Russell
i Rose szybko podnieśli się i poszli do pokoju najmłodszego domownika. Pośredniczki,
które do tej pory były w kuchni, poczekały, aż Łowcy znajdą się u boku wampira.
Mimo wszystko wolały trzymać się z daleka.
Dziewczyna
powoli otworzyła oczy. Connor siedział przy niej, a w prawej dłoni podtrzymywał
jej. W lewicy miał Skorpiona. Rose miała w pogotowiu Prawego, a Russell nóż.
Czekali, aż się odezwie.
-
Gdzie… Gdzie ja jestem? – wystękała z trudem.
-
Pamiętasz mnie? – Spytał Connor ciepło, lecz stanowczo.
-
Co-connor. Tak, pamiętam. Co się stało?
-
Wolisz skróconą wersje czy wszystko ze szczegółami?
-
Konkrety, śmiertelniku – odparła zimno.
-
Zabiłaś swojego ojca i wypiłaś jego krew. Potem wymordowałaś większość
wampirzych oficerów. Tak w skrócie.
-
Dziękuję, możesz odejść.
Wszyscy
spojrzeli po sobie. Connor twardo patrzył na jej oblicze. Jej oczy zmieniły
wyraz. Wyglądały jak oczy dorosłego osadzone w twarzy dziecka. Małego,
wiotkiego, bezbronnego dziecka. Dziecka, które dzień wcześniej z zimną krwią
zamordowało swojego ojca i swych pobratymców. Ogólnie poza jej charakterem
zmieniła się także fizjonomia. Była bledsza niż zazwyczaj, miała bardziej
zachrypnięty głos, jej żyły były bardziej widoczne. Pogardliwymi spojrzeniami
zniechęcała do siebie wszystkich.
-
Jeszcze czegoś potrzebujecie, ludzie?
-
Oni nie – odezwał się Connor. – I dlatego sobie już pójdą – powiedział z
naciskiem i spojrzeniem zmusił wszystkich do wyjścia. – Co ci jest, co?
Zmieniłaś się.
-
Może. Teraz wiem jak powinnam się zachować, jak czuje się prawdziwy wampir. A
wy, ludzie… cóż mogę rzec, jesteście słabi, aż dziw, że wam pomogłam. Chociaż z
drugiej strony jesteście tak rozczulająco słabi, że aż po prostu moje serce się
kraje, kiedy patrzę na waszą bezsilność. Dobrze chociaż, że wygraliśmy –
zaszczyciła go uśmiechem. A uśmiechnęła się samymi ustami. – Coś jeszcze?
-
To przez krew twojego ojca taka się stałaś, prawda? – usiadł na skraju łóżka.
-
Może. Mój charakter zmienił się, ale to mi nie przeszkadza. Już nie będę to
słabą, słodką idiotką, pod którą się podszywałam. Zdobyłam nową siłę, stałam
się stuprocentową wampirzycą. Także moja pamięć wróciła w całości, wcześniej
miałam z nią problemy. Dlatego wiedz, że nienawidzę swojego ojca, za to, co
chciał mi zrobić. I doceniam to, co wy dla mnie zrobiliście. Dziękuję wam,
ludzie.
-
Jutro porozmawia z tobą Adam. Ja nie mam ochoty. Bywaj.
Connor
opuścił pokój, zostawiając dziewczynę samą. Wiedział, że nie jest na tyle
głupia, by próbować uciekać. W pościg za nią ruszy wataha wściekłych Łowców i
ukatrupi na miejscu. Jeżeli zostanie, będzie miała szansę, choć minimalną, na
przeżycie. Czekała ją jedynie ciężka konfrontacja z kierownikiem filii.
- Nie ma co z nią gadać - oznajmił Szerszeń, kiedy wszedł do salonu. - Już za późno. Jest wampirem.
- A wcześniej to nie była? - spytał z drwiną jego partner. Chłopak obdarzył go jedynie zmęczonym spojrzeniem. - Dobra, wiem o co ci chodzi, ale to nie oznacza, że mamy ja po prostu skreślić.
- Decyzję podejmie Adam. Jutro. Zadzwonię do niego i wyłożę mu sytuację.
W salonie zapadła niezręczna cisza. Rose zaczęła się wiercić w miejscu. Nie mogła wytrzymać.
- Mam wam coś ważnego do powiedzenia. – Powiedziała
Łowczyni.
- Ty? - zadrwiła Tess. - Okres ci się spóźnia?
- Nie! - zarumieniła się. - Ja tu poważnie, a ty...
- No dobrze - przerwała jej, bo nie chciał spędzić reszty nadpsutego wieczoru w towarzystwie nabwzdyczonej Łowczyni. - Mów.
- Zostaję.
- Naprawdę? – Spytał chłopak. Nie mógł uwierzyć w nagłą
zmianę jej decyzji. Jej brat miał niebywały dar do przekonywania. Ciekawe, czy
potrafiłby komuś wmówić, że białe jest czarne?
- Tak. Możecie się pakować. A, no i liczę na to mieszkanie - spojrzała na brata. -
Jest tu całkiem przytulnie.
- Dogadamy wszystko z właścicielem. – Odparł blondyn i
machnął ręką.
- To super. Kiedy jedziecie?
- Nie wiem. Jutro Adam przekaże nam jakieś wytyczne. Nowy szef powiedział, że "jak najszybciej", więc pewnie długo tu miejsca nie zagrzejemy.
- Ponoć macie wyjechać za tydzień - wtrąciła się milcząca do tej pory Sophie. - Ale nie wiem, czy to pewne.
- A skąd to wiesz? - spytał Connor z nadzieją w glosie.
- Przez przypadek usłyszałam urywek ich rozmowy. Ale wolę nie cytować - dodała naprędce widząc minę Russella.
Kolejny dzień zapowiadał się jeszcze gorzej niż poprzedni. Redfield przyszedł w porze lunchu. Russell i Connor zostali na obstawie w salonie i przedpokoju, kobiety wyszły z mieszkania. Rose czatowała pod kamienicą, a Sophie towarzyszyła jej.
- Witam. Usiądź proszę. – Dziewczyna posłusznie zajęła
miejsce na krześle. – Jestem Adam Redfield i jestem, kierownikiem filii
organizacji zajmującej się walką z Wielkim Cesarstwem Pandory, a także jestem
szefem Russella i Connora. Miło mi cię poznać Neyvo.
- Mnie również - odparła dostojnie i z gracją.
- Mam do ciebie kilka pytań. – Oświadczył profesjonalnym
tonem.
- Dobrze.
- Skąd wzięłaś się na powierzchni?
- Bo uciekłam.
- Dlaczego?
- Musze się tłumaczyć jakiemuś śmiertelnikowi? - odparła z lekką irytacją.
- Tak, bowiem od tego zależy twoja przyszłość - poprawił się w siedzeniu krzesła, które do najwygodniejszych nie należało. - Od tego może zależeć, czy pozwolę zostawić cię przy życiu, czy też nie. A wiedz , że wisi ono na włosku.
- Cóż… Skoro tak, to zacznę od początku.
Ja i moi bracia należymy do pokolenia rewolucjonistów.
Chcieliśmy zmienić sytuację w Królestwie. Tam, jak i tutaj, godnie żyją tylko
bogaci, a nasze społeczeństwo jest podzielone na bogatych i biednych, a także
niewolników. Tylko my, młode wampiry, dostrzegaliśmy ten problem i bardzo
chcieliśmy to zmienić. Ja i moje rodzeństwo mieliśmy ciekawe plany reform.
Niestety, dowiedział się o nich mój ojciec. W obawie przed tymi radykalnymi
zmianami, wydziedziczył moich braci. Moi bracia mają silne charaktery. Gdyby
objęli władzę, robiliby wszystko, co im się podoba i nikt nie byłby w stanie
ich powstrzymać. W przeciwieństwie do
mnie. Jestem zbyt słaba uległa. I mój ojciec o tym wiedział. Gdybym po jego
śmierci objęła tron, zostałabym figurantką w rękach jego zaufanych ludzi. W ten
sposób wszystko zostałoby po staremu. Dlatego uciekłam. By przyczaić się i zaatakować w odpowiednim momencie.
- Rozumiem. Czy wampiry tutaj wrócą?
- Prawdopodobnie nie. Po śmierci mojego ojca zapewne jeden z
moich braci obejmie władzę.
- Ale przecież zostali wydziedziczeni. – Zapytał
zdezorientowany. Nie zgadzały się fakty.
- Ze względu na okoliczności, moja matka przejmie władzę
tymczasową. I tu powstają dwa rozwiązania: albo wyjdzie za kogoś za mąż i jej
nowy mąż zostanie Królem albo unieważni testament mojego ojca i odda władzę
mojemu bratu. Moja matka była zbyt zapatrzona w mojego ojca, żeby znów zawierać
związek małżeński. Ależ jest głupia – Pomyślała
dziewczyna. – Dlatego zostaje druga opcja.
- Co zamierzasz teraz zrobić?
- Najprawdopodobniej wyruszę w świat. Zawsze fascynował mnie
świat ludzi. Ewentualnie wrócę do Królestwa Wampirów. Jeszcze się nad tym
poważnie nie zastanawiałam.
Adam pokiwał głową. Zastanawiał się, jakie poniesie koszty
związane ze szpiegowaniem dziewczyny i opłacanie obserwującego ją Łowcy.
- Widziałem, jak walczyłaś na polu bitwy. Twoja technika
walki jest wspaniała. Ktoś uczył cię w Królestwie?
- Tak. Jako trzecie dziecko zostałam tancerką ostrzy.
Pierwsze dziecko specjalizuje się w szermierce, drugie w łucznictwie, trzecie
walczy dwoma nożami, a czwarte włócznią. Kolejne dzieci posługują się broniami
pośrednimi. Taka tradycja. A walki uczył mnie nadworny rycerz. Na polecenie
mojego ojca. – Uśmiechnęła się z ironią.
- A twoja umiejętność? – Zapytał niezbity z tropu. Russell i
Connor nie powstrzymywali uśmiechów.
- Chodzi panu o Kontrolę Umysłów? Hm… U każdego dziecka w
jednym pokoleniu rodziny rozwija się jedna umiejętność. U mnie akurat Kontrola
Umysłów. Dla przykładu jeden z moich braci ma dobrze rozwinięte zdolności
regeneracyjne.
- Jakie masz zamiary wobec ludzi?
- Na pewno nie wrogie, jeśli o to ci chodzi, panie. Nie szukam z wami zwady. A tym bardziej teraz, po śmierci mego ojca, kiedy nie mam już celu by wracać do Podziemia. Może tu zostanę, nie wiem. Może wrócę Przyszłość nie jest nikomu znana, dlatego tym bardziej należy się jej strzec. Jestem tylko jednego pewna: w swojej nie widzę krwi ludzi.
- Dziękuję ci. To wszystko, co chciałem od ciebie wiedzieć. Póki co zostaniesz pod opieką Łowców. Jutro w południe przekażę ci mój osąd. Tymczasem bywaj, młoda wampirzyco.
- Bywaj i żyj w zdrowiu, mój śmiertelniku.
Adam opuścił jej pokój i zgarnął spod drzwi drzemiącego Skorpiona i poszli do pokoju dziennego.
Panowie. – Zwrócił się do Łowców. – Mam dla was wieści. Prosto z Varholdu.
Moja poranna kawa transformowała w popołudniową herbatę, ale jestem i czytam. Tzn. już przeczytałam.
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się tam wampirzyca. Wykorzystała ich i do tego jest wredna. Ale nie sądzę, by długo tak pozostało, bo na pewno nie zacznie sobie po prostu spokojnie podróżować po świecie śmiertelników, ani też Łowcy nie mają w zwyczaju spokojnego życia.
Jeśli mogę, to odnośnie treści: "Na pewno, nie wrogie, jeśli o to ci chodzi..." - po "na pewno" wstawił ci się przecinek, który jest niepotrzebny i zaburza na moment czytanie.
Czasami masz zmniejszoną czcionkę, czy to celowe?
Nie. Po prostu kopiuję z worda i czasami sama się zmniejsza w niekontrolowanych momentach. Przepraszam, że tego nie sprawdzam, poprawię to. I dziękuję za uwagę, zaraz skoryguje poprawki.
UsuńNeyva wcześniej była milsza. Chociaż nawet mnie irytuje w pewnych momentach :)
Erviel