję. Piła długo i łapczywie. Musiała, mimo, że wcale tego nie chciała. Odrzucało ją to do ostatniej chwili. Ale i tak to zrobiła. Wiedziała, co to znaczy.
Wstała z klęczek. Zamrugała i uśmiechnęła się. Po czym zemdlała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz