A
ona stała na małym balkoniku i obserwowała wszystko z obrzydzeniem do rasy
ludzkiej, ale także i swojej. To przez wampiry ludzie stali się tacy… dzicy.
Niczym zaszczute zwierzęta w klatce - lesie pełnym kłusowników. Donikąd ucieczki,
znikąd nadziei. Zostaje tylko załamać się i poddać.
O nie, nie tym razem – skarciła
się w myślach i otarła łzę z policzka. Stała pod wielką ciemnozieloną płachtą
rozciągniętą nad kamienną półką, która miała stać się w najbliższej przyszłości
balkonem. Póki co nawet barierek nie było. Zeskoczyła z budynku. Miękko wylądowała na bruku. Zacisnęła
pięści i ze spuszczoną głową ruszyła przed siebie przedzierając się przez
środek bitwy. Szła w kierunku wampirzego generała. Nikt nie zwracał na nią
szczególnej uwagi. Najpierw zauważyła Russella i Connora zwróconych do siebie
plecami, potem Rose i jakiegoś mężczyznę, który ciągle wydawał jej rozkazy oraz
dwóch innych, młodych Łowców. Starała się o nich nie myśleć. Nie w tym
momencie. Po policzkach ciągle spływały duże, słone krople, których nie ocierała.
Przystanęła w połowie drogi i rozejrzała się. Musiała powstrzymać dalszy rozlew
krwi.
- Dość – powiedziała cicho do
siebie. – Dość. – Powtórzyła nieco głośniej, ale nadal była niezauważalna jak powietrze.
- Dooooooość!!! – usłyszał Connor za
swoimi plecami. Odwrócił się.
Zapłakana i roztrzęsiona Neyva stała
na środku placu. Wszyscy zastygli wpół ruchu kiedy ją zobaczyli.
- No proszę,
proszę. Kogo my tu mamy? – Powiedział dowódca z uśmiechem na twarzy. – Witaj
córciu.
- Cześć tato. – Odpowiedziała,
patrząc pod jego nogi.
- Wasza Wysokość… - Do wampira w
mundurze podszedł jakiś Rozumny i padł na kolana.
- Nie trzeba. – Zatrzymał go gestem
ręki i pozwolił wstać z klęczek.
Łowcy byli co najmniej zdziwieni
całą sytuacją. Dowódcę potworów bawiło to.
- Nie wiecie kim ona jest? – Wampir
zapytał ludzi z rozbawieniem. – No córciu, przedstaw się przyjaciołom. – Tę
informację wyczytał we wspomnieniach Connora i zauważył ślad po ugryzieniu na
szyi Russella. - Nie tak cię wychowałem.
Dziewczyna podniosła głowę i dumnie
się wyprostowała.
- Nazywam się Neyva. Córka władcy
wampirów Koriusa VI, I księżniczka Królestwa Wampirów i prawowita następczyni
tronu, a także pretendentka do tronu Wielkiego Imperium Pandory.
Po tym wyznaniu Russella, Connora i
Rose zamurowało.
- Grzeczna dziewczynka. – Powiedział
dobrodusznie król wampirów. - A teraz chodź do tatusia. – Ceremonialnie
rozłożył ręce.
- Nigdy w życiu.
- Sprzeciwiasz mi się? Wróć ze mną.
W końcu masz objąć tron.
- Nie chcę. Wybierz kogoś innego.
Nie jestem jedyną, która może pełnić tą funkcję.
- Ale ja wybrałem akurat ciebie i
nie zmienię zdania.
Dziewczyna głośno westchnęła.
- Cóż… W takim układzie. – Wyprężyła
się. – Biorę wszystkich tu obecnych za świadków. – Jej ton był bardzo
uroczysty. – Zrzekam się prawa do tronu Królestwa Wampirów i kandydatury na
władcę Wielkiego Imperium Pandory.
- Ładna mowa. – Wampir w mundurze
uśmiechnął się ironicznie.
- Teraz nie mogę zostać ani Królem
Wampirów ani władczynią Wielkiego Imperium. – Była z siebie zadowolona.
- Wiesz, że mogę zmienić to w jednej
chwili, prawda?
- Nie, proszę! – Krzyknęła niemalże
błagając. Wiedziała, jak silna jest tego Manipulacja Wspomnień.
- Hm… Zastanowię się, ale póki co
chodź ze mną.
- Nie chcę!
- Łap. – Król wampirów rzucił
dziewczynie małe lusterko. Przetarła je ręką i wymamrotała jakieś zaklęcie. To,
co zobaczyła w małym zwierciadle, przeraziło ją. Na tafli lustra pojawiły się
legiony wampirów czekające nieopodal miasta. – One wszystkie są gotowe
zaatakować. Wystarczy jeden mój rozkaz. Jeśli chcesz uratować tych wszystkich
ludzi, wróć ze mną do zamku i zostań Królem Wampirów oraz Władcą Imperium
Pandory.
Dziewczyna stała przed nim ze
spuszczoną głową. Ogarniała ją bezradność.
- Brać ją. – Ojciec Neyvy wydał
rozkaz.
- Nie zbliżać się! – Krzyknęła, po
czym spojrzała w oczy jednego z nadciągających wampirów. W jej oczach pojawił
się złoty refleks. Rozumny wyprostował się. Miał kamienną twarz. Nagle zawył z
bólu. Zgiął się w pół. Tarzał się po ziemi zwijając się w cierpieniu. Wydawało
mu się, że jego trzewia są rozrywane przez stado wygłodniałych wilkołaków.
Dziewczyna stała spokojnie, używając bardzo niewielkich pokładów swojej
ogromnej mocy. Mogła go zabić jednym skinieniem głowy.
- Przestań! Proszę. – Rozumny zaczął
płakać. Przygniotła go do ziemi, jednak nie zabiła go.
- Starczy już. Nie podejdziemy. Sama
podejmij decyzję. – Powiedział do niej król.
- Wiem, że ten porucznik znaczy dla
ciebie więcej niż ja. – Spuściła głowę. Intensywnie myślała nad swoim
położeniem. W końcu postąpiła jeden krok naprzód.
- Neyva! Nie rób tego! – Connor
zrobił kilka kroków w jej kierunku.
- Mówiłam, żeby nikt się nie
zbliżał! – Księżniczka użyła na Łowcy Kontroli Umysłów. Chłopak zgiął się w pół
i zaskowyczał z bólu. – Przepraszam. – Powiedziała do niego. Zacisnęła wargi. –
Jeśli – zwróciła się do ojca – pójdę z wami, to zostawisz tych ludzi?
- Oczywiście, słoneczko. –
Powiedział spokojnie, a w jego tonie ironia była niemalże namacalna.
Dziewczyna ze spuszczoną głową
ruszyła w stronę Władcy Wampirów.
- Nie! Nie idź tam! – Krzyknął
Szerszeń w akcie rozpaczy. Próbował ją powstrzymać pomimo, że ledwo stał na
nogach. Nie słuchała go.
Powoli szła w kierunku swojego ojca. Dotarła do niego
po dwóch minutach. To były dwie najdłuższe minuty jej krótkiego życia. W
trakcie marszu dała znak Russellowi, który wcześniej ustalili. Zgięła mały palec
lewej ręki. Tylko blondyn to zauważył. Znaczyło to „Uważaj”, Jednak tutaj mogło
oznaczać, „Bądź gotowy do ataku”.
Mężczyzna przechwycił znak i z nieukrywanym zdziwieniem przekazał go reszcie.
- Dobra dziewczynka. – Kiedy
wampirzyca doszła do swojego ojca, objął ją swoim ramieniem i przycisnął do
siebie. – Zabić ich. – Powiedział do potworów. – I zaszalejcie trochę w
mieście. To ma być rzeź stulecia! – Roześmiał się.
- Ale… - Księżniczka była
zdezorientowana. – Nie daruję ci tego! – Tylko Russell w tym wezwaniu wyczuł
teatralną sztuczność.
Z dwóch pochew, które miała ukryte
pod spódniczką, wyjęła dwa noże należące do Skorpiona. Prawy obróciła w dłoni i
wbiła go w bok wampira. Następnie nóż trzymany w lewej dłoni wbiła w serce
swojego ojca. Wampir upadł bez ruchu.
Łowcy bez zastanowienia ruszyli na
pozostałych oficerów, Neyva przyjęła bojową postawę i poczekała, aż ktoś ją
zaatakuje. Długo nie zwlekano. Osiem Demonów Służnych otoczyło ją ciasnym
okręgiem. Ona była zbyt dobrze wyszkolona by sobie z taki fantem nie poradzić.
Jednocześnie potrafiła wykonywać uniki, parować ciosy, a także atakować
nieostrożne demony. Powoli wybiła wszystkich i wyzwoliła się z okrągłej klatki.
Podeszła do swojego ojca. Jeszcze żył.
- A teraz zdychaj w męczarniach,
tatusiu – wyszeptała wprost do jego ucha. – Pozdrów Verrana, kiedy będziesz już
po drugiej stronie.
- Ty mała…
- Dziwko? Smarkulo? Gówniaro? Masz
coś oryginalniejszego? Bo jeśli tak, to chętnie posłucham, ale pospiesz się, bo
dużo czasu to ty nie masz.
- Jeszcze… pożałujesz.
Korius IV sczezł na rękach swojej
oprawczyni w świecie ludzi. Czy kogokolwiek mogłaby spotkać większa hańba?
Neyva zrobiła jeszcze jedno.
Podniosła ciało swojego ojca i wbiła się kłami w jego szyję. Piła długo i
łapczywie. Musiała, mimo, że wcale tego nie chciała. Odrzucało ją to do
ostatniej chwili. Ale i tak to zrobiła. Wiedziała, co to znaczy.
Wstała z klęczek. Zamrugała i
uśmiechnęła się. Po czym zemdlała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz