Po załatwieniu wszystkich formalności i zakwaterowania dla
Egzorcystki, rozpoczęła się misja Rafaela. A jego celem było oswojenie
krnąbrnej zakonnicy. Najpierw musiał wiedzieć co tak naprawdę potrafi i do
czego zdolna jest jego podopieczna. W tym celu załatwił łatwą misję niedaleko
stolicy. Wyruszyli nazajutrz. Oboje w mundurach, uzbrojeni, odhaczyli się w
koszarach i pojechali do małej miejscowości pod miastem. Ravenga miała ze sobą
tajemniczą, czarną walizkę półtorametrowej długości.
- Nie możesz wytrzymać, prawda ojcze? – oznajmiła bardziej
niż zapytała, drwiąc. – Nie powiem. To jest łatwa misja, tak?
- Teoretycznie.
- To się nie dowiesz, ojcze.
Dojechali na miejsce zaskakująco szybko. Niby była to
sypialnia Draven, ale gdzieniegdzie biegały kury, a asfalt był poznaczony
krowimi odchodami. Zaparkował przed remizą strażacką.
Rafael zabrał tylko krucyfiks. Christina przeciwnie: na
pasku przewieszonym przez ramię wisiał karabin maszynowy, na udzie miała
rewolwer, a przy pasie munduru pas amunicji do karabinu. Do tego w ręku miała
czarną walizkę z tajemniczą zawartością. Chodząca armia.
- To ma być test sprawdzający twoje umiejętności –
przypomniał jej przełożony. - Wkraczam dopiero, gdy sytuacja wymknie się spod
kontroli.
- W porządku – potaknęła i sprawdziła magazynek w M16.
Poprawiła rewolwer.
Mężczyzna wyjął z samochodu kilka kartek i długopis.
- Co zrobisz najpierw?
- Zrobię małe rozeznanie –
odparła bez wahania.
- I pójdziesz do ludzi uzbrojona
po zęby? – spytał z drwiną. Odnotował coś na kartce.
- No… nie. Po prostu założyłam,
że wiesz, co tu się dzieje i mi powiesz, ojcze.
- Bo wiem. Ale ty nie, a ja ci
nic nie powiem. I co zrobisz by się dowiedzieć?
- Zapytam ludzi, czy czegoś nie
widzieli. Najpierw się wylegitymuję.
- A tą walizę będziesz targać ze
sobą?
- Owszem.
Z bocznej ściany wyciągnęła pasek
i przyczepiła go do przeciwległej, w której było specjalnie do tego
przystosowane wyżłobienie. Przewiesiła pudło przez plecy, zasłaniając broń
maszynową. Rewolwer był pod sutanną, a pas z amunicją zakryła pasem od munduru,
który był na tyle szeroki by zakryć kule.
- Sprytnie – przyznał Egzorcysta
i znów coś zanotował.
Dziewczyna zrobiła to, co
zapowiedziała. Jakaś kobieta powiedziała jej, że widziała kilka latających
stworów. Wiedziała tylko, że latają. Nie pamiętała, jak wyglądają i ile ich
było. Jednemu rolnikowi jakieś człekokształtne stworzenie ukradło kurę. Jeszcze
inny znalazł na stodole ślady pazurów, które od razu pokazał specjalistce.
- I co z tego wynika? – Zapytał
Rafael, kiedy siedzieli przed kapliczką na skrzyżowaniu dróg wylotowych ze wsi.
- Niewiele – westchnęła. –
Maksymalnie Piąty Krąg, bo wiele nie jedzą. Te ślady nie były zbyt imponujące,
więc potwór nie jest duży. Jeden z kilku.
- Środki? –Spytał zapisawszy coś
na kartce. Cały czas coś skrobał długopisem po papierze i zapisywał wnioski po
jej odpowiedziach.
- Podstawowe. Kule ze wzmocnionym
rdzeniem węglowym. To zwykłe potwory, dlatego większe środki ostrożności nie
będą konieczne.
- Co teraz zrobisz?
- Nieopodal jest las. Niektórzy
powiedzieli, że ostatnio nie widzieli zwierzyny łownej, dlatego warto najpierw
tam się rozejrzeć. Kiedy wejdziemy głębiej, uwolnię nieco aromatu krwi. Jeżeli
nic się nie stanie, wejdziemy jeszcze dalej, aż do samego środka. Jeśli nic nas
nie zaatakuje, przeszukam inne miejsca, ewentualnie pójdę do wsi i spróbuję je
wywołać. W końcu się znajdą.
- Metoda okrężna, ale bezpieczna.
Prawidłowo. Prowadź, siostro.
Ravenga skorzystała z nawigacji i
skierowała się w stronę lasu. Kiedy przeszła przez pierwszą ścianę drzew,
wyjęła skondensowaną krew zajęczą w aerozolu i rozpyliła dookoła siebie. Rafael
stał za nią i ostrożnie, bezszelestnie wyjął małą buteleczkę z różowawym
płynem. Wyjął mały koreczek i wypuścił kilka kropel na ziemię. Szybko ją
schował.
Po lewej zatrząsały się krzaki
jeżyny, a z nich wyskoczyły trzy skulone Żarłacze. Każdy z nich uzbrojony w cztery rzędy wielkich
zębów osadzone w wielkiej paszczy. W zasadzie to większość ich ciał to były pyski. Poza tym miały małą
klatkę piersiowo-trzewiową i sześć kończyn.
Od razu pobiegły w stronę
dziewczyny, a ona poszczuła je serią z karabinu. Jeden z nich zdołał uciec. Rzuciła w niego nadajnikiem, a na nawigacji momentalnie pojawił się pulsujący punkt, który
przemieszczał się na północ. Udali się za nim. Ravenga cały czas rozpylała
dookoła siebie krew, a jej przełożony pokropił jej plecy substancją.
Potwory zleciały się szybciej, niż sądzili.
Nad nimi załopotało sześć par skrzydeł błonoskórych Pazurników o zakrzywionych jak haki pazurach długości
przedramienia dorosłego mężczyzny. Stwory zapikowały w powietrzu i przypuściły dziką szarżę wprost na nich.
Zakonnica uśmierciła je za pomocą M-16 kosztem ostatnich naboi. Wyjęła
rewolwer. Do niego też nie miała zbyt wielu kul. Wiedziała, że będzie ciężko
bez amunicji. Z drugiej strony pocieszała ją świadomość, że zostało jej już
niewiele potworów do zabicia. Ruszyli dalej za sygnałem.
- Jak będziesz walczyć, skoro
kończy ci się amunicja?
- Mam jeszcze rewolwer.
Spokojnie, dam radę – zdobyła się na cień uśmiechu nieco rozjaśniający jej
twarz utopioną w mroku rozpaczy i bezradności.
Rafael wzruszył ramionami. To nie
jego walka.
Kontynuowali spacer, dopóki nie
dotarli do sporej polany. Żarłacz zdechł. Wielkie szczęki tworzyły kąt
półpełny, zakrywając resztę bezkształtnej masy, która przed śmiercią i utratą
sprężystości tworzyła ciało potwora. Zwłoki leżały na skraju placu
przypominając naszpikowaną ostrymi kłami kupę śmierdzącego gówna.
- I ślad się urwał – dziewczyna
westchnęła żałośnie. – A już myślałam, że nasz zębaty kolega nas gdzieś
doprowadzi. Trzeba będzie…
Instynktownie i bez powodu,
wiedziona głosem podświadomości, odwróciła się. Nim zdążyła zrobić krok
została zablokowana przez rękę wikariusza.
- Cii… - sięgnął po krucyfiks,
ale nie dotknął go. W razie potrzeby w każdej chwili mógł go wyciągnąć i użyć.
- O co ci… - przerwała, kiedy
usłyszała to co on, czyli skrzypienie poruszanych gwałtownie drzew. – Co to?
- Schowaj się…
- Nie ma mowy!
Odepchnęła go na bok i zasłoniła
w momencie, gdy wielka gorgona bagienna wpadła na polanę, przewracając przy tym
kilka sosen.
- Zostaw to mnie! Koniec testu!
Żarty się skończyły!
- Nie! Das ist mein kampf! –
krzyknęła w języku saerskim.
Strzelała w Żelaznego bez
opamiętania, jednakże bardzo celnie. Problemem był odporny na ten rodzaj kul
pancerz gorgony. Strzały z małokalibrowego pistoletu zwykłymi nabojami mogły co
najwyżej połaskotać potwora za uszami.
Ravenga z każdym wystrzałem
złościła się coraz bardziej. A Banderotti to widział. Krucyfiks był w
pogotowiu. Tylko, że szczęśliwy posiadacz nie zdążył go użyć.
- Zdychaj wreszcie, głupi
bydlaku!
Zrzuciła walizę z pleców,
otworzyła ją, a ze środka wyjęła wyrzutnię rakiet i jeden pocisk. Nabiła działo
i wycelowała. Poczekała, aż gorgona pojawi się w skrzyżowaniu celownika i
ustawi pod dobrym kątem.
Trzy sekundy później pół potwora
zniknęło, rozmywając się w eterze.
- Raczej się nie podniesie –
stwierdziła zakonnica spojrzawszy na byczy zad i spakowała broń.
- Trochę przegięłaś.
- Skądże! – żachnęła się. –
Rozniosłaby mnie na kawałki nim zdążyłabym krzyknąć. A tak to przynajmniej nie
żyje. Misja wykonana, wracamy.
Dziewczyna wyminęła księdza i
raźnym krokiem, machając walizą, kierowała się w stronę wsi. Rafael ruszył za
nią.
- Czyli to TO było w walizie. –
Zagaił, kiedy uznał, że cisza panująca między nimi stała się nieznośna.
- Nie tylko to, ale owszem,
bazooka też. Nadal nie możesz jej dotykać! – przypomniała mu.
Wrócili do samochodu i spakowali
broń.
Po poinformowaniu sołtysa o
sytuacji, wrócili do Draven.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz