środa, 14 maja 2014

Nowy


      Pierwszy marca. Super. To początek mojej kariery w nowej szkole. Trochę się stresuję, ale mam nadzieję, że jakoś zniosę naukę i mieszkanie tutaj. A przynajmniej chciałbym w to wierzyć…
      Ta szkoła to coś w rodzaju zakładu poprawczego. Tylko, że tutaj nie ma strażników, krat więziennych i godzin odwiedzin, ale za to trafiają tu kryminaliści w wieku licealnym, którzy w większości mieszkają w przyszkolnym internacie. Tak mi się poszczęściło, że zamiast iść do mamra, trafiłem tu, ponieważ wyraziłem chęć nauki i poprawy. Po prostu chwyciłem Boga za nogi. Teraz czekają mnie dwa i pół roku w szkole dla kryminalistów, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone.

     Wyszedłem ze swojego mieszkania o siódmej trzydzieści i skierowałem się w stronę szkoły. Po drodze spotkałem kilku nieciekawych typków. Przyglądali mi się podejrzliwie, ale i z zaciekawieniem. Kiedy mieszkałem w Stanach, zawsze omijałem takie bandy i odwracałem wzrok. Nie chciałem utrzymywać jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. Mogłoby to zostać odebrane jako wyzwanie, a ja nie miałem zamiaru z nikim się bić. Po prostu bałem się. Jestem urodzonym tchórzem, który wylądował w „szkole ostatniej szansy”, jak ja to mówię. Świetnie.
Na samym wejściu ruszyło na mnie kilku wyrostków, ale ominąłem ich i przyspieszyłem kroku. Poszedłem do pokoju nauczycielskiego, który znajdował się na piętrze. Zapukałem w drewniane drzwi i poczekałem na jakąkolwiek reakcję. Po chwili wyszedł wielki i nadmiernie umięśniony mężczyzna. Wyglądał jak zapaśnik. Przyjrzał mi się.
- Nowy? Z Ib? – Zapytał chrapliwym głosem, a moje nozdrza zostały zaatakowane przez wściekłą woń cebuli i piwa.
- T-tak… - Wydukałem przez zatkany nos.
Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a ja zostałem na prawie pustym korytarzu. Po dwóch minutach drzwi znów otworzyły się, a przede mną stanął jakiś inny nauczyciel. Wysoki,  szczupły, w koszuli z krótkim rękawem. Uśmiechał się przyjaźnie.
- Jesteś moim  nowym wychowankiem? – Kiwnąłem na znak zgody. – To fajnie. Czekałem na ciebie. Chodź. – Skierował się w stronę schodów, a ja podążyłem za nim. – Wiesz, w tej szkole to rzadkość, kiedy nowi uczniowie sami tu przychodzą. Najczęściej przyprowadza ich kurator lub są przyprowadzani grupowo. A ty? – Spojrzał na mnie przez ramię. - Masz kuratora?
- Nie. Ale raz w tygodniu muszę stawić się na komendzie.
- Czyli jesteś grzeczny. To dobrze. Przynajmniej z tobą nie będę miał kłopotów. – Rozbrzmiał dzwonek na lekcję. – Oho. Musimy się spieszyć. – Wydłużył krok, przez co prawie biegłem. - Chyba nie chcesz spóźnić się pierwszego dnia, co?
- Nie, nie chcę. – Bąknąłem, bo nie chciałem zostawić pytania bez odpowiedzi. Nawet jeśli było pozbawione jakiegokolwiek sensu.
Chwilę później byliśmy pod salą numer siedemnaście. Mój wychowawca zapukał i otworzył drzwi. Przepuścił mnie przodem, a ja niepewnie wszedłem do klasy. Najpierw spojrzałem na nauczyciela prowadzącego lekcję. Jego wyraz twarzy mówił, że ma ochotę rozszarpać kogoś na strzępy. Wychowawca wyprzedził mnie i przywitał się z nauczycielem. Podszedłem do nich i stanąłem przodem do klasy. Wziąłem głęboki oddech, by nie krzyknąć. Jakieś dwadzieścia pięć par oczu spoglądało na mnie z zaciekawieniem i z wrogością.
Ludzie, ja dopiero co wszedłem!
Banda recydywistów, typków spod ciemnej gwiazdy z domieszką dziewczyn, które w większości wyglądały jakby na co dzień zajmowały się zabawianiem panów za pieniądze. A każda w mocno przerobionym mundurku szkolnym. Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Nie odwróciłem się.
- To jest wasz nowy kolega. Przedstaw się. – Wychowawca lekko popchnął mnie do przodu.
- Nick. – Podniosłem rękę, ale szybko ją opuściłem i włożyłem ją do kieszeni. Spojrzałem w bok.
- Usiądź proszę. To ja nie przeszkadzam. – skinął nauczycielowi i pospiesznie wyszedł.
Zająłem miejsce w pierwszej ławce i wyjąłem pierwszy lepszy zeszyt. I tak wszystkie były puste. Zacząłem notować. Nauczyciel matematyki podyktował nam jakieś zadanie i poczekał, aż je rozwiążemy. Nie było trudne. Przynajmniej dla mnie. Poprosił kogoś o zapisanie rozwiązania na tablicy. Chłopak wyglądał jak półgłówek, ale rozwiązał zadanie bez problemu i ze skrywaną ulgą usiadł.
Kolejne piętnaście minut lekcji przebiegało normalnie. Nauczyciel kazał nam rozwiązywać różne zadania i pytał o niektóre rzeczy. To co na normalnej lekcji matematyki. Prawie. Kiedy był w trakcie dyktowania kolejnego zadania, uciął w połowie zdania. Miałem przeczucie, że coś się wydarzy.
- Dlaczego nie piszesz tego… - odwróciłem się. Nauczyciel trzymał jakąś dziewczynę za włosy. Miała w zębach ołówek, który najwyraźniej wcześniej gryzła. Najwyraźniej z nerwów zacisnęła zęby i wątpię, aby jakakolwiek siła zdołałaby rozewrzeć jej szczęki.
Łup!
Nauczyciel walnął jej głową o blat ławki. Dziewczyna zdążyła krótko krzyknąć. Mężczyzna puścił jej włosy, a jej głowa przetoczyła się na bok. Z jamy ustnej wystawał ołówek i wypływała krew, która bardzo szybko zmieniła się w kałużę i grubymi strużkami spływała  na podłogę. Ołówek musiał wbić się w podniebienie miękkie.
- … co dyktuję? – Skończył nauczyciel i ruszył dalej przez klasę.
Nigdy nie czułem takiego przerażenia. Ręce zaczęły mi się trząść, a nogi były miękkie jak z waty, pomimo że siedziałem. Mimo to podniosłem się i chciałem podejść do dziewczyny by jej pomóc. Zanim zdążyłem całkowicie wyprostować nogi, ktoś położył mi rękę na ramieniu i brutalnie posadził na krześle.
- Siad na dupie i się nie ruszaj. – Spojrzałem na osobę, która to powiedziała. Był to na krótko obcięty blondyn o oczach jak dwie bryły lodu. Taki sam kolor i tak samo zimne. Wbił we mnie gniewny wzrok. Szarpnął moim ramieniem i zmusił, bym, odwrócił się w stronę tablicy. Poczułem jego rękę na głowie, a zwinne palce zaplątały się w moich włosach. – Jeśli nie chcesz skończyć jak tamta panna, to rób to, co musisz. – Syknął mi prosto do ucha i popchnął moją głowę zmuszając mnie, bym się pochylił.
Ująłem długopis i spróbowałem coś zapisać, ale ręka zbyt mocno mi się trzęsła. Udawałem, że coś notuję i starałem się uspokoić przyspieszony oddech. Za każdym razem, kiedy nauczyciel przechodził obok mojej ławki, kuliłem się i szybko zapisywałem jakiś bezsensowny rząd liczb. Kiedy zadzwonił dzwonek poczekałem, aż nauczyciel skończy lekcję. Mężczyzna pozwolił nam wyjść, a ja pospiesznie spakowałem swoje rzeczy i szybkim krokiem wyszedłem z klasy. Usiadłem na ławce, która stała przed klasą i schowałem twarz w dłoniach. Próbowałem poukładać niepokojące myśli. Chciałem jak najszybciej zapomnieć o tym spojrzeniu martwych oczu, o twarzy zalanej krwią, włosach polepionych krwią. Wiedziałem, że ta dziewczyna będzie mi się śnić po nocach. A ja w dodatku nie udzieliłem jakiejkolwiek pomocy. Co ze mnie za mężczyzna! Jestem beznadziejny.
- Ej! – ktoś powiedział nad moją głową. Po niskim, chrapliwym głosie rozpoznałem blondyna, który siedział za mną. Podniosłem zmęczony wzrok. – Chodź. Chyba nie chcesz spóźnić się na kolejną lekcję.
Przytaknąłem i podniosłem się z ławki. Włożyłem ręce w kieszenie czarnych jeansów i poszedłem za chłopakiem. Zanim zrównałem z nim krok, przyjrzałem się jego plecom. Były przyodziane w ciemnobrązową, skórzaną kurtkę sięgającą mu połowy ud. Teraz widziałem, że był ode mnie wyższy, ale szczuplejszy. Miał pewny lecz lekki krok, poruszał się niemal bezszelestnie. Wywarło to na mnie spore wrażenie. Trochę przyspieszyłem i szedłem z nim ramię w ramię. Nie odzywaliśmy się, a ta cisza między nami stawała się nieznośna. Postanowiłem zabrać głos.
- Dzięki za tamto… na matmie. – Powiedziałem niepewnie. Chłopak obojętnie wzruszył ramionami. – Dzięki tobie nie wyszedłem na głupka. – Pozwoliłem sobie na lekki uśmiech i spuściłem wzrok. Weszliśmy po schodach i skierowaliśmy się do pracowni chemicznej.
- Spoko. Wiesz… - zaczął, kiedy na mnie spojrzał i dyskretnie otaksował. – W tej szkole już tak jest. Musisz się przyzwyczaić.
- A-aha… - Odparłem cicho.
Byłem już wystarczająco przybity, a takie pocieszenie na pewno mi nie pomogło.
- Słuchaj. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, to podbij do mnie. A tak w ogóle: Jestem Snake.
- Miło mi. I dzięki.
Chłopak kiwnął głową i odwrócił się. Usiadł na skraju ławki obok osoby, z którą siedział na poprzedniej lekcji, a ja na drugim jej końcu. Kątem oka zauważyłem, jak z nim rozmawia. Wskazał na mnie głową. Świetnie. Nie jestem tu nawet godzinę, a już ktoś obrabia mi dupę.
Przez cały czas próbowałem zapomnieć o matematyce. A skutek był odwrotny: przed oczami miałem twarz tej zabitej dziewczyny i krew. Chciałem pozbyć się tych wspomnień jak najszybciej, a udało mi się to osiągnąć dopiero na lekcji historii w momencie, w którym nauczycielka wzięła mnie do odpowiedzi. Bohatersko odpowiedziałem na prawie wszystkie pytania i dostałem tróję! Super. Pierwsza lekcja i trója. Zołza. Bardzo ładna zołza. Była wysoka, szczupła, miała śniadą karnację skóry. Miała na sobie czerwoną koszulę w kratę i glany. Pomimo, że wyglądała na jakieś dwadzieścia cztery lata, trzymała nas w żelaznych ryzach. Wolę nie wiedzieć, co ona wcześniej robiła swoim uczniom.
Zadzwonił dzwonek na długą przerwę i wyszliśmy z klasy. Ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.
- E, nowy! – Zawołał za mną Snake. Coś czuję, ze do końca roku będę „nowym”. – Idziesz razem z nami na stołówkę? – On i jego kumpel podeszli do mnie.
- Okay.
- To jest Ray. – Blondyn przedstawił mi swojego kolegę.
- Witam. – Chłopak wychylił się i machnął do mnie.
- Cześć.
- Może skończymy naszą rozmowę? – Zaproponował Snake, kiedy byliśmy w drodze do kantyny.
- W porządku. Z miłą chęcią dowiem się czegoś o tym miejscu.
- Jaką rozmowę? – Zaciekawił się Ray.
- Gadaliśmy dzisiaj rano po pierwszej lekcji. Opowiadałem ci przecież… - Odpowiedział blondyn z wyrzutem.
- No tak. Wybacz.
- Słuchaj, nowy – zwrócił się do mnie – w tej szkole nie obowiązuje żadne prawo. Tutaj musisz robić wszystko by przeżyć. Aby ocalić skórę musisz słuchać się nauczycieli i dyrcia. A poza tym możesz robić co tylko zechcesz. Palić, pić, pieprzyć się, dilować. Nikogo nie obchodzi to, co robisz. Masz tylko uczyć się i zdawać egzaminy.
- Taaa… - Odparłem, kiedy byłem odwrócony. W osłupieniu przyglądałem się parce, która uprawiała seks na stojąco. Szybko spojrzałem przed siebie. – Jasne. Coś jeszcze?
- Nie. To raczej wszystko. A i jeszcze jedno. – Dodał po chwili. - Nie fikaj do starszaków. To pewna śmierć. Jarzysz?
- Nie jestem aż tak głupi.
- W porzo. Jeśli zastosujesz się do tego wszystkiego, to może przeżyjesz do końca roku.
Po kilku minutach byliśmy w stołówce. Stało tam wiele stolików i ławek. Przy większości z nich siedzieli chyba wszyscy uczniowie. Pod oknami i ścianami siedzieli trzecioklasiści. Nie przyglądałem się im długo. Wolałem się nie narażać. Po całej sali pętali się drugoklasiści i udawali gangsterów. Może i byli to mali przestępcy, ale w żaden sposób nie przypominali mafii. Co najwyżej meneli spod bloku. My usiedliśmy w jednym z kątów pomieszczenia i powoli i po cichu zjedliśmy drugie śniadanie.
Piata lekcja to wf. Tutaj atmosfera była zupełnie inna niż na poprzednich lekcjach. Wcześniej każdy był wobec siebie nieufny i najchętniej moi klasowi koledzy pozarzynaliby się, ale na wf-ie wszystko uległo diametralnej zmianie. Graliśmy w koszykówkę. Każdy ze sobą gadał, żartował, wygłupialiśmy się. Nawet kilka osób odezwało się do mnie. Przyjęli mnie normalnie. Bez żadnych fanfar i confetti, ale dali mi szansę. Może nie będzie tu aż tak tragicznie.
Po wf-ie mieliśmy jeszcze biologię i informatykę. Obie lekcje minęły szybko i wyszedłem ze szkoły z nieskrywaną ulgą. Podsumowując dzisiejszy dzień widziałem śmierć człowieka, miałem pokaz sztuki miłosnej na żywo, poznałem dwie osoby, które nie chciały mnie zabić i dostałem tróję z historii. Coś czuję, że to jeden z normalniejszych dni tutaj.

1 komentarz:

  1. Jak zaczęłam czytać, to przyszło mi do głowy, że w szkołach tego typu, to nauczyciele bywają największymi sadystami. Cóż, jakakolwiek szkoła poprawcza, często robi z ucznia kryminalistę gorszego, niż był, zanim się do niej dostał. Wyraźnie też widać, że Nick wiele będzie musiał zrobić, żeby przetrwać. To bardzo tragiczna perspektywa.

    OdpowiedzUsuń