niedziela, 30 marca 2014

Strata



Łowcy nie mieli dużo więcej do roboty. Potwory zmyły się tak szybko, jak się pojawiły, a nawet jeszcze szybciej. Wampiry, czyli przywódcy szturmu, ogarnęła anarchia po utracie wszystkich przywódców. Magiczne stworzenia naprędce otwierały portale tylko po to, by wynieść się z siedliska ludzi. Te słabsze zostawały tylko po to, by pogłębić rzekę krwi, utworzoną z posoki wszystkiego, co dzisiaj zginęło.
Connor zgarnął Neyvę i osłaniany przez Rose szedł za dowódcą. Pozostali Łowcy zabijali potwory niższych Kręgów, jeśli atakowały.

niedziela, 23 marca 2014

I rodzinka w komplecie



A ona stała na małym balkoniku i obserwowała wszystko z obrzydzeniem do rasy ludzkiej, ale także i swojej. To przez wampiry ludzie stali się tacy… dzicy. Niczym zaszczute zwierzęta w klatce - lesie pełnym kłusowników. Donikąd ucieczki, znikąd nadziei. Zostaje tylko załamać się i poddać.
O nie, nie tym razem – skarciła się w myślach i otarła łzę z policzka. Stała pod wielką ciemnozieloną płachtą rozciągniętą nad kamienną półką, która miała stać się w najbliższej przyszłości balkonem. Póki co nawet barierek nie było. Zeskoczyła z budynku. Miękko wylądowała na bruku. Zacisnęła pięści i ze spuszczoną głową ruszyła przed siebie przedzierając się przez środek bitwy. Szła w kierunku wampirzego generała. Nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi. Najpierw zauważyła Russella i Connora zwróconych do siebie plecami, potem Rose i jakiegoś mężczyznę, który ciągle wydawał jej rozkazy oraz dwóch innych, młodych Łowców. Starała się o nich nie myśleć. Nie w tym momencie. Po policzkach ciągle spływały duże, słone krople, których nie ocierała. Przystanęła w połowie drogi i rozejrzała się. Musiała powstrzymać dalszy rozlew krwi.
- Dość – powiedziała cicho do siebie. – Dość. – Powtórzyła nieco głośniej, ale nadal była niezauważalna jak powietrze.

środa, 19 marca 2014

Prawdziwa potęga przeciwnika



Kiedy pośredniczki wybiegły z mieszkania, Neyva poczuła się strasznie samotna. Opuszczona jak powojenna sierota. Próbowała znaleźć sobie jakiś kąt, ale przytłaczająca cisza stawała się nie do zniesienia. Wiedziała, dlaczego to wszystko się dzieje, gdzie tak naprawdę się znajduje. Spod koszuli wyjęła swoją jedyną własność – srebrny wisiorek w kształcie kuli. W środku znajdował się sproszkowany Kwiat Północy, który dawał jej ochronę przed promieniami świetlnymi. Nie mogła otworzyć kulki, bo utknęłaby w cieniu na zawsze,  a tego chciała za wszelką cenę uniknąć. Toczyła wisiorek między palcami, siedząc pod parapetem w pokoju Russella tylko po to, by zapomnieć o tym, co dzieje się za oknem, tuż obok. Nie chciała wstać i spojrzeć na to, do czego doprowadziła. Bała się. Ale i wstydziła. Cały czas wsłuchana we wrzaski mordowanych ludzi i potworów siedziała skulona w tym jednym tylko kącie. Nie ruszała się. Nie chciała się narażać na gniew Łowcy. Wyraźnie powiedział, że ma zostać w domu.

niedziela, 16 marca 2014

Skleroza nie boli



- Wiesz, mam wrażenie, że o czymś zapomniałyśmy – powiedziała Sophie, gdy wyglądała przez wielkie witrażowe okno, siedząc we wnęce okna znajdującego się nad ładnymi organami osadzonymi w wiśniowym drewnie.
Tess zajęła się opatrywaniem rannych i segregowaniem zapasów. Na górze poza nimi siedziało jeszcze kilku mężczyzn, którzy dopiero co wrócili z miasta i dwie siostry zakonne. Blondynka owijała właśnie rękę jednego z mieszczan bandażem, kiedy doszło do niej to, co usłyszała.
- A niby o czym miałyśmy zapomnieć?
- Sama pomyśl – zeskoczyła z wnęki i miękko wylądowała na parkiecie. -  Nie brakuje ci czegoś? Ja mam jakieś nieodparte wrażenie, że o czymś zapomniałyśmy.
- Ale o czym? Gotowe – poklepała mężczyznę po ramieniu i uśmiechnęła się. Zajęła się skrzynkami z amunicją. – Chłopaki w polu, miasto w miarę możliwości zabezpieczone, ludzie poukrywani po domach i azylach. My, a przynajmniej ja - podkreśliła - opiekujemy się rannymi. Czego jeszcze chcesz?

czwartek, 6 marca 2014

Decyzje



- Rose?
Przed nią stał Russell. W dłoni ściskał jedną z rzutek, a przez ramię miał przewieszony karabin. Nieco wystraszony, patrzył na nią w niemym osłupieniu.
- Dlaczego do mnie mierzysz? – spytał nerwowo?
- Bo mogę – burknęła, ale nie schowała broni.
- Proszę cię, Rose, schowaj to – poprosił stanowczo, acz z lekką nutką strachu w głosie. Nie do końca był zdecydowany i pewny swych słów.
- Zastanowię się – odparła.
- Radziłbym ci mierzyć przed siebie. Czekają na nas – wskazał jej grupkę pomniejszych demonów. Wyjął jeszcze trzy rzutki do rzucania i miotnął nimi w grupkę potworów. Powalił kilka, dwa zostały zranione.
A ona stała i tylko się zastanawiała.