piątek, 28 lutego 2014

Dziwny czas na rozmowy



Czwórka Łowców powoli udała się w kierunku południa. Dotarli do rozwidlenia drogi. Russell, jako dowódca, miał zadecydować, co dalej. Milczał.
- I co dalej, dowódco? – spytała Rose, nieco ironicznie.
- Connor?
- Najwięcej jest ich w tamtym kierunku – wskazał palcem lewą ścieżkę. – Ale tam też ich nie brakuje – dodał szybko, wskazując druga drogę. – Ogólnie najwięcej wyczuwam ich w okolicach Centrum.
- Dobrze. Zatem ja i Connor udamy się na Wschód, wy bierzecie Zachód. Za pół godziny spotykamy się na rynku.
- Rozkaz! – usłyszał w odpowiedzi.

poniedziałek, 24 lutego 2014

W imię wiary...



Bez ogona się nie obyło. Nim dotarli do azylu, natrafili na sforę Odyńców, które trzeba było załatwić, ale z racji tego, że było ich z półtora tuzina, a każda ze sztuk ważyła co najmniej trzysta funtów, nie było mowy o frontalnym starciu. Najpierw jechali Rose i Adam, za nimi pośredniczki, na końcu Russell i Connor. Oni dwaj skupili na sobie potwory. Odbili w lewo, by odciągnąć od pozostałych potwory. Większość z nich pobiegła za nimi, ale pięć sztuk udało się za pozostałymi. Jednego załatwiła Sophie, resztę Łowcy. Te, które pobiegły za Skorpionem i Szerszeniem były wykańczane powoli. Nie były tak zwrotne jak konie, więc kiedy mężczyźni gwałtownie skręcili, dwa z nich zaryły w ścianę jakiegoś budynku i zabiły się, rozbijając sobie czaszki. Jeden zginął, ponieważ nadział się na ogrodzenie, którego nie był w stanie przeskoczyć. Resztę powoli wystrzelali. Aby je wszystkie wykończyć, krążyli wokół kościoła i małego placu ze studnią w centrum.

środa, 12 lutego 2014

Nieoczekiwane spotkanie



Russell i Connor jechali powoli mimo, że ich konie już odpoczęły. Czasami zostawiali je by pozabijać jakieś potwory. W ich sercach obudzili się obrońcy praw zwierząt i poznali, co to jest troska o coś, co ma sierść. I oczywiście pochodzi ze świata ludzi.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Różne oblicza walki



Russell na grzbiecie łaciatego konia z ciapkami na nogach wyglądał jak przywódca rewolucji. Wściekły przywódca wściekłej rewolucji.  Co rusz krzyczał do Connora i wydawał Juanowi nowe polecenia które nie zawsze były przyjmowane. On i jego Tarcza strzelali do wampirów z szybkością dźwięku czasami tylko pudłując. Na koniach poruszali się bardzo szybko i bardzo szybko uciekali przed chmarami coraz to nowych potworów.
Znaleźli się przed budynkiem banku który był otoczony ze wszystkich stron szerokimi ulicami.
- Bierz mojego konia i krąż wokół banku. Będę na dachu. – Zarządził Russell i zeskoczył z grzbietu swojego ulubionego dzianeta który nawet doczekał się swojego imienia – Koper.