niedziela, 4 maja 2014

Test



   Po załatwieniu wszystkich formalności i zakwaterowania dla Egzorcystki, rozpoczęła się misja Rafaela. A jego celem było oswojenie krnąbrnej zakonnicy. Najpierw musiał wiedzieć co tak naprawdę potrafi i do czego zdolna jest jego podopieczna. W tym celu załatwił łatwą misję niedaleko stolicy. Wyruszyli nazajutrz. Oboje w mundurach, uzbrojeni, odhaczyli się w koszarach i pojechali do małej miejscowości pod miastem. Ravenga miała ze sobą tajemniczą, czarną walizkę półtorametrowej długości.
 
   - Co tam jest? – spytał mężczyzna.
   - Nie możesz wytrzymać, prawda ojcze? – oznajmiła bardziej niż zapytała, drwiąc. – Nie powiem. To jest łatwa misja, tak?
   - Teoretycznie.
   - To się nie dowiesz, ojcze.
   Dojechali na miejsce zaskakująco szybko. Niby była to sypialnia Draven, ale gdzieniegdzie biegały kury, a asfalt był poznaczony krowimi odchodami. Zaparkował przed remizą strażacką.
Rafael zabrał tylko krucyfiks. Christina przeciwnie: na pasku przewieszonym przez ramię wisiał karabin maszynowy, na udzie miała rewolwer, a przy pasie munduru pas amunicji do karabinu. Do tego w ręku miała czarną walizkę z tajemniczą zawartością. Chodząca armia.
   - To ma być test sprawdzający twoje umiejętności – przypomniał jej przełożony. - Wkraczam dopiero, gdy sytuacja wymknie się spod kontroli.
   - W porządku – potaknęła i sprawdziła magazynek w M16. Poprawiła rewolwer.
  Mężczyzna wyjął z samochodu kilka kartek i długopis.
   - Co zrobisz najpierw?
   - Zrobię małe rozeznanie – odparła bez wahania.
   - I pójdziesz do ludzi uzbrojona po zęby? – spytał z drwiną. Odnotował coś na kartce.
   - No… nie. Po prostu założyłam, że wiesz, co tu się dzieje i mi powiesz, ojcze.
   - Bo wiem. Ale ty nie, a ja ci nic nie powiem. I co zrobisz by się dowiedzieć?
   - Zapytam ludzi, czy czegoś nie widzieli. Najpierw się wylegitymuję.
   - A tą walizę będziesz targać ze sobą?
   - Owszem.
   Z bocznej ściany wyciągnęła pasek i przyczepiła go do przeciwległej, w której było specjalnie do tego przystosowane wyżłobienie. Przewiesiła pudło przez plecy, zasłaniając broń maszynową. Rewolwer był pod sutanną, a pas z amunicją zakryła pasem od munduru, który był na tyle szeroki by zakryć kule.
   - Sprytnie – przyznał Egzorcysta i znów coś zanotował.
   Dziewczyna zrobiła to, co zapowiedziała. Jakaś kobieta powiedziała jej, że widziała kilka latających stworów. Wiedziała tylko, że latają. Nie pamiętała, jak wyglądają i ile ich było. Jednemu rolnikowi jakieś człekokształtne stworzenie ukradło kurę. Jeszcze inny znalazł na stodole ślady pazurów, które od razu pokazał specjalistce.
   - I co z tego wynika? – Zapytał Rafael, kiedy siedzieli przed kapliczką na skrzyżowaniu dróg wylotowych ze wsi.
   - Niewiele – westchnęła. – Maksymalnie Piąty Krąg, bo wiele nie jedzą. Te ślady nie były zbyt imponujące, więc potwór nie jest duży. Jeden z kilku.
  - Środki? –Spytał zapisawszy coś na kartce. Cały czas coś skrobał długopisem po papierze i zapisywał wnioski po jej odpowiedziach.
   - Podstawowe. Kule ze wzmocnionym rdzeniem węglowym. To zwykłe potwory, dlatego większe środki  ostrożności nie będą konieczne.
   - Co teraz zrobisz?
   - Nieopodal jest las. Niektórzy powiedzieli, że ostatnio nie widzieli zwierzyny łownej, dlatego warto najpierw tam się rozejrzeć. Kiedy wejdziemy głębiej, uwolnię nieco aromatu krwi. Jeżeli nic się nie stanie, wejdziemy jeszcze dalej, aż do samego środka. Jeśli nic nas nie zaatakuje, przeszukam inne miejsca, ewentualnie pójdę do wsi i spróbuję je wywołać. W końcu się znajdą.
   - Metoda okrężna, ale bezpieczna. Prawidłowo. Prowadź, siostro.
   Ravenga skorzystała z nawigacji i skierowała się w stronę lasu. Kiedy przeszła przez pierwszą ścianę drzew, wyjęła skondensowaną krew zajęczą w aerozolu i rozpyliła dookoła siebie. Rafael stał za nią i ostrożnie, bezszelestnie wyjął małą buteleczkę z różowawym płynem. Wyjął mały koreczek i wypuścił kilka kropel na ziemię. Szybko ją schował.
   Po lewej zatrząsały się krzaki jeżyny, a z nich wyskoczyły trzy skulone Żarłacze. Każdy z nich uzbrojony w cztery rzędy wielkich zębów osadzone w wielkiej paszczy. W zasadzie to większość ich ciał to były pyski. Poza tym miały małą klatkę piersiowo-trzewiową i sześć kończyn.
   Od razu pobiegły w stronę dziewczyny, a ona poszczuła je serią z karabinu. Jeden z nich zdołał uciec. Rzuciła w niego nadajnikiem, a na nawigacji momentalnie pojawił się pulsujący punkt, który przemieszczał się na północ. Udali się za nim. Ravenga cały czas rozpylała dookoła siebie krew, a jej przełożony pokropił jej plecy substancją.
   Potwory zleciały się szybciej, niż sądzili. Nad nimi załopotało sześć par skrzydeł  błonoskórych Pazurników o zakrzywionych jak haki pazurach długości przedramienia dorosłego mężczyzny. Stwory zapikowały w powietrzu i przypuściły dziką szarżę wprost na nich. Zakonnica uśmierciła je za pomocą M-16 kosztem ostatnich naboi. Wyjęła rewolwer. Do niego też nie miała zbyt wielu kul. Wiedziała, że będzie ciężko bez amunicji. Z drugiej strony pocieszała ją świadomość, że zostało jej już niewiele potworów do zabicia. Ruszyli dalej za sygnałem.
   - Jak będziesz walczyć, skoro kończy ci się amunicja?
   - Mam jeszcze rewolwer. Spokojnie, dam radę – zdobyła się na cień uśmiechu nieco rozjaśniający jej twarz utopioną w mroku rozpaczy i bezradności.
   Rafael wzruszył ramionami. To nie jego walka.
   Kontynuowali spacer, dopóki nie dotarli do sporej polany. Żarłacz zdechł. Wielkie szczęki tworzyły kąt półpełny, zakrywając resztę bezkształtnej masy, która przed śmiercią i utratą sprężystości tworzyła ciało potwora. Zwłoki leżały na skraju placu przypominając naszpikowaną ostrymi kłami kupę śmierdzącego gówna.
   - I ślad się urwał – dziewczyna westchnęła żałośnie. – A już myślałam, że nasz zębaty kolega nas gdzieś doprowadzi. Trzeba będzie…
   Instynktownie i bez powodu, wiedziona głosem podświadomości, odwróciła się. Nim zdążyła zrobić krok została zablokowana przez rękę wikariusza.
   - Cii… - sięgnął po krucyfiks, ale nie dotknął go. W razie potrzeby w każdej chwili mógł go wyciągnąć i użyć.
   - O co ci… - przerwała, kiedy usłyszała to co on, czyli skrzypienie poruszanych gwałtownie drzew. – Co to?
   - Schowaj się…
   - Nie ma mowy!
   Odepchnęła go na bok i zasłoniła w momencie, gdy wielka gorgona bagienna wpadła na polanę, przewracając przy tym kilka sosen.
   - Zostaw to mnie! Koniec testu! Żarty się skończyły!
   - Nie! Das ist mein kampf! – krzyknęła w języku saerskim.
   Strzelała w Żelaznego bez opamiętania, jednakże bardzo celnie. Problemem był odporny na ten rodzaj kul pancerz gorgony. Strzały z małokalibrowego pistoletu zwykłymi nabojami mogły co najwyżej połaskotać potwora za uszami.
   Ravenga z każdym wystrzałem złościła się coraz bardziej. A Banderotti to widział. Krucyfiks był w pogotowiu. Tylko, że szczęśliwy posiadacz nie zdążył go użyć.
   - Zdychaj wreszcie, głupi bydlaku!
   Zrzuciła walizę z pleców, otworzyła ją, a ze środka wyjęła wyrzutnię rakiet i jeden pocisk. Nabiła działo i wycelowała. Poczekała, aż gorgona pojawi się w skrzyżowaniu celownika i ustawi pod dobrym kątem.
Trzy sekundy później pół potwora zniknęło, rozmywając się w eterze.
   - Raczej się nie podniesie – stwierdziła zakonnica spojrzawszy na byczy zad i spakowała broń.
   - Trochę przegięłaś.
   - Skądże! – żachnęła się. – Rozniosłaby mnie na kawałki nim zdążyłabym krzyknąć. A tak to przynajmniej nie żyje. Misja wykonana, wracamy.
   Dziewczyna wyminęła księdza i raźnym krokiem, machając walizą, kierowała się w stronę wsi. Rafael ruszył za nią.
   - Czyli to TO było w walizie. – Zagaił, kiedy uznał, że cisza panująca między nimi stała się nieznośna.
   - Nie tylko to, ale owszem, bazooka też. Nadal nie możesz jej dotykać! – przypomniała mu.
   Wrócili do samochodu i spakowali broń.
   Po poinformowaniu sołtysa o sytuacji, wrócili do Draven.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz