niedziela, 27 kwietnia 2014

Pierwszy dzień



  - Chyba nie myślałeś, że pojedziesz na tak niebezpieczną misję sam? – mina, jaką miał Banderotti sugerowała, że właśnie tak myślał. – To zbyt duże ryzyko. Nie możemy pozwolić sobie na stratę tak dobrze zapowiadającego się Egzorcysty.
  - No dobrze, ale – wyciągnął fotografię, która była załączona do dokumentów – dlaczego na partnera daliście mi to dziecko?! – Cisnął ją z hukiem na blat biurka. Odsłonił twarz młodziutkiej dziewczyny o głębokim spojrzeniu fiołkowych oczu. – mam robić za Egzorcystę czy niańkę, na krwawiące serce Pana?! I dlaczego akurat kobieta? Wiesz, jakie one są, ekscelencjo. Głośne, upierdliwe…
   - Na tym zdjęciu jest taka młoda, ponieważ nie ma nowszej fotografii – przerwał mu wyliczankę arcybiskup. – A dlaczego akurat ona? Kiedy zobaczysz ją w akcji, to sam zrozumiesz. Nie ma nikogo lepszego na jej miejsce.
  Rafaelowi nie poprawiło to humoru. On – wieczny samotnik, niemalże pustelnik, miał pracować teraz z jakąś głupią kobietą. Nie do tego był szkolony przez piętnaście lat swojego życia.
  - Nie. Nie zgadzam się. Nie chcę nikogo do pomocy – odpowiedział spokojnie. Najspokojniej jak tylko potrafił w tamtej chwili. – Będzie tylko przeszkadzać.
- Ty chyba nie wiesz na czym polega zamykanie portalu? Wiąże się to z ogromnym narażeniem swojego życia. Musisz mieć kogoś, kto będzie krył w tym czasie twoje plecy.  W każdym wypadku, sam nie pójdziesz.
  Wikariusz był wściekły jak osa. Nie chciał iść na żadną ugodę. Siedział cały czas nabzdyczony z założonymi rękami.
  - Przeszło ci? - spytał stary Giancardo.
  - Nie.
  - Nie zachowuj się jak dziecko! – starzec walnął pięścią w stół. – Nie działaj sam, bo zbyt szybko ujrzysz oblicze Pana. Już? – zapytał ponownie po dłuższej chwili. -  Ochłonąłeś?
  Rafael milczał.
  - Dobrze. Milczenie odbieram za potwierdzenie – oznajmił arcybiskup z uśmiechem. – Christina Ravenga – podjął, gdy Banderotti wyciszył się. – Młoda siostra zakonna z zakonu sióstr Egzorcystek. Najpierw była w klasztorze sióstr Miłosiernego Serca, ale w wieku dwunastu lat zażądała przeniesienia do zakonu.
  - To ile ona miała lat kiedy wstąpiła do klasztoru? - zapytał Egzorcysta mocno zaskoczony tym faktem.
  - Cztery. Rodzice ją oddali. I tu mamy problem.
  - Jaki problem?
  - Ona ma dość… sprzeczne poglądy z naszymi. Jak wiesz, nie trafiła pod skrzydła Kościoła z własnej woli. Jej spojrzenie na sprawy boskie jest… nieco inne niż ogólnie przyjęte normy. Do tego lubi znikać na kilka dni i sprawia problemy wychowawcze…
  - Nie dość, że nieodpowiedzialny chuligan, to jeszcze agnostyczka?
  - Niestety. Jednakże te małe błahostki są niczym w porównaniu z jej zdolnościami bojowymi. Jej umiejętności w posługiwaniu się bronią palną znacznie przerastają twoje, a może nawet moje, kiedy byłem młody. Co prawda brakuje jej nieco ogłady, ale sądzę, że dasz sobie z nią radę. W końcu to twoja nowa misja. Nie przejrzałeś papierów?
  - Mam niańczyć jakąś smarkulę przez miesiąc?! – wybuchnął gniewem.
  - Nie. Macie się przygotować, a ty podporządkuj ją sobie. Ma ci być posłuszna niczym pies. Wierzę, że podołasz temu bardzo trudnemu zadaniu i świetnie się przygotujecie. Mam rację, Rafaelu?
  - Masz, eminencjo – wycedził przez zęby. Zabrał folder i wyszedł, trzaskając drzwiami.
  - Czekaj na nią na dworcu jutro o 12:43 – rzucił przełożony, nim Egzorcysta opuścił w efektownym stylu pokój.
  Banderotti westchnął i udał się na nabożeństwo. Musiał ochłonąć po całej sprawie, a nigdzie nie znajdzie lepszego ukojenia niż przy rozmowie z Bogiem. Nienawidził ludzi, a tym bardziej kobiet. Wnerwiające, głośne, wiecznie płaczące i użalające się nad wszystkim wstrętne płaczki i do niczego nieprzydatne ofiary losu. Ze wszystkich samic gatunku homo sapiens sapiens szanował tylko Maryję, matkę Chrystusa. A teraz miał przez cały miesiąc pracować z jakąś małoletnia babą. Niestety nic nie mógł na to poradzić. Poddał się.

  O umówionej godzinie stawił się na dworcu. Każdy z ośmiu krzyżujących się na dwóch poziomach stacji torów przypominał wielką oszkloną tubę o wysokim sklepieniu. Całość tworzyła ośmioramienną, dwupoziomową gwiazdę otoczoną szklaną kopułą. To był największy węzeł kolejowy w kraju.
  Banderotti czekał na jej przyjazd. Denerwowało go jedynie czekanie. Kręcił się dookoła, przestępował z nogi na nogę. Ludzi co prawda nieco dziwił widok rozdrażnionego Egzorcysty, ponieważ zawsze ci wysłannicy Kościoła kojarzyli się z kamienną twarzą. Nikt nie zaczepiał, nikt nie pozdrawiał, każdy unikał jego stalowego spojrzenia.
  Zawiadowca zapowiedział wjazd kolejki na peron. Rafael podszedł do krawędzi, a po chwili na tor bezgłośnie wjechał magnetyczny pociąg, gładko hamując. Obserwował każde wyjście, szukając wzrokiem małej zakonnicy.
  - Pan, ojcze, to Rafael Banderotti, Egzorcysta, zgadza się?
  Niemalże podskoczył na dźwięk swojego imienia. Odwrócił się.
  Przed nim stała szczupła, może dwudziestoletnia blondynka o filigranowej figurze. Miała lekko zadarty, mały nos, a na nim kilka piegów. Dopiero teraz w jej warkoczach ujrzał rdzaworude przebarwienia. Była nawet wysoka jak na kobietę, sięgała mu brody. Ubrała się w letnią sukienkę o niebieskim odcieniu, a jej szczupłe ramiona zakrywała muślinowa narzutka. Na nogach miała sandałki. Jej fiołkowe oczy o głębokim odcieniu wpatrywały się w niego z ciekawością.
  - A ty to kto?
  W mózgu pojawiła się niepokojąca myśl
  Tylko nie mów, że…
  - Christina Ravenga, z zakonu Egzorcystek.
  Rafael najpierw nerwowo zamrugał, potem zmrużył oczy.
  - Wyglądasz jak dziwka – warknął na nią. Odwrócił się i ruszył do wyjścia.
  - Hej! Zaczekaj! – zebrała walizy i pobiegła za księdzem. Szarpnęła jego ramię i odwróciła go.
  Sporo siły jak na takie małe ciałko – pomyślał.
  - Co ty sobie wyobrażasz, co? Obrażasz mnie, bo jesteś księdzem? Bo stoisz wyżej w hierarchii ode mnie? Nawet nie zechcesz na mnie zaczekać! Dopiero co się poznaliśmy, a ty zachowujesz się jak jakiś gbur i prostak, wielmożny ojcze – dodała z ironią.
  - Zachowuję się tak, bo wyglądasz jak ladacznica – powtórzył zimno. – Potwierdzam fakt.
  - Poza zakonem ubieram się jak mi się żywnie podoba. A skoro dla ciebie wyglądam jak dziwka to ty chyba prawdziwej nie widziałeś! Nie będziesz mi mówić, co mam nosić, a czego nie!
  Zakonnica w cywilnym ubraniu krzyczała głośno. Irytująco głośno. Nawet świętego Piotra rozdrażniłby ten wysoki, niemalże piskliwy wrzask. Wszyscy obecni na dworcu odwracali się i uciekali wzrokiem ujrzawszy księdza w towarzystwie młodej, atrakcyjnej dziewczyny. A tym bardziej, że wykrzykiwała pod jego adresem obelżywe słowa. Nikt nie chciał być świadkiem tej kłótni. 
  - A właśnie, że będę – rozejrzawszy się złapał ją za przedramię i wziął jej walizkę. – Idziemy.
  - Dokąd? I nie szarp mnie! – zaczęła się szamotać. Ludzie udawali, że nie widzą i nie słyszą.
  - Przestań. Do zakonu, ale najpierw zrobisz porządek z tymi szmatami.
  - Zostaw mnie… - krzyczała i wyrywała się.
  - Zamknij się!
  Ostatecznie wyprowadziła go z równowagi. Szarpnął nią bardzo brutalnie i zawlókł do hummera. Wrzucił ją na tylne siedzenia, a bagaż ułożył na pace. Wsiadł do samochodu. Kazał zapiąć pasażerce pasy. Odpalił silnik i wcisnął gaz do dechy  by jak najszybciej zabrać ją do siedziby Egzorcystów. Wjechał do hangaru, gdzie stały ich pojazdy i zaparkował między nielicznymi tu pojazdami. Otworzył drzwi dziewczynie, ale kiedy tylko wyszła, zaciągnął ją na pakę.
  - Co ty wyrabiasz? Nie mało ci, że upokorzyłeś mnie na dworcu? – zapytała z wściekłością.
  - Cicho. Przebieraj się.
  - Co? Przy tobie, samcze?
  - Jesteśmy w zakonie. Tutaj obowiązuje strój sakralny.
  - Nie! Nie rozkazuj mi – naburmuszyła się.
  Rafael stracił cierpliwość do niej bardzo dawno temu. Wskoczył na wóz i kucnął nad dziewczyną. Złapał ją za twarz.
- A właśnie, że będę ci rozkazywał. Właśnie wydałem ci rozkaz – popatrzył na jej nos. – I będziesz je wykonywać bez zająknięcia, czy to ci się podoba, czy nie. A teraz ściągaj to.
  - Nie!
  - Dobrze – puścił ją. Roztarła policzki. – Skoro nie chcesz po dobroci…
  Usiadł na jej udach i pchnął na podłogę. Odrzucił na bok narzutkę, bo tylko się plątała. Christina zaczęła krzyczeć. Przeraźliwie. Wołała pomocy, ale nie było nawet możliwości, by  ktoś ją tu usłyszał. Rafael złapał za ramiączka jej sukienki i je zerwał, potem ściągnął materiał w dół, odsłaniając biały, koronkowy biustonosz. Podniósł się i ściągnął materiał z jej ciała obnażając powoli brzuch, pępek, białe majtki w różowe paski, zgrabne nogi. Odrzucił go na bok. Ravenga zamilkła, mamrotała jedynie coś pod nosem. Ksiądz podejrzewał co. Wstał i popatrzył na wypraną z emocji twarz z góry, triumfując nad ofiarą.
  - Co tam mruczysz? – spytał z drwiną.
  - Już starczy… przebiorę się – rzekła głośniej.
  - Będziesz grzeczna? – kucnął  przy niej i spojrzał w puste, zrezygnowane oczy.
  - Będę.
  - A przebierzesz się?
  - Tak.
  Christina wstała i wygrzebała czarno-biały habit z jednej z walizek. Pospiesznie go przyodziała, wciągnęła na głowę czepek, ukrywając pod nim włosy, wcisnęła welon, założyła rękawiczki. Zeskoczyła z paki.
  - Siostra Christina Ravenga gotowa do służby.
  - Cieszę się, siostro. Chodźmy.
  Rafael chciał wziąć jedną z walizek, ale dziewczyna mu zabroniła.
  - Jeżeli teraz chcesz zgrywać dżentelmena, ojcze, to weź inną walizkę. Tę mogę dotykać tylko ja.
  - Bo?
  - Bo sobie nie życzę, aby jakiś mężczyzna jej dotykał.
  Egzorcysta wzruszył ramionami i złapał rączkę prostopadłościennej walizy. Ravenga wyrwała mu ją, i odwróciła go do siebie, pociągnąwszy za jego rękę. On miał znudzoną minę świadczącą o lekceważącym podejściu do jej osoby. Uderzyła go pięścią w nos, z którego trysnęła krew. Mężczyzna zatoczył się do tyłu
  - Co ty wyprawiasz?! Na zbyt wiele sobie pozwalasz, moja panno. – Krzyknął mężczyzna i otarł twarz.
  - I kto to mówi?!
  Zakonnica złapała go za sutannę i przyciągnęła do siebie.
  - Posłuchaj mnie, żałosny buraku. Możesz robić ze mną co ci się żywnie podoba. Możesz mnie poniżać, torturować, brutalnie rozbierać, nawet dziesięć razy zgwałcić. Ale walizki nie wolno nikomu dotykać. Nikomu! Przeorce, biskupowi, nawet papieżowi nie wolno je dotykać. A tobie, jakiemuś zafajdanemu wikariuszowi, tym bardziej. Zrozumiano?!
Rafael spojrzał na jej twarz. Małą, trójkątną, zawzięta mordkę o zaciętym, wbrew pozorom przerażającym spojrzeniu. Dał za wygraną. Klina klinem nie załatwi.
  - Tak – burknął.
  - Świetnie – puściła go i poprawiła zmięty materiał. – Prowadź, ojcze.
  Egzorcysta już wiedział, że będzie ciężko.

1 komentarz:

  1. Śmiało mogę przyznać, że to najlepszy tekst, jaki przeczytałam na tym blogu. Napisałaś go najzgrabniej ze wszystkich, jest najciekawszy, postaci są bardzo charakterystyczne. Podoba mi się i mam nadzieję, że zrobisz z tego coś dużego.

    OdpowiedzUsuń