-
Wiesz, mam wrażenie, że o czymś zapomniałyśmy – powiedziała Sophie, gdy
wyglądała przez wielkie witrażowe okno, siedząc we wnęce okna znajdującego się
nad ładnymi organami osadzonymi w wiśniowym drewnie.
Tess
zajęła się opatrywaniem rannych i segregowaniem zapasów. Na górze poza nimi
siedziało jeszcze kilku mężczyzn, którzy dopiero co wrócili z miasta i dwie
siostry zakonne. Blondynka owijała właśnie rękę jednego z mieszczan bandażem,
kiedy doszło do niej to, co usłyszała.
- A
niby o czym miałyśmy zapomnieć?
-
Sama pomyśl – zeskoczyła z wnęki i miękko wylądowała na parkiecie. - Nie brakuje ci czegoś? Ja mam jakieś nieodparte
wrażenie, że o czymś zapomniałyśmy.
-
Ale o czym? Gotowe – poklepała mężczyznę po ramieniu i uśmiechnęła się. Zajęła
się skrzynkami z amunicją. – Chłopaki w polu, miasto w miarę możliwości
zabezpieczone, ludzie poukrywani po domach i azylach. My, a przynajmniej ja - podkreśliła -
opiekujemy się rannymi. Czego jeszcze chcesz?
-
Może i masz rację. Może za bardzo się martwię.
-
Widzisz? To dlatego, że jesteś młoda. Nie masz jeszcze doświadczenia bojowego i
wszystkim się przejmujesz, kiedy nie ma już czym. Przesuń te skrzynki z
ubraniami dla potrzebujących.
Dziewczyna
wykonała polecenie. Złapała za rant drewnianej skrzyni bez wieka i pociągnęła
za sobą. Za wierzchu leżała biała usztywniana koszula z dwoma rządkami małych
guziczków.
-
Spójrz – brunetka złapała za koszulę i podniosła ją, pokazując koleżance po
fachu. – Bardzo ładna, nie?
-
Tak, niezła. Pewno po jakiejś szlachciance. Spodobałaby się Neyvie.
-
Zapewne…
Obie
zamilkły.
-
Tess?
-
Ta?
-
Czy ty też sobie przypomniałaś?
-
Owszem.
Biała
koszula z jedwabiu powoli opadła na ziemię, ale zanim dotarła do posadzki,
pośredniczki znalazły się już na dole. Kobiety szybko przebiegły przez główną
nawę i, jakby wystrzelone z procy, znalazły się na podwórzu. Pobiegły ku
stajniom i zabrały swoje konie. Pognały je do galopu i czym prędzej ruszyły do
mieszkania.
-
Niezłe z nas opiekunki, nie ma co! -
Wrzeszczała Tess wniebogłosy, przekrzykując świszczący w jej uszach
wiatr.
-
Wyprułyśmy z mieszkania jak głupie, a zapomniałyśmy o naszym głównym zadaniu!
-
To twoja wina!
-
Że co?! – Wrzasnęła Sophie niemalże z oburzeniem.
-
Że jajco! Gdybyś nie wyskoczyła z tą swoją misją, siedziałybyśmy na tyłkach i
pilnowały małej! A tak to wyszło jak wyszło!
-
Chciałam, abyś została, ale nie wiedziałam, że twoje ego jest aż tak kruche! To
tylko i wyłącznie twoja wina!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz