-
I jak? – zapytał arcybiskup, kiedy Rafael raczył zdać raport z zakończonej misji.
-
Niezła jest. Powiedziałbym, bardzo dobra. Tylko brakuje jej ogłady. I nosi
cywilne ubrania bez zezwolenia.
-
Ale w walce się sprawdza, tak? – dopytał, by rozwiać wszelkie wątpliwości
rodzące się w głowach obydwu księży.
-
Owszem. Nieźle się rusza, ma bardzo krótki czas reakcji. Ma celne oko i
sprawny, czysto kalkulacyjny, zimny umysł. Myśli nad tym co robi i planuje
swoje posunięcia. Ale nie słucha się mnie, jest opryskliwa i działa na własną
rękę. Jeżeli ma pomóc przy zamykaniu portalu, to musimy zacząć współpracować.
-
Rozumiem.
Giancardo
odchylił się w swoim fotelu i ujął w prawicę rżniętą w krysztale
szklankę z
koniakiem. Zakręcił alkoholem i zastanawiał się, czy się go nie napić.
Patrzył,
aż poziom cieczy uspokaja się i wyrównuje. Zmrużył oczy wpatrując się w
szkło.
Po chwili rozmyślił się i odstawił szklankę na biurko. Powrócił do
swojej wyjściowej pozycji i oparł łokcie na blacie, splótł ze sobą palce
obu dłoni.
Nim zaczął mówić, zakręcił sygnetem na palcu i go poprawił.
-
Ciężko było mi podjąć tą decyzję. Myślałem o tym bardzo długo, a ta rozmowa
pomogła mi właściwie zdecydować. Będzie trudna dla nas obu – przetarł
rubinowe oczko w pierścieniu. – Zawieszam wasze misje aż do zamknięcia portalu.
W tym czasie macie codziennie trenować i udoskonalać współpracę między wami.
Banderotti
zbladł ze złości. Nie mógł uwierzyć własnym uszom, mimo, iż nieskalane usta
arcybiskupa nie mogły kłamać. Po prostu nie mogły.
-
Co? Jak to zawieszasz? Ekscelencjo?! – uniósł się na ręcznie rzeźbionych
podłokietnikach krzesła, na którym siedział.
-
Nie mam innego wyboru. Zamkniecie portalu jest priorytetem, dlatego zawieszam
wasze misje.
-
Ale…
-
Nie ma żadnego ale. Koniec dyskusji. – Na twarzy Rafaela pojawił się
nieprzyjemny grymas sygnalizujący dezaprobatę wobec pomysłu przełożonego, od
którego chciał się odwoływać. – I nie zachowuj się jak dziecko! Skończyłem,
dziękuję.
Egzorcysta
wiedział, że nic nie wskóra. Wyszedł z godnością. Na zewnątrz wziął głęboki
wdech i wyciszył się w jednej chwili. Udał się do swojego pokoju i przez pół
nocy pracował nad programem treningowym dla niego i Christiny.
-
Ciuchy cywilne? A cóż to za zmiana? – Spytała Ravenga, kiedy w swoich drzwiach
zastała Rafaela w szarym dresie.
-
Załóż strój ćwiczebny. W sutannach ciężej będzie nam trenować. Za dziesięć
minut widzę cię na dziedzińcu.
-
Tak jest! – zawołała radośnie i trzasnęła drzwiami.
Christina
cieszyła się, bo każdy dzień, ba!, każda chwila bez habitu to szczęśliwa
chwila. Założyła niebieską bokserkę i czarne, wąskie spodnie od dresu. Związała
włosy na czubku głowy i zasznurowała
adidasy. Wybiegła z zakonu bardzo szybko.
-
Przynajmniej się nie spóźniłaś – skwitował, kiedy obejrzał jej strój
zatrzymując przez chwilę ciężki, karcący wzrok na wydekoltowanej bluzce towarzyszki.
Jedynie pokręcił głową.
-
Co trenujemy? – spytała blondynka po krótkiej rozgrzewce?
-
Najpierw zaufanie. Stań do mnie tyłem. – Wykonała polecenie bez słowa skargi. –
A teraz padnij.
-
Co?! Nigdy w życiu.
-
No upadnij na plecy, kobieto – powiedział, powoli tracąc cierpliwość. Powoli. –
Dopóki nie zrobimy tego ćwiczenia, nie mam mowy o dalszej współpracy. Zamknij
oczy i upadnij.
Wiedziała,
że jest to konieczne. Westchnęła w duchu i zacisnęła powieki. Poleciała na
plecy, coraz bardziej zbliżając się do twardej ziemi. W każdej chwili była
gotowa wykręcić się by złagodzić upadek, ale to nie było konieczne. Zamiast
trawy poczuła pod sobą miękkie, silne ramiona.
-
Jesteś spięta – wyprostował ją. – Nie ufasz mi.
-
Bo byłam pewna, że mnie nie złapiesz.
-
Jeszcze raz.
Tym
razem nieco się rozluźniła.
-
Jak na początek to nieźle. Może do końca dnia zaufasz mi na tyle, byśmy mogli
zacząć wykonywać jakieś inne ćwiczenia wymagające wzajemnego wsparcia.
Pamiętaj, ja ci ufam.
-
Przepraszam, ale… - skuliła się w sobie.
-
Co?
-
Po tym… W garażu – zagryzła wargi i zdawała się jeszcze bardziej zmaleć.
Zapadła
niezręczna cisza.
-
Kontynuujmy – powiedział spokojnie Rafael. – Padnij.
Dziewczyna
zrobiła to, o co poprosił. Najpierw poczuła jego ramiona, potem, kiedy
przygotowała się mentalnie do podniesienia, jej błędnik podpowiadał dalszą
utratę pionu. Rafael położył ją delikatnie na ziemi. Wsparł się na łokciu i
nachylił nad nią. Drugą otoczył dziewczynę w talii w razie potrzeby odcinając
drogę ucieczki.
-
Otwórz oczy.
Spojrzała
na niego, W jego oczach nie było nic poza troską.
-
Nie zależy mi na twojej krzywdzie. A tamto było po prostu incydentem,
nieprawidłowym i nieetycznym sposobem zastraszenia. Chcę tylko, byś była mi
posłuszna. To ma być zdrowy układ oparty na wzajemnej współpracy i zaufaniu, a
nie strachu.
-
I tak się ciebie boję. Drżę, kiedy na ciebie patrzę.
-
Wiem, że to, co się wydarzyło nie powinno mieć miejsca. Przepraszam cię,
Christina. Nie chciałem cię skrzywdzić. Proszę cię o wybaczenie i chciałbym,
abyś mi zaufała. Naprawdę nie chcę cię skrzywdzić.
Zakonnica
poczuła ciepło rozlewające się po jej ciele. Nagle twarz zaczęła piec. Chciała
ukryć swoje zmieszanie, dlatego wywinęła się i przewróciła Egzorcystę na plecy.
Usiadła na jego miednicy, skutecznie unieruchamiając dolne parte ciała.
-
Silna jesteś.
-
Wiem.
Popatrzyła
na niego. Oblicze mężczyzny wydawało się być nieco łagodniejsze niż zazwyczaj.
Lekko uśmiechnęła się. Po raz pierwszy szczerze.
-
Wybaczam ci – stwierdziła po chwili – i postaram zaufać. Ale… - nachyliła się.
– Zachowam pewną niezależność… Będę wykonywać twoje rozkazy, ale nie ingeruj w
moje życie prywatne.
-
Dobrze.
Wstała
i pomogła podnieść się partnerowi.
-
Wiesz, mam nadzieje, że za to, co zrobiłeś, dostałeś surową pokutę –
szturchnęła go w ramię.
-
Au! Tak, dostałem – odpowiedział i rozmasował miejsce uderzenia. – Moja kolej.
Udowodnił,
że zaufał kobiecie. Bez wahania upadł i ona złapała go. A ten chwyt
zapoczątkował silną więź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz