czwartek, 12 czerwca 2014

Pan pedagog

W poniedziałek lekcje przebiegły normalnie. Na historii pani Sparks mnie nie zapytała. Chyba coś do niej dotarło. Nareszcie, koniec męki z historią. Na wf-ie mieliśmy gimnastykę. Coś nowego. Robiliśmy przewroty, przez co o mało nie złamałem karku. Na informatyce Ray znów coś pisał. Nawet nie zastanawiałem się co to może być. A na biologii mieliśmy kartkówkę. W sumie nie poszło mi tragicznie. Może nawet dostanę trójkę. Byłoby fajnie. Dostać trzy u pani Walker. To nazywałby się sukces życia.
        Po lekcjach ja i Snake poszliśmy do parku. Usiedliśmy pod jednym z drzew i zaczęliśmy gadać. Po raz pierwszy byłem z nim na takiej przechadzce. Kiedy słuchałem opowieści Snake’a o szkole, podeszło do nas pięciu chłopaków. Byli z drugiej klasy. Mieli podkute żelazem pałki i łomy.
- Ty jesteś Snake? – Zapytał jeden z nich, wyglądający na przywódcę.
Popatrzyłem na kolegę. Był przerażony. Przełknął ślinę. Spojrzałem na napastników. Ten, który stał z przodu, patrzył na blondyna z satysfakcją.
- Chłopaki. Bierzemy go. – Powiedział i szeroko się uśmiechnął pokazując garnitur pożółkłych od papierosów zębów.
Zamachnął się pałką, a ja zareagowałem. Znów robiłem wszystko instynktownie, pomimo, że bardzo tego nie chciałem. Skończenie z przemocą w tym miejscu było po prostu niemożliwe. Złapałem chłopaka pod łokciem i uderzyłem w brzuch. Popchnąłem go na jego kolegę stojącego z tyłu. Trzech innych skierowało swoją broń na mnie. Wykonałem bardzo zgrabny unik do tyłu i podskoczyłem do chłopaka stojącego po lewej. Walnąłem go kolanem w krzyż i zasłoniłem się nim. Dostał od kolegów w żebra. Usłyszałem dźwięk pękającyh jak suche patyki kości. Poszkodowany zawył z bólu i go puściłem. Zatoczył się na lewo. Trzech było tuż przede mną.
 Nagle jeden z nich nacierający na mnie od lewej znieruchomiał, wytrzeszczył oczy i upadł. Z tyłu jego czaszki wystawał wytarty nożyk do rzucania. Ja i tamci dwaj byliśmy zdziwieni. Otrząsnąłem się i jednemu złamałem nos, a drugi wykorzystał moją chwilę nieuwagi i walnął mnie łomem w brzuch. Złożyłem się w pół i uklęknąłem na trawie. Nagle tamten drugi stęknął. Podniosłem głowę i zobaczyłem, jak Snake trzyma go za ramiona i wali kolanem w brzuch. Chłopak upadł, a blondyn podszedł do trupa i wyjął nożyk. Wytarł go w włożył za pazuchę. Kucnął przy mnie.
- W porządku? – Spytał i klepnął mnie po ramieniu.
- Zaraz… - Stęknąłem i spróbowałem wstać. Snake podtrzymał mnie i dzięki niemu powoli się wyprostowałem. – Dam radę. Dzięki.
  Uciekliśmy z miejsca wypadku zostawiając za sobą oszołomionych drugoklasistów. Blondyn niósł moją torbę. Po chwili wziąłem ją od niego i raźnym krokiem weszliśmy do centrum miasta.
- Wiesz, że mamy przejebane? – Zapytał mnie kiedy weszliśmy do galerii handlowej.
- Niby dlaczego? Broniliśmy się. – Skierowaliśmy się ku toaletom.
- To byli drugoklasiści.
Umyliśmy ręce i twarze, po czym wyszliśmy z kibli i usiedliśmy na ławce ustawionej pośrodku alei. Staraliśmy się o tym wszystkim nie myśleć. Snake’a bardziej martwiły konsekwencje, mnie śmierć człowieka. Chociaż coraz bardziej się do tego przyzwyczajam. Już nie czuję się taki przerażony i bezradny wobec czyjeś śmierci. 
Staję się znieczulonym potworem. Niedługo zostanę zwierzęciem jak pozostali uczniowie.
- To ty rzuciłeś nożyk, prawda? – Zapytałem Snake’a po chwili.
- Tak. – odparł beznamiętnie. – Czy to coś zmienia?
- Nie. – Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Dziękuję. – Powiedział skruszony.
- Za co? – Spojrzałem na niego. 
Wyglądał jak siedem nieszczęść. Podniósł na mnie jak zwykle zimny wzrok.
- Uratowałeś mnie. Dzięki. Gdyby nie ty, pewnie zdechłbym w tym parku. I jeszcze przeze mnie oberwałeś. Dziękuję.
- W porządku. Czego nie robi się dla kumpli? – Uśmiechnąłem się do niego i szturchnąłem łokciem. Podniósł brwi i po chwili też się uśmiechnął. Odwrócił głowę i spojrzał przed siebie.
- Idziemy na lody?
- Czemu nie. – Zgodziłem się i raźnym krokiem ruszyliśmy ku najbliższej lodziarni.
Ten dzień nieco zbliżył mnie do Snake’a. Od teraz bardziej sobie ufamy. Może zostaniemy przyjaciółmi. Chciałbym, bo w sumie Snake nie jest taki zły, na jakiego się kreuje. Może i na moich oczach zabił człowieka, ale zrobił to w dobrej wierze. Nawet go polubiłem. Miał niezłe poczucie humoru i lekkie podejście do życia. Przyjemnie mi się z nim rozmawia. Co prawda nie wiem o nim zbyt wiele, ale wierzę, że z czasem to się zmieni.

We wtorek przypomniałem sobie słowa Snake’a.
Na długiej przerwie do naszej klasy wpadli członkowie Rady Dyscyplinarnej. Nie wiedziałem, po co przyszli, w przeciwieństwie do Snake’a. Od razu skierowali się ku nam. Przełknąłem ślinę.
- Ty pierdolony chuju! – Warknął na mnie i wymierzył mi cios w zęby, którego uniknąłem. Pięść walnęła mnie w prawy bark. Szarpnął mnie za koszulkę i podniósł do góry. – Ty, jebańcu, załatwiłeś moich kumpli! – Zauważył w moich oczach strach. – Zajebię cię, słyszysz?!
- Za co? – Odezwałem się niespodziewanie. – Za to, że się broniłem?
Trzecioklasista zrobił bardziej tępa minę niż ma zazwyczaj, co zasugerowało mi, że się zdziwił. Odgiąłem jego palce i wylądowałem miękko na podłodze. Poprawiłem koszulę i spojrzałem na niego.
- Miałem pozwolić, aby jakaś banda szympansów mnie pobiła nie wiadomo za co? Ja im nic takiego nie zrobiłem, a oni rzucili się na mnie. Miałem wyjść na frajera i dać się zlać? A to, że dostali po pysku świadczy tylko o ich sile i umiejętnościach.
- Słyszałem coś innego. Podobno to ty zaatakowałeś…
- Ja? Oszalałeś? Zastanów się, czy rzuciłbyś się sam jeden na piątkę uzbrojonych oprychów. Ja na pewno nie zacząłem i nie ma opcji aby ktoś o zdrowych zmysłach sprowokował bójkę z pięcioosobową bandą.
Wódz zapowietrzył się. Najwyraźniej go zażyłem. Miał zamiar mnie uderzyć, ale jego przydupas go powstrzymał. Przyznał mi rację. Przewodniczący Rady spojrzał na mnie gniewnie i wycelował we mnie swój gruby, sękaty paluch.
- Tym razem ci się upiekło, cwaniaczku, ale pilnuj się. A ty - spojrzał na Snake’a – Przypilnuj, aby nie narozrabiał. – Podszedł do blondyna i przyparł do ławki. – Jeszcze cię załatwię, słyszysz? Wiem, że to ty zabiłeś Fredy’ego i innych. Pilnuj się synku, albo obedrę cię ze skóry.
Cała piątka wyszła, a ja opadłem na krzesło.
- No to dopiero teraz masz przesrane. – Powiedział Snake.
- O co ci chodzi? – Spojrzałem nad jego ramieniem.
Wszyscy w klasie gapili się na mnie. Większość z przerażeniem, kilku z szacunkiem. O co im chodziło?
- O to, że podskakiwałeś do Rady Dyscyplinarnej. Życie ci nie miłe, Nico?
Wzruszyłem ramionami i odwróciłem się w stronę tablicy.
Na religii ktoś zapukał do drzwi. Nauczyciel zaprosił gościa. Do klasy weszła uczennica z trzeciej klasy. Po przypince na piersi ze znakiem szkoły domyśliłem się, że jest z samorządu.
- Pan pedagog prosi do siebie Nicolasa Franklina. – Powiedziała i rozejrzała się po klasie.
- I wykrakałem. – Powiedział blondyn nad moim ramieniem.
- Co? – odwróciłem się.
- Posłuchaj. – Wtrącił się Ray. – Jeśli wyjdziesz od pedagoga w jednym kawałku będziesz mógł uznawać się za wielkiego szczęściarza – rzekł poważnie i zerknął na dziewczynę. – Schowaj dumę w kieszeń i odpowiadaj na pytania tak, jak on chce. Bądź potulny i nie wychylaj się. On lubi lizusów.
- Dokładnie. Daj telefon. – Snake wyciągnął ku mnie rękę.
- Po co?
- Dawaj.
Podałem mu moją komórkę. Chłopak napisał coś na klawiaturze numerycznej.
- Nick. – Przywołał mnie katecheta.
- Sekundkę. – Powiedziałem i odwróciłem się do niego plecami.
- Trzymaj palec na zielonej słuchawce i naciśnij, jeśli coś pójdzie nie tak. – Blondyn podał mi telefon i wsadziłem go do kieszeni. Wstałem z miejsca.
Podszedłem do dziewczyny, a ona odsunęła się od drzwi i pozwoliła mi wyjść. Zamknęła drzwi i ruszyliśmy korytarzem. Milczeliśmy. 
Przyjrzałem się jej. Miedziane włosy, zielone oczy, na nosie miała kilka piegów. Była nawet ładna. Szła ze spuszczoną głową. Co jakiś czas ją podnosiła, by orientować się, czy dobrze idzie. Pod pokój pedagoga szkolnego dotarliśmy po zbyt krótkim czasie. Zanim dziewczyna zapukała do drzwi spojrzała na mnie.
- Wiem, że twoi koledzy udzielili ci paru wskazówek, zanim wstałeś. Dostosuj się do nich, a wszystko będzie dobrze. – Poklepała mnie po ramieniu. – I lepiej ukryj telefon. – Wskazała moją kieszeń. – Trzymaj się. – Blado się uśmiechnęła i zapukała. Zajrzała do środka i poinformowała pedagoga o moim przybyciu. Wprowadziła mnie do środka i opuściła gabinet.
Za biurkiem siedział chudy, blady facet po czterdziestce. Miał czarne, zaczesane do tyłu włosy, orli nos i nieprzyjemne niebieskie oczy. Splótł palce i stukał kciukami.
- Witaj, Nicolasie. Usiądź proszę.
Sztywno podszedłem do biurka i usiadłem na krześle. Spojrzałem na niego, ale nie w oczy. Na wysokie czoło, białą koszulę, szelki. Wszędzie, byle nie w oczy.
- Wiesz dlaczego się tu znalazłeś? – Zapytał skrzeczącym głosem.
No lepszego człowieka na pedagoga to wybrać nie mogli. Wyglądał jak dziecko Ponurego Żniwiarza i niemieckiego gestapowca, a przyjemny był jak papier ścierny w dotyku. W sumie to nawet on wypadał przy nim blado. Kiedy małe dziecko widzi takiego człowieka to od razu płacze i ucieka z piskiem, a matki zasłaniają pociechom oczy.
- Nie. Nie wiem, proszę pana. – Odparłem grzecznie.
- Posłuchaj… - Wstał z krzesła i przeszedł się po gabinecie. Wyjrzał przez okno i pogładził się po brodzie. – To jest szkoła w Bloodline. Jeżeli nie będziesz stosował się do panujących tu reguł, szybko pożegnasz się z życiem. Rozumiesz, o czym mówię? – Odwrócił się i przygwoździł mnie spojrzeniem do fotela.
- Nie… Niestety nie wiem, proszę pana. – Pisnąłem spłoszony.
- Powiem wprost. Nie podskakuj wszystkim dookoła jeżeli chcesz ocalić życie. Słyszałem o tym, co wydarzyło się dzisiaj, wczoraj i w zeszłym tygodniu. Jesteś tu dopiero dwa tygodnie, a już sprawiasz mi problemy. Następnym razem nie wychylaj się.
- To znaczy?
- Ech… - Ten człowiek powoli tracił cierpliwość, a należał do gatunku ludzi obdarzonych anielską cierpliwością. To nie moja wina, że gadał z idiotą. No, może troszkę. – To znaczy, że masz trzymać język za zębami i nerwy na wodzy, czaisz? A tym bardziej, jeśli masz do czynienia ze starszymi od siebie.
- Zaraz… Czyli miałem pozwolić, aby pobili mnie drugo i trzecioklasiści tylko dlatego, że są starsi i znaczą coś więcej w szkole nisz funt kurzu pętający się pod szkolnymi szafkami? – Zapytałem z niedowierzaniem. Pedagogiczne podejście, nie ma co.
- Tak. Wtedy byłbyś dużo bezpieczniejszy.
- Ale ledwo żywy. Nie pozwolę, aby ktoś mnie poniżał i bił tylko dlatego, że jest starszy ode mnie. Mam swoją godność i nie pozwolę, aby ktoś traktował mnie jak zwierzę… - Powiedziałem stanowczo i bardzo szybko tego pożałowałem.
Pedagog zaśmiał się drapieżnie, wręcz zaskrzeczał. Jak kruk lub sęp zwiastujący komuś jeszcze żywemu, że dzisiaj to on napełni swój żołądek.
- Co? Ty się słyszysz? – Podszedł do mnie. – To jest Bloodline! – Krzyknął i trzasnął mnie w twarz wierzchem dłoni tak mocno, że niemalże zobaczyłem cały wszechświat i supernowę przed oczami. – Śmiesz nazywać się człowiekiem? Ty jesteś zwierzęciem! – Dostałem w brzuch. Nacisnąłem słuchawkę i wyjąłem dłoń z kieszeni – Jesteś zwierzęciem jak my wszyscy tutaj. – Wyprostował się i przygładził włosy, które sterczały mu po bokach. – Jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć, podkul ogon, zaciśnij zęby i prześliźnij się przez to pieprzone liceum jak najciszej. Nie odzywaj się, nie oddychaj, nie wychylaj się. To takie dobre rady ode mnie. A teraz precz.
Ledwie wstałem z fotela trzymając się za brzuch. Ten fagas przyładował mi tuż pod mostek, w miejsce, gdzie oberwałem w niedawnej bójce. Zabiję sukinsyna przy najbliższej okazji.
Wyszedłem z gabinetu i na końcu korytarza dostrzegłem Snake’a. Poszedłem w jego kierunku. Podbiegł i złapał mnie za ramiona. Ujął moją szczękę i obrócił głowę. Syknął zobaczywszy ślad na policzku.
- Co cię jeszcze boli? – Zapytał troskliwie. Zaprowadził mnie na ławkę i posadził na niej.
- Splot… - Powiedziałem cicho.
Snake zabrał moje ręce z brzucha i rozpiął mocnym szarpnięciem moją koszulę. Przyjrzał się zaczerwienionemu miejscu pod żebrami. Nie miał najciekawszej miny. Puścił poły koszuli i wyprostował się.
- Siedź. Ja skoczę do sklepu i kupię coś zimnego. Póki co przyłóż to.
Odchylił kurtkę i zobaczyłem pięć nożyków do rzucania umieszczonych w specjalnych przegródkach. Wyjął dwa z nich i nóż, który miał za paskiem spodni. Jedną rzutkę przyłożył do mojego policzka i kazał mi przytrzymać. Poczułem przyjemne zimno kojące pulsujący ból. Ale będę miał śliwę. Reszta broni miała posłużyć mi do obrony. Snake wstał i pobiegł korytarzem. Wrócił po kilkunastu chwilach. Nożyk zamienił na puszkę coli wyjętej prosto z lodówki. Dopiero teraz poczułem, co to tak naprawdę chłód. Schował broń i usiadł obok mnie.
- Jak się czujesz? Nie masz problemów z oddychaniem?
- Zajebiście. Po prostu rewelacja. I nie, nie mam problemów z oddychaniem. – Odpowiedziałem z sarkazmem, który był niemalże namacalnym. Odetchnąłem nieco głębiej. - Co prawda, cholernie boli mnie klatka piersiowa i brzuch, ale to nic.
- Nie kręci ci się w głowie?
- Już nie. Dzięki.
- Co mu takiego powiedziałeś? – Snake gwałtownie zmienił temat i ton.
- Nic. Po prostu zachowałem się jak burak. Powiedziałem, że jestem człowiekiem. Tak w skrócie. – Odetchnąłem i znów poczułem promieniście rozchodzący się ból. Spojrzałem przed siebie.
- Ale ty bezmózg jesteś! – Krzyknął na mnie. – Co Ray ci mówił? Nie zgrywaj cwaniaka! A ty musiałeś go wkurwić. Jak zwykle. – Popatrzył na mnie. Był wściekły. Odwróciłem wzrok. Westchnął. - No cóż. Jesteś nowy. Mam nadzieję, że to cię czegoś nauczyło.
- Tak. Że nie powinno mnie tu być.
- Tak. Nie powinno. – Snake zamyślił się. Usiadł obok mnie i oparł się łokciami o swoje kolana. – Odpoczywaj. – Pokiwał głową i pogrążył się w swoich myślach.
Z zamyślenia wyrwał go dzwonek na przerwę. Podnieśliśmy się z ławki i poszliśmy do klasy po rzeczy. Ray nie zadawał mi pytań.
W środę i czwartek nie miałem spokoju. Miałem pod okiem wielkiego siniaka i wszyscy wytykali mnie palcami. Szeptali: „O! To ten!”, „On pyskował Larry’emu”, „Pobił kumpli Larsa” i tak dalej. Lars „Larry” był przewodniczącym Rady Dyscyplinarnej. Bałem się przechodzić korytarzem, mimo, że nikt nie zbliżał się do mnie. Domyśliłem się tego później. Bali się. Tak. Bali się pierwszoklasisty. Super. Jestem tu prawie trzy tygodnie, a już mam za wroga całą szkołę. Ciekawe, co jeszcze mnie czeka…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz