niedziela, 15 czerwca 2014

Za pięć portal


Pojawienie się Egzorcystów w mieście jedynie podsycało panujący wśród mieszkańców narastający od kilku tygodni niezrozumiały niepokój. Udali się do kościoła. Na wejściu przeżegnali się i podeszli bliżej, do ołtarza. Naprzeciw wyszedł im proboszcz parafii, kapitan Egzorcysta Dicardi.
- Witajcie, ekscelencjo, siostro – skinął im głową i pocałował wyciągnięty ku niemu biskupi pierścień. - O waszym przybyciu wiem już od miesiąca. Gratuluję awansu.
- Dziękuję. Jak sytuacja w promieniu trzech mil od portalu?
     - Zamknąłem tę strefę. Zresztą mieszkańcy mają na tyle oleju w głowie, by się tam nie zbliżać. Wiedzą, że coś jest na rzeczy. W końcu burze, występujące w tamtym rejonie trzy razy dziennie nie należą do najnormalniejszych zjawisk pogodowych. Poza tym wbrew pozorom ci ludzie uczą się na błędach przodków. Dlatego też radzę wam się nie pokazywać ludziom w mundurach kościelnych. - Spojrzał na dwójkę Egzorcystów, wyraźnie zmieszanych nowinami. - Gdzie się zatrzymaliście?
- W hotelu – Rafael zagryzł wargi.
- Niedobrze, oj niedobrze – rzekł proboszcz i potarł skronie. - To się wymeldujcie, byle wartko! Musicie zamieszkać u mnie, na plebani. Może i to nie są wielkie luksusy, do jakich przywykliście, mieszkając w Draven, ale będzie wam ciepło, zjecie porządnie, no i dostaniecie swoje schludne pokoje, ekscelencjo.
- Dobrze. Skoro uraczyłes nas swoją gościnnością, grzechem byłoby nie skorzystać z zaproszenia. Christina – zwrócił się do towarzyszki, lecz nawet na nią nie spojrzał – idź do hotelu po swoje rzeczy.
Odpowiedziała mu cisza i zdziwiona mina gospodarza. Banderotti spojrzał na pustkę po jego lewej, którą do niedawna wypełniała jego przyboczna, następnie rozejrzał się po kościele.
- Chris… Christina! - wrzasnął rozkazującym tonem, ujrzawszy dziewczynę przechodzącą nad czerwonym sznurem odgradzającym wejście do kaplicy ufundowanej przez archeńskiego króla Andre Semona I, protoplasty rodu rządzącego w królestwie.
- Och, Christina! - powiedział zrezygnowanym tonem i poszedł po nią.
Proboszcz Dicardi z rozczuleniem patrzył na zatroskanego Rafaela, który próbował wyciągnąć z kaplicy zaplataną w linę młodą dziewczynę. Wyszła stamtąd po jakichś pięciu minutach, poprawiła habit i welon. Kurz, który zalegał na sznurze, wzbił się w powietrze, co spowodowało gwałtowny atak kaszlu i kichania u obydwojga Egzorcystów.
- Szkoda, że są duchownymi. Byliby piękną parą – mruknął stary ksiądz pod nosem.
Dicardi odprowadził biskupa i przeorkę wzrokiem, a kiedy wyszli, udał się na plebanię, by razem z nowym wikarym i gosposią przygotować kwatery dla gości.
Jeżeli willa o powierzchni trzystu metrów kwadratowych jest skromną plebanią, to ciekawe jak wielka musi być normalna plebania. Rafaelowi szczęka opadła do samej ziemi gdy wjechali na tył kościoła. Zostawił hummera na podjeździe i wynieśli swoje bagaże. Młody wikary o miedzianorudych, drobnych loczkach pomógł Christinie w walizami i zaprowadził do sypialni ulokowanej na poddaszu. Rafael wprowadził się naprzeciwko. Gosposia pomogła rozpakować się dziewczynie, po czym zaprosiła gości na obiad.
- Ładnie mieszkasz – przyznał Rafael po posiłku – a twoja gosposia fenomenalnie gotuje.
- Dziękuję za uznanie, ekscelencjo.
- Zastanawia mnie jedno – Ravenga wpadła w dyskusję dość niespodziewanie. - Czy parafianom nie przeszkadza wasze bogactwo? Nikogo to nie gorszy?
- Nie, wręcz przeciwnie. Kościół pomaga potrzebującym i większość datków przeznaczona jest na cele społeczne, między innymi wspieramy finansowo tutejsze szkoły, fundujemy uboższym mieszkańcom obiady w miejskiej stołówce czy kolonie dla dzieci drwali.
- I tak dużo zostaje na potrzeby parafii – rzekła rzewnie. - Pewnie pieniądze ciągniecie od kustosza za ten dworek i kościół. Jak widać, głodu nie cierpicie.
- Przede wszystkim to hojność i ofiarność parafian, a także pieniądze z Draven za ochronę portalu.
Christina i Rafael od razu spojrzeli na wikarego.
- Wie, spokojnie.
- Chyba świeżak, co? - Dziewczyna popatrzyła niższemu randze duchownemu prosto w bystre, wściekle, nawet nienaturalnie zielone oczy. - Ile ty masz lat?
- Dwadzieścia sześć, matko.
Rafael odchrząknął, a Christina swoją głupią miną wyraziła swoje skrajne zdziwienie. Nawet proboszcz szerokie otworzenie oczu pokazał, że nie znał dokładnego wieku podopiecznego.
- On jest starszy ode mnie – szepnął biskup do dziewczyny.
- Ode mnie też – odparła i wyprostowała się. Spoważniała. - Jaki masz stopień?
- Plutonowy, pani major – pochylił głowę.
- Czas jest dla ciebie bardzo łaskawy.
- Przez to moja partnerka chciała powiedzieć, że wyglądasz jak chłopiec.
- I w dodatku jestem od was niższy stopniem, Egzorcyści – syknął z irytacją.
- Wybacz nam, okażemy ci więcej należytego szacunku.
- Nic się nie stało – machnął lekceważąco ręką. - Przyzwyczaiłem się.
Po tej krótkiej i niezręcznej wymianie zdań zapadła krótka chwila ciszy. Każdy udawał, że bawi się niewidzialnym jedzeniem na swoim talerzu, to ktoś stęknął naczyniem albo zgrzytnął widelce po porcelanie.
- Czy mógłbyś zaprowadzić nas do portalu? - spytał Banderotti przerywając milczenie.
- Oczywiście, tylko, że za godzinę muszę odprawić nabożeństwo. Potem was tam zabiorę, ekscelencjo.
- Bez tych formalności, proszę.
- A może… - Christina wstała i zawiesiła się na ramionach biskupa – Rafael odprawi mszę?
- Nie! - odparł zakłopotany proboszcz. - Nie mógłbym nawet prosić. Eminencja zmęczony po podróży.
- Będziesz czytać? - Banderotti wykręcił się i spojrzał na zakonnicę. - Jeśli przeczytasz słowo boże to odprawię obrządek.
- Dobra! To ja idę się przebrać i odświeżyć. Zaraz będeeeeee – dodała śpiewnie i pobiegła na górę.
- Udam się w jej ślady – rzekł Egzorcysta i poszedł do swojego pokoju.
Oboje byli gotowi po dwóch kwadransach. We czwórkę udali się do kościoła. Księża założyli ornaty, Dicardi wybrał dla Christiny tekst liturgiczny, który potem dziewczyna studiowała z wielkim zapałem, a wikary przygotowywał kościół na przyjęcie wiernych.
Kiedy parafianie pojawili się, wikary i Ravenga zajęli miejsca w bocznej ławie. O osiemnastej mężczyzna pociągnął za sznur, a wszyscy obecni wstali. Księża wyszli z zakrystii i ceremonialnym krokiem przeszli przez nawę.
Nabożeństwo odprawiono w języku kościelnym, a kazanie przetłumaczył proboszcz. Wieczorem duchowni spożyli skromny posiłek i po ciężkim dniu udali się na kojący spoczynek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz