Pierwszy marca. Super. To początek mojej kariery w nowej szkole. Trochę się stresuję, ale mam nadzieję, że jakoś zniosę naukę i mieszkanie tutaj. A przynajmniej chciałbym w to wierzyć…
Ta szkoła to coś w rodzaju zakładu poprawczego. Tylko, że tutaj nie ma strażników, krat więziennych i godzin odwiedzin, ale za to trafiają tu kryminaliści w wieku licealnym, którzy w większości mieszkają w przyszkolnym internacie. Tak mi się poszczęściło, że zamiast iść do mamra, trafiłem tu, ponieważ wyraziłem chęć nauki i poprawy. Po prostu chwyciłem Boga za nogi. Teraz czekają mnie dwa i pół roku w szkole dla kryminalistów, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone.
Na samym wejściu ruszyło na mnie kilku
wyrostków, ale ominąłem ich i przyspieszyłem kroku. Poszedłem do pokoju
nauczycielskiego, który znajdował się na piętrze. Zapukałem w drewniane drzwi i
poczekałem na jakąkolwiek reakcję. Po chwili wyszedł wielki i nadmiernie
umięśniony mężczyzna. Wyglądał jak zapaśnik. Przyjrzał mi się.
- Nowy? Z Ib? – Zapytał chrapliwym
głosem, a moje nozdrza zostały zaatakowane przez wściekłą woń cebuli i piwa.
- T-tak… - Wydukałem przez zatkany nos.
Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a ja
zostałem na prawie pustym korytarzu. Po dwóch minutach drzwi znów otworzyły
się, a przede mną stanął jakiś inny nauczyciel. Wysoki, szczupły, w koszuli z krótkim rękawem.
Uśmiechał się przyjaźnie.
- Jesteś moim nowym wychowankiem? – Kiwnąłem na znak zgody.
– To fajnie. Czekałem na ciebie. Chodź. – Skierował się w stronę schodów, a ja
podążyłem za nim. – Wiesz, w tej szkole to rzadkość, kiedy nowi uczniowie sami
tu przychodzą. Najczęściej przyprowadza ich kurator lub są przyprowadzani
grupowo. A ty? – Spojrzał na mnie przez ramię. - Masz kuratora?
- Nie. Ale raz w tygodniu muszę stawić
się na komendzie.
- Czyli jesteś grzeczny. To dobrze.
Przynajmniej z tobą nie będę miał kłopotów. – Rozbrzmiał dzwonek na lekcję. –
Oho. Musimy się spieszyć. – Wydłużył krok, przez co prawie biegłem. - Chyba nie
chcesz spóźnić się pierwszego dnia, co?
- Nie, nie chcę. – Bąknąłem, bo nie
chciałem zostawić pytania bez odpowiedzi. Nawet jeśli było pozbawione
jakiegokolwiek sensu.
Chwilę później byliśmy pod salą numer
siedemnaście. Mój wychowawca zapukał i otworzył drzwi. Przepuścił mnie przodem,
a ja niepewnie wszedłem do klasy. Najpierw spojrzałem na nauczyciela
prowadzącego lekcję. Jego wyraz twarzy mówił, że ma ochotę rozszarpać kogoś na
strzępy. Wychowawca wyprzedził mnie i przywitał się z nauczycielem. Podszedłem
do nich i stanąłem przodem do klasy. Wziąłem głęboki oddech, by nie krzyknąć.
Jakieś dwadzieścia pięć par oczu spoglądało na mnie z zaciekawieniem i z
wrogością.
Ludzie, ja dopiero co wszedłem!
Banda recydywistów, typków spod ciemnej
gwiazdy z domieszką dziewczyn, które w większości wyglądały jakby na co dzień
zajmowały się zabawianiem panów za pieniądze. A każda w mocno przerobionym
mundurku szkolnym. Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Nie odwróciłem się.
- To jest wasz nowy kolega. Przedstaw
się. – Wychowawca lekko popchnął mnie do przodu.
- Nick. – Podniosłem rękę, ale szybko ją
opuściłem i włożyłem ją do kieszeni. Spojrzałem w bok.
- Usiądź proszę. To ja nie przeszkadzam.
– skinął nauczycielowi i pospiesznie wyszedł.
Zająłem miejsce w pierwszej ławce i
wyjąłem pierwszy lepszy zeszyt. I tak wszystkie były puste. Zacząłem notować.
Nauczyciel matematyki podyktował nam jakieś zadanie i poczekał, aż je rozwiążemy.
Nie było trudne. Przynajmniej dla mnie. Poprosił kogoś o zapisanie rozwiązania
na tablicy. Chłopak wyglądał jak półgłówek, ale rozwiązał zadanie bez problemu
i ze skrywaną ulgą usiadł.
Kolejne piętnaście minut lekcji przebiegało
normalnie. Nauczyciel kazał nam rozwiązywać różne zadania i pytał o niektóre
rzeczy. To co na normalnej lekcji matematyki. Prawie. Kiedy był w trakcie
dyktowania kolejnego zadania, uciął w połowie zdania. Miałem przeczucie, że coś
się wydarzy.
- Dlaczego nie piszesz tego… -
odwróciłem się. Nauczyciel trzymał jakąś dziewczynę za włosy. Miała w zębach
ołówek, który najwyraźniej wcześniej gryzła. Najwyraźniej z nerwów zacisnęła
zęby i wątpię, aby jakakolwiek siła zdołałaby rozewrzeć jej szczęki.
Łup!
Nauczyciel walnął jej głową o blat
ławki. Dziewczyna zdążyła krótko krzyknąć. Mężczyzna puścił jej włosy, a jej
głowa przetoczyła się na bok. Z jamy ustnej wystawał ołówek i wypływała krew,
która bardzo szybko zmieniła się w kałużę i grubymi strużkami spływała na podłogę. Ołówek musiał wbić się w
podniebienie miękkie.
- … co dyktuję? – Skończył nauczyciel i
ruszył dalej przez klasę.
Nigdy nie czułem takiego przerażenia.
Ręce zaczęły mi się trząść, a nogi były miękkie jak z waty, pomimo że
siedziałem. Mimo to podniosłem się i chciałem podejść do dziewczyny by jej
pomóc. Zanim zdążyłem całkowicie wyprostować nogi, ktoś położył mi rękę na
ramieniu i brutalnie posadził na krześle.
- Siad na dupie i się nie ruszaj. –
Spojrzałem na osobę, która to powiedziała. Był to na krótko obcięty blondyn o
oczach jak dwie bryły lodu. Taki sam kolor i tak samo zimne. Wbił we mnie
gniewny wzrok. Szarpnął moim ramieniem i zmusił, bym, odwrócił się w stronę
tablicy. Poczułem jego rękę na głowie, a zwinne palce zaplątały się w moich
włosach. – Jeśli nie chcesz skończyć jak tamta panna, to rób to, co musisz. –
Syknął mi prosto do ucha i popchnął moją głowę zmuszając mnie, bym się
pochylił.
Ująłem długopis i spróbowałem coś
zapisać, ale ręka zbyt mocno mi się trzęsła. Udawałem, że coś notuję i starałem
się uspokoić przyspieszony oddech. Za każdym razem, kiedy nauczyciel
przechodził obok mojej ławki, kuliłem się i szybko zapisywałem jakiś bezsensowny
rząd liczb. Kiedy zadzwonił dzwonek poczekałem, aż nauczyciel skończy lekcję.
Mężczyzna pozwolił nam wyjść, a ja pospiesznie spakowałem swoje rzeczy i
szybkim krokiem wyszedłem z klasy. Usiadłem na ławce, która stała przed klasą i
schowałem twarz w dłoniach. Próbowałem poukładać niepokojące myśli. Chciałem
jak najszybciej zapomnieć o tym spojrzeniu martwych oczu, o twarzy zalanej
krwią, włosach polepionych krwią. Wiedziałem, że ta dziewczyna będzie mi się
śnić po nocach. A ja w dodatku nie udzieliłem jakiejkolwiek pomocy. Co ze mnie
za mężczyzna! Jestem beznadziejny.
- Ej! – ktoś powiedział nad moją głową.
Po niskim, chrapliwym głosie rozpoznałem blondyna, który siedział za mną.
Podniosłem zmęczony wzrok. – Chodź. Chyba nie chcesz spóźnić się na kolejną
lekcję.
Przytaknąłem i podniosłem się z ławki.
Włożyłem ręce w kieszenie czarnych jeansów i poszedłem za chłopakiem. Zanim zrównałem
z nim krok, przyjrzałem się jego plecom. Były przyodziane w ciemnobrązową,
skórzaną kurtkę sięgającą mu połowy ud. Teraz widziałem, że był ode mnie
wyższy, ale szczuplejszy. Miał pewny lecz lekki krok, poruszał się niemal
bezszelestnie. Wywarło to na mnie spore wrażenie. Trochę przyspieszyłem i
szedłem z nim ramię w ramię. Nie odzywaliśmy się, a ta cisza między nami stawała
się nieznośna. Postanowiłem zabrać głos.
- Dzięki za tamto… na matmie. –
Powiedziałem niepewnie. Chłopak obojętnie wzruszył ramionami. – Dzięki tobie
nie wyszedłem na głupka. – Pozwoliłem sobie na lekki uśmiech i spuściłem wzrok.
Weszliśmy po schodach i skierowaliśmy się do pracowni chemicznej.
- Spoko. Wiesz…
- zaczął, kiedy na mnie spojrzał i dyskretnie otaksował. – W tej szkole już tak
jest. Musisz się przyzwyczaić.
- A-aha… -
Odparłem cicho.
Byłem już
wystarczająco przybity, a takie pocieszenie na pewno mi nie pomogło.
- Słuchaj. Jeśli będziesz czegoś
potrzebować, to podbij do mnie. A tak w ogóle: Jestem Snake.
- Miło mi. I dzięki.
Chłopak kiwnął głową i odwrócił się.
Usiadł na skraju ławki obok osoby, z którą siedział na poprzedniej lekcji, a ja
na drugim jej końcu. Kątem oka zauważyłem, jak z nim rozmawia. Wskazał na mnie
głową. Świetnie. Nie jestem tu nawet godzinę, a już ktoś obrabia mi dupę.
Przez cały czas próbowałem zapomnieć o
matematyce. A skutek był odwrotny: przed oczami miałem twarz tej zabitej
dziewczyny i krew. Chciałem pozbyć się tych wspomnień jak najszybciej, a udało
mi się to osiągnąć dopiero na lekcji historii w momencie, w którym nauczycielka
wzięła mnie do odpowiedzi. Bohatersko odpowiedziałem na prawie wszystkie
pytania i dostałem tróję! Super. Pierwsza lekcja i trója. Zołza. Bardzo ładna
zołza. Była wysoka, szczupła, miała śniadą karnację skóry. Miała na sobie
czerwoną koszulę w kratę i glany. Pomimo, że wyglądała na jakieś dwadzieścia
cztery lata, trzymała nas w żelaznych ryzach. Wolę nie wiedzieć, co ona wcześniej
robiła swoim uczniom.
Zadzwonił dzwonek na długą przerwę i
wyszliśmy z klasy. Ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.
- E, nowy! – Zawołał za mną Snake. Coś
czuję, ze do końca roku będę „nowym”. – Idziesz razem z nami na stołówkę? – On
i jego kumpel podeszli do mnie.
- Okay.
- To jest Ray. – Blondyn przedstawił mi
swojego kolegę.
- Witam. – Chłopak wychylił się i
machnął do mnie.
- Cześć.
- Może skończymy naszą rozmowę? –
Zaproponował Snake, kiedy byliśmy w drodze do kantyny.
- W porządku. Z miłą chęcią dowiem się
czegoś o tym miejscu.
- Jaką rozmowę? – Zaciekawił się Ray.
- Gadaliśmy dzisiaj rano po pierwszej
lekcji. Opowiadałem ci przecież… - Odpowiedział blondyn z wyrzutem.
- No tak. Wybacz.
- Słuchaj, nowy – zwrócił się do mnie –
w tej szkole nie obowiązuje żadne prawo. Tutaj musisz robić wszystko by
przeżyć. Aby ocalić skórę musisz słuchać się nauczycieli i dyrcia. A poza tym
możesz robić co tylko zechcesz. Palić, pić, pieprzyć się, dilować. Nikogo nie
obchodzi to, co robisz. Masz tylko uczyć się i zdawać egzaminy.
- Taaa… - Odparłem, kiedy byłem
odwrócony. W osłupieniu przyglądałem się parce, która uprawiała seks na
stojąco. Szybko spojrzałem przed siebie. – Jasne. Coś jeszcze?
- Nie. To raczej wszystko. A i jeszcze
jedno. – Dodał po chwili. - Nie fikaj do starszaków. To pewna śmierć. Jarzysz?
- Nie jestem aż tak głupi.
- W porzo. Jeśli zastosujesz się do tego
wszystkiego, to może przeżyjesz do końca roku.
Po kilku minutach byliśmy w stołówce.
Stało tam wiele stolików i ławek. Przy większości z nich siedzieli chyba
wszyscy uczniowie. Pod oknami i ścianami siedzieli trzecioklasiści. Nie
przyglądałem się im długo. Wolałem się nie narażać. Po całej sali pętali się
drugoklasiści i udawali gangsterów. Może i byli to mali przestępcy, ale w żaden
sposób nie przypominali mafii. Co najwyżej meneli spod bloku. My usiedliśmy w
jednym z kątów pomieszczenia i powoli i po cichu zjedliśmy drugie śniadanie.
Piata lekcja to wf. Tutaj atmosfera była
zupełnie inna niż na poprzednich lekcjach. Wcześniej każdy był wobec siebie
nieufny i najchętniej moi klasowi koledzy pozarzynaliby się, ale na wf-ie
wszystko uległo diametralnej zmianie. Graliśmy w koszykówkę. Każdy ze sobą
gadał, żartował, wygłupialiśmy się. Nawet kilka osób odezwało się do mnie.
Przyjęli mnie normalnie. Bez żadnych fanfar i confetti, ale dali mi szansę.
Może nie będzie tu aż tak tragicznie.
Po wf-ie mieliśmy jeszcze biologię i
informatykę. Obie lekcje minęły szybko i wyszedłem ze szkoły z nieskrywaną
ulgą. Podsumowując dzisiejszy dzień widziałem śmierć człowieka, miałem pokaz
sztuki miłosnej na żywo, poznałem dwie osoby, które nie chciały mnie zabić i
dostałem tróję z historii. Coś czuję, że to jeden z normalniejszych dni tutaj.
Jak zaczęłam czytać, to przyszło mi do głowy, że w szkołach tego typu, to nauczyciele bywają największymi sadystami. Cóż, jakakolwiek szkoła poprawcza, często robi z ucznia kryminalistę gorszego, niż był, zanim się do niej dostał. Wyraźnie też widać, że Nick wiele będzie musiał zrobić, żeby przetrwać. To bardzo tragiczna perspektywa.
OdpowiedzUsuń