Pojawienie
się Egzorcystów w mieście jedynie podsycało panujący wśród
mieszkańców narastający od kilku tygodni niezrozumiały niepokój.
Udali się do kościoła. Na wejściu przeżegnali się i podeszli
bliżej, do ołtarza. Naprzeciw wyszedł im proboszcz parafii,
kapitan Egzorcysta Dicardi.
-
Witajcie, ekscelencjo, siostro – skinął im głową i pocałował
wyciągnięty ku niemu biskupi pierścień. - O waszym przybyciu wiem
już od miesiąca. Gratuluję awansu.
- Dziękuję. Jak sytuacja w promieniu trzech mil od portalu?
-
W hotelu – Rafael zagryzł wargi.
-
Niedobrze, oj niedobrze – rzekł proboszcz i potarł skronie. - To
się wymeldujcie, byle wartko! Musicie zamieszkać u mnie, na
plebani. Może i to nie są wielkie luksusy, do jakich przywykliście,
mieszkając w Draven, ale będzie wam ciepło, zjecie porządnie, no
i dostaniecie swoje schludne pokoje, ekscelencjo.
-
Dobrze. Skoro uraczyłes nas swoją gościnnością, grzechem byłoby
nie skorzystać z zaproszenia. Christina – zwrócił się do
towarzyszki, lecz nawet na nią nie spojrzał – idź do hotelu po
swoje rzeczy.
Odpowiedziała
mu cisza i zdziwiona mina gospodarza. Banderotti spojrzał na pustkę
po jego lewej, którą do niedawna wypełniała jego przyboczna,
następnie rozejrzał się po kościele.
-
Chris… Christina! - wrzasnął rozkazującym tonem, ujrzawszy
dziewczynę przechodzącą nad czerwonym sznurem odgradzającym
wejście do kaplicy ufundowanej przez archeńskiego króla Andre
Semona I, protoplasty rodu rządzącego w królestwie.
- Och, Christina! - powiedział zrezygnowanym tonem i poszedł po nią.
Proboszcz
Dicardi z rozczuleniem patrzył na zatroskanego Rafaela, który
próbował wyciągnąć z kaplicy zaplataną w linę młodą
dziewczynę. Wyszła stamtąd po jakichś pięciu minutach,
poprawiła habit i welon. Kurz, który zalegał na sznurze, wzbił
się w powietrze, co spowodowało gwałtowny atak kaszlu i kichania u
obydwojga Egzorcystów.
-
Szkoda, że są duchownymi. Byliby piękną parą – mruknął stary
ksiądz pod nosem.
Dicardi
odprowadził biskupa i przeorkę wzrokiem, a kiedy wyszli, udał się
na plebanię, by razem z nowym wikarym i gosposią przygotować
kwatery dla gości.
Jeżeli
willa o powierzchni trzystu metrów kwadratowych jest skromną
plebanią, to ciekawe jak wielka musi być normalna plebania.
Rafaelowi szczęka opadła do samej ziemi gdy wjechali na tył
kościoła. Zostawił hummera na podjeździe i wynieśli swoje
bagaże. Młody wikary o miedzianorudych, drobnych loczkach pomógł
Christinie w walizami i zaprowadził do sypialni ulokowanej na
poddaszu. Rafael wprowadził się naprzeciwko. Gosposia pomogła
rozpakować się dziewczynie, po czym zaprosiła gości na obiad.
-
Ładnie mieszkasz – przyznał Rafael po posiłku – a twoja
gosposia fenomenalnie gotuje.
-
Dziękuję za uznanie, ekscelencjo.
-
Zastanawia mnie jedno – Ravenga wpadła w dyskusję dość
niespodziewanie. - Czy parafianom nie przeszkadza wasze bogactwo?
Nikogo to nie gorszy?
-
Nie, wręcz przeciwnie. Kościół pomaga potrzebującym i większość
datków przeznaczona jest na cele społeczne, między innymi
wspieramy finansowo tutejsze szkoły, fundujemy uboższym mieszkańcom
obiady w miejskiej stołówce czy kolonie dla dzieci drwali.
-
I tak dużo zostaje na potrzeby parafii – rzekła rzewnie. - Pewnie
pieniądze ciągniecie od kustosza za ten dworek i kościół. Jak
widać, głodu nie cierpicie.
-
Przede wszystkim to hojność i ofiarność parafian, a także
pieniądze z Draven za ochronę portalu.
Christina
i Rafael od razu spojrzeli na wikarego.
-
Wie, spokojnie.
-
Chyba świeżak, co? - Dziewczyna popatrzyła niższemu randze
duchownemu prosto w bystre, wściekle, nawet nienaturalnie zielone
oczy. - Ile ty masz lat?
-
Dwadzieścia sześć, matko.
Rafael
odchrząknął, a Christina swoją głupią miną wyraziła swoje
skrajne zdziwienie. Nawet proboszcz szerokie otworzenie oczu pokazał,
że nie znał dokładnego wieku podopiecznego.
-
On jest starszy ode mnie – szepnął biskup do dziewczyny.
-
Ode mnie też – odparła i wyprostowała się. Spoważniała. -
Jaki masz stopień?
- Plutonowy, pani major – pochylił głowę.
-
Czas jest dla ciebie bardzo łaskawy.
-
Przez to moja partnerka chciała powiedzieć, że wyglądasz jak
chłopiec.
-
I w dodatku jestem od was niższy stopniem, Egzorcyści – syknął
z irytacją.
-
Wybacz nam, okażemy ci więcej należytego szacunku.
-
Nic się nie stało – machnął lekceważąco ręką. -
Przyzwyczaiłem się.
Po
tej krótkiej i niezręcznej wymianie zdań zapadła krótka chwila
ciszy. Każdy udawał, że bawi się niewidzialnym jedzeniem na swoim
talerzu, to ktoś stęknął naczyniem albo zgrzytnął widelce po
porcelanie.
-
Czy mógłbyś zaprowadzić nas do portalu? - spytał Banderotti
przerywając milczenie.
-
Oczywiście, tylko, że za godzinę muszę odprawić nabożeństwo.
Potem was tam zabiorę, ekscelencjo.
-
Bez tych formalności, proszę.
-
A może… - Christina wstała i zawiesiła się na ramionach biskupa
– Rafael odprawi mszę?
-
Nie! - odparł zakłopotany proboszcz. - Nie mógłbym nawet prosić.
Eminencja zmęczony po podróży.
-
Będziesz czytać? - Banderotti wykręcił się i spojrzał na
zakonnicę. - Jeśli przeczytasz słowo boże to odprawię obrządek.
-
Dobra! To ja idę się przebrać i odświeżyć. Zaraz będeeeeee –
dodała śpiewnie i pobiegła na górę.
-
Udam się w jej ślady – rzekł Egzorcysta i poszedł do swojego
pokoju.
Oboje
byli gotowi po dwóch kwadransach. We czwórkę udali się do
kościoła. Księża założyli ornaty, Dicardi wybrał dla Christiny
tekst liturgiczny, który potem dziewczyna studiowała z wielkim
zapałem, a wikary przygotowywał kościół na przyjęcie wiernych.
Kiedy
parafianie pojawili się, wikary i Ravenga zajęli miejsca w bocznej
ławie. O osiemnastej mężczyzna pociągnął za sznur, a wszyscy
obecni wstali. Księża wyszli z zakrystii i ceremonialnym krokiem
przeszli przez nawę.
Nabożeństwo
odprawiono w języku kościelnym, a kazanie przetłumaczył
proboszcz. Wieczorem duchowni spożyli skromny posiłek i po ciężkim
dniu udali się na kojący spoczynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz